<<Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy studni (…) Nadeszła tam kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: „Daj Mi pić!” Jakżeż Ty, będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić?>>”
Jezus zmęczony drogą potrzebuje pomocy Samarytanki. Od prośby Jezusa i odpowiedzi zaskoczonej kobiety rozpoczyna się ich spotkanie, które prowadzi do poznania Mesjasza i przyjęcia na nowo własnej, trudnej historii życia kobiety z Samarii. Spotkanie z miłością Jezusa otwiera Samarytankę na trudną prawdę o samej sobie i uwalnia ją od lęku o siebie. Samarytanie dla Izraelitów byli innymi, obcymi ludźmi. Żydzi pamiętali, że Samarytanie są potomkami tych, którzy kiedyś ich pobili. I to wystarczyło, by byli wrogo ustosunkowani do siebie. My także łatwo wykorzystujemy wszystkie okazje, aby podkreślać to, co nas różni. My jesteśmy inni, tamci są z innej wioski, miejscowości, z innej dzielnicy. Ten należy do innej wiary, tamten do innej partii, ten za inteligentny dla nas, a tamten jest za prosty.
Ten zbyt pobożny – nawiedzony, a tamten niereligijny – profan. Tak ciągle podkreślamy to, co nas różni. I tyle jest niechęci w naszym życiu, tyle barier, które stawiamy wobec siebie i innych ludzi.
Jezus kolejny raz łamie te stereotypy – łamie podziały– dlatego wychodzi do Samarytanki. Syn Boży przychodzi i nie zatrzymuje się przed żadną barierą, która oddzieliła człowieka od Boga. Bóg sam chce wyjść nam naprzeciw, mimo tego, że to człowiek odwrócił się do Boga i podeptał w raju jego miłość. Pan Jezus na wylot przenika serce kobiety samarytańskiej.
„Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj”. „Nie mam męża”. ,,Słusznie powiedziałaś; miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego teraz masz, nie jest twoim mężem” .
W spotkaniu z Jezusem poznaję prawdę o sobie. Jezus zna doskonale moje serce. Nie patrzy na moje grzechy, nie pyta, czy jestem godny, czy niegodny, nie pyta o żadne moje tytuły, wyróżnienia czy zasługi. W świetle tego dzisiejszego Słowa warto pochylić się przez moment nad tajemnicą sakramentu małżeństwa. Czy małżonkowie pamiętają o tym, że w momencie ich ślubu przed ołtarzem sam Chrystus zobowiązał się być z nimi na zawsze, być ich światłem i mocą w każdej życiowej sytuacji? Czy małżonkom naprawdę zależy na tym, aby ta Boska obecność Chrystusa przenikała ich życie małżeńskie i rodzinne? Jeśli małżonkowie ślubują sobie wzajemnie, „iż cię nie opuszczę aż do śmierci”, to muszą pamiętać, że sakrament jest źródłem moralnej i duchowej mocy dla mężczyzny i kobiety, która przekłada się na realną, fizyczną moc – zwłaszcza wtedy, gdy przychodzą doświadczenia, cierpienia, trudne skomplikowane sytuacje, których po ludzku nie rozumiemy – których po prostu nie ogarniamy!
Trzeba wytrwale współpracować z łaską sakramentu małżeństwa. Trzeba tę łaskę stale odnawiać!
To przykazanie wzywa także do legalizacji wszelkich związków partnerskich – nie ważny jest wiek, nie ważne jest to, co inni sobie pomyślą – jeśli chcę ze spokojem sumienia przystępować do Stołu Pańskiego, to może warto pomyśleć o zawarciu małżeństwa /dziś jest tyle możliwości prawnych z punku patrzenia Kościoła/. Jezus mówi do Samarytanki: ,,Gdybyś znała dar Boży i wiedziała, Kim jest Ten, Który ci mówi: „Daj Mi się napić” – prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej”
Dar, to nie jest coś nie zasłużonego, coś, do czego nie mamy żadnego tytułu. Dla nas wszystkich Bóg przygotował dar: ,,Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego za nas wydał” (por. J 3, 16). Samarytanka do końca nie rozumie słów Jezusa dlatego pyta bardzo racjonalnie:
„Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej?!”
Jezus odpowiada jej: ,,Każdy, kto będzie pił z tej wody – będzie znowu pragnął (…)
Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki” (J 4, 14).
Jaki to dar przynosi nam Jezus Chrystus? I cóż to za woda, którą On daje, skoro nie ma czerpaka, a studnia jest głęboka? Tym darem jest On sam. Tylko Bóg ma takie pokłady głębokiej miłości i taką miłością nas ukochał, i chce nas obdarować każdego dnia. Obrazem takiej miłości jest woda żywa. W nas powstanie źródło wody żywej, z naszego serca wytryśnie miłość, godna tej miłości, którą Bóg nas obdarował. Samarytanka pragnie tej wody żywej, dlatego mówi: „Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać”. To, co przynosi Jezus Samarytance i nam wszystkim, to nowa religia w Duchu i prawdzie. „Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie”. To jest ta nowa religia, to jest istota naszego chrześcijaństwa. Chrześcijaństwo to nie jest magia, to nie są jakieś rytuały, które zabezpieczają w tym życiu od nieszczęść. Chrześcijaństwo to nie lista niezrozumiałych nakazów i zadań, które musimy wypełnić. Chrześcijaństwo – to religia w Duchu i w Prawdzie. To spotkanie z żywym Bogiem, który w Jezusie Chrystusie daje nam siebie, bo jest Miłością i pragnie, abyśmy tym sercem z innymi się podzielili. Ze współmałżonkami, z dziećmi, z najbliższą rodziną, ale i ze sąsiadami, z osobami spotkanymi może przypadkowo na drodze – z tymi, którzy tej miłości nad wyraz potrzebują. To jest prawdziwa Dobra Nowina, to jest prawdziwe chrześcijaństwo. Prawdą jest Jezus Chrystus – ,,Ja jestem prawdą” (J 14, 6). On po to przyszedł, aby objawić Boga, który jest miłością, darem. Do przyjęcia tego daru powinniśmy być zdolni.
Samarytanka była zdolna, bo wyznała wiarę w prawdę objawioną: „Wiem, że przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem”. Jezus widzi, że kobieta jest w stanie Mu uwierzyć, dlatego objawia prawdę o sobie: „Jestem Nim Ja, który z tobą mówię”.
I nagle kobieta, która do tej pory unikała ze wstydu sąsiadów i znajomych, biegnie do miasteczka, aby opowiedzieć, kogo spotkała przy studni.
To jest ta Boża pedagogika! Bóg pragnie mówić z człowiekiem, aby się mu objawić, potrzebuje jego obecności i otwartości serca. On, który jest Miłością, pragnie Twoje poranione serce na nowo naprawić! On jest najlepszym kardiochirurgiem w naszym duchowym życiu!
Skorzystaj z tego daru i nie odkładaj spotkania z pełnym miłości Jezusem na ostatnią chwilę. Zwłaszcza teraz, kiedy szaleje epidemia koronawirusa– ważne żeby nie stracić czujności, ale i wiary – żeby zachować powagę, środki ostrożności i bezpieczeństwa, ale nie ulegać panice i nie posuwać się do granic obłędu, egoizmu i walki o byt. Może właśnie to jest SIGNUM – ZNAK od Boga, aby zupełnie inaczej przeżyć ten Wielki Post – nie w zabieganiu, ale w spokoju, we własnej izdebce, w otoczeniu najbliższych; nie z nosem wbitym w ekran telewizora, laptopa czy smartfona, nie w pogoni za nowymi informacjami i wiadomościami, ale z Pismem Św., z różańcem w ręku, słuchając refleksyjnej muzyki, zanurzając się w lekturę duchową dobrej książki, czasopisma – czyli tego, na co nie mam czasu na co dzień; uczestnicząc w transmisji Mszy Św. w radio czy telewizji – może Pan chce przemówić do nas właśnie w ten sposób, abyśmy na nowo mu zawierzyli, zaufali i napełnili się Jego miłością. Może to właśnie mają być takie wyjątkowe, prawdziwe rekolekcje dla nas?! Może Pan pragnie, abyśmy w tej zupełnie nowej sytuacji nie ulegali emocjom, ale w pokorze i w pełnym zaufaniu odnaleźli drogę do Niego?! Wołajmy do Jezusa naszą ufną modlitwą:
Panie Jezu Chryste!
Ty jesteś teraz obecny wśród nas. Ty obiecałeś: ,,Gdzie dwaj, albo trzej są zebrani w imię Moje, tam Ja jestem pośród nich”… Ty przenikasz moje serce. Każde serce stoi przed Tobą otworem. Jezu daj mi pić! Ugaś moje pragnienie poznania Ciebie. Ty znasz nasze najtajniejsze myśli.
Ty nas przenikasz, znasz mnie lepiej niż ja sam siebie. Ty widzisz wszystkie moje słabości i grzechy, Ty znasz wszystkie moje lęki i niepokoje. Ty widzisz, jak boję się widma zakażenia i epidemii. Ty znasz wszystkie moje zranienia i cierpienia, wszystkie ciężary, które dźwigam.
Panie, oddaję teraz Tobie to wszystko. Ty się zajmij tym wszystkim!
Panie naucz mnie zaufać Twojej miłości. Przyjdź, Panie Jezu i zaradź memu niedowiarstwu.
Panie wypełnij swoją obietnicę. Proszę Cię o dar żywej wody. Niech na nowo wytryśnie we mnie źródło wody żywej: mocnej wiary, niezłomnej nadziei i gorącej miłości. Amen.