Homilia na IV Niedzielę Adwentu – 24 grudnia 2017

 „Bądź pozdrowiona, pełna łaski. Pan z Tobą”.
Słowa powitania Archanioła Gabriela skierowane do Maryi powinny stać się naszym udziałem. Dziś także będziemy witać się z naszymi krewnymi, których może dawno już nie widzieliśmy, a z którymi spotkamy się przy wigilijnej wieczerzy.
Anioł Gabriel przychodzi z konkretną misją – Maryja ma zostać Matką Syna Bożego: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus”. Bóg jest dżentelmenem – nie narzuca jej swojej woli – czeka na jej decyzję. Szanuje to że jest zmieszana, zaskoczona i pełna obaw. Dlatego Archanioł Gabriel cierpliwie jej wyjaśnia: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”.
Maryja uspokojona przez Bożego posłańca wyraża swoją gotowość do pełnienia woli Bożej.
„<<Oto ja Służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego Słowa>>”.

Postawa Maryi jest postawą zaufania i zawierzenia Bogu. Kiedy Bóg postanowił, to trzeba umieć przyjąć i zaakceptować jego wolę. My lubimy dyskutować i pytać: a dlaczego tak, a czemu nie inaczej – lubimy drążyć, szukać dziury w całym, nie lubimy, jak coś nie jest po naszej myśli. Maryja uczy nas, że z wolą Bożą się nie dyskutuje i nie polemizuje, wolę Bożą się przyjmuje i akceptuje! Skoro tak, to znaczy, że ma być tak i tyle, bo ktoś Mądrzejszy nad nami to zaplanował. W momencie, gdy Maryja zaufała Bogu, stała się zupełnie spokojna i radosna.
Często te nasze ludzkie plany na święta i niezadowolenia z czegoś, bo nie tak planowaliśmy;są powodem nerwowości, sprzeczek i kłótni. Spróbujmy nauczyć się tej postawy – zaufać w ciemno, będzie dobrze. Przecież najważniejsze jest to że spotykamy się w rodzinie i świętujemy w te noc Narodziny Zbawiciela. Nawet na Wigilię jest zawieszenie broni w miejscach, gdzie trwają konflikty zbrojne; nawet na wigilię zwierzęta mogą przemówić ludzkim głosem – to czy tym bardziej i my nie powinniśmy we wzajemnym pokoju i poszanowaniu, bez wypominania, bez złośliwości i utarczek słownych przeżywać ten błogosławiony czas?! A ci, którzy wiecznie są niezadowoleni i przez cały rok mają skwaszoną minę, jakby każdego dnia na śniadanie jedli cytrynę, niech wreszcie się uśmiechną, bo naprawdę dziś jest wielki i radosny dzień.
Niech nam się udzieli radość i pokój Maryi i stanie się naszą radością i naszym pokojem.
Tradycja przypomina, że gospodarz przed wigilią wychodził, spoglądał swoim gospodarskim okiem na swój dobytek, szedł do zwierząt i dzielił się z nimi opłatkiem, a następnie wracał do domu, gdzie przewodniczył modlitwom, dzielił się opłatkiem i wraz z rodziną świętował Wigilię. To nie tylko tradycja i symbol – to ma być znak, że tej nocy wszystkie stworzenia Boże: przyroda, zwierzęta i ludzie świętują we wzajemnym poszanowaniu i pokoju noc narodzin Bożej Dzieciny. Niech nikt i nic nie zamąci tej radosnej atmosfery świętowania Bożego Narodzenia.
Kończy się czas oczekiwania adwentowego i nastaje czas wypełnienia obietnic zbawienia dla całego świata. Zbawiciel jest już blisko, stoi u naszych drzwi. Otwórzmy Mu nasze serca i zaprośmy do naszego życia, aby przemieniał nas od środka swoją obecnością.

Panie, Ty jesteś naszą radością. Przyjdź, prosimy i zamieszkaj w nas tak, jak zamieszkałeś w Twojej Matce. Niech zbawienie, którym jesteś Ty sam, stanie się w pełni naszym udziałem. Amen.

Homilia na III Niedzielę Adwentu – 17 grudnia 2017

„Pojawił się człowiek posłany przez Boga, Jan mu było na imię. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: <<Kto ty jesteś?>>, on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: <<Ja nie jestem Mesjaszem>>”.

Przykład Jana Chrzciciela uczy nas, jak ważne jest to, aby jawnie ukazywać prawdę o sobie samym.
Często chcemy uchodzić za kogoś, kim nie jesteśmy. Wydaje nam się, że możemy w ten sposób coś zyskać lub najzwyczajniej poczuć się lepiej, jak ktoś ważniejszy czy piękniejszy.
Świadczy o tym napis na witrynie jednego ze sklepów amerykańskich: „Jeśli pragniesz wyglądać jak największe gwiazdy i celebryci, przyjdź do nas, a sprawimy, że poczujesz się szczęśliwym!”
Nie jest to jednak droga, która wnosi dobro w nasze życie. Jeśli na tym budujemy swój wizerunek, to wcześniej czy później czeka nas porażka. A przecież stary, dobry „Perfect” śpiewał w piosence:
„Chcemy być sobą jeszcze, chcemy być sobą wreszcie!”
Przypominają się słowa z Triduum o Św. Józefie Kalasancjuszu, który mówił, że wychowawca w relacji z wychowankiem powinien być: cierpliwy, konsekwentny i zawsze być sobą, aby był skuteczny, przejrzysty i autentyczny. Powinniśmy poznawać prawdę o sobie, o tym, kim jesteśmy i w jakim miejscu naszego życia się znajdujemy, a wtedy będziemy wiarygodni dla innych.
 „Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie?

Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz”.

Jan Chrzciciel zapytany o tożsamość nazwał siebie tylko GŁOSEM. Zadaniem głosu jest umożliwić słowu dotarcie do adresata. Głos brzmi tylko kilka sekund i milknie, ale słowo pozostaje i dochodzi do zamierzonego celu. Jan Chrzciciel był głosem innym od tych, które na co dzień otaczają człowieka. Głosem, który brzmiał i grzmiał ze względu na Jezusa Chrystusa.
Jan Chrzciciel jako głos Boga, wzywał do prostowania dróg pańskich poprzez własną pokorę.
On nie skupiał uwagi na sobie, nie był celebrytą, który musi zabłysnąć przed kamerami na tzw. ściance medialnej – bo ma swoje wymarzone 5 minut! Po wypełnieniu swojej roli potrafił w pewnym momencie zniknąć. To jest dla nas kolejna wskazówka, że człowiek wiary, to ktoś, kto sobą nie zasłania przesłania Bożego, nie skupia na sobie uwagi, nie oczekuje pochwał, nie narzuca się nachalnie, ale nieustannie robi miejsce dla Boga. Ten głos wołającego na pustyni: prostujcie drogi dla Pana, tak na prawdę nie robi dziś na wielu ludziach wrażenia. Za dużo dzisiaj stykamy się z różnymi głosami: w gazetach, radio, telewizji, itd.
Żyjemy – jak napisał młody poeta w wierszu – w tzw. „potoku słów”
Potok słów, na ulicy,
Wylewający się z telewizyjnego worka
Niczym lawina spływająca z gór na równinę…
Słowa nic nie znaczące, jak czek bez pokrycia…
Gadanina bez sensu…
Ciągle tylko słowa, słowa, słowa…
Już teraz wiem, dlaczego milczenie jest zlotem…
Żyjemy w czasach, gdzie ludzie bardziej lubią mówić, niż słuchać! Brak właściwej reakcji na słowo spowodował, że nie potrafimy odróżnić rangi słów, nie reagujemy na słowa ważne, takie jak np. Słowo Boże. Głosu Boga nie można zlekceważyć.

Tak jak kiedyś Bóg przemówił do ludzi przez Jana Chrzciciela, tak autentyczne staje się przesłanie tych słów dla nas dzisiaj. Adwent to szczególny czas uwrażliwienia na Jego głos, trzeba go nie tylko słyszeć, ale także nadsłuchiwać, z której strony i od jakiej osoby do mnie dociera. Głos Boga dochodzi do nas z czytanych stron Pisma św., które częściej, w tym okresie Adwentu, powinniśmy brać do ręki. Czy jesteś gotowy przyjąć w czasie tego Adwentu niepokojący głos proroka, który nadal upomina nas, żebyśmy prostowali drogi dla Chrystusa?

Jan Chrzciciel uczy nas, że można tego dokonać. Niech radość z tego, że czas Adwentu się przepołowił
i przyjście Pana jest bliskie, uwrażliwi nas na przyjęcie Prawdy objawionej o Bogu, sercem oczyszczonym w sakramencie pojednania, aby Boże Słowo narodziło się w każdym z nas.

Panie Jezu, ty jesteś Drogą, Prawdą i Życiem, Ty jesteś naszym światłem w tunelu ciemności grzechu. Obdarz nas łaską stawania w prawdzie o sobie samym, abyśmy narodzili się dla Ciebie. Amen.

Homilia Na Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata – 26 listopada 2017

„Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili”.

Syn Człowieczy , któremu wszystko jest poddane, porównując siebie do Pasterza, który dba o każdego człowieka. Wzywa nas, abyśmy troszczyli się o innych, często słabszych, ubogich i opuszczonych. Ponieważ nasz Mistrz Jezus Chrystus jest w potrzebujących. Król, który oddziela owce od kozłów, dokonuje swoistego osądu nad wszystkimi narodami. Ze zgromadzonymi po swej prawej i lewej stronie prowadzi dialog, a najważniejszym tematem są uczynki miłosierdzia.
„Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźmijcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata/…/ Idźcie precz ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom”. On nie tyle osądza, co pokazuje wyraźnie, że aby osiągnąć niebo, trzeba zapracować na nie własną miłością…Wszystko, co czynimy, o tyle ma wartość, o ile w miłości ma swój początek. Dlatego istotne jest, kto lub co króluje w moim sercu…
Jeśli jest to Jezus Chrystus Król Wszechświata, wtedy daję siebie najbliższym i na tym nie poprzestaję. Miłość bowiem rodzi miłość, zataczając coraz szersze kręgi.
Z Chrystusem Królem wywyższonym we własnym sercu nauczymy się kochać i budować wartościowe relacje; nie poddamy się nowym zagrożeniom, bo otaczający świat stanie się o wiele ciekawszy i piękniejszy niż wirtualna samotność.
Pochłania nas świat telewizji, mediów, komputerów, co sprawia, że wielu ludzi funkcjonuje bardziej w świecie wirtualnym niż w rzeczywistym. Te nowe, pozornie nieszkodliwe zagrożenia, często doprowadzają do kryzysu, a nawet rozpadu małżeństwa i rodziny. Żyjąc pod jednym dachem, tworzymy w czterech ścianach azyl własnego pokoju, zawieramy „wirtualne przyjaźnie” z ludźmi, których może nawet nie znamy, które nie stawiają wymagań i niczego od nas nie oczekują. Potrafimy w komputerze lajkować – czyli akceptować czyjąś wypowiedź, zdjęcie, komentarz, potrafimy hejtować, czyli odrzucić kogoś  lub potępić. Oglądamy programy telewizyjne i talk showy, gdzie często trzeba kogoś wyeliminować, odrzucić –  wypowiadając nie zawsze szczere: tak mi przykro… zagłuszając wyrzuty sumienia, gdyż to ja wyeliminowałem…nie zauważając, że może staję się dwulicowy… obłudny…
Nawet nie wiemy i nie zdajemy sobie sprawy, kiedy i w jakim momencie stajemy się sędziami – oceniamy innych, nie zawsze obiektywnie – nie znając ich sytuacji życiowej, warunków.
Na ekranach kin pojawił się film – adaptacja książki, która stała się światowym bestsellerem bo wydano już ponad 20 mln egzemplarzy; pt.: „CHATA”. Główny bohater filmu, MacKenzie staje przed piękną kobietą o imieniu Mądrość, która każe mu zasiąść na fotelu i dokonać wyboru – które z jego dzieci ma pójść do piekła, a które do nieba. On oszołomiony mówi wyraźnie, że się nie da – bo kocha oboje i mimo, że go ranią, to pragnie ich szczęścia. Mądrość odpowiada: „Już osądziłeś Boga za śmierć swojej najmłodszej córki, a teraz widzisz, że Bóg, który jest ojcem i kocha jednakowo swoje dzieci, nie chce ich potępienia, pragnie jednakowo ich szczęścia”.
A przecież dzieci tak często ranią i zasmucają swoich rodziców i odwracają się od nich, to jednak rodzice kochają je dalej, choć przeżywają smutek i ból. I taki jest nasz Bóg – Ojciec, który jest z natury miłością i nie może nie kochać.
Margaret Mitchell
napisała:Dla ludzi najszczęśliwsze są dni, kiedy rodzą się dzieci!”.
Dla Boga, który jest Ojcem i Pełnią Odwiecznej Miłości, najszczęśliwsze są te dni, kiedy jego dzieci rodzą się dla nieba i żyją wiecznie. Dziś jawi się jedno zasadnicze pytanie, na które mamy jako chrześcijanie dać odpowiedź: kto lub co króluje naprawdę w moim sercu?!
Prośmy Chrystusa Króla abyśmy potrafili przez czyny miłości dostąpić narodzin dla nieba radości wiecznej:
Panie Jezu, spraw, aby doświadczył pełnej miłości w napotkanym człowieku. Daj mi serce gotowe do spełniania uczynków miłosierdzia wobec ludzi, abym w Nich zobaczył Ciebie i razem z Tobą królował na wieki. Amen.

Homilia na XXXIII Niedzielę zwykłą – 19 listopada 2017

„Pewien człowiek, mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek.
Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał”.

Przypowieść o talentach ukazuje postawę pana, który jak Bóg obdarowuje swoje sługi talentami. Pan nie jest zachłanny, chce jednak sprawdzić uczciwość oraz zaradność swoich służących. Kiedy pan powrócił, postanowił rozliczyć się z nimi. „Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem”. Dwóch pierwszych pomnożyło swoje talenty i dlatego w nagrodę usłyszeli słowa pochwały: „Dobrze, sługo dobry i wierny. Byłeś wierny w niewielu rzeczach, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana”. Czego nas uczy dzisiejsza Ewangelia?!

Słysząc przypowieść o talentach zwykle zwracamy naszą uwagę na sprawę pomnażania i wzrostu naszych zdolności i umiejętności. Pomnażając talenty budujemy naszą przyszłość, nasze życie, nasz dom. W świetle dzisiejszej Ewangelii zwróćmy uwagę na coś zupełnie innego – na potrzebę czujnej troski o innych. Talenty w tej przypowieści symbolizują nasze codzienne dobre uczynki lub dary otrzymane od Boga. Jako jego wierni słudzy powinniśmy ją powiększać, czyli miłować naszych bliźnich. Dziś tak często widok człowieka żebrzącego często „wytrąca nas z równowagi”. Czy naprawdę jest biedny, a może tylko udaje? Nie dam się nabrać! To prawda, że nie brakuje dziś oszustów i naciągaczy – ale ilu jest naprawdę ludzi biednych i potrzebujących, którzy czasami wstydzą się poprosić o pomoc. Jak ich odnaleźć, jak do nich dotrzeć?! Jesteśmy wyposażeni przez Pana Boga w rozmaite talenty i temperamenty, różnorodną wrażliwość i dlatego sami mamy podjąć decyzję, co należy zrobić. Mogą to być pieniądze, jakaś konkretna pomoc, okazana życzliwość, poświęcony czas i rozmowa… To od nas zależy. Ważne, żebyśmy nie przeszli obojętnie obok ludzi, którzy naprawdę są w potrzebie. Oby nas nie zjadała powszechnie wkradająca się znieczulica.

Człowiek jest do tego stopnia zajęty samokształceniem, karierą zawodową, tak pochłonięty własnymi sprawami, że nie ma czasu na zainteresowanie się bliźnim. Tak łatwo się usprawiedliwić – niech tym człowiekiem zajmie się: Caritas, GOPS, hospicjum, parafia, gmina, ja nic nie mogę zrobić. A przecież wydarzenia z naszej parafii pokazują, że można pomóc bezinteresownie drugiemu człowiekowi… /ks. prałat , Wigilia, opieka chorych/.

Jezus mówi do Apostołów: „Wy dajcie im jeść!” – ale czy i te słowa nie odnoszą się także do nas?! „Szczęśliwy człowiek, który służy Panu i chodzi jego drogami”. Pan Bóg powołał nas do służenia sobie nawzajem. Służba bliźniemu, to służba Bogu. Największym darem, który możemy ofiarować bliźnim, jest miłość. Każdy ją w sobie ma. Trzeba odkryć, że tej miłości mamy w sobie bardzo dużo. O tym mówi Jezus
w dzisiejszej Ewangelii mówi: „Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak, że nadmiar mieć będzie”.

Papież Franciszek ogłosił w XXXIII Niedzielę Zwykłą Światowy Dzień Ubogich. Papież napisał bardzo piękne uzasadnienie w Liście Apostolskim „Misericordia et Misera”: „Będzie to najbardziej godne przygotowanie do przeżycia Uroczystości Naszego Pana Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata, który utożsamiał się z maluczkimi i ubogimi, a osądzi nas z uczynków miłosierdzia. Ten dzień będzie również autentyczną formą Nowej Ewangelizacji, przy pomocy której trzeba odnowić oblicze Kościoła w jego odwiecznym dziele nawrócenia duszpasterskiego, aby być świadkiem miłosierdzia”.

Spoglądają na nas miłosierne oczy Najświętszej Matki Boga – Matki Bożej Fatimskiej. Ona jest pierwszą, która toruje nam drogę w dawaniu świadectwa miłości. Matka Miłosierdzia gromadzi wszystkich pod osłoną swego płaszcza, jak często przedstawiała Ją sztuka. Ufamy Jej macierzyńskiej pomocy i idziemy za Jej odwieczną wskazówką, by patrzeć na Jezusa, który jest promiennym obliczem Bożego miłosierdzia.

Panie Jezu spraw, abym pragnął pełnić Twoją wolę, abym przez swoją miłość do drugiego człowieka rozwijał swoje talenty i predyspozycje takie jak: wrażliwość, pomoc, otwartość i miłosierdzie. Chcę dołączyć do Ciebie w budowaniu na ziemi Twojego Królestwa. Miłości, sprawiedliwości i pokoju. Amen.

Homilia na XXXII Niedzielę zwykłą – 12 listopada 2017

„Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny”.

Dzisiejsza Liturgia Słowa podkreśla tzw. Pochwałę Mądrości. Najpierw autor Księgi Mądrości pisze wyraźnie, że prawdziwa „mądrość jest wspaniała i niewiędnąca: ci łatwo ją dostrzegą, którzy ją miłują, i ci ją znajdą, którzy jej szukają, uprzedza bowiem tych, co jej pragną, wpierw dając się im poznać”.
Wielu ludzi szuka sposobów na to, aby posiąść życiową mądrość, a przy tym stać się nie tylko ludźmi mądrymi, ale i wpływowymi. Wszechstronne studia, kursy coachingowe, opieka prywatnych mentorów. Wszystko po to, by osiągnąć bliżej nieokreślony i subiektywny poziom „szczęścia i zadowolenia z życia”. Czy jednak kolejna linijka w życiorysie zawodowym /tzw. CV bez zarzutu/ wystarczy, by zostać przyjętym do …… Królestwa Niebieskiego?!
„Królestwo niebieskie podobne będzie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie oblubieńca. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych”. W dzisiejszej Ewangelii mówiącej o pannach rozsądnych i nierozsądnych ukryta jest tajemnica prawdziwej mądrości. W oryginale greckim tego tekstu pierwsze pięć panien nazywa się rozumnymi, zaś pozostałe po prostu… głupimi. Przypowieść uczy, że prawdziwa mądrość to bycie przewidującym, czuwającym, dbającym także o sprawy z pozoru oczywiste. Ojcowie  Kościoła mówili, że ewangeliczna lampa to wiara, oliwa natomiast to dobre uczynki. Bez dobrych uczynków, jak bez oliwy, wiara, czyli lampa, gaśnie i staje się martwa. Dla panien głupich w momencie, gdy przybywa Oblubieniec, to oliwa jest najważniejsza. W środku nocy próbują ją zdobyć. Naprawić swoje zaniedbanie, licząc na jakieś znajomości u pogrążonych we śnie sprzedawców. Zapomniały, że powitanie Oblubieńca, nawet z pogaszonymi lampami, jest najważniejsze. Tymczasem nie miały okazji Go ujrzeć i nie zostały zaproszone na ucztę.
Po prostu się tam nie dostały, bo drzwi zamknięto!
Wielki filozof i myśliciel grecki – Sokrates napisał: „Cóż komu z tego, że zjadł wszystkie rozumy, jeżeli nie posiada własnego?!” Czasami wydaje się nam, że swoją bystrością, sprytem, kombinowaniem, zaradnością, jesteśmy w stanie wszystkich zakasować, przechytrzyć. Nawet jeśli ci się to uda w relacjach z ludźmi, nawet jeśli oszukasz mamę, tatę, współmałżonka, dzieci, księdza – pamiętaj, że Pana Boga nie oszukasz – i to jest największy wstyd, kiedy przed Nim możemy się po prostu wygłupić. Bo kiedy nadejdzie Sąd Ostateczny, Bóg oddzieli ludzi przygotowanych na Jego przyjście od tych, którzy to przygotowanie zaniedbali. Warto pomyśleć, jak wygląda nasza gotowość na spotkanie z Panem Jezusem?!
Czy przypadkiem nie przypominamy tych dziesięciu panien? Każdy z nas ma czasami więcej, a czasami mniej światła. Czasami tkwimy w mroku, a czasami w światłości. Bardzo ważny jest decydujący moment w Ewangelii, kiedy panny po przebudzeniu mają stanąć przed panem młodym. Do niego należy decyzja, czy wpuści je na wesele. Jakże to przedziwna i zarazem przykra sytuacja. Pan młody – a w jego osobie ukrywa się sam Jezus – mówi do panien głupich: Zaprawdę powiadam wam, nie znam was!” Jak to możliwe, żeby nasz Stwórca i Zbawiciel ich nie rozpoznał? Zapamiętajmy, że naszym najważniejszym zadaniem jest uczynić wszystko, aby dać się rozpoznać Jezusowi. Pewnego dnia, gdy Bóg będzie otwierał nam bramy nieba, będzie to dla nas moment decydujący.
Czy powie wtedy do nas, że poznaje naszą twarz, twarz, którą stworzył? Trzeba zatem troszczyć się o to światło, które mamy, abyśmy dzięki niemu zostali rozpoznani i wpuszczeni na ucztę w Królestwie Niebieskim. Bądźmy świadomymi, odpowiedzialnymi i roztropnymi chrześcijanami, którzy trwają w świetle Jezusowej miłości. Pamiętajmy, że w świetle lampy naprawdę lepiej widać!
Panie Jezu, Ty chcesz przyjrzeć mi się z bliska, ujrzeć moją twarz, a ja tak często trwam w ciemności grzechu. Niech Twoje oblicze zajaśnieje nad Twym sługą. Wyrzekam się wszelkiej ciemności. Amen.

Homilia na Dzień Zaduszny – 2 listopada 2017

W Dzień Zaduszny Kościół poleca Bożej dobroci, Bożej miłości i Bożemu przebaczeniu tych, co odeszli: Bóg niegdyś obmył ich wodą chrztu, teraz może ich obmyć łaską przebaczenia.
Po Uroczystości Wszystkich Świętych, przeżywaliśmy wczoraj w Kościele, przychodzi dzień 2 listopada – dzień zadumy, refleksji i pochylania się nad Wszystkimi Wiernymi Zmarłymi, którzy odeszli z tego świata, a których dusze nie zaznały jeszcze spokoju, bo przeżywają czas próby i oczekiwania na wejście do nieba – czyli czyściec.
Dzień modlitwy za zmarłych jest dla wielu dniem pytań zasadniczych: dlaczego umieramy, dlaczego ciało nasze rozsypuje się w proch, dlaczego musimy przeżywać ból rozstania z bliskimi? Kto może nam zapewnić nieśmiertelność, kto powie nam, jak wygląda życie przyszłe, kto może pocieszyć w czasie smutku? Przyjęliśmy słowa Chrystusa i znamy odpowiedzi. Wierzymy temu, co mówią natchnione księgi Pisma św. Wiele zaś znalezionych odpowiedzi możemy sprowadzić do jednej: śmierć można zrozumieć tylko w świetle śmierci i zmartwychwstania Chrystusa Pana. W dniu śmierci Jezusa na krzyżu, słońce się zaćmiło i zapanowała ciemność, ale zasłona, która się rozdarła, obnażyła fakt, że ciemność jest jeszcze głębsza, niż nam się wydawało, bo za zasłoną była pustka. Co to znaczy? Ten symboliczny opis z dzisiejszej Ewangelii oznacza fakt, że Jedynym Światłem i Słońcem naszego życia jest Jezus Chrystus. Jeśliby się okazało, że Jezus po trzech dniach nie zmartwychwstanie, to człowiek pogrążyłby się w beznadziejności śmierci, nie miałby znikąd pomocy i nadziei. Dlatego jedynie tym, co może nas uratować, jest Jego zmartwychwstanie. To dzięki zmartwychwstaniu nasza wiara ma sens. Wierzymy, że tak jak nasz Mistrz, my również zmartwychwstaniemy na końcu świata do nowego życia!
Sprawując Eucharystię, Kościół nie zaprzestaje wstawiać się za naszymi braćmi i siostrami, którzy zasnęli z nadzieją zmartwychwstania. Modli się za zmarłych, których wiarę znał jedynie Bóg i za wszystkich, którzy zeszli z tego świata. Dziś te słowa nabierają szczególnego znaczenia. Niech w nas umacniają nadzieję słowa dzisiejszej liturgii: „Albowiem życie Twoich wiernych Panie, zmienia się, ale nie kończy”.
Dziś naszą modlitwą, przyjętą Komunią Św., nawiedzinami cmentarza, kiedy staniemy nad grobami krewnych, bliskich, znajomych, możemy pomóc tym wszystkim duszom, które przeżywają jeszcze czyściec, aby Bóg skrócił im te kary i wprowadził je do wiecznej radości.
Ale pamiętajmy również o tym, że jest to także dzień refleksji nad naszym życiem i przemijaniem.
Znany włoski artysta okresu odrodzenia – Leonardo da Vinci napisał: „Jak dzień dobrze przeżyty daje dobry sen, tak życie dobrze spędzone daje dobrą śmierć”.
Niech te słowa staną się mottem naszego życia i mobilizują nas do godziwego przeżywania tego czasu spędzonego tu na ziemi. Módlmy się o łaskę dobrej śmierci dla każdego z nas i o łaskę dobrego przygotowania do spotkania z Bogiem w wieczności.
Panie, Twoje Zmartwychwstanie nadaje sens i istotę naszego życia na ziemi, choć to w niebie będzie zupełnie inne. Panie, daj mi patrzeć na świat przez pryzmat Twojego i mojego zmartwychwstania. Amen.

Homilia na Uroczystość Wszystkich Świętych – 1 listopada 2017

„Błogosławieni, czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą!”

Dzisiejsza Ewangelia uświadamia nam, co naprawdę jest podstawą naszej wiecznej radości i szczęśliwości. Według naszego Mistrza – Jezusa Chrystusa błogosławionymi czyli szczęśliwymi mają prawo nazywać się ci, którzy za życia na ziemi nie zawsze doznawali radości, rozkoszy i przyjemności, ale w swojej gorliwości, wierności i wytrwałości osiągnęli prawdziwe szczęście – przez to że byli wierni Bogu, Jego przykazaniom i przez całe życie starali się jak najlepiej zachowywać zasady chrześcijańskiego życia i postępowania. To o nich mówi św. Jan w Apokalipsie,  że jest to tajemnicza „rzesza 144 tysięcy opieczętowanych, którzy wybielili swe szaty we Krwi Baranka”.
Choć jeszcze przed nami droga do świętości i „choć jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy”, to według słów z II czytania, zawartych w Liście św. Jana: „ będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jaki jest”, bo każdy, „kto pokłada w Nim nadzieję, uświęca się, podobnie jak On jest święty”.
Prymas Tysiąclecia, Stefan Kardynał Wyszyński mówił, że: „Ewangeliczne Osiem Błogosławieństw  Jezusa to program dla wszystkich wierzących na XXI wiek”.
W dzisiejszą uroczystość grozi nam zagubienie istoty świętowania ze względu na wielość i bogactwo tradycji. Pośród grobów, zniczy, medialnych wezwań do zadumy, wyciszenia, Kościół tego dnia bije w wielki dzwon, abyśmy usłyszeli potężne wezwanie do świętości. I to powołanie jest dziś najważniejsze!
Pięknie jest stanąć nad grobami najbliższych, pomodlić się, zapalić znicz, ale jeszcze ważniejsze jest przesłanie płynące z Ewangelii i całej dzisiejszej liturgii: świętymi bądźcie! A że to jest możliwe, widać w życiu ludzi takich jak my – św. Franciszka z Asyżu, św. Faustyny, św. Jana Pawła II, Św. Stanisława Bpa, Św. Jana z Dukli, Św. Jana Bosko, Św. Dominika Savio, Św. Matki Teresy z Kalkuty, Bł. Karoliny Kózkówny, Bł. Ks. Jerzego Popiełuszki i wielu, wielu innych. Owszem zdobyli się na pewnego rodzaju determinację i radykalizm w swojej wierze, musieli wybrać i postawić na Jezusa. Ale to oni zwyciężyli, bo uwierzyli słowom Jezusa. które wizualnie mamy w naszej dekoracji: „Ja jestem Zmartwychwstanie i życie, kto wierzy we mnie nie umrze na wieki!” Dziś oni wszyscy stają pośród nas i mówią, że mieli rację, bo świętość jest możliwa, wprowadza się ją w codzienność i realizuje w konkretach dnia powszedniego. Oni już ją osiągnęli, a my o nią jeszcze walczymy. Jesteśmy wszyscy wezwani do świętości – to wynika nie np. ze święceń kapłańskich, ślubów zakonnych, czy powołania małżeńskiego. To wynika na mocy przywileju przyjęcia sakramentu chrztu świętego i naszego duchowego powołania.
Jest też dobra wiadomość dla wszystkich zapracowanych − coraz bardziej docenia się ludzką pracę jako środek uświęcenia: „[…] praca może być środkiem uświęcania i ożywiania rzeczywistości ziemskich w Duchu Chrystusa” (KKK 2427), jeśli jest rzetelnie i sumiennie wykonywana i nie kosztem zaniedbywania innych obowiązków.
Warto więc, abyśmy, spotykając się z najbliższymi nad grobami, pomyśleli, że wszyscy święci są też dla nas taką dalszą rodziną”. To oni się za nas modlą /szczególnie nasi patroni/ i to właśnie oni wyjdą po nas, gdy nasze ciało będzie już złożone w grobie. Warto już teraz się z nimi zaprzyjaźnić i śmiało zmierzać na spotkanie ze św. Franciszkiem, św. Janem Pawłem II, św. Faustyną i wszystkimi innymi świętymi, Bo w myśl słów znanej piosenki Magdy Anioł „święci orędują w niebie”.
Z racji tej dzisiejszej uroczystości warto sobie zadać jedno z najważniejszych pytań życia: Jaką nagrodę obiecuje mi Pan Bóg w niebie? Co będzie pełnią szczęśliwości, w której mam zamieszkać na wieki? A może właśnie brak ludzi dookoła mnie? Jak sobie wyobrażasz niebo? Jaki masz plan na swoje własne niebo? Bo plan Boga na Twoje niebo jest taki: On razem z każdym z nas pragnie trwać w wielkiej radości i miłości, patrząc sobie w twarz i bardzo się kochać. To jest sens nieba według Jezusa Chrystusa. Przebywanie z Bogiem w jedności, w idealnej Komunii, która sprawi, że Bóg i Ty będziecie bardzo szczęśliwi, będziecie uszczęśliwiać siebie nawzajem. Piękniejszej wizji już nie ma.
Panie Jezu, który jesteś Alfą i Omegą, Początkiem i Końcem, Zmartwychwstaniem i Życiem; proszę, wlej w moje serce wielkie pragnienie świętości oraz odwagę i wytrwałość w jej realizacji. Amen.

Homilia na XXX Niedzielę zwykłą – 29 października 2017

„Jezus… w świątyni napotkał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie”.
Świątynia dla Żydów była piękną i okazałą budowlą, symbolizują obecność Boga. W niej odbywały się obrzędy kultu. Każdy wyznawca judaizmu miał obowiązek przynajmniej raz w roku przybyć do świątyni.
Na uroczyste świętowanie Paschy chodził również Jezus, gdy był jeszcze dzieckiem, ze swoją Matka Maryją i opiekunem Józefem.
„Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni …”
Czy Chrystus miał rzeczywiście prawo wyrzucić ze świątyni przebywających tam Żydów?
Jezus wierny żydowskiej tradycji, aprobował świątynne praktyki i sam w nich uczestniczył, dlatego kontynuował pielgrzymowanie wraz ze swoimi uczniami. Niejednokrotnie, osobiście w niej nauczał i modlił się, a lud słuchał go z największym skupieniem. Jako ten, który często do niej pielgrzymował, miał prawo domagać się, aby świątynię otoczono należytym szacunkiem. Stwierdził, że nic się nie zmieniło od lat. I dlatego postanowił „oczyścić” świątynię z tego bezprawia i niegodziwości.
„Do tych, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska”. Był Synem Boga i „dlatego gorliwość o dom Pana rozpaliła go”. Targowisko to gwar, nawoływanie kupujących, reklamowanie swoich towarów, kakofonia dźwięków, harmider, który jest wpisany w to miejsce handlu i obrotu towarami. Świątynia to miejsce, gdzie obwiązują inne zasady – Sacrum – czyli miejsce wyciszenia, skupienia i modlitwy. Nie można jednego połączyć z drugim – nie można gwaru i harmideru targowiska, który jest profanum, połączyć z ciszą i kontemplacją, która jest sacrum. Niestety ale zauważam z ubolewaniem, że tak dzieje się 2000 lat po Chrystusie! Nic ta Ewangelia nie straciła na aktualności!
kościół pisany z małej litery – to świątynia budynek, miejsce kultu – dziś szczególnie dziękujemy Bogu za dar naszej świątyni, w której przebywamy. Kościół pisany z dużej litery to wspólnota ludzi, których łączy jedna wiara i jeden chrzest. My jesteśmy tym żywym Kościołem, który gromadzi się w kościele materialnym na wspólnotowej modlitwie przed Panem.
Postawmy sobie zasadnicze pytanie: czy gdyby dziś Jezus przyszedł do naszej świątyni, przyglądnąłby się naszemu uczestnictwu we Mszy Św., to czy spotkałaby nas nagroda, czy wyrzucenie ze świątyni?! Wtedy, gdy nie potrafimy należycie się zachować, kiedy rozmawiamy i przeszkadzamy innym w skupieniu, kiedy dzwonią telefony, a my nie jesteśmy w stanie ich wyłączyć, kiedy zapominamy, że kościół to nie plaża i obowiązuje wewnątrz świątyni strój bardziej godny niż swobodny, kiedy nie zawsze zwracamy uwagę czy też nie panujemy nad zachowaniem naszych dzieci i młodzieży.
Dziś niestety coraz częściej z ust ludzi słychać hasło: Bóg tak, Chrystus tak, Kościół nie!
Jestem wierzący, ale nie praktykujący – to tak samo jakby ktoś powiedział – jestem żyjący, ale nie oddychający!

Czy powodem takiego patrzenia i zrażania się innych ludzi do Wspólnoty Kościoła nie jest postawa tych, którzy do niego należą; czy nie jest to czasem powód, że wielu ludzi odchodzi z kościoła?!
Wspólnota Chrystusowego Kościoła powinna być źródłem prawdziwej jedności. Czy jest nim naprawdę?! Na pewno nie jest nim, kiedy ludzie ze sobą są zwaśnieni, kiedy nie potrafią sobie przebaczyć, kiedy się kłócą, procesują, kiedy na siebie donoszą, kiedy ciągle obrzucają siebie epitetami i inwektywami.  To nie jest postawa budowania wspólnotowej jedności Kościoła. Dom, który jest skłócony nie może przetrwać. Wspólnota, która jest skłócona, ulega rozbiciu. Małżeństwo, rodzina, która jest wewnętrznie skłócona, ulega rozłamowi, rozpadowi. Spodobało się Chrystusowi zbawić ludzi we Wspólnocie Kościoła. Chrystus do tego stopnia ukochał swoich braci i siostry w wierze, że nie waha się utożsamiać z Kościołem. Chrystus kocha nas jako swój Kościół, bo wierzy, że jest to prawdziwa wspólnota przemieniająca każdego człowieka ku dobremu. Kościół to wspólnota wspólnot. Ale nie możemy zapominać, że każde spotkanie formacyjne nie jest spotkaniem towarzyskim – grupą wzajemnej adoracji. Nie jest miejscem plotek, obmów, hipokryzji i dwulicowości Nie jest miejscem rozbijania jedności, niszczeniem ducha wspólnotowego. Nie jest miejscem rządzenia, uprawiania polityki roszczeniowej, decydowania bez wiedzy pasterzy o sprawach Kościoła.
Papież Franciszek zapisał na Twitterze taką oto myśl:
„Istnieje tendencja stawianie siebie i naszych osobistych ambicji na pierwszym miejscu.
To bardzo ludzkie, ale nie chrześcijańskie! Podział  i rozłam we wspólnocie chrześcijańskiej jest ciężkim grzechem, jest dziełem samego diabła!”
Czym zatem powinna być  prawdziwa Wspólnota Kościoła Chrystusowego dla każdego wierzącego:
– MIEJSCEM WZROSTU WIARY – przekazujemy doświadczenie wiary naszym najmłodszym –
rodzice dzieciom, starsze rodzeństwo młodszemu rodzeństwu, dziadkowie wnukom, kapłani, nauczyciele, wychowawcy, katecheci swoim wychowankom;
MIEJSCEM  UMOCNIENIA  W  WIERZE – wzajemnie się umacniamy i mobilizujemy w
wierności Bogu, w zaangażowaniu religijnym, przez świadectwo życia – jesteśmy za siebie odpowiedzialni przed Bogiem w kwestii wiary;
MIEJSCEM POWRACANIA DO ŹRÓDŁA WIARY – kiedy upadniemy, mamy zawsze   możliwość powrotu, drzwi Wspólnoty Kościoła nie są zamknięte, zawsze łatwiej we wspólnocie na nowo się  odrodzić i znaleźć ten prawdziwy pion życia.
Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwie.
Ci wszyscy, co uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne. Wielbili Boga, a cały lud odnosił się do nich życzliwie. Pan zaś przymnażał im codziennie tych, którzy dostępowali zbawienia”.

Niech dla nas wzorem będzie pierwsza wspólnota Jerozolimska Apostołowie, uczniowie, niewiasty, którzy na czele z Maryją trwali na modlitwie i zostali umocnieni darami Ducha Św. Budujmy tak w naszej parafii, w naszych domach i rodzinach, pamiętając, że tylko prawdziwa miłość jest właściwym elementem budowania wspólnotowej jedności chrystusowego Kościoła. Amen.

Homilia na XXVIII Niedzielę zwykłą – 15 października 2017

„Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych”.

Dzisiejsza Ewangelia opisuje piękną przypowieść o zaproszonych na ucztę
Na ogół lubimy chodzić na przyjęcia i przebywać z rodziną czy znajomymi przy stole.
W ten sposób świętujemy różne okazje, wyrażając swą radość i zadowolenie z tego, że zostaliśmy przez innych wyróżnieni i zaproszeni.
Tymczasem Jezus, przedstawia nam niecodzienną sytuację trudną dla króla, który wyprawia ucztę weselną swojemu synowi. „Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść”. Król i jego syn zostali zlekceważeni przez zaproszonych na ucztę, którzy nie odczytali tego jako wyróżnienie czy prestiż. „Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa; a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy ich, pozabijali”.
Czasem podchodzimy do tego podobnie – z tym opłaca się trzymać, to skoro zaprasza, warto pójść. Innym razem takie zaproszenie trzeba potraktować jak spotkanie biznesowe, które niesie za sobą jakieś niewymierne korzyści.
Jednak zaproszenie przyjęte od osoby, która czyni to bez żadnych korzyści bez tego, aby się pokazać i pochwalić przed innymi, ale z potrzeby serca – jest prawdziwym darem dla tego, który przyjmuje zaproszenie. /Przykład Św. Jana Pawła II, który przyjął zaproszenie prostego wieśniaka mieszkającego na skraju lasu/.
Przez łaskę chrztu otrzymaliśmy nieustające zaproszenie na tę wspaniałą ucztę, jaką jest Eucharystia. Co tak naprawdę my robimy z tym zaproszeniem? Czy na Eucharystii radujemy się
z Bożego zbawienia, czy może je odrzucamy jak zaproszeni na ucztę z dzisiejszej Ewangelii, mając tysiące wymówek, usprawiedliwień i wytłumaczeń, dlaczego nie możemy być na Mszy Św.?
 „Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić”. Król zareagował impulsywnie – unosząc się gniewem. Bóg, który jest naszym Panem i Królem nie jest taki. Nie kara nas ogniem i siarką za nasze niewierności. Bóg wysyła nam nieustannie zaproszenie, bo jednak ma nadzieję, że kiedyś powrócimy i skorzystamy z tego daru.
„Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie”. Troska króla z Ewangelii sprawiła, że krąg zaproszonych na ucztę stał się szerszy, sięgając aż po „złych i dobrych”. Finałowa scena pokazuje, że trzeba być lepszym niż wówczas, gdy było się jeszcze na zewnątrz. Słowo Boże podaje jednak pewien warunek, aby mieć zapewnione na niej miejsce.
Król wyrzuca z uczty weselnej człowieka, który nie był właściwie ubrany:
Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego?”
Strojem weselnym” jest wiara wyrażająca się w dobrych uczynkach. Jej brak powoduje bolesne wyrzucenie na zewnątrz.
Pamiętajmy o tym, że jakkolwiek daleko od Boga zaprowadziłyby nas „rozstajne drogi” grzechu, to każdy z nas ma zaproszenie i wyznaczone miejsce na ową ucztę – tu na Eucharystii i tam w niebie. Ów wspaniały Król, czyli Bóg – nasz Ojciec, wciąż nas zaprasza i oczekuje, chcąc hojnie zaspokoić każdą naszą potrzebę, dzięki czemu naprawdę niczego nam nie braknie.
Jeżeli nawet przyszliśmy bez „stroju weselnego”, to jeszcze nic straconego. Brud naszych duchowych szat możemy oczyścić i wybielić w sakramencie pokuty i pojednania. Ale pamiętajmy, że tylko sakrament pokuty daje nam taką możliwość korzystania w pełni z uczty eucharystycznej. Prośmy dziś Chrystusa, aby pomógł nam otworzyć się na dar przeżywania Najświętszej Eucharystii.
Nie gardźmy Boża Miłością, bo najbardziej naszego Ojca w niebie boli to, jak go lekceważymy. Nie lekceważmy Bożej miłości i zawsze przyjmujmy z radością jego zaproszenie:
Panie Jezu, tyle razy wzgardziłem Twoją miłością, Twoim zaproszeniem. Tyle razy przybyłem niechętnie lub byłem nieprzygotowany, a wszystko dlatego, że nie zauważam ogromu Twojej miłości. Przebacz mi, Panie. Spraw, abym na nowo zrozumiał, że każdy udział w niedzielnej Eucharystii jest odpowiedzią na Twoje zaproszenie i wyrazem mojej wierności i gorliwości. Amen.

Homilia na XXIV Niedzielę zwykłą – 17 września 2017

„Panie, ile razy mam przebaczać, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?”.
Ewangelia kolejny raz nas zaskakuje… Jest ona czasami trudna czasami jest bardzo trudna i wymagająca – także ten dzisiejszy fragment, mówiący o sztuce przebaczania.
To nie jest łatwa postawa, szczególnie wtedy kiedy ktoś komuś wyrządził wielką krzywdę, kiedy pozostaje w sercu żal, ale czy jako ludzie wierzący mamy w tym stanie trwać i nic nie robić?!
Opowiadała mi moja babcia – emerytowana nauczycielka, że w czasie okupacji, kiedy pracowała na terenach obecnej Ukrainy  w polskiej szkole, na katechezę konno przyjeżdżał do szkoły polski ksiądz. Po katechezie wstępował na śniadanie czy kawę.
Kiedy pojawiała się w drzwiach mieszkająca po sąsiedzku ukraińska nauczycielka, ksiądz często bardzo szybko żegnał się i wychodził. Na pytanie mojej babci, dlaczego ks. wychodzi, odpowiedział: Ja nie mam nic do tej nauczycielki, ale moich rodziców zabili mi jej rodacy – mam wielki żal, z którym nie mogę się uporać!”
Jezus mu odrzekł: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy”.
Siedemdziesiąt siedem to symbol nieskończoności także w przebaczaniu i darowaniu win.
Dzisiaj słyszymy, że mamy wybaczać siedemdziesiąt siedem razy, to znaczy zawsze.
Skoro mamy zawsze przebaczać, a modląc się o przebaczenie, sami nie przebaczamy, to tak naprawdę nie chcemy do końca, aby Bóg nam przebaczył i w ten sposób sami czynimy się niegodnymi przebaczenia.
W dzienniku Karoliny Lanckorońskiej jest taki fragment, w którym autorka w czasie II wojny światowej zwróciła się do swojego spowiednika z problemem. Nie była w stanie odmawiać modlitwy: Ojcze nasz…, ponieważ nie umiała przebaczyć najeźdźcom hitlerowskim. Mądry spowiednik powiedział jej, że skoro nie potrafi, to lepiej niech jej przez jakiś czas nie odmawia. Ale zachęcił ją do modlitwy o łaskę przebaczenia oprawcom, aby to się zmieniło.
Skoro nasze serce nie wybacza, to nie możemy wymawiać tych słów. Ale nie możemy tak z tym zostać, bo to jest niebezpieczny stan, w którym szatan pragnie zasiać w nas ziarno nienawiści, zemsty i odwetu za popełnione wobec nas zło. Trzeba szukać pomocy u Boga i prosić o dar uzdrowienia złych wspomnień /czasem nawet z dzieciństwa/ i o łaskę przebaczenia.
W tym roku minęła już 16 rocznica tragicznego zamachu terrorystycznego na World Trade Center w Nowym Jorku, do którego doszło 11 września 2001 r. Po zamachu mówiono o zbrojnym odwecie, o nienawiści wobec terrorystów, padło wiele rozpaczliwych i bolesnych słów. Na nowo o tych wydarzeniach zaczęto mówić na skutek niecodziennego znaleziska.
Otóż w trakcie prowadzonych przez strażaków prac, odnaleziono egzemplarz Biblii, który pod wpływem bardzo wysokiej temperatury, spowodowanej wybuchem użytych do zamachu samolotów, został dosłownie wtopiony w bryłę stali, łącząc się z nią w sposób nierozerwalny.
Co ciekawe, znaleziona przez nowojorskiego strażaka święta księga była otwarta na kartach, na których opisane zostało Kazanie na Górze. Strażak przekazał znalezisko fotografowi, który robił wówczas dokumentację z miejsca tragedii. Fotograf był równie przejęty, odbierając od strażaka stalową bryłę z uwięzioną w niej księgą.
Jego zdumienie sięgnęło zenitu, kiedy przeczytał fragment, na którym otworzyła się Święta Księga: „Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi!”
Nietypowy eksponat, umieszczony w Narodowym Muzeum Pamięci, obejrzało dokładnie setki tysięcy ludzi, a wśród nich także papież Franciszek. Dlaczego właśnie na tych słowach, a nie na innych otwarła się Święta Księga – dziś doskonale wiemy i rozumiemy, dlaczego?
Te słowa o przebaczeniu nieprzypadkowo padają dziś, 17 września br., kiedy przeżywamy 78 rocznicę ekspansji ZSRR na Polskę. Mamy znać i pamiętać naszą historię, ale nie możemy żyć ciągle przeszłością w duchu nienawiści za listę wyrządzonych krzywd.
Bo tak naprawdę jad nienawiści i zemsty za wyrządzone zło niszczy tych, którzy w nim trwają, destabilizuje – czyli rozbija ich życie duchowe, rodzinne i społeczne. Niszczy od środka człowieka, który nie potrafi wybaczyć i odciąć się raz na zawsze od wyrządzonej krzywdy.
Te słowa zawarte w Biblii podobnie jak ostatnie słowa Jezusa, płynące z krzyża: „Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą co czynią” – są piękną i jakże ważną lekcją, płynącą do nas od samego Boga. Dziś chcemy się uczyć tej najtrudniejszej sztuki – wzajemnego zrozumienia, dialogu i porozumienia, kiedy świat, Europa i nasza Ojczyzna jest podzielona – ta polaryzacja niszczy ludzi! Dramat polega na tym, że niektórzy ludzie z powodu podziałów politycznych np. w USA czy w Polsce przestali ze sobą rozmawiać, nie przyjeżdżają na święto dziękczynienia czy na Święta Bożego Narodzenia, itp.
Lubimy sobie kpić i drwić z innych. Ale jak ktoś zakpi ze mnie – to wtedy obraza majestatu!
Jak on śmiał! Jak on mógł! Tak łatwo się obrażamy, tak trudno pohamować nasze emocje.
A często, zamiast się obrażać, trzeba schować urażoną dumę do kieszeni i spróbować przejść do porządku dziennego. Bóg się na nas nie obraził, kiedy pierwsi rodzice go zlekceważyli i zgrzeszyli w raju, ale już tam zapowiedział przyjście Zbawiciela. To Jezus Chrystus przyniósł nam najcenniejszy dar – dar odkupienia! To ten, który z miłości do nas ogołocił samego siebie i dal się przybić do krzyża. Jezus umarł za nas wszystkich bez wyjątku – wszyscy staliśmy się uczestnikami zbawienia. Zapamiętajmy raz na zawsze:
Nie ważne co nas dzieli ważne, co a tak naprawdę kto nas łączy – a łączy nas Jezus Chrystus!
Jego Krzyż to dla nas wielki znak pojednania, przebaczenia i miłosierdzia.  Mamy przykłady świętych: Św. Jana Pawła II, Św. Marii Goretti, Bł. Karoliny Kózkówny, którzy potrafili z serca wybaczyć swoim oprawcom. To dowód na to, że można i trzeba uczyć się przebaczać.
Dlatego prośmy gorąco, abyśmy starali się żyć w duchu nauki płynącej z Jezusowego Krzyża, stając się prawdziwymi świadkami, wiary, przebaczenia, miłości i pokoju:
Panie Jezu, proszę Cię, naucz mnie przyjmować Twoje przebaczenie i z serca przebaczać moim bliźnim. Naucz mnie także prosić o przebaczenie drugiego człowieka. Amen.