Homilia na zakończenie oktawy Bożego Ciała – 18 czerwca 2020

„Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie! Nie przeszkadzajcie im! Do takich bowiem należy Królestwo Boże”. Na Zakończenie Oktawy Bożego Ciała gromadzimy się tak licznie w świątyni, aby podziękować Bogu za dar Jego żywej obecności wśród nas. Bardzo ważne jest, aby dzieci miały dobre i właściwe wzorce i przykłady w domu, bo prawdziwy wychowawca i nauczyciel jest przede wszystkim świadkiem 99,5 % dzieci wyznaje przekonania religijne takie jak ich rodzice. Podobna liczba dotyczy praktykowania i uczestnictwa w życiu religijnym i sakramentalnym. Jakże ważna jest postawa rodziców i ich zatroskanie, aby dzieci mogły uczestniczyć w życiu Kościoła. Nie nauczą się właściwych postaw, jeśli tylko od czasu do czasu będą w kościele. I znowu przychodzą na myśl słowa –Św. Jana Pawła II, który mówił, że dzisiejszy świat bardziej wierzy „świadkom niż nauczycielom i wychowawcom, a jeśli wierzy im, to dlatego że są świadkami”. Dziś jest wyjątkowy dzień dla dzieci – wszystkie chwyty dozwolone – ale kiedy jesteśmy w niedzielę czy w dzień powszedni – po to są rodzice, aby wyjaśniali dzieciom postawy zachowania w kościele, aby przychodzili do tej świątyni wtedy, gdy nie ma nikogo, aby gdy dziecko hałasuje i naprawdę przeszkadza wiernym na modlitwie, potrafili z nim wyjść i wytłumaczyć; będziesz grzeczny, to wrócimy. Wyjście do kościoła nie należy traktować jako przymus czy karę tylko zawsze jako ważne wydarzenie, jako nagrodę i jeśli idziemy do kościoła to jednak zwracajmy uwagę na strój odświętny, żeby podkreślić rangę spotkania z Panem Jezusem.

„Kto nie przyjmie Królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego”.
Pan Jezus zwraca uwagę na najważniejsze cechy jaką ma dziecko. A są nimi; szczerość, bezpośredniość i otwartość. Dzieci nie kombinują nie uprawiają dyplomacji – walą prosto z mostu. Dlatego, że są autentyczne – nie grają i nie udają przed nikim, są po prostu bardzo naturalne.
Kiedyś mały chłopiec siedział na ławeczce i ssał swój palec. Przyglądał mu się ksiądz, który obok stał i rozmawiał z jego rodzicami. W końcu zapytał: Piotrusiu, powiedz mi, jak smakuje twój palec”. A Piotruś przestał ssać zmarszczył brwi i chwilę myślał, a po chwili wyjął palec z buzi i skierował do księdza mówiąc: „Mas. sam spróbuj!”
Pan Jezus uważa, że wszyscy powinniśmy brać przykład z dzieci w zdobywaniu Królestwa Bożego w postawie szczerej, spontanicznej i otwartej modlitwy. Modlitwa to nie kwestia wielu wypowiedzianych słów, odmówienia kilku różańców, nowenn czy litanii. Różaniec, nowenny i litanie są bardzo pięknymi modlitwami, są ważne i pomagają w tym spotkaniu, nie mogą jednak być niezastąpione. Modlitwa to głębia spotkania z Ojcem, który mnie kocha, a ponieważ mnie kocha, to doskonale wie, czego mi potrzeba. Modlitwa to spotkanie dwóch serc, serca Ojca z moim sercem. Największą radość sprawia Ojcu z pewnością modlitwa szczera prosta i płynąca z głębi serca, gdy szepczemy z ufnością: „Ojcze nasz… – jak dziecko, które bezgranicznie ufa swemu ojcu lub matce i zasypia w ich dłoniach. Mamy być jak małe dziecko pełne szczerości, otwartości i zaufania w dłoniach naszego Ojca.
„I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je”.
Pan Jezus wyznaczył prawdziwe standardy zachowania i postępowania wobec dzieci. Dziecko powinno być pod stałą opieką dorosłych, wymaga stałej ochrony dorosłych, którym ufa i przy których czuje się bezpiecznie – nie wolno tego wykorzystać i nadużywać! Ale także od strony duchowej wymaga naszej troski: a więc modlitwy w ich intencji i błogosławieństwa. Tak czyni Pan Jezus i tego wymaga od swoich uczniów, czyli od nas, którzy posługę rodzicielską, opiekuńczą i wychowawczą pełnią. Przywróćmy dobre skojarzenia związane z przytuleniem i błogosławieństwem dzieci – bo każdy człowiek a zwłaszcza mały ma prawo czuć się w pełni akceptowany i kochany.
To bardzo ważne, aby dziecko też często słyszało od swoich rodziców, dziadków: kocham Cię!  Jesteś dla mnie ważny; a wtedy i ono nauczy się wypowiadać te słowa wobec najbliższych.
1. Błogosławieństwo nie jest żadną czynnością magiczną! Czasem ktoś powie, że „szybki krzyżyk” to nie jest żadna modlitwa, ktoś inny, że to zabobon. Jako ludzie wierzący wiemy doskonale, że znak krzyża towarzyszy nam od początku naszego życia w ważnych wydarzeniach wiary.
Dlatego istotne jest…
2.Błogosławieństwo dziecka w najważniejszych wydarzeniach sakramentalnych – znak krzyża na głowie dziecka w dniu chrztu św. /kapłan, rodzice i chrzestni/ znak krzyża w dniu I Komunii Św. /rodzice/, znak krzyża w sakramencie bierzmowania / biskup/, czy wreszcie znak krzyża w dniu ślubu, prymicji kapłańskich czy profesji zakonnych /rodzice błogosławią swoje dzieci/.
3.Błogosławieństwo rodziców towarzyszy ich dzieciom
– tam gdzie są idą z tym błogosławieństwem do nauki, pracy, zadań, które są przed nimi. Bardzo pięknie świadectwo dał papież Senior – Benedykt XVI, który napisał o tym w książce „Duch liturgii”: „Nigdy nie zapomnę pobożności i pieczołowitości, z jakimi moi rodzice błogosławili znakiem krzyża nas, swoje dzieci, gdy wychodziliśmy z domu To błogosławieństwo towarzyszyło nam, i wiedzieliśmy, iż ono nas prowadzi”. Jeżeli z serca błogosławisz swoje dzieci, modlisz się za nie, to twoje błogosławieństwo towarzyszy mu przez całe życie i jest dla niego tarczą, parasolem ochronnym niesamowitym wsparciem; ale jeśli zamiast błogosławieństwa złorzeczysz i przeklinasz je życząc wszystkiego co najgorsze, to przekleństwo będzie za nim wszędzie szło i będzie jego prześladowcą i wrogiem. Prośmy o dar miłości otwartości i błogosławieństwa dla nas, abyśmy potrafili trwać przy Jezusie:
Panie Boże nasz, błogosław nam w codziennych trudach życia i spraw, abyśmy po prostu zwyczajnie cię kochali i tej miłości uczyli tych, którzy na naszych oczach dorastają, aby byli także świadkami Twojej miłości. Amen.

Homilia na Rocznicę I Komunii Św. – 14 czerwca 2020

„Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”.
Pan Jezus widzi nie tylko to, co jest na zewnątrz. On zawsze czyta w głębi ludzkich serc i jako Dobry Pasterz jest bardzo zatroskany o innych ludzi, pragnie otoczyć ich swoją troskliwą miłością i mądrością; pochyla się nad każdym człowiekiem: udręczonym życiem i porzuconym, samotnym i zagubionym. Jezus modli się o powołania do służby Bogu i ludziom, a następnie posyła apostołów i udziela im władzy do pełnienia misji w Jego imieniu: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie”. Bycie w stałej przyjaźni i bliskości z Panem Jezusem ma nas uskrzydlać i napełniać autentyczną radością oraz chęcią bycia dobrym i pomagania innym tak jak to czynił sam Pan Jezus.
Bo dobro nam dane ma w nas pomnażać potęgować dobro. Dlatego dziś chcemy się modlić w tej intencji, aby na kuli ziemskiej nie brakowało ludzi dobrych i wrażliwych na potrzeby innych.
„Chłopcy spotkali się na polanie pod lasem, nieopodal wioski, w której mieszkali. Każdy zaczął się przechwalać, jakie skarby mają na swoim podwórku. Mały Filip, który nie chodził jeszcze do szkoły słuchał z przejęciem tych opowieści.  Najstarszy, Karol mówił: Trzy tygodnie temu znaleźliśmy z dziadkiem i bratem zabytkowy moździerz z II wojny światowej – dziadek opowiadał, że wiedział od swojego ojca, gdzie został zakopany. Inny kolega Wojtek mówił: a mój wujek odnalazł na giełdzie zabytków i staroci motocykl z przyczepką marki K-750, sprowadził go na swoje podwórko i wraz ze swoimi synami wyremontował go, tak że jest sprawny i jeździ do dziś. Jeszcze inny – Piotrek mówił: moja babcia pokazała mi cenny sygnet z wygrawerowanym orłem i napisem Patria – Semper Fidelis, który dostał jej pradziadek za udział w powstaniu w czasie zaborów. Chłopcy spojrzeli na małego Filipa i jeden zapytał: – A ty mały co masz cennego na swoim podwórku? Filip nie umiał odpowiedzieć! Pobiegł w kierunku domu i zobaczył mamę siekającą motyczką na grządkach w ogródku. Mamo, mamo powiedz mi co my mamy cennego w naszym domu. Jaki mamy skarb? Mama, która skończyła pracę, weszła do domu z Filipem, weszła do pokoju, pochyliła się i wyjęła z dolnej półki szafy grubą książkę – album. Następnie usiadła na kanapie i zaczęła pokazywać małemu chłopcu – Popatrz, to jest twoja babcia, twój dziadek, którzy już nie żyją, to twój wujek, twoja ciocia, zdjęcia twoich sióstr Pokazała zdjęcia taty, ze swego dzieciństwa, a na końcu odwróciła stronę, na której były fotografie małego dziecka. – Kto to? Zapytał Filip. Mama uśmiechnęła się i ze zdziwieniem zapytała: Nie poznajesz? To ty, zaraz po urodzeniu, jak przywieźliśmy cię z porodówki do domu – była taka mroźna zima. Potem zdjęcia z kościoła – to twój chrzest, my i rodzice chrzestni, cala nasza rodzina, zdjęcia ze spotkania ze Św. Mikołajem. Mały Filip jednak był dalej zaniepokojony i ciekawy: Mamo, ale co z tym skarbem – co mamy najcenniejszego w domu? Synku jedni mają bezcenne rzeczy i przedmioty, które uważają za skarby Dla nas: dla taty i dla mnie Ty jesteś bezcennym skarbem! Twoje starsze siostry, cala nasza rodzina – dla nas wy jesteście najcenniejsi i najdrożsi!”
Kochane Dzieci!
Pewnie tak samo powiedzieliby wam dziś wasi rodzice, gdybyście ich zapytały. Wy jesteście Naszym jedynym Skarbem! Bo rzeczywiście bycie razem tworzenie wspólnoty rodzinnej, domowej, spotykanie się z najbliższymi jest wyjątkowym darem i szczęściem, którego nikt nam nie odbierze. Dziś przeżywamy Rocznicę I Komunii Św. – czyli Dzień Wdzięczności za spotkanie z Jezusem po raz pierwszy w Komunii Św. i za przyjęcie Go do swego serca. Eucharystia to największy dar miłości otrzymany od Pana Jezusa. Jako pokarm Eucharystyczny Jezus stał się dla nas bezcennym darem, największym duchowym skarbem, który posiadamy. Czy my to doceniamy, czy każde spotkanie z Panem Jezusem sprawia nam rzeczywistą radość? Czy uważamy go za bezcenny skarb, który posiadamy?
Ks. Ludwik Chiavarino napisał piękną książeczkę o Eucharystii, w której znajduje się wiele opowiadań o cudach i znakach, pt.: „Największy Skarb, czyli codzienna Msza Św.”. Opowiada o tym, jak król francuski Karol IX, posiadał perłę drogocenną, rzadkiej piękności, na której kazał, wyryć następujące słowa, „Kto mnie posiada, nie zazna ubóstwa” Jakże podobnie brzmią słowa, które wypowiedział Pan Jezus: „Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki!” Bo prawdziwe bogactwo można osiągnąć spożywając Chleb Eucharystyczny – wtedy osiągniemy najcenniejszą perłę, jaką jest niebo – czyli życie wieczne. Ile razy korzystamy z tego daru, ile razy przyjmujemy Komunię Św. tyle razy umacniamy nasze spotkanie z Jezusem w wieczności. Wiedział o tym inny bohater książki ks. Ludwika – Św. Dominik Savio – patron ministrantów i dzieci komunijnych. Gdy miał 12 lat, został przyjęty przez nadzwyczajnego człowieka – św. ks. Jana Bosko do Oratorium w Turynie i prosił o pomoc, aby mógł zostać świętym. Posłuszny, zawsze pogodny i radosny, z wielką pilnością wypełniał swoje szkolne obowiązki, na wszelki możliwy sposób starał się pomagać kolegom, ucząc ich katechizmu, opiekując się chorymi, godząc zwaśnionych. Do jednego z chłopców, świeżo przybyłego do Oratorium, powiedział: „Musisz wiedzieć, że u nas świętość polega na tym, żeby być bardzo wesołym”. Starajmy się tylko, aby unikać grzechu jako największego wroga, który odbiera nam łaskę Bożą i spokój sumienia, oraz dobrze wypełniać swoje obowiązki”. Mały Dominik uczestniczył we Mszy św. z wielką pobożnością, a często, zwłaszcza po Komunii św., wpadał w zachwyt – potrafił unosić się ponad ziemię i pozostawał tak dość długo z rękoma złożonymi, z twarzą rozjaśnioną uśmiechem, z oczyma utkwionymi w Ołtarzu. Kiedyś przed lekcjami poszedł na modlitwę do kościoła. Minęło południe – przyszła pora obiadowa, a Dominika nigdzie nie było. Ktoś przyszedł zaniepokojony do ks. Bosko, który od razu wiedział, gdzie go szukać. Wszedł do kościoła i w tylnej części ołtarza odnalazł Dominika zatopionego w modlitwie, aby przywołać go do powrotu do dalszych zajęć. Zmarł w wieku 15 lat, a papież Pius XI nazwał go „małym, a raczej wielkim gigantem ducha”. Prośmy gorąco, abyśmy potrafili z radością przeżywać tajemnicę Eucharystii podziękujmy Bogu, za to że już od roku mamy ten wielki przywilej uczestniczenia w pełni we Mszy Św. i starajmy się zawsze z tego daru korzystać.
Panie Jezu dziękujemy Ci za to, że od roku możemy przyjmować Cię pod postacią chleba i wina w Komunii Św. Umacniaj nas swoim Ciałem i Krwią abyśmy tylko tobie wierni i zawsze służyli. Amen.

Homilia na Uroczystość Bożego Ciała – 11 czerwca 2020

„Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata”.
Pewnie zdarzyło się to niejednemu z nas. Kiedy patrzymy na kwiaty to czasem zastanawiamy się, czy są prawdziwe czy sztuczne. Czasem nawet z bliska trudno je rozróżnić. Różnica między nimi jest oczywista. Prawdziwe kwiaty żyją, sztuczne tylko trwają. Prawdziwe kwiaty mają swój cykl rozwoju, sztuczne zawsze będą takie same. „Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki”. Sekret życia nie tkwi w wygodnym urządzeniu się w przedpokoju jakim jest świat. Z przedpokoju wchodzimy do pokoju! Nie tkwi także w zapewnieniu sobie pożywienia i samorozwoju. Ten chleb to życie wieczne. I tu załamuje się twierdzenie „jestem wierzący, ale niepraktykujący” to tak samo, jak jestem żyjący, ale nie oddychający; jestem żyjący ale nie jedzący!
Bo jeśli nie spożywasz tego chleba, to nie masz życia na wieki. Bo my jesteśmy jak prawdziwy żywy kwiat, który się rozwija puszcza pąki i cieszy nasze oczy – bo jest w nim życie. Jak rozpoznać to życie? Inaczej, jak zasmakować w tym Chlebie, żeby móc żyć na wieki?!
Patrzymy na osoby kochające się: narzeczeni, małżonkowie, rodzice i dzieci. Pragną być ze sobą blisko. W ramionach drugiego czują się bezpieczni, czują, że żyją. W małżeństwie stają się jednym ciałem. Ta bliskość ma świadomość narażenia na utratę. Często mówią oni słowa, np. „jesteś całym moim życiem”, „nie umiem bez ciebie żyć”. Przełóżmy to teraz na ten Chleb. Gdyby odczuć taki głód i powiedzieć wprost: „nie umiem bez Ciebie Panie Jezu żyć”. Może w tym czasie pandemii odczuliśmy taki głód pokarmu eucharystycznego.
Zapamiętajmy, że obecność
Jezusa Chrystusa w Sakramencie Eucharystii jest obecnością rzeczywistą!
Boże Ciało, czyli Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa, jest dniem, kiedy z odwagą i miłością możemy świadczyć o naszej wierze w obecność Boga pod postacią chleba i wina. Ta ofiara krwawa z krzyża Wielkiego Piątku zamienia się w ofiarę bezkrwawą Wielkiego Czwartku.
Bo tak naprawdę Jezus jest obecny w Eucharystii nie jako rzecz czy przedmiot ale jako prawdziwa i żywa Osoba”.
Bruno Ferrero w „Krótkich opowiadaniach” przedstawił taką oto historię:
Któregoś ranka, pewien rolnik stanął przed klasztorną bramą i energicznie zastukał. Kiedy brat furtian otworzył ciężkie dębowe drzwi, chłop z uśmiechem pokazał mu kiść dorodnych winogron.
– Bracie furtianie, czy wiesz komu chcę podarować tę kiść winogron, najpiękniejszą z mojej winnicy? – zapytał.
– Na pewno opatowi lub któremuś z ojców zakonnych.
– Nie. Tobie!
– Mnie? Furtian aż się zarumienił z radości. – Naprawdę chcesz mi ją dać?
– Tak, ponieważ zawsze byłeś dla mnie dobry, uprzejmy i pomagałeś mi, kiedy cię o to prosiłem. Chciałbym, żeby ta kiść winogron sprawiła ci trochę radości. Niekłamane szczęście, bijące z oblicza furtiana, sprawiło przyjemność także rolnikowi.
Brat furtian ostrożnie wziął winogrona i podziwiał je przez cały ranek.
W pewnej chwili przyszedł mu do głowy pomysł:
– A może by tak zanieść te winogrona opatowi, aby i jemu dać trochę radości?
Wziął kiść i zaniósł ją opatowi. Opat był uszczęśliwiony.
Ale przypomniał sobie, że w klasztorze jest stary, schorowany zakonnik i pomyślał:
– Zaniosę mu te winogrona, może poczuje się trochę lepiej.
Tak kiść winogron znowu odbyła małą wędrówkę. Jednak nie pozostała długo w celi chorego brata, który posłał ją bratu kucharzowi pocącemu się cały dzień przy garnkach. Ten zaś podarował winogrona bratu zakrystianowi (aby i jemu sprawić trochę radości), który z kolei zaniósł je najmłodszemu bratu w klasztorze, a ten ofiarował je komuś innemu, a ten inny jeszcze komuś innemu.
Wreszcie wędrując od zakonnika do zakonnika, kiść winogron powróciła do furtiana (aby dać mu trochę radości). Tak zamknął się ten krąg. Krąg radości. To do ciebie dzisiaj należy zainicjowanie kręgu radości związanej z wielkim darem jakim jest spotkanie z Jezusem na Eucharystii. Miłość to jedyny skarb, który rozmnaża się poprzez dzielenie: to jedyny dar rosnący tym bardziej, im więcej się z niego czerpie. Często wystarczy mała, malutka iskierka dobroci, a świat zacznie się zmieniać.
Czy spotkanie z Jezusem na Eucharystii może sprawić mi wielką radość! A radość jak motor napędza nas do czynienia dobra i dawania radości innym / stąd weekend Bożego Ciała – najpierw spotkanie z Jezusem a potem pełne radości spotkanie z najbliższymi/ Czy jestem chrześcijaninem przeżywającym z wielką radością spotkanie z Jezusem?! Czy przyjmując Go do swego serca w Komunii Św. umiem się tą radością z bliskości Jezusa w moim sercu dzielić z innymi?
Wielki czciciel Eucharystii, który godzinami trwał na modlitwie przed Najśw. Sakramentem – Św. Jan Paweł II powiedział w homilii: „Starajmy się tak uczestniczyć w kulcie publicznym Bożego Ciała, aby tajemnica Chrystusa jeszcze głębiej przeniknęła całe nasze życie”.
Czy potrafię uwierzyć w Boga tak bliskiego, pokornego i małego, że z miłości do człowieka pozostał w odrobinie chleba, aby zaspokoić każdy głód serca? Pamiętajmy, że Procesja Bożego Ciała jest konkretnym zaproszeniem Jezusa do naszych środowisk, aby otoczył błogosławieństwem nasze domy, szkoły szpitale, zakłady pracy, wsie i miasta.
Panie Jezu, wierzę, że jesteś obecny w Najświętszym Sakramencie, adoruję Twoje ukryte w chlebie Bóstwo i człowieczeństwo i pragnę gorąco, abyś zaspokoił mój duchowy głód na wieki. Amen.

Homilia na Uroczystość Zesłania Ducha Św. – 31 maja 2020

„Kiedy nadszedł dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle spadł z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali”.
Zesłanie Ducha Świętego miało miejsce w dniu, kiedy cały świat żydowski obchodził drugie co do wielkości święto izraelskie – Święto Pięćdziesiątnicy. Do Jerozolimy ściągały wtedy rzesze pielgrzymów z całego rzymskiego imperium. W takim historycznym kontekście nastąpiło Zesłanie Ducha Świętego na Wspólnotę Uczniów Jezusa Chrystusa.. Apostołowie trwali na modlitwie i według zaleceń Jezusa nie ruszali się z miejsca, aż wreszcie się doczekali się. Nagle języki z ognia spadły na nich, gdy znajdowali się na tym samym miejscu.
„I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić”. To On przyszedł do zalęknionych i wycofanych Apostołów, którzy zrozpaczeni i pełni przerażenia i obaw, zamknięci w sali na górze drżeli ze strachu. To On przyszedł i przemienił ich w pełnych determinacji i odwagi, niezłomnych głosicieli Ewangelii i prawdziwych świadków, gotowych zapłacić życiem za prawdę o Jezusie Chrystusie, którego odtąd będą głosić z wielką wiarą. To już było drugie tym razem finalne spotkanie z Duchem Świętym i Jego darami. Wcześniej, również w Wieczerniku wieczorem, w Dniu Zmartwychwstania Jezus tchnął na nich i powiedział im: <<Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane>>”. Jezus umocnił ich Duchem Świętym i przygotowuje do misji odpuszczenia i zatrzymania grzechów – czyli do sakramentu pokuty i pojednania. Ale zanim będą ludziom odpuszczać grzechy, sami potrzebują namaszczenia Duchem Pocieszycielem – swoistego bierzmowania, aby po Wniebowstąpieniu Jezusa móc samodzielnie wypełniać misję głoszenia Słowa. Dlatego słusznie ujął to w stwierdzeniu Św. Paweł Apostoł, który mówi, że „Nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: <<Panem jest Jezus>>” ponieważ Duch Święty, posłany od Ojca i Syna ma stać się źródłem jedności chrześcijan. To On dziś czyni nas uczestnikami posłania Jezusa, ludźmi misji.
To On odpuszcza nam grzechy i leczy zranione serca. To On jest źródłem miłości w naszych sercach! Apostołowie otrzymali jeszcze jeden dar – w momencie Zesłania Ducha Św. stali się jednością, monolitem, ponieważ  Duch Św. ich połączył i zapalił do wspólnego dzieła głoszenia Dobrej Nowiny.
W naszym duchowym życiu, podobnie jak w sporcie nie zawsze liczy się zwycięstwo, ważna jest sama walka. Przykładem takiej postawy jest Brytyjczyk Derek Redmond – dwukrotny złoty medalista Mistrzostw Świata oraz Europy w sztafecie 4×400, który podczas olimpijskiego startu udowodnił, iż prawdziwy sportowiec zawsze walczy do końca…W czasie Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie w 1992 roku ten brytyjski sprinter zerwał ścięgno w półfinale biegu na 400 metrów. Upadł na ziemię z bólu i wyglądało na to, że jego wyścig się skończył. Ale zamiast się poddać, podniósł się i zaczął kuśtykać w stronę mety. Wtedy przez linię ochrony przebił się mężczyzna, który wbiegł na tor i wziął pod ramię Dereka Redmonda. To był jego ojciec. Szedł razem z nim, aby pomóc mu dojść do linii mety. Ponad 60 tysięcy kibiców zgotowało im owacje na stojąco. Pięknym mottem stały się jego słowa: „Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą!” Podobnie czyni w naszym życiu Duch Święty– idzie u naszego boku i pomaga nam w każdej dziedzinie i w każdej sytuacji – szczególnie wtedy, kiedy go wzywamy.
„Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch…”. W jakikolwiek sposób Duch Święty przychodzi do nas – czy jako wicher i ogień, czy jako wewnętrzny głos – pozostaje zawsze Tym, który ukazuje nam Chrystusa. Pytanie: czy my dzisiaj potrzebujemy darów Ducha Świętego? Tak! I to jeszcze jak! Jeszcze bardziej niż Apostołowie. Popatrzmy, co się z nami dziś dzieje – jesteśmy pełni obaw i lęku z powodu COVID – 19 – taki mały wirus, a sparaliżował cały świat – nie potrzeba broni nuklearnej! Pojawiła się panika i niepewność, co z nami będzie. Dlatego dzisiaj bardziej, niż kiedy indziej potrzebujemy duchowej nadziei, duchowego umocnienia, prawdziwego wyzwolenia się ze strachu i lęku – pamiętajmy, że Bóg jest i stale działa, nawet z największego zła cierpienia czy kataklizmu może wyprowadzić wielkie dobro. Jest wiele pozytywów tego czasu – doceniamy znaczenie rodziny i bliskości, mamy więcej czasu dla dzieci, szanujemy bardziej starszych i chorych i się o nich troszczymy, doceniamy trud i poświęcenie pracowników służby zdrowia i wolontariuszy, którzy narażają życie opiekując się chorymi, jesteśmy ofiarni – włączając się w pomoc innym. Ten czas nas jednak trochę wyalienował – sprawa jasna i bezdyskusyjna –zagrożenie, niebezpieczeństwo – zostaliśmy ze słusznych racji i potrzeb w naszych domach. Ale czy w tym czasie nie wystygliśmy trochę w naszej gorliwości i nie zobojętnieliśmy duchowo, czy mieliśmy czas na modlitwę i życie religijne w naszym domu?
Czy naprawdę tęskniliśmy za spotkaniem z Jezusem, za przeżywaniem na żywo Eucharystii w świątyni – jeśli tak to jest to pozytywny objaw tego czasu. Pamiętajmy, że jako ludzie wierzący potrzebujemy Wspólnoty Kościoła, potrzebujemy bliskiego kontaktu z Panem Bogiem, potrzebujemy umocnienia darami Ducha Świętego naszego serca, potrzebujemy uzdrowienia od strony duchowej tej rzeczywistości, w której obecnie się znajdujemy. Ale też Kościół jako wspólnota Ducha potrzebuje każdego z nas, naszego zapału naszego zaangażowania, naszej determinacji naszego włączenia się w dzieło ewangelizacji. Poraża brak jedności i zgody narodowej – mimo epidemii ciągłe konflikty i nieporozumienia – czy to już jest wkomponowane w naszą mentalność, że musimy się kłócić i swarzyć? Czy już nas nic nie zmieni i nie nauczy?
Przed nami staje wiele wyzwań w ojczyźnie w naszej wspólnocie parafialnej –wybory, egzaminy, I Komunia Św., Boże Ciało, Bierzmowanie – wiele prace remontowe i przygotowania – pytanie czy chcemy wyjść jak uczniowie z Wieczernika i z odwagą się w to zaangażować! Zawsze można powiedzieć – nie da się, może nie warto! Jak przyjmiemy takie nastawienie czy pretekst– to nic nie da się zrobić! Gdyby tak nastawili się Apostołowie, to dziś nie byłoby na kuli ziemskiej 2 mld ludzi ochrzczonych, a Pismo Św. nie byłoby księgą, która ma najwięcej wydań i tłumaczeń na języki obce. Czy to jest jeszcze rzeczywiście nasz Kościół i nasza wspólnota, czy się z nią w pełni utożsamiamy i czujemy się za nią odpowiedzialni –czy nam jeszcze na niej zależy, czy już nie?!  I co nam tak naprawdę daje bycie we wspólnocie Chrystusowego Kościoła, którą umacnia swoimi darami Duch Pocieszyciel?! Dlatego żeby to zrozumieć i przemyśleć w swoim sercu, chcemy dziś wołać: przyjdź Duchu Święty i rozpal w nas odwagę w głoszeniu słowa w naszych domach i rodzinach, przyjdź i naucz nas budować na fundamencie pokoju i zgody nasze relacje ze sobą, przyjdź i  daj nam zapal do  naszego zaangażowania się w wiele spraw naszej wspólnoty i parafii. Przyjdź i dotknij ogniem swojej miłości serce każdego i każdej z nas, niech staniemy się znów dla siebie bliscy, pełni dobroci i zrozumienia. Powtórzmy za Janem Pawłem II pamiętne słowa z Placu Zwycięstwa w Warszawie w 1979 roku, aby na nowo dokonało się bierzmowanie naszej Ojczyzny, naszej parafialnej wspólnoty: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi ziemię. Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze tej ziemi – tej naszej polskiej, tej naszej nozdrzeckiej ziemi. Przyjdź, Duchu Święty, i przemieniaj nasze serca według woli Ojca i pragnień samego Jezusa”. Amen.

Homilia na Uroczystość Św. Stanisława – 8 maja 2020

„Ja jestem Dobrym Pasterzem. Dobry Pasterz daje życie swoje za owce”
Bardzo popularne stało się słowo: człowiek niezłomny – czyli ten kto walczy do końca o słuszną sprawę, kto ma zasady, których za żadne pieniądze świata się nie wyrzeknie, który jest constans – czy stały w swojej wierności, miłości i oddaniu, gotów do poświęcenia nawet najcenniejszego daru otrzymanego od Boga, jakim jest życie. Dziś staje przed nami taki właśnie Niezłomny Świadek Prawdy.
Święty Stanisław to człowiek, biskup, a przede wszystkim świadek wiary, który wiernie naśladował Chrystusa Dobrego Pasterza. Kiedy nadeszło niebezpieczeństwo i zagrożenie życia, nie pozwolił, aby wilk przemocy porwał i rozproszył owce powierzone Jego opiece. Stanął w obronie prawdy i oddał za nią życie. Patron naszej Ojczyzny jest dla nas świadkiem bezkompromisowego stawania po stronie Boga, Ewangelii i prawdy, po stronie dobra Ludu Bożego – czyli Kościoła. Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi! – wołał Św. Piotr do przedstawicieli Sanhedrynu; Co mam ci powiedzieć?! Musisz słuchać bardziej Boga niż ludzi! – usłyszał słowa otuchy od swego kapelana i spowiednika Prymas Tysiąclecia, który przebywał w odosobnieniu, w izolacji. Pan Jezus uczy nas, jak w naszej codzienności możemy stawać się dla innych coraz bardziej pasterzami niż najemnikami. Zrozumiał to Stanisław, biskup ze Szczepanowa, który nie bał się stracić życia dla wierności Bogu, w służbie Jedynej Prawdzie. A czy ja rozumiem te słowa Jezusa? W świetle dzisiejszej uroczystości postaw sobie pytania: jak ja – jako człowiek wierzący, podchodzę do prawdy? Czy jestem jej wierny? Czy mam odwagę świadczyć o niej w moim domu, w moim małżeństwie, w mojej rodzinie, w moim sąsiedztwie, w szkole, na studiach, w pracy i w czasie odpoczynku?

Panie Jezu Dobry Pasterzu, który natchnąłeś Stanisława, aby stał się Niezłomnym Świadkiem Prawdy naucz mnie postawy wierności Jedynej Prawdzie, którą Ty sam jesteś. Amen.

Homilia na Uroczystość NMP Królowej Polski – 3 maja 2020

„Niewiasto, oto syn Twój” – „Synu, oto Matka Twoja”. „I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie”.

Uroczystość NMP Królowej Polski skłania nas do prawdziwej refleksji nad rolą Matki Bożej w dziejach zbawienia świata oraz nad naszym indywidualnym podejściem do Jej kultu. Czy istnieje jedna i poprawna droga wyrażania szacunku wobec Maryi? Co to znaczy, że Maryja jest Królową Polski?
Czy również inne narody nie mają do niej prawa, skoro w Litanii nazywamy ją Królową świata? Odpowiedzi poszukajmy w Piśmie Świętym.
W dzisiejszą uroczystość Słowo Boże zaczerpnięte z Apokalipsy św. Jana ukazuje wielki znak: „Niewiastę obleczoną w słońce, z księżycem pod stopami i wieńcem z dwunastu gwiazd na głowie”. Ta Niewiasta jest dla nas danym od Boga znakiem pociechy i niezawodnej nadziei. W tym przekonaniu utwierdza nas testament Jezusa wypowiedziany w godzinie śmierci, kiedy ponad tysiąc lat temu – zgodnie z testamentem krzyża – naród polski wziął Maryję do siebie. Uznał ją za swoją Matkę i Królową. Ona jest w naszych sercach, w naszej pobożności i historii. Z przekonaniem śpiewaliśmy więc dzisiaj w psalmie:
„Tyś wielką chlubą naszego narodu”.

Spotykamy dzisiaj Maryję wraz z innymi niewiastami pod krzyżem Jezusa. Wydarzenie to zostało opisane przez Ewangelistę w sposób lapidarny – krótki i zwarty, bez wspomnienia o ogarniających Maryję, Jana i niewiasty emocjach i wzruszeniach. Chcemy jednak współtowarzyszyć Maryi, zbolałej i cierpiącej.
A czy Ona chciałaby nam coś powiedzieć stojąc pod krzyżem?
A może powiedziałaby tak: „Popatrzcie na moje życie. byłam najświętsza z wszystkich ludzi, nawet cień grzechu mnie nie dotknął, nigdy i w niczym nie sprzeciwiłam się Stwórcy, zawsze pełniłam Jego wolę. A czy oszczędził mi cierpienia? Ile bólu przeżyłam, gdy widziano mnie w odmiennym stanie, gdy nawet Józef chciał mnie porzu­cić, posądzając o najgorsze? Czy poród w czasie podróży, w stajni, w ubóstwie, to rozkosz i ra­dość? Czy słowa przepowiedni Symeona o mieczu przeszywającym ser­ce nie chodziły za mną?
Czy sądzicie, że dla Matki miejsce pod krzyżem umiłowanego Syna nie było miejscem kaźni? Na ziemi, Bóg Stwórca nie oszczędził mi krzyża, cierpienia i bólu, mimo iż mnie najbardziej umiłował. Im bardziej Bóg kogoś miłuje, tym mocniej i boleśniej go doświadcza. W tym doświadczeniu krystalizuje się bowiem nasza miłość do Niego. Więcej myślimy o życiu przy­szłym i do niego tęsknimy”.

I to jest trafiająca w punkt odpowiedź dla tych ludzi, którzy mają pretensje do Boga, że wierzą, modlą się, chodzą do kościoła, zachowują przykazania, a życie ich jest ciężkie. Nie powodzi im się dobrze, z trudem wiążą koniec z końcem, ciągle ich najbliższych nawiedzają krzyże, choroby, cierpienia, nieszczęścia.
A jeszcze teraz dopadła nas pandemia, ludzi dziesiątkuje COVID-19. Dlaczego Pan Bóg nie pamięta o nich, skoro oni o Nim pamiętają? Dlaczego, jeśli ich kocha, nie broni od nieszczęść? Dlaczego ludziom wierzącym i uczciwym nie zapewnia tu na ziemi swej wszechmocnej opieki?

Właśnie Maryja staje się prawdziwym świadkiem i wzorcem wierności Bogu. Wśród wielu trudności Maryja uczy nas służyć Bogu i przyjmować wszystkie doświadczenia, jakimi Bóg nawiedza nasz naród i każdego z nas z osobna. Wiernie trwała pod krzyżem swego Syna, a nas uczy cierpliwie znosić utrapienia. Nikt lepiej od Niej nie wie, że męka i śmierć prowadzi do zmartwychwstania i życia. Nikt lepiej od niej nie zrozumie, że Bóg potrafi wyprowadzić dobro nawet z największego zła i nieszczęścia. Staje dziś obok każdego z nas, z troską o nasze dobro, tak jak stała pod krzyżem.

Ksiądz Jan Twardowski – kapłan i poeta – w piękny sposób zwrócił uwagę na to, co wszyscy doskonale wiemy: „Bóg w widoczny sposób powierzył polski naród opiece Matki Najświętszej. Żadnego innego narodu tak silnie do Niej nie zbliżył. Bóg sprawił, że nasz naród już na początku historii miał jako hymn pieśń Bogurodzica. Bóg uwrażliwił serca polskich królów, wodzów, artystów, by dojrzeli wielkość i piękno Matki Najświętszej. Bóg natchnął polski lud, by tak bardzo ukochał święta Matki Bożej i nadał im poetyckie nazwy: Zielnej, Jagodnej, Siewnej, Pięknej, Kwietnej, Śnieżnej… Bóg dał nam Jasną Górę jako arkę na czas potopu i wszystkich narodowych nieszczęść w czasie rozbiorów, powstań, okupacji; dał nam widzieć Matkę Najświętszą jako źródło siły, otuchy i wielkiej nadziei. Bóg powołał nas do tego, abyśmy byli narodem maryjnym”.
Dzisiejsza uroczystość liturgiczna Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski została złączona z obchodem narodowego święta upamiętniającego uchwalenie Konstytucji 3 maja. Ten dokument świadczył o dojrzałości politycznej, a przede wszystkim o trosce o losy narodu uczestników posiedzenia sejmu w dniu 3 maja 1791 roku. To oni głosując za przyjęciem konstytucji określili ją jako „ostatnią wolę i testament gasnącej Ojczyzny”. Niestety, dalsze tragiczne losy naszej ojczyzny wszyscy znamy. A jednak, mimo niewoli, mimo podziału, upokarzania, walki z narodowymi tradycjami, Polacy jako naród nigdy się nie poddali. Z pewnością wiele było powodów, ale jednym z nich, być może najważniejszym i najbardziej jednoczącym nas wszystkich była wiara, zjednoczenie w Kościele i ufność w opiekę Matki Bożej, tej która królowała
z Jasnej Góry i promieniowała miłosiernym spojrzeniem z Ostrej Bramy. Zdumiewająca jest ta zbieżność: Królowa Polski i Konstytucja, sprawy Boże i ludzkie, sprawy Kościoła i państwa polskiego. Bez wątpienia ta zbieżność nie należy tylko do historii, lecz jest nam na nowo zadana w XXI stuleciu. Wzywał nas do tego św. Jan Paweł II, abyśmy „wszyscy podjęli i udźwignęli to wielkie dziedzictwo narodowe i religijne któremu na imię Polska”. Tego wątku nie pominął Prymas Tysiąclecia – już za miesiąc błogosławiony – kardynał Stefan Wyszyński, bo on po Bogu najbardziej ukochał Maryję i naszą Ojczyznę – Polskę. W homilii z 3 maja 1966 roku wołał: „Ten dzień, to dla wierzącego Polaka to nie tylko rocznica przyjęcia konstytucji, ale także dzień obchodzonego od 1906 r. święta Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski. Chcemy oddać naród i całą Ojczyznę w macierzyńską, słodką niewolę Maryi za wolność Kościoła w świecie i w Polsce!”
Wszyscy zdajemy sobie sprawę i wierzymy głęboko, że od tamtego momentu Maryja jest dla nas wzorem człowieka wiary, ale przede wszystkim jest naszą Orędowniczką w niebie. Wszyscy jesteśmy głęboko przekonani o Jej szczególnej opiece nad naszą ojczyzną. W tym roku będziemy obchodzili 100-lecie Bitwy Warszawskiej, określanej „Cudem nad Wisłą”. Wówczas Polacy dniem i nocą adorowali Najświętszy Sakrament, Episkopat Polski oddał naród Najświętszemu Sercu Jezusa, a pod Jasną Górą czterdzieści tysięcy ludzi leżąc krzyżem błagało swoją Panią i Królową o uratowanie ojczyzny. I cud się stał.
Dzisiaj zgromadzeni w naszej świątyni, wszyscy jesteśmy przekonani o opiece Maryi nad każdym z nas.
Ta uroczystość to doskonała okazja do refleksji nad naszą pobożnością.
Często mam takie osobiste odczucie, że łatwiej jest nam, Polakom, pielęgnować obrzędy i tradycję niż żyć Ewangelią. W jaki sposób można pogodzić zewnętrzne obrzędy i kult Maryi, Królowej Polski z głęboką duchowością?
To jest okazja do namysłu nad dziełami ewangelizacji, apostolatem i wolontariatem w Kościele. Postawa Maryi jest postawą godną do naśladowania. To dobry moment, aby zastanowić się nad indywidualnością każdego człowieka i jego powołania. Prośmy w dniu narodowego święta naszą Królową Maryję, która pod krzyżem Chrystusa „wzięła za swoje dzieci wszystkich ludzi”, o wstawiennictwo za ziemską ojczyzną, aby w czasie przemian, które się w niej – nie bez trudów i bolesnych zdarzeń – od ponad trzydziestu lat dokonują, nie zagubiono koniecznej troski o każdego człowieka, zwłaszcza chorego, biednego, opuszczonego, potrzebującego różnorakiej pomocy materialnej i duchowej. Niech w narodzie polskim nie będzie egoizmu, korupcji i prywaty.
Niech będą wreszcie właściwie zachowywane Boże przykazania.

Maryjo nasza Matko, Pani i Królowo! Ty od wieków jesteś ciągle z nami. Bądź dla nas przedziwną obroną i warownią która ocala. Ratuj nas w czasie epidemii, pomagaj nam wytrwać na drodze wiary, nie zwątpić w Boża miłość i pomóż nam przezwyciężać trudne chwile, abyśmy ani na moment nie załamali się duchowo, ale zawsze jak ty byli wierni Twojemu Synowi. Amen.

Homilia na Uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego – 12 kwietnia 2020

„Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono”.
Wszyscy w jakiś sposób szukamy miłości. Czy szukamy jej tak jak szukała Maria Magdalena? Dla Marii Jezus Chrystus stał się wielką Miłością. Nie potrafiła żyć bez Niego od czasu, kiedy Jezus stanął na jej drodze i uwolnił ją od siedmiu złych duchów. Zmienił jej życie – wyzwolił ją od demonów i sprawił, że na nowo poczuła się wolna i szczęśliwa. Maria Magdalena patrzyła z wiarą przez trzy godziny na agonię Jezusa na krzyżu. Gdzieś podświadomie wierzyła, że oto dokonuje się coś wyjątkowego i niepowtarzalnego. Mimo że jego martwe ciało złożono do grobu, podświadomie nie potrafiła Go opuścić. Czuła się wolna, ale tylko przy Nim. Zrozumiała, że prawdziwą wolnością jest Jezus i Jego zbawcza Miłość. Nie może zatem dziwić fakt, że rankiem po szabacie „kiedy jeszcze było ciemno”, szybko idzie do grobu, aby namaścić Jego ciało, aby być blisko. Ale nie znalazła ciała Mistrza.  Nie od razu rozumie znak pustego grobu, płacze. Dlatego łzy tęsknoty to łzy oczekiwania na spełnienie. Spotkanie nastąpiło później… „ujrzała stojącego Jezusa” (J 20,14), a potem z radością poszła do uczniów i powiedziała: „Widziałam Pana i to mi powiedział”
Maria Magdalena daje znać apostołom. Sama jednak nie odchodzi od miejsca, gdzie Go zostawiła. Miłość wszystko przetrzyma, jeśli jest wzajemnością, nigdy nie ustaje, nie może się skończyć – musi się wypełnić.
 Nie może się ono zakończyć na grobie!
Apostołowie byli tak podekscytowani tym faktem, że urządzili sobie swoistego rodzaju wyścig do grobu. Nie trudno sobie wyobrazić, kto wygrał –młodszy Jan wyprzedza Piotra i przybywa jako pierwszy, ale szanuje przywilej starszeństwa i nie wchodzi do środka przed Piotrem. Apostoł Jan podobnie jak Piotr widząc pusty grób i całun, zrozumiał, że wypełniły się zapowiedzi proroków i słowa samego Jezusa. Dzisiejsza trójka głównych bohaterów: Ewangelii Maria, Piotr, Jan są bardzo dynamiczni – tyle się dzieje wokół – tyle zamieszania, ruchu! biegają, szukają, stawiają sobie w sercu pytania: Co znaczy ten pusty grób? Co się tak naprawdę stało? Gdzie jest ciało Jezusa? Maria w swoim wielkim bólu patrzy zewnętrznie, powierzchownie, nie wchodzi do grobu, widzi jedynie odsunięty kamień. Piotr patrzy uważnie, racjonalnie, wchodzi do grobu, zauważa każdy szczegół. Jan wchodzi do grobu i patrzy oczami serca, oczami wiary. Wchodzi do pustego grobu i już wie: On zmartwychwstał! Ujrzał i uwierzył. Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, które mówi, że On ma powstać
z martwych.
Trzy osoby – trzy zupełnie inne reakcje na tę samą prawdę o Zmartwychwstaniu! Bo każdy zupełnie inaczej przyjmuje tę samą wiadomość, tę samą informację – tacy jesteśmy!
Co dla nas oznacza symbol pustego grobu?!
Pusty grób jest znakiem odrodzonego życia. Grób jest pusty.
I choć spowija go głęboka cisza poranka, to jednak wydaje się krzyczeć do każdego: Nie ma go tutaj. Zmartwychwstał jak zapowiedział!
Każda epoka i każdy naród ma swoich bohaterów, których podziwia. „Zginął w obronie…”, „oddał swoje życie…”, „poświęcił się, ratując …”, „przelał krew na ołtarzu Ojczyzny…” itd. Wzruszamy się, podziwiamy, czytamy o nich książki, oglądamy filmy. A Chrystus ukazuje coś dokładnie przeciwnego. Nigdy nie chciał zostać superbohaterem, za to chciał dobrowolne oddać życie na krzyżu. Nie dla siebie. Dla nas i za nas. O błogosławiona śmierć Chrystusa, z której rodzi się nowe życie! Tak naprawdę ZMARTWYCHWSTANIE JEZUSA – TO NASZE ZMARTWYCHWSTANIE! Tajemnica Zmartwychwstania Chrystusa – najważniejsza prawda naszej wiary jest właśnie takim budzeniem się budzenie ku nowemu życiu z ospałej zimy i marazmu tajemnicy przemijania i zakwitaniem światła naszej wiary. Dzięki Zmartwychwstaniu Chrystusa mamy światło w tunelu, rodzimy w sercu nadzieję, budzimy się ku nowemu życiu.
Wybuch pandemii wpłynął na życie ludzi na całym świecie. Wielkanoc w tym roku będzie zupełnie inna niż ta poprzednia. nie będziemy jej świętować, tak jak do tej pory. W tym roku jednak Może być to szczególnie trudne dla wierzących, zwłaszcza osób starszych, niejedna osoba to przeżywa – widziałem łzy w oczach ludzi, którzy nie mogli przyjąć Komunii Św. Jednak nadal może być udana. Pomimo trudności w zachowaniu tradycji wielkanocnych rodzinnego śniadania wielkanocnego czy święcenia wielkanocnych pokarmów i braku możliwości uczestniczenia w nabożeństwach kościelnych, właśnie teraz bardziej, niż kiedykolwiek ważne jest, aby zadbać o prawdziwe poczucie bliskości i o więzi rodzinne. Nasze zabieganie sprawiało, że na wiele rzeczy nie mieliśmy czasu, że zupełnie inaczej wartościowaliśmy nasze życie – a teraz, kiedy musieliśmy się na chwilę zatrzymać, z perspektywy kwarantanny domowej zupełnie inaczej widać, że są rzeczy, ważne ważniejsze i najważniejsze – liczy się zdrowie, bezpieczeństwo i rodzina.
Walka z koronawirusem trochę przypomina jedną z form sztuki walki wschodu; kata – czyli walka z cieniem – imitacja walki z przeciwnikiem, którego nie widać. Apostołowie byli przytłoczeni wiadomością, że Chrystus został zabity, zamknięci w wieczerniku bali się i odczuwali lęk przed tym, że ich także mogą pochwycić i zabić! A jednak choć z nieśmiałością i niedowierzaniem, to biegną do grobu, bo mają w sercu nadzieję. O wiele łatwiej było im to przezwyciężyć lęk i strach, bo tworzyli prawdziwą wspólnotę. Co my możemy zrobić, aby nie przytłoczyły nas problemy związane z pandemią? Nie można się dać zastraszyć i panicznie bać – jeśli kochamy Jezusa i mu wierzymy, to tam nie mam miejsca na lęk – bo w prawdziwej miłości nie ma lęku! Powtarzał nam to tyle razy do znudzenia Św. Jan Paweł II, który na początku swojego pontyfikatu wołał: „Bracia i Siostry, nie bójcie się przygarnąć Chrystusa i przyjąć Jego władzę… Nie lękajcie się, otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi…. Nie lękajcie się! Chrystus wie, co nosi w swoim wnętrzu człowiek. On jeden to wie! Dzisiaj często człowiek nie wie, co kryje się w jego wnętrzu, w głębokości jego duszy i serca. Tak często niepewny sensu życia na tej ziemi i ogarnięty zwątpieniem, które zamienia się w rozpacz. Pozwólcie więc, proszę was, błagam was z pokorą i zaufaniem! Pozwólcie Chrystusowi mówić do człowieka! On jeden ma słowa życia, tak, życia wiecznego… Chrystusowe słowa docierają do wszystkich ludzi i są przez nich przyjmowane jako posłanie nadziei, ocalenia, całkowitego wyzwolenia”.
Prośmy gorąco, abyśmy jak najgodniej celebrowali Tajemnicę Świąt Wielkanocnych w naszych domach i rodzinach:
Jezu, który umarłeś na krzyżu i zmartwychwstałeś dla naszego usprawiedliwienia, prowadź mnie i umacniaj moją wiarę, ożywiaj zastygłą nadzieję i rozpal żar miłości w moim sercu abym uwielbiał i wychwalał Twoje imię za Dar Zbawienia. Amen.

Homilia na Mszę św. Wieczerzy Pańskiej – 9 kwietnia 2020

.„Jezus …umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował”.
Boski Mistrz z Nazaretu do końca nas umiłował – od chwili Ostatniej Wieczerzy aż po słowa: „Wykonało się” na krzyżu i oddanie ducha w ręce Ojca. Dziś w Wielkoczwartkowy Wieczór chcemy się przyjrzeć trzem obrazom ukazanym nam przez liturgię, które spinają niczym klamra, wspólny mianownik te słowa: do końca ich umiłował!
W pierwszym obrazie Św. Paweł Apostoł, w najstarszym opisie ustanowienia Eucharystii pochodzącym z 54 roku po Chr., ukazuje nam Jezusa, który przed swoją męką podczas Ostatniej Wieczerzy pozostawił samego siebie w kawałku chleba i odrobinie wina i polecił nam sprawować to wydarzenie na Pamiątkę Jego Meki i Śmierci. Kiedy wypowiadział słowa: Bierzcie i jedzcie… Bierzcie i pijcie… – ustanowił sakrament Eucharystii, a słowami: To czyńcie na Moją pamiątkę…– ustanowił sakrament kapłaństwa. Chcemy dziękować Bogu za każdą Mszę Św. sprawowaną w naszych intencjach w tej świątyni oraz za dar kapłanów, dzięki którym możemy doświadczać Chrystusowej miłości do końca, w każdym głoszonym Słowie, w każdej Eucharystii, w sakramentalnym przebaczeniu grzechów, w darze wspólnoty. Dziękujmy dziś Bogu za dar kapłanów, a jednocześnie módlmy się za nich, aby w tych trudnych okolicznościach potrafili wytrwać, pamiętając, że są świadkami Chrystusa.
Dziś w tej nowej sytuacji kapłani doceniają fakt, że sprawują Najśw. Ofiarę w kameralnej liczbie wiernych, że tak niewiele osób przychodzi do świątyni do spowiedzi, a my na nich czekamy. I od razu rozumiem obrazek, który kiedyś ukazał nam ks. Jan – misjonarz pracujący na Syberii, jak leciał samolotem 680 km do dwojga katolików – małżeństwa, którzy chcieli przed Świętami Paschalnymi wyspowiadać się i przyjąć Komunię Św. To też dla nas nauka – nie zawsze docenialiśmy to, że mamy każdego dnia na wyciągnięcie ręki kościół, codzienną Eucharystię, możliwość spowiedzi.
Nigdy nie mieliśmy takich przypadków jak w Kazachstanie czy na Syberii, gdzie wierni latami gromadzili się w kościołach i kaplicach bez kapłana na modlitwie, a kiedy przybył, to się cieszyli i wiwatowali, jak ludzie w czasie wjazdu Jezusa do Jerozolimy. Nie zawsze mieliśmy ochotę pójść do świątyni na Mszę Św. i do spowiedzi, a dziś w sercu jest ogromne pragnienie, może nawet żal – chcielibyśmy, a z powodu zagrożenia nie możemy. Ta perspektywa nietypowego przeżywania Triduum i tych wyjątkowych Świąt nagle otwiera nam oczy – tak wielką mamy tęsknotę, tak nam tego brakuje, ale z pokorą przeżywajmy ten czas przed monitorami na transmisji internetowej czy telewizyjnej. Może właśnie potrzeba nam wszystkim takiego duchowego głodu Chrystusa Eucharystycznego, żeby na nowo zrozumieć, czego nam brakuje, co poniekąd straciliśmy. Ważne żebyśmy zrozumieli w tym chwilowym zatrzymaniu, że to Jezus jest naszym pokarmem na życie wieczne, że bez Niego nic nie możemy, że On nadaje sens naszemu życiu!
Drugi obraz ukazuje prawdę, że Jezus do końca nas umiłował, bo „zaczął umywać uczniom nogi”. „Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie «Nauczycielem» i «Panem» i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem”.
Postawa służby i uległości wobec innych – to szczególny wymiar miłości. Dziś w tym trudnym czasie pandemii podziwiamy i oklaskujemy przedstawicieli służby zdrowia, którzy z narażeniem życia – umywają nogi – czyli służą z wielkim oddaniem i poświęcenie, często z narażeniem zdrowia i życia tym, którzy są chorzy i zakażeni – często odizolowani od swoich najbliższych. Pamiętajmy w ten wielkoczwartkowy wieczór i módl my się za nich oraz za nas, aby nie brakowało nam odwagi i męstwa w postawie głoszenia dobrej Nowiny o zbawieniu.
I wreszcie trzeci obraz – obraz odczuwającego trwogę konania i modlącego się w Ogrójcu Jezusa – „Ojcze! Jeśli to możliwe niech odejdzie ode mnie ten kielich – jednak nie moja, ale Twoja Wola niech się spełni” Pan Jezus sam odczuwa lęk i trwogę konania, ale zatopiony w modlitwie powoli wycisza się i uspokaja przed pojmaniem i męką, w pełni pokładając nadzieję w Bogu Ojcu, któremu bezgranicznie ufa i oddaje się w Jego ręce.
„Chrystus w tajemnicy Wielkiego Czwartku klęka przed Bogiem Ojcem i oddaje mu się bez reszty, aby kiedyś człowiek mógł z wiarą uklęknąć przed Bogiem i ofiarować mu swoje życie” .

W dobie szalejącego koronawirusa, kiedy widmo choroby i śmierci zagląda nam w oczy, trudno nie mieć obaw, trudno nie przeżywać lęku, kiedy wiele osób najnormalniej w świecie się boi, kiedy stawia rozpaczliwe pytania: Dlaczego? Jak długo to ma jeszcze trwać?  Czy w ogóle jeszcze wszystko powróci do normalności?
Niech odpowiedzią i zarazem piękną puentą będą słowa piosenki zespołu LUXTORPEDA pt.:
„44 dni”
– historia małego człowieka – dziecka, które urodziło się w pewnej rodzinie i żyło tylko 44 dni, a na skutek choroby i braku odporności zmarło:
Żyłeś ponad 6 tygodni, dając dwojgu nowe serca.
Tyle zmienił mały człowiek – niemal lżejszy od powietrza.
A kiedy przyjdzie nam się spotkać to poznamy się po oczach.
Ściskamy mocno! Mama, Tata i twoja młodsza siostra.

A kiedy syn zapyta mnie: „Dlaczego jego brat
Musiał odejść zanim przyszedł na świat?”
Synu mój, człowiek może żyć pięknie 44 dni
Albo się zmagać przez wiele długich lat.
Zapytał mnie jeszcze raz: „Czy sprawiedliwe to jest,
że na ludzi dobrych i złych tak samo pada deszcz?”
Synu mój, ufaj, że właśnie tak ma być.
Lepiej się naucz już teraz, jak bez odpowiedzi żyć!
Lepiej się naucz już teraz, jak bez odpowiedzi żyć!
Bez odpowiedzi żyć!

W ten wyjątkowy Wielkoczwartkowy Wieczór, uczmy się postawy zaufania Bogu, nawet wtedy, kiedy tego nie rozumiemy:
Panie, proszę Cię, o świętość życia dla kapłanów. Powierzam Ci dziś kapłanów starszych, chorych, cierpiących, kuszonych, tych którzy popełniają słabości, przeżywają w kryzys wiary. Niech Twoja miłość do końca będzie ich siłą. Panie odnów we wszystkich powołanych do przez Ciebie, łaskę kapłaństwa, aby byli gorliwymi i wiernymi świadkami twoich tajemnic. Panie spraw, aby dar Eucharystii, w której celebracji uczestniczymy przypominał nam Tajemnicę Chrystusowej Ofiary i zapalał w każdym z nas iskrę do życia duchem Jego nieskończonej miłości. Amen.

Homilia na V Niedzielę Wielkiego Postu – 29 marca 2020

Dziś kolejna odsłona tajemnicy Zbawiciela, który objawia nam siebie jako nasze zmartwychwstanie i życie. – opis cudownego wskrzeszenia Łazarza.
Jesteśmy w Betanii – wiosce położonej na wschód od Jerozolimy, w miejscu pokoju i radości, którą Jezus odnajdował, ile razy odwiedzał dom swoich przyjaciół: Marty, Marii i Łazarza. Ewangelista Jan mocno podkreśla, że Jezus miłował Martę i jej siostrę Marię i Łazarza
Ale Betania to także miejsce płaczu Jezusa z powodu śmierci przyjaciela, to moment obudzenia życia, które rozpoczyna się w momencie wskrzeszenia Łazarza.  Pojawiają się jak zawsze pytania i wątpliwości:
czy Jezus nie mógł przyjść na czas i uzdrowić swojego przyjaciela? Dlaczego pozwolił mu umrzeć, narażając na tyle cierpienia jego siostry, rodzinę i przyjaciół? Co jest większym znakiem: uzdrowienie czy wskrzeszenie?  Pan Jezus świadomie wystawia na próbę wiary Martę i Marię, i wybiera trudniejszą wersję wydarzeń, aby jeszcze bardziej objawić chwałę Ojca.

Kiedy dziś czytamy Ewangelię, to na szczególną uwagę zasługują słowa o zmartwychwstaniu. Słyszymy dialog pomiędzy Jezusem z siostrą zmarłego – Martą.  Z jednej strony lęk i obawy Marii przed śmiercią: Panie! Gdybyś tu był, mój brat by nie umarł, a z drugiej strony zapewnienie Jezusa, dotyczące przyszłego zmartwychwstania i życia:
Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie.  Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?”
Widzimy tutaj Chrystusowy paradoks: w momencie śmierci, Jezus zachęca do myślenia o życiu. Chce wzmocnić naszą ufność, że za tą ciemną powłoką śmierci jest światło, życie i wieczna miłość – jest życie wieczne przygotowane w domu Ojca. Nie lubimy myśleć o śmierci.
Temat śmierci nie należy do ulubionych, dlatego niechętnie podejmujemy dyskusje. Tymczasem św. Augustyn mówi: „wszelkie dobro jest niepewne, sama tylko śmierć jest pewna”. Wiemy, że umierają ludzie starsi: mając 80 i więcej lat, umierają dziadkowie, rodzice: ojciec i matka, ktoś chorował na nowotwór, ktoś miał cukrzycę, ktoś dostał zawał – serce nie wytrzymało, ktoś inny utonął, lub zginął w wypadku samochodowym. Nie chcemy przyjąć do wiadomości prawdy o naszym przemijaniu i niejako odkładamy myśli o własnej śmierci. Ale żebym to ja nagle umarł, to jest niemożliwe! A jednak! Kiedy świat dopadła pandemia koronawirusa, widzimy jak wielkie żniwo zbiera śmierć: tyle tysięcy ludzi zakażonych, tyle tysięcy ludzi nie żyje. Odczuwamy lęk przed zakażeniem i widmem śmierci, która jest bardzo realna. Żeby śmierć nie napawała nas lękiem, trzeba być na nią zawsze przygotowanym. Dlatego śpiewamy w suplikacjach: „Od nagłej i niespodziewanej śmierci – zachowaj nas Panie” – to znaczy od śmierci, na którą nie jesteśmy przygotowani. Od nagłej, to znaczy od takiej śmierci, która byłaby dla nas zgubą wieczną – śmierci bez sakramentów świętych: bez spowiedzi i Komunii świętej. Tam po drugiej stronie życia Bóg przygotował dla nas najpiękniejsze mieszkanie. Ale czy je otrzymamy, to zależy od naszego życia na ziemi. Troszczymy się o dobra doczesne, aby niczego nam nie brakowało.  Ale zastanówmy się: czy tak samo troszczymy się o wieczność, aby nam jej nie zabrakło?!

W czasach, gdy była jawna walka z kościołem, ludzie na przekór licznie uczestniczyli we Mszy Św., spowiadali się i przyjmowali Komunię Św.; potem przyszedł czas wolności religijnej i kościoły powoli zaczęły świecić pustkami. Teraz przyszedł trudny czas epidemii – zakaz uczestnictwa w zgromadzeniach religijnych powyżej 5 osób – przed nami perspektywa nietypowego przeżywania tych jakże Wyjątkowych Świąt – i nagle otwierają się oczy – w sercu żal – chcielibyśmy, a z powodu zagrożenia nie możemy. Może potrzeba takiego duchowego głodu Chrystusa, żeby na nowo zrozumieć, że to On jest „lekiem na cale zło i nadzieją na przyszły rok” – naszym pokarmem na życie wieczne, że bez Niego nic nie możemy, że On nadaje sens naszemu życiu!
Choć nie jesteśmy chronieni w życiu od sytuacji trudnych – podobnie jak przyjaciel Jezusa – możemy jednak zawsze liczyć na Jego obecność na wyciągnięcie ręki, na wierność Jego przyjaźni.  Jezus, który po śmierci zmartwychwstał, zapewnia nas o nowym życiu. Smutne byłoby chrześcijaństwo, które zakończyłoby się na Golgocie. Zbliżamy się do celebracji Świąt Paschalnych, starajmy się umocnić naszą wiarę, że po Wielkim Piątku jest grobowa cisza Wielkiej Soboty, którą rozbudza nagle i nieprzewidywanie niedzielny, radosny poranek Zmartwychwstania, zapalający w nas światełko nadziei.

Panie, nawet wtedy, gdy wszystko podpowiada mi, że nie warto; naucz mnie ufać bezgranicznie Tobie, tak jak zawierzyła ci Maria – siostra Łazarza. Bądź moim jedynym sensem życia. Ty jesteś moim światłem w tunelu, Ty jesteś moją drogą do celu, Ty jesteś jedyną prawdą o Królu mój! Amen.

Homilia na III Niedzielę Wielkiego Postu – 15 marca 2020

<<Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy studni (…) Nadeszła tam kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody.  Jezus rzekł do niej: „Daj Mi pić!” Jakżeż Ty, będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić?>>”

Jezus zmęczony drogą potrzebuje pomocy Samarytanki. Od prośby Jezusa i odpowiedzi zaskoczonej kobiety rozpoczyna się ich spotkanie, które prowadzi do poznania Mesjasza i przyjęcia na nowo własnej, trudnej historii życia kobiety z Samarii. Spotkanie z miłością Jezusa otwiera Samarytankę na trudną prawdę o samej sobie i uwalnia ją od lęku o siebie. Samarytanie dla Izraelitów byli innymi, obcymi ludźmi. Żydzi pamiętali, że Samarytanie są potomkami tych, którzy kiedyś ich pobili. I to wystarczyło, by byli wrogo ustosunkowani do siebie. My także łatwo wykorzystujemy wszystkie okazje, aby podkreślać to, co nas różni. My jesteśmy inni, tamci są z innej wioski, miejscowości, z innej dzielnicy. Ten należy do innej wiary, tamten do innej partii, ten za inteligentny dla nas, a tamten jest za prosty.
Ten zbyt pobożny – nawiedzony, a tamten niereligijny – profan. Tak ciągle podkreślamy to, co nas różni.  I tyle jest niechęci w naszym życiu, tyle barier, które stawiamy wobec siebie i innych ludzi.
Jezus kolejny raz łamie te stereotypy – łamie podziały– dlatego wychodzi do Samarytanki. Syn Boży przychodzi i nie zatrzymuje się przed żadną barierą, która oddzieliła człowieka od Boga. Bóg sam chce wyjść nam naprzeciw, mimo tego, że to człowiek odwrócił się do Boga i podeptał w raju jego miłość. Pan Jezus na wylot przenika serce kobiety samarytańskiej.
„Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj”. „Nie mam męża”. ,,Słusznie powiedziałaś; miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego teraz masz, nie jest twoim mężem” .
W spotkaniu z Jezusem poznaję prawdę o sobie. Jezus zna doskonale moje serce. Nie patrzy na moje grzechy, nie pyta, czy jestem godny, czy niegodny, nie pyta o żadne moje tytuły, wyróżnienia czy zasługi. W świetle tego dzisiejszego Słowa warto pochylić się przez moment nad tajemnicą sakramentu małżeństwa. Czy małżonkowie pamiętają o tym, że w momencie ich ślubu przed ołtarzem sam Chrystus zobowiązał się być z nimi na zawsze, być ich światłem i mocą w każdej życiowej sytuacji? Czy małżonkom naprawdę zależy na tym, aby ta Boska obecność Chrystusa przenikała ich życie małżeńskie i rodzinne? Jeśli małżonkowie ślubują sobie wzajemnie, „iż cię nie opuszczę aż do śmierci”, to muszą pamiętać, że sakrament jest źródłem moralnej i duchowej mocy dla mężczyzny i kobiety, która przekłada się na realną, fizyczną moc – zwłaszcza wtedy, gdy przychodzą doświadczenia, cierpienia, trudne skomplikowane sytuacje, których po ludzku nie rozumiemy – których po prostu nie ogarniamy!
Trzeba wytrwale współpracować z łaską sakramentu małżeństwa. Trzeba tę łaskę stale odnawiać!
To przykazanie wzywa także do legalizacji wszelkich związków partnerskich – nie ważny jest wiek, nie ważne jest to, co inni sobie pomyślą – jeśli chcę ze spokojem sumienia przystępować do Stołu Pańskiego, to może warto pomyśleć o zawarciu małżeństwa /dziś jest tyle możliwości prawnych z punku patrzenia Kościoła/. Jezus mówi do Samarytanki: ,,Gdybyś znała dar Boży i wiedziała, Kim jest Ten, Który ci mówi: „Daj Mi się napić” – prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej”
Dar, to nie jest coś nie zasłużonego, coś, do czego nie mamy żadnego tytułu. Dla nas wszystkich Bóg przygotował dar: ,,Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego za nas wydał” (por. J 3, 16). Samarytanka do końca nie rozumie słów Jezusa dlatego pyta bardzo racjonalnie:
„Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej?!”
Jezus odpowiada jej: ,,Każdy, kto będzie pił z tej wody – będzie znowu pragnął (…)
Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki” (J 4, 14).

Jaki to dar przynosi nam Jezus Chrystus? I cóż to za woda, którą On daje, skoro nie ma czerpaka, a studnia jest głęboka? Tym darem jest On sam. Tylko Bóg ma takie pokłady głębokiej miłości i taką miłością nas ukochał, i chce nas obdarować każdego dnia. Obrazem takiej miłości jest woda żywa. W nas powstanie źródło wody żywej, z naszego serca wytryśnie miłość, godna tej miłości, którą Bóg nas obdarował. Samarytanka pragnie tej wody żywej, dlatego mówi: „Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać”. To, co przynosi Jezus Samarytance i nam wszystkim, to nowa religia w Duchu i prawdzie. „Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie”. To jest ta nowa religia, to jest istota naszego chrześcijaństwa. Chrześcijaństwo to nie jest magia, to nie są jakieś rytuały, które zabezpieczają w tym życiu od nieszczęść. Chrześcijaństwo to nie lista niezrozumiałych nakazów i zadań, które musimy wypełnić. Chrześcijaństwo – to religia w Duchu i w Prawdzie. To spotkanie z żywym Bogiem, który w Jezusie Chrystusie daje nam siebie, bo jest Miłością i pragnie, abyśmy tym sercem z innymi się podzielili.  Ze współmałżonkami, z dziećmi, z najbliższą rodziną, ale i ze sąsiadami, z osobami spotkanymi może przypadkowo na drodze – z tymi, którzy tej miłości nad wyraz potrzebują. To jest prawdziwa Dobra Nowina, to jest prawdziwe chrześcijaństwo. Prawdą jest Jezus Chrystus – ,,Ja jestem prawdą”  (J 14, 6). On po to przyszedł, aby objawić Boga, który jest miłością, darem. Do przyjęcia tego daru powinniśmy być zdolni.
Samarytanka była zdolna, bo wyznała wiarę w prawdę objawioną: „Wiem, że przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem”. Jezus widzi, że kobieta jest w stanie Mu uwierzyć, dlatego objawia prawdę o sobie: „Jestem Nim Ja, który z tobą mówię”.
I nagle kobieta, która do tej pory unikała ze wstydu sąsiadów i znajomych, biegnie do miasteczka, aby opowiedzieć, kogo spotkała przy studni.
To jest ta Boża pedagogika! Bóg pragnie mówić z człowiekiem, aby się mu objawić, potrzebuje jego obecności i otwartości serca. On, który jest Miłością, pragnie Twoje poranione serce na nowo naprawić! On jest najlepszym kardiochirurgiem w naszym duchowym życiu!
Skorzystaj z tego daru i nie odkładaj spotkania z pełnym miłości Jezusem na ostatnią chwilę. Zwłaszcza teraz, kiedy szaleje epidemia koronawirusa– ważne żeby nie stracić czujności, ale i wiary – żeby zachować powagę, środki ostrożności i bezpieczeństwa, ale nie ulegać panice i nie posuwać się do granic obłędu, egoizmu i walki o byt.  Może właśnie to jest SIGNUM – ZNAK od Boga, aby zupełnie inaczej przeżyć ten Wielki Post – nie w zabieganiu, ale w spokoju, we własnej izdebce, w otoczeniu najbliższych; nie z nosem wbitym w ekran telewizora, laptopa czy smartfona, nie w pogoni za nowymi informacjami i wiadomościami, ale z Pismem Św., z różańcem w ręku,  słuchając refleksyjnej muzyki, zanurzając się w lekturę duchową dobrej książki, czasopisma – czyli tego, na co nie mam czasu na co dzień; uczestnicząc w transmisji Mszy Św. w radio czy telewizji – może Pan chce przemówić do nas właśnie w ten sposób, abyśmy na nowo mu zawierzyli, zaufali i napełnili się Jego miłością. Może to właśnie mają być takie wyjątkowe, prawdziwe rekolekcje dla nas?! Może Pan pragnie, abyśmy w tej zupełnie nowej sytuacji nie ulegali emocjom, ale w pokorze i w pełnym zaufaniu odnaleźli drogę do Niego?! Wołajmy do Jezusa naszą ufną modlitwą:
Panie Jezu Chryste!
Ty jesteś teraz obecny wśród nas. Ty obiecałeś: ,,Gdzie dwaj, albo trzej są zebrani w imię Moje, tam Ja jestem pośród nich”… Ty przenikasz moje serce. Każde serce stoi przed Tobą otworem. Jezu daj mi pić! Ugaś moje pragnienie poznania Ciebie
. Ty znasz nasze najtajniejsze myśli.
Ty nas przenikasz, znasz mnie lepiej niż ja sam siebie. Ty widzisz wszystkie moje słabości i grzechy, Ty znasz wszystkie moje lęki i niepokoje. Ty widzisz, jak boję się widma zakażenia i epidemii. Ty znasz wszystkie moje zranienia i cierpienia, wszystkie ciężary, które dźwigam.
Panie, oddaję teraz Tobie to wszystko. Ty się zajmij tym wszystkim!
Panie naucz mnie zaufać Twojej miłości. Przyjdź, Panie Jezu i zaradź memu niedowiarstwu.
Panie wypełnij swoją obietnicę. Proszę Cię o dar żywej wody. Niech na nowo wytryśnie we mnie źródło wody żywej: mocnej wiary, niezłomnej nadziei i gorącej miłości. Amen.