Piątek, 5 lutego 2016 – wsp. Św. Agaty, dziewicy i męczennicy

Mk 6, 14-29

Król Herod posłyszał o Jezusie, gdyż Jego imię nabrało rozgłosu, i mówił: „Jan Chrzciciel powstał z martwych i dlatego moce cudotwórcze działają w nim”. Inni zaś mówili: „To jest Eliasz”; jeszcze inni utrzymywali, że to prorok, jak jeden z dawnych proroków. Herod, słysząc to, twierdził: „To Jan, którego kazałem ściąć, zmartwychwstał”.
Ten bowiem Herod kazał pochwycić Jana i związanego trzymał w więzieniu z powodu Herodiady, żony brata swego Filipa, którą wziął za żonę. Jan bowiem wypominał Herodowi: „Nie wolno ci mieć żony twego brata”. A Herodiada zawzięła się na niego i rada byłaby go zgładzić, lecz nie mogła. Herod bowiem czuł lęk przed Janem, znając go jako męża prawego i świętego, i brał go w obronę. Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a przecież chętnie go słuchał.
Otóż chwila sposobna nadeszła, kiedy Herod w dzień swoich urodzin wyprawił ucztę swym dostojnikom, dowódcom wojskowym i osobom znakomitym w Galilei. Gdy córka tej Herodiady weszła i tańczyła, spodobała się Herodowi i współbiesiadnikom. Król rzekł do dziewczęcia: „Proś mię, o co chcesz, a dam ci”. Nawet jej przysiągł: „Dam ci, o co tylko poprosisz, nawet połowę mojego królestwa”. Ona wyszła i zapytała swą matkę: „O co mam prosić?” Ta odpowiedziała: „O głowę Jana Chrzciciela”.
Natychmiast weszła z pośpiechem do króla i prosiła: „Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela”. A król bardzo się zasmucił, ale przez wzgląd na przysięgę i na biesiadników nie chciał jej odmówić. Zaraz też król posłał kata i polecił przynieść głowę jego. Ten poszedł, ściął go w więzieniu i przyniósł głowę jego na misie; dał ją dziewczęciu, a dziewczę dało swej matce. Uczniowie Jana, dowiedziawszy się o tym, przyszli, zabrali jego ciało i złożyli je w grobie.

Dziś rozważamy opis męczeńskiej śmierci Jana Chrzciciela największego spośród ludzi, narodzonych z niewiasty. Jan nie musiał umrzeć. Przyczyną jego śmierci przyczyną była, jak zawsze: ludzka pycha, egoizm, pożądanie, ludzka próżność, chęć zemsty, nienawiść i zawiść władcy. A wszystko dlatego, że głos Jana Chrzciciela – stał się głosem sumienia, który wzbudzał w sercu Heroda poczucie winy i silny lęk przed poznaniem prawdy. Herod od dawna starał się zagłuszyć je w sobie, żyjąc w cudzołóstwie i pod wpływem zaborczej kobiety. Przestał odróżniać dobro od zła, a jego żądza stała się normą działania. Bóg posyła Jana, aby przypomniał królowi o drodze prawości. Miał on obudzić sumienie, przypominając Boże przykazania, a został wtrącony do lochu. Odważny głos sprawił, że Jan poszedł do końca drogą proroków. Intryga kobieca sprawiła, że omamiony Herod wydał wyrok ścięcia proroka w więzieniu. Kolejny paradoks – urodziny króla stały się grobem dla Jana Chrzciciela. Pozostał jednak jako skała – niezłomny herold prostujący ścieżkę dla Pana i wzywający do nawrócenia. Za jego przykładem poszli inni święci – jak Św. Stanisław Biskup – nasz Patron, który nie bał się upomnieć niemoralnie żyjącego króla i za to też poniósł śmierć męczeńską. Jesteśmy powołani do tego, aby każdego dnia pobudzać ludzkie sumienia – zarówno swoje jak i innych. Czy umiemy słuchać głosu sumienia? Czy umiemy kierować się nim jak kompasem, jak GPS w codziennym wędrowaniu?

Chryste, Ty jesteś naszą Drogą, Prawdą i Życiem! Ty dajesz moc do świadczenia o Tobie. Dziękuję Ci za przykład Jana Chrzciciela, który zapowiedział Twe przyjście słowem, pokutą, i swoją śmiercią. Naucz mnie kierować się codziennie głosem sumienia, spraw y abym innych pobudzał do wybierania drogi prawdy i uczciwości.

Czwartek, 4 lutego 2016

Mk 6, 7-13

Jezus przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch. Dał im też władzę nad duchami nieczystymi.
I przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. „Ale idźcie obuci w sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien”.
I mówił do nich: „Gdy do jakiego domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. Jeśli w jakim miejscu was nie przyjmą i nie będą was słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich”.
Oni więc wyszli i wzywali do nawrócenia. Wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali.

W swoim rodzinnym mieście Jezus nie mógł dokonać żadnego znaku z powodu braku wiary u Nazarejczyków. Dziś rozważamy diametralnie inną sytuację od wczorajszej Ewangelii: Apostołowie wyrzucają wiele złych duchów oraz uzdrawiają wielu chorych. Jezus przywołuje do siebie Dwunastu i rozsyła ich po dwóch. Daje im też władzę nad duchami nieczystymi. Przekazuje swoim uczniom nie tylko mądrość słowa, lecz również moc, jaką otrzymał od Ojca. To ma im wystarczyć w głoszeniu Ewangelii. Odniesiony skutek został przypieczętowany uzdrowieniami. Dlatego, że Jezus wybrał wiarygodnych świadków.
Jezus nie przestaje dzisiaj szukać i wybierać ludzi, aby byli dla innych wiarygodnymi świadkami. Czy czuję się powołany przez Jezusa, aby być jego autentycznym świadkiem? Czy mam świadomość, że na mnie także spoczywa misja głoszenia Dobrej Nowiny o zbawieniu? Czy jestem gotów do tego, aby być narzędziem w ręku Pana – jak prorok Izajasz: „Oto ja Panie, poślij mnie!”
Panie Jezu Chryste, Mistrzu Apostołów, dziękuję Ci za to, że wciąż posyłasz robotników na swoje żniwo. Naucz mnie panie postawy gorliwości i pokory w głoszeniu Dobrej Nowiny o zbawieniu. Przemieniaj moje serce, abym w oczach innych był prawdziwie Twoim świadkiem, zasługującym na wiarę.

Środa, 3 lutego 2016

Mk 6, 1-6

Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze.
A wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: „Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?” I powątpiewali o Nim.
A Jezus mówił im: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony”.
I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.
Oto słowo Pańskie.

Bardzo trudno było mieszkańcom Nazaretu przyjąć pełne mądrości nauczanie Jezusa, a Jemu trudno było czynić cuda w swoim rodzinnym mieście. Opór Nazarejczyków wynikał z tego, że mówi do nich cieśla, syn Maryi, brat Jakuba, Józefa i innych, których bardzo dobrze znali. Był sceptycyzm, niedowierzanie Jego słowom i cudom. Bardzo to smutne, że dobra znajomość Jezusa, budzi jedynie wątpliwości względem Niego. Ich odpowiedzią na nawiedzające ich zbawienie były wątpliwości, zgorszenie, lekceważenie, odrzucenie. Wynikało to z zazdrości. Zadawane sobie wzajemnie pytania odsłaniają prawdę, że nie mogli się pogodzić z faktem, że jeden z nich, Ten, którego znają od dzieciństwa, przewyższa ich mądrością i mocą. Dlatego pozostali z niczym.
Dziś wielu ludzi powątpiewa o boskiej mocy Jezusa. Wielu sceptycznie odnosi się do Jego zbawienia. Problemem jest wiara – a raczej jej brak.
Czy ja wierzę w Syna Bożego, Jego Mesjańską moc i godność oraz w to, że został posłany przez Boga, aby dać nam odkupienie?
Czy moje codzienne postępowanie pokazuje, że staram się Boga przyjmować i zapraszać do mego życia, czy też go odpycham i odrzucam?!
Panie spraw, abym nie popełnił błędu mieszkańców z Nazaretu, abym nie powątpiewał w Ciebie i nigdy Cię nie odrzucił. Jezu umacniaj moją wiarę, abym nigdy nie oślepł i nie wystygł. Abym zawsze szedł za twoim światłem.

Święto Ofiarowania Pańskiego – 2 lutego 2016

„Gdy upłynęły dni oczyszczenia Maryi według Prawa Mojżeszowego,
rodzice przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby Go przedstawić Panu”.

Maryja i Józef wypełniają nakaz Prawa, idąc razem do świątyni. W ten sposób ofiarują małego Jezusa Bogu w świątyni. W domu Bożym usłyszeli razem tę radosną wieść, którą wcześniej anioł objawił im osobno w domowym zaciszu. Dowiadują się, że przyniesione przez nich Dziecię jest światłem na oświecenie pogan i zbawieniem, przygotowanym dla wszystkich narodów. Na spotkanie do świątyni przybywa starzec Symeon – mędrzec prowadzony natchnieniem Ducha Świętego, który doznaje już tu, na ziemi, radości przebywania z Bogiem, którego dostrzega w małym Dziecięciu. Dlatego bierze je w objęcia i z wielką radością wychwala Boga słowami, które każdego dnia odmawia się w modlitwie brewiarzowej – nazywane Kantykiem Symeona – czyli pieśnią pochwalną na cześć Pana:
„Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu
w pokoju, według Twojego słowa.
Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie,
któreś przygotował wobec wszystkich narodów:
światło na oświecenie pogan
i chwałę ludu Twego, Izraela”.

Starzec Symeon uczy nas, że tylko pełnienie woli Bożej jest źródłem radości w życiu. Tylko całkowite posłuszeństwo wobec Bożej woli daje prawdziwe szczęście i pozwala doczekać się spełnienia nadziei. Tej pełnej radości doświadcza w świątyni każdy człowiek, który przychodzi, aby starać się swoim życiem wypełnić wolę Bożą. Tej radości doświadczają dziś osoby konsekrowane: bracia i siostry zakonne, osoby bezhabitowe – czyli ci, którzy ofiarowali swoje życie na wyłączną służbę Bogu. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus napisała kiedyś: „Ja Bogu ofiarowywałam jedynie miłość, więc i On obdarza mnie samą miłością”

Dziś błogosławimy świece – gromnice, które towarzyszą każdemu chrześcijaninowi od chwili chrztu, przez sakrament I Komunii Św. aż do momentu śmierci. oraz ofiary, którą składa wraz ze spalaniem się. Mamy stawać się jak te poświęcone dziś świece, abyśmy dokonywali właściwego wyboru w naszym życiu; abyśmy dawali prawdziwe świadectwo naszej wiary i byli gotowi do składania naszych osobistych ofiar i wyrzeczeń na wzór miłości Jezusa Chrystusa – ofiarnej i bezinteresownej. Jako chrześcijanie nie możemy być zamknięci w sobie, ale zawsze otwarci na innych i dla innych. Prośmy zatem gorąco na zakończenie tego rozważania:

Panie, który jesteś światłością każdego człowieka, wpatruję się w Ciebie, aby nauczyć się, jak wypełniać wolę Ojca. Niech Duch Święty kieruje moimi krokami, abym doszedł do pełni radości, jaką osiągnął Symeon, spotykając Ciebie na ziemi. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

Święto Ofiarowania Pańskiego – 2 lutego 2016

Łk 2, 22-40
Gdy upłynęły dni oczyszczenia Maryi według Prawa Mojżeszowego, rodzice przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby Go przedstawić Panu. Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: „Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu”. Mieli również złożyć w ofierze parę synogarlic albo dwa młode gołębie, zgodnie z przepisem Prawa Pańskiego. A żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon. Był to człowiek prawy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż nie zobaczy Mesjasza Pańskiego.Za natchnieniem więc Ducha przyszedł do świątyni. A gdy rodzice wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je w objęcia, błogosławił Boga i mówił:
„Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu
w pokoju, według Twojego słowa.
Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie,
któreś przygotował wobec wszystkich narodów:
światło na oświecenie pogan
i chwałę ludu Twego, Izraela”.
Oto Słowo Pańskie.

Maryja i Józef ofiarują Bogu w świątyni Dziecię Jezus.
Wypełniają prawo i dowiadują się przez starca Symeona – natchnionego Duchem Świętym,
jakie plany ma Bóg wobec tego dziecka; ma Ojciec wobec swego Syna.
Zostałem ofiarowany Bogu w dniu mojego chrztu.
Bóg zaplanował moje zbawienie – pragnie mojego szczęścia.
Czy umiem na co dzień wypełniać przymierze z Bogiem?
Skoro raz ofiarowałem Mu moje życie, czy umiem być konsekwentny w mojej decyzji i wyborze,
tak jak Bóg jest konsekwentny?! Czy potrafię Bogu dochować mojej wierności?
A jeśli nie, to czy umiem się do tego przyznać i czy szukam drogi powrotu do miłosiernego Ojca?!
On nigdy nie odwraca się ode mnie, On stale o mnie pamięta, On nieustannie jest wierny swojemu Przymierzu.
Ofiaruję Tobie, Panie mój
Całe życie me, cały jestem Twój, aż na wieki.
Oto moje serce, przecież wiesz,
Tyś miłością mą jedyną jest.

Sobota – 30 stycznia 2016, dzień powszedni

Ewangelia wg św. Marka 4,35-41.
Gdy zapadł wieczór owego dnia, Jezus rzekł do swoich uczniów: «Przeprawmy się na drugą stronę». Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim. Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?» On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: «Milcz, ucisz się». Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: «Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?» Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: «Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?»

Lęk przeszkadza poznać Jezusa i doświadczyć Jego mocy.
Jest tak dlatego, że lęk całkowicie pochłania naszą uwagę.
Jesteśmy skoncentrowani na tym, co jest jego przyczyną.
Próbujemy to pokonać lub oddalić, względnie wyjść cało z niepomyślnej sytuacji.
Wówczas jesteśmy jak uczniowie z Ewangelii, którzy nocną porą zawzięcie zmagali się z gwałtownym wiatrem i falami zalewającymi łódź.
Rozmiar i siła żywiołu, który wzbudził wielki lęk u uczniów, jest pokazany w postawie Jezusa, który spał w tyle łodzi.
Jego sen jest obrazem nie tylko zachowania spokoju podczas nawałnicy, lecz przede wszystkim ufności wobec Boga.

Piątek – 29 stycznia 2016, dzień powszedni

Ewangelia wg św. Marka 4,26-34.
Jezus powiedział do tłumów: «Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarnko w kłosie. A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza się sierp, bo pora już na żniwo». Mówił jeszcze: «Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane wyrasta i staje się większe od jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki powietrzne gnieżdżą się w jego cieniu». W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli ją rozumieć. A bez przypowieści nie przemawiał do nich. Osobno zaś objaśniał wszystko swoim uczniom.

Przypowieści z poprzednich dni, o ziarnie i świetle, dają nam pewność, że Bóg mówi do nas i pozwala poznać swoją wolę.
Dziś otrzymujemy jeszcze inną pewność.
Jezus jest prawdziwie obecny pośród nas i działa – daje wzrost.
Jest to ukazane w obrazie ziarna zasianego w imię i powoli wyrastającego w postaci kłosa lub krzewu.
Siłą ożywiającą ten wzrost jest Boża miłość.
Ona potrafi przeobrazić to, co znikome w potęgę.
Jezus ponadto wskazuje, że potrzeba do tego cierpliwości.
Skoro Bóg cierpliwie czeka, abyśmy zaczęli wydawać plon, czyli nawracać się, to i my mamy z cierpliwością czekać na wzrost Królestwa Bożego.

Czwartek – 28 stycznia 2016, wspomnienie św. Tomasza z Akwinu

Ewangelia wg św. Marka 4,21-25.
Jezus mówił ludowi: «Czy po to wnosi się światło, by je postawić pod korcem lub pod łóżkiem? Czy nie po to, aby je postawić na świeczniku? Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha». I mówił im: «Uważajcie na to, czego słuchacie. Taką samą miarą, jaką wy mierzycie, odmierzą wam i jeszcze wam dołożą. Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, pozbawią go i tego, co ma».

Światło zapala się po to, aby oświetlało pomieszczenie.
Dlatego musi być umieszczone na widocznym miejscu, najlepiej gdzieś wysoko.
Postawienie zapalonej lampy pod łóżkiem, nie tylko umożliwia dobre oświetlenie izby, ale grozi pożarem.
Dlatego należy postawić ją na świeczniku.
Pamiętajmy, że nie jest to jakiś instruktaż, lecz przypowieść.
Nasuwa się podobieństwo do wczorajszej Ewangelii, w której była mowa o źle rzuconym ziarnie.
Teraz Jezus mówi o ustawieniu światła w złym miejscu.
Wówczas szybko ono zgaśnie z braku tlenu albo ogień spowoduje pożar.
Słowa Bożego nie można ukrywać pod garncem.
Ono musi być ujawnione.

Środa – 27 stycznia 2016, wspomnienie bł. Jerzego Matulewicza

Ewangelia wg św. Marka 4,1-20.
Jezus znowu zaczął nauczać nad jeziorem i bardzo wielki tłum ludzi zebrał się przy Nim. Dlatego wszedł do łodzi i usiadł w niej na jeziorze, a cały lud stał na brzegu jeziora. Uczył ich wiele w przypowieściach i mówił im w swojej nauce: «Słuchajcie: Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, jedno padło na drogę; i przyleciały ptaki, i wydziobały je. Inne padło na miejsce skaliste, gdzie nie miało wiele ziemi, i wnet wzeszło, bo nie było głęboko w glebie. Lecz po wschodzie słońca przypaliło się i nie mając korzenia, uschło. Inne znów padło między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je, tak że nie wydało owocu. Inne w końcu padły na ziemię żyzną, wzeszły, wyrosły i wydały plon: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny». I dodał: «Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha». A gdy był sam, pytali Go ci, którzy przy Nim byli, razem z Dwunastoma, o przypowieść. On im odrzekł: «Wam dana jest tajemnica królestwa Bożego, dla tych zaś, którzy są poza wami, wszystko dzieje się w przypowieściach, aby patrzyli oczami, a nie widzieli, słuchali uszami, a nie rozumieli, żeby się nie nawrócili i nie była im wydana tajemnica». I mówił im: «Nie rozumiecie tej przypowieści? Jakże zrozumiecie inne przypowieści?
Siewca sieje słowo.
A oto są ci posiani na drodze: u nich się sieje słowo, a skoro je usłyszą, zaraz przychodzi szatan i porywa słowo zasiane w nich. Podobnie na miejscach skalistych posiani są ci, którzy, gdy usłyszą słowo, natychmiast przyjmują je z radością, lecz nie mają w sobie korzenia i są niestali. Gdy potem przyjdzie ucisk lub prześladowanie z powodu słowa, zaraz się załamują. Są inni, którzy są zasiani między ciernie: to są ci, którzy słuchają wprawdzie słowa, lecz troski tego świata, ułuda bogactwa i inne żądze wciskają się i zagłuszają słowo, tak że zostaje bezowocne. W końcu na ziemię żyzną zostali posiani ci, którzy słuchają słowa, przyjmują je i wydają owoc: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny».

Żaden siewca nie lubi tracić ziarna.
Jest ono zbyt cenne.
To jest owoc wcześniejszej ciężkiej pracy: zasiewu, pielęgnacji, żniw.
Jest to także plon na następny rok.
Dlatego jako owoc wcześniejszego wysiłku i nadzieja na przyszłość jest starannie rzucane tam, gdzie będzie mogło wzrosnąć i wydać spodziewany plon.
Tak jest z ziarnem trzymanym w ludzkich rękach.
Czemu więc siewca z przypowieści postępuje inaczej wbrew ekonomii?
Dlatego, że on ma wciąż nadzieję, że w końcu zaczniemy naprawdę słuchać i nawracać się, to znaczy czynić swe serce zdatnym do przyjęcia słowa Bożego w taki sposób, aby wydawało możliwie jak największy plon.

Wtorek – 26 stycznia 2016, wspomnienie św. Tymoteusza i Tytusa

Ewangelia wg św. Łukasza 10,1-9.
Spośród swoich uczniów wyznaczył Pan jeszcze innych, siedemdziesięciu dwóch, i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał. Powiedział też do nich: «Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki. Nie noście z sobą trzosa ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie. Gdy do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: „Pokój temu domowi”. Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was. W tym samym domu zostańcie, jedząc i pijąc, co mają: bo zasługuje robotnik na swoją zapłatę. Nie przechodźcie z domu do domu. Jeśli do jakiego miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: „Przybliżyło się do was królestwo Boże”».

Jezus wysyłał uczniów w trakcie swej ziemskiej działalności, aby Jego słowo docierało do każdego miejsca. Przed Wniebowstąpieniem rozesłał apostołów, aby byli Jego świadkami aż po krańce świata.
Ich działalność pokazuje, jak bardzo poważnie potraktowali to polecenie.
Ze słowami Ewangelii dotarli aż w najdalsze zakątki świata, o których być może nigdy by nie usłyszeli.
Z ludzkiego punktu widzenia było to rzeczywiste rozesłanie owiec między wilki.
Orędzie pokoju szybko doczekało się drapieżnego rozszarpywania, przechodzącego w męczeństwo.
Jednak robotnicy szli na swoje żniwo.
Zaufali Chrystusowi i szli w ubóstwie ciała i ducha zgodnie z Jego poleceniami.
Dzięki temu przybliżali ludzi do Królestwa Bożego.