Poniedziałek – 2 listopada 2015, wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych

Ewangelia wg św. Jana 14,1-6.
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę». Odezwał się do Niego Tomasz: «Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?» Odpowiedział mu Jezus: «Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie».

Wczoraj, w uroczystość Wszystkich Świętych, Kościół jakby uchylał bram nieba, by ukazać nam szczęście i triumf zbawionych, dziś, w Dzień Zaduszny, ukazuje nam czyściec, sytuację dusz, które jeszcze nie mogą oglądać Boga.
Czym jest czyściec?
Spróbuje odpowiedzieć posługując się obrazami, które przez dużą część życia były mi najbliższymi.
Czyściec to… szpital.
Tak, szpital.
Nagle po hałasie ulicy cisza, powaga.
Inny świat.
We wszystkich salach szpitalnych, czasem nawet na korytarzu, ludzie; ludzie, którzy cierpią.
Do szpitala przychodzi się z nadzieją uleczenia, wyzdrowienia.
Pobyt w szpitalu jest czasowy.
Jedni leżą tu dłużej, inni krócej.
Zależy to od tego, z jaką chorobą i w jakim stanie jej zaawansowania chory tutaj się znalazł.
Szpital jest po to, aby choremu przywrócić zdrowie.
Leżący na szpitalnym łóżku niewiele może sobie pomóc.
Zdany jest całkowicie na opiekę, na pomoc i serce drugich.
Ktoś musi podać basen, kaczkę, przewrócić na drugi bok, poprawić posłanie.
Chory czeka, że ktoś zatrzyma się przy jego łóżku, pochyli się nad nim, zapyta jak się czuje, czego mu potrzeba.
Może pocieszy, może natchnie otuchą, a może zwyczajnie potrzyma za rękę, gdy pomóc już nie można.
Bardzo wymowne są te spojrzenia chorych czekające i przyzywające do swego łóżka.
Mam je w moich oczach i w mojej świadomości.
Pamiętam taki mocny uścisk dłoni umierającego dyrektora szpitala, gdy milcząc trzymałem go za rękę.
Dla mnie czyściec, to taki wielki szpital, gdzie miliony, miliony ludzi czeka na pomoc.
Na naszą pomoc.
Na moją, na twoją pomoc!
Czyściec to taki specyficzny szpital, który każdego uleczy.
Stąd jest tylko jedno wyjście:
Wyjście do domu Ojca!
Dziś we Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych Kościół organizuje jakby „dni otwarte” czyśćca, by uzmysłowić nam, że mamy obowiązki wobec naszych zmarłych.
Wprowadza nas w bramy czyśćca, tego szpitala leczącego ludzkie choroby i słabości, byśmy tam zobaczyli może naszych rodziców, rodzeństwo, krewnych, znajomych, sąsiadów i przyszli im z pomocą.
A pomóc możemy naszą osobistą modlitwą, „wypominkami”, zyskanymi odpustami czy wreszcie ofiarą Mszy świętej.
Jest okazja do tego, by spłacić nasze długi wobec tych, którym jesteśmy coś winni.
Którzy mają prawo do naszej pamięci, do naszej miłości sięgającej poza grób.
W szpitalu, w nowszych oddziałach, przy każdym łóżku chorego jest przycisk alarmu wzywającego w razie potrzeby lekarza czy pielęgniarkę.
W dyżurce pielęgniarek odzywa się wtedy dzwonek, a nad drzwiami, skąd wzywana jest pomoc, zapala się czerwone światło.
Znak, że tam ktoś pilnie potrzebuje pomocy.
Wydaje mi się, że Dzień Zaduszny, że cały listopad, to taki alarm włączony przez Kościół, alarm wzywający nas do pomocy zmarłym.
Czy pozostaniemy obojętni?
Pomyślmy:
A może za rok to my będziemy potrzebowali takiej pomocy?

Uroczystość Wszystkich Świętych – 1 listopada 2015

„Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie!”
Często mówi się i pisze o „ludziach sukcesu”. Człowiek sukcesu to ktoś, komu się w życiu powiodło, osiągnął to, o czym marzył. Mówi się o nich: ulubieniec losu, dziecko szczęścia
Myśli się wówczas zwyczajnie o takich dziedzinach życia jak ekonomia, polityka, nauka, sztuka, film, muzyka, sport… I nieraz pewnie tym szczęśliwcom zazdrościmy, bo myślimy, że my w życiu takiego sukcesu nie odnieśliśmy. Bo o nas nie jest głośno w prasie, radio i telewizji. Bo myśmy nie zrobili kariery w potocznym, obiegowym znaczeniu. I nam, czasem zawiedzionym, może nawet sfrustrowanym, stawia Kościół dziś przed oczyma i pod rozwagę możliwość i szansę „zrobienia kariery” w innym o wiele głębszym, wartościowszym wymiarze wskazując na Wszystkich Świętych – „Ludzi sukcesu” w wymiarze duchowym.
To prawda, bo Wszyscy Święci to ludzie sukcesu! To oni osiągnęli pełny sukces, wygrali główną nagrodę, zrealizowali cel swojego życia. I ta „kariera”, ten pełny, religijny sukces w żadnym przypadku nie stoi w opozycji do ziemskich sukcesów. Można więc być świętym będąc równocześnie i bogatym, i politykiem, i naukowcem, i artystą plastykiem, muzykiem czy sportowcem… czy zupełnie szarym zwyczajnym człowiekiem
W Uroczystość Wszystkich Świętych Kościół ukazuje nam niebo, a w nim świętych, którzy byli na ziemi przed nami, przeżywali te same kłopoty, trudności, jakich my doświadczamy, a teraz cieszą się szczęściem bez końca.
Ludwik Jerzy Kern, napisał w 1976 roku w gazecie „Przekrój” wiersz pt.: „Wszystkich Świętych”:

Świętych niby jest dużo,
na każdy dzień i od święta,
ale biorąc pod uwagę tę liczbę ludzi, którzy dotychczas żyli,
to jest ich zaledwie jakaś tam jedna miliardowa procenta.

Różne wydały ich czasy
i bardzo rozmaite kraje –
zresztą w mym przekonaniu, świętych jest o wiele więcej,
niż się to oficjalnie podaje.

Nie noszą aureoli ani w antyfon
nie pławią się w złotku,
jeżdżą podobnie jak my, tramwajami.
A jednak są święci.
Tam, wewnątrz, w środku.

Z pracy wracają do domu,
sprzątają, robią kolację –
do głowy nigdy nie przyjdzie nikomu
wystąpić o ich kanonizację.

Dlatego dobrze chyba,
że jest taki dzień przeznaczony
specjalnie dla wszystkich tych świętych
z imienia nie ujawnionych.

Nie mają „pomników” w kalendarzu liturgicznym, nie wzywamy ich w litanii do Wszystkich Świętych, nie znamy ich imion, ale wiemy, że życia nie zmarnowali i osiągnęli największy sukces:
Zdobyli niebo! Są z Bogiem na zawsze!
To ci, którzy chodzili tymi samymi ulicami, co my; mieszkali w tych samych domach, co my; może jeszcze nie tak dawno się modlili w naszej świątyni, a dziś cieszą się niebem.
To nasi rodzice. To nasi współmałżonkowie. To nasi bracia i siostry. Nasi sąsiedzi, przyjaciele, znajomi. Ludzie, którzy byli jak my: słabi, grzeszni. Upadali, popełniali życiowe błędy, ale podnosili się z upadku, z grzechu. Kochali Boga. Kochali bliźnich. Zmarli w stanie łaski uświęcającej. Ludzie największego sukcesu! Skoro oni mogli ten sukces osiągnąć – to i my także możemy! Bo w każdy sukces – także ten duchowy, trzeba mocno wierzyć!
Jak zatem ten cel naszej wiary – czyli niebo możemy osiągnąć?!
Mówi nam o tym Jezus Chrystus w Kazaniu na Górze, podając program 8 Błogosławieństw:
Błogosławieni ubodzy w duchu, błogosławieni, którzy się smucą,
błogosławieni cisi, błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, błogosławieni miłosierni, błogosławieni czystego serca, błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości…
Według Jezusa Błogosławionymi – czyli tłumacząc z j. greckiego – szczęśliwymi są ci, którzy osiągnęli pełnię szczęścia /paradoks/ w nieszczęściu – czyli w cierpieniach, bólach i doświadczeniach życiowych. „Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie!”
Na ziemi doznali cierpienia i ucisku, aby pełną nagrodę odebrać w wieczności. I Kościół właśnie dzisiaj czci tych, anonimowych dla nas, zwyczajnych, „szeregowych” świętych.
„To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku, i opłukali swe szaty, i wybielili je we krwi Baranka”. Święty Jan Apostoł w dzisiejszym pierwszym czytaniu mówi, że świętych jest nieprzeliczona liczba: „I usłyszałem liczbę opieczętowanych: sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych ze wszystkich pokoleń synów Izraela”. Św. Jan charakteryzuje ową symboliczną rzeszę błogosławionych czyli szczęśliwych w niebie, która jest tą grupą wybrańców i szczęśliwców, wyróżnionych przez samego Boga. A kluczem do ich sukcesu jest postawa pełnej otwartości na Boga, wypełnienia jego planu w swoim życiu i pełnego zaufania w Bożą moc.
Dziś odwiedzimy groby naszych najbliższych. Postawimy kwiaty, zapalimy znicze, zmówimy za nich modlitwę. „I tak jak światło długo się pali, dopóki nie wypali się oliwa lub wosk, tak każdy człowiek żyje długo, jak długo trwa pamięć o nim…”
Często mówi się, że ten dzisiejszy dzień to dzień refleksji i zadumy nad przemijalnością naszego życia. Ale to nie jest właściwe spojrzenie! Nie mamy zadumać się nad przemijalnością, ale nad jego kontynuowaniem w wieczności. Przychodząc na cmentarz, przyjdźmy z wewnętrzną radością, tak jak przychodzimy na uroczystości i spotkania rodzinne. Bo przecież Uroczystość Wszystkich Świętych – to radosny dzień narodzin dla nieba, tych, którzy przeszli przez ciasną bramę śmierci. To ich przygarnął Chrystus. To są ich urodziny! Wierzymy w to mocno, że życie człowieka nie kończy się na cmentarzu! Grób nie jest ostateczną i końcową stacją naszego życia!
Grób to tylko chwilowy odpoczynek, krótki przystanek na drodze do wieczności!
Nasza stacja końcowa i punkt docelowy to niebo! Port wiecznej szczęśliwości z Bogiem.
To spotkanie z kochającym Bogiem Ojcem i z naszymi bliskimi!
Panie, dziękuję Ci za Twoje słowa wypowiedziane na Górze Błogosławieństw, proszę Cię o to, abyś dał mi wytrwałość, która pozwoli mi wprowadzić je w czyn i żyć nimi, aby kiedyś dołączyć do grona tych, których wspominamy w tej Uroczystości. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

Uroczystość Wszystkich Świętych – 1 listopada 2015

Często mówi się i pisze o „ludziach sukcesu”. Człowiek sukcesu to ktoś, komu się w życiu powiodło, osiągnął to, o czym marzył. Myśli się wówczas zwyczajnie o takich dziedzinach życia jak ekonomia, polityka, nauka, sztuka, sport…
I nieraz pewnie tym szczęśliwcom zazdrościmy, bo myśmy takiego sukcesu nie odnieśli, bo myśmy nie zrobili kariery w potocznym, obiegowym znaczeniu.
I nam, może zawiedzionym, może nawet sfrustrowanym, stawia Kościół dziś przed oczyma i pod rozwagę możliwość i szansę „zrobienia kariery” w innym, głębszym, wartościowszym wymiarze.
Oto dziś uroczystość Wszystkich Świętych – „ludzi sukcesu”. To oni właśnie osiągnęli pełny sukces, wygrali główną nagrodę, zrealizowali cel swojego życia.
I kiedy Kościół dzisiaj ich wspomina, to właśnie dlatego, by nam pokazać i cel, i drogę do jego osiągnięcia. Ten pełny, religijny sukces w żadnym przypadku nie stoi w opozycji do tych drobnych, cząstkowych sukcesów. Można być świętym będąc równocześnie i bogatym, i politykiem, i naukowcem, i artystą czy sportowcem…
Ale jak to osiągnąć? Czy ja mogę być świętym? To prawda, może nie będziemy świętymi wyniesionymi na ołtarze i może o naszej świętości nikt wiedział nie będzie. Ale to nie jest ważne.
Istotą świętości jest zjednoczenie z Bogiem przez miłość. A nie może być tego zjednoczenia tam, gdzie jest grzech. Walka więc z grzechem, życie na co dzień w łasce uświęcającej – oto sekret, oto tajemnica świętości. Niczego więcej poza tym Bóg od nas nie żąda. Kto walczy z grzechem, kto żyje w łasce – jest świętym. Świętym prawdziwym. Autentycznym. I takich świętych jest wielu. Takim świętym można być w domu, w biurze, w szkole, w zakładzie pracy. Wszędzie.
Dzień dzisiejszy to dzień refleksji. Podejmij decyzję: Chcę być świętym. Chcę żyć bez grzechu.
Zrób „karierę” w życiu!

Sobota – 31 października 2015, dzień powszedni

Ewangelia wg św. Łukasza 14,1.7-11.
Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili. Potem opowiedział zaproszonym przypowieść, gdy zauważył, jak sobie pierwsze miejsca wybierali. Tak mówił do nich:
«Jeśli cię kto zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca, by czasem ktoś znakomitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. Wówczas przyjdzie ten, kto was obu zaprosił, i powie ci: „Ustąp temu miejsca!”; i musiałbyś ze wstydem zająć ostatnie miejsce. Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź na ostatnim miejscu. Wtedy przyjdzie gospodarz i powie ci: „Przyjacielu, przesiądź się wyżej!”; i spotka cię zaszczyt wobec wszystkich współbiesiadników. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony».

Jezus był doskonałym obserwatorem postaw, jakie panowały w ówczesnym społeczeństwie.
Jedną z nich była chęć dominacji jednych nad drugimi i zajmowanie pierwszych miejsc.
Upłynęło już dwa tysiące lat od tamtych wydarzeń, a podobne postawy wciąż są obecne wśród ludzi.
Tak często rodzi się wśród nas chęć dominacji czy podkreślania swojej ważności.
Jezus w nauczaniu podkreślał rolę pokory.
Już samo wcielenie Syna Bożego w ludzką naturę było znakiem tej pokory.
Oto Bóg przybiera ludzkie ciało, zamieszkuje wśród ubogich i daje się ukrzyżować.
Uczniowie powinni jak najbardziej upodabniać się do swojego Mistrza – także przez pokorę i skromność.

Piątek – 30 października 2015, dzień powszedni

Ewangelia wg św. Łukasza 14,1-6.
Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili. A oto zjawił się przed Nim pewien człowiek chory na wodną puchlinę. Wtedy Jezus zapytał uczonych w Prawie i faryzeuszów: «Czy wolno w szabat uzdrawiać, czy też nie?» Lecz oni milczeli. On zaś dotknął go, uzdrowił i odprawił. A do nich rzekł: «Któż z was, jeśli jego syn albo wół wpadnie do studni, nie wyciągnie go zaraz, nawet w dzień szabatu?» I nie mogli mu na to odpowiedzieć.

Faryzeusze nie szczędzili sił i energii, aby pochwycić Jezusa na jakiejś nieścisłości czy wykroczeniu wobec prawa.
Ich sposób patrzenia był tak podporządkowany tym celom, że nie byli nawet w stanie zauważyć dobra, jakie dokonywało się przez Jego ręce.
Bywa i tak w relacjach ludzkich, że negatywne uczucia mogą nas zaślepić do tego stopnia, że nie będziemy w stanie zauważyć dobra, jakie dokonuje się przez daną osobę.
Skłócone małżeństwa, rodziny albo wspólnoty są tego doskonałym przykładem.
Po kłótni mąż przestaje widzieć dobro w żonie, a żona w mężu.
Dzieci nie chcą znać więcej swoich rodziców, a wspólnoty się rozpadają.
Nie dawajmy się ponieść uczuciom do tego stopnia, aby niszczyły one nasze życie.
Kontrolujmy je, a przede wszystkim umiejmy sobie przebaczać.

Czwartek – 29 października 2015, dzień powszedni

Ewangelia wg św. Łukasza 13,31-35.
W tym czasie przyszli niektórzy faryzeusze i rzekli do Jezusa: «Wyjdź i uchodź stąd, bo Herod chce Cię zabić». Lecz On im odpowiedział: «Idźcie i powiedzcie temu lisowi: „Oto wyrzucam złe duchy i dokonuję uzdrowień dziś i jutro, a trzeciego dnia będę u kresu”. Jednak dziś, jutro i pojutrze muszę być w drodze, bo rzecz niemożliwa, żeby prorok zginął poza Jerozolimą. Jeruzalem, Jeruzalem! Ty zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy do ciebie są posłani. Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak swoje pisklęta pod skrzydła, a nie chcieliście. Oto dom wasz tylko dla was pozostanie. Albowiem powiadam wam, nie ujrzycie Mnie, aż nadejdzie czas, gdy powiecie: „Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie”».

Wobec Syna Bożego miały spełnić się proroctwa i Jezus nie mógł zginąć poza Jerozolimą.
Wszyscy jesteśmy wpisani w Boży plan.
Jest w nim uwzględniona data naszego poczęcia, urodzin i śmierci.
Także nasze życiowe powołanie i misja, jaką mamy do spełnienia tutaj na ziemi jest częścią tego planu.
Jeśli staramy się go rozeznać i postępować zgodnie z nim, otrzymujemy Boże błogosławieństwo.
Mamy wówczas poczucie spełnienia, nawet jeśli po drodze napotykamy na trudności i krzyże.
Boży plan wobec nas możemy także odrzucić.
Mamy wolną wolę.
Nie dziwmy się wtedy trudnościom, które będą nas przerastały, i towarzyszącemu temu poczuciu niezadowolenia.

Środa – 28 października 2015, Święto św. Szymona i Judy Tadeusza

Ewangelia wg św. Łukasza 6,12-19.
W tym czasie Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których też nazwał apostołami: Szymona, którego nazwał Piotrem; i brata jego, Andrzeja; Jakuba i Jana; Filipa i Bartłomieja; Mateusza i Tomasza; Jakuba, syna Alfeusza, i Szymona z przydomkiem Gorliwy; Judę, syna Jakuba, i Judasza Iskariotę, który stał się zdrajcą.
Zeszedł z nimi na dół i zatrzymał się na równinie. Był tam duży poczet Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i Jerozolimy oraz z wybrzeża Tyru i Sydonu; przyszli oni, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych chorób. Także i ci, których dręczyły duchy nieczyste, doznawali uzdrowienia. A cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich.

Góry to szczególne miejsce spotkania człowieka z Bogiem.
W Starym Testamencie Bóg zawarł przymierze ze swoim ludem na górze Synaj, a z góry Nebo Mojżesz zobaczył Ziemię Obiecaną.
Jezus wyprowadził swoich uczniów na górę, aby się modlić wraz z nimi i naznaczyć dwunastu apostołów.
Dobrze jest, gdy mamy w swoim życiu taką górę, na której możemy być bliżej Boga.
Nie musi to być dosłownie szczyt w masywie górskim, ale nasze osobiste miejsce, gdzie spotykamy Boga, rozmawiamy z Nim i modlimy się.
Na tej górze jednak nie pozostajemy w nieskończoność, ale z niej co jakiś czas schodzimy, aby być wśród ludzi i im służyć.

Wtorek – 27 października 2015, dzień powszedni

Ewangelia wg św. Łukasza 13,18-21.
Jezus mówił: «Do czego podobne jest królestwo Boże i z czym mam je porównać? Podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posadził w swoim ogrodzie. Wyrosło i stało się wielkim drzewem, tak że ptaki powietrzne gnieździły się na jego gałęziach». I mówił dalej: «Z czym mam porównać królestwo Boże? Podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż wszystko się zakwasiło».

Syn Boży przyrównuje Królestwo Boże do drzewa, w którego gałęziach ptaki zakładają gniazda.
Drzewo jest na tyle rozłożyste i stabilne, że daje schronienie i poczucie bezpieczeństwa.
Ptaki to wyczuwają i zakładają gniazda, w których wychowują pisklęta.
Dla nas, chrześcijan, zapowiedzią Królestwa Bożego tutaj na ziemi jest wspólnota Kościoła.
To ona jest miejscem, gdzie możemy znaleźć Chrystusa.
To w Kościele jesteśmy karmieni Jego Ciałem i Krwią oraz otrzymujemy odpuszczenie grzechów.
Kościół jest instytucja Bosko – ludzką, dlatego nie jest wolny od niedoskonałości jego członków.
Każdy z nas jest odpowiedzialny za tę wspólnotę.
Tworzymy ją, żyjąc w jedności z Chrystusem i naszymi braćmi i siostrami w wierze.

Poniedziałek – 26 października 2015, dzień powszedni

Ewangelia wg św. Łukasza 13,10-17.
Jezus nauczał raz w szabat w jednej z synagog. A była tam kobieta, która od osiemnastu lat miała ducha niemocy: była pochylona i w żaden sposób nie mogła się wyprostować. Gdy Jezus ją zobaczył, przywołał ją i rzekł do niej: «Niewiasto, jesteś wolna od swej niemocy». Włożył na nią ręce, a natychmiast wyprostowała się i chwaliła Boga. Lecz przełożony synagogi, oburzony tym, że Jezus w szabat uzdrowił, rzekł do ludu: «Jest sześć dni, w których należy pracować. W te więc przychodźcie i leczcie się, a nie w dzień szabatu!» Pan mu odpowiedział: «Obłudnicy, czyż każdy z was nie odwiązuje w szabat wołu lub osła od żłobu i nie prowadzi, by go napoić? A tej córki Abrahama, którą szatan osiemnaście lat trzymał na uwięzi, nie należało uwolnić od tych więzów w dzień szabatu?» Na te słowa wstyd ogarnął wszystkich Jego przeciwników, a lud cały cieszył się ze wszystkich wspaniałych czynów, dokonywanych przez Niego.

Duchowe dobro człowieka jest najwyższym prawem.
Jeśli jakiś system społeczno-polityczno-religijny je depcze, nie jest on dobry.
W dzisiejszym świecie w wielu miejscach podważa się prawo Boże.
Domaga się praw do aborcji, eutanazji, zrównania praw dla mniejszości seksualnych.
Jeśli jakiś system stawia człowieka w miejscu Boga, nie może przez nas zostać zaakceptowany.
Módlmy się często do Ducha Świętego, aby dał nam zdolność rozeznania tego, co w dzisiejszym świecie sprzeczne jest z prawem Bożym.
Prośmy Jezusa, aby ochraniał nas i naszych najbliższych od wpływu systemów, które sprzeczne są z nauczaniem Ewangelii.

30 Niedziela zwykła – 25 października 2015

Przy drodze z Jerycha do Jerozolimy, którą pątnicy zdążają do miasta świętego, siedzi żebrak, ślepy Bartymeusz.
Tutaj, na szlaku pielgrzymim, gdzie codziennie przechodzi tak wielu pątników, ma swoje stale żebracze stanowisko, z którego wyciąga rękę z prośbą o jałmużnę.
Dziś wśród pielgrzymów jest Jezus, Prorok i Cudotwórca z Nazaretu.
Ślepiec wie o tym i głośno woła:
Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!
Ta scena jest obrazem sytuacji niejednego, niejednej z nas.
Jak ślepy Bartymeusz siedzimy przy drodze życia i w różnych potrzebach wołamy:
Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!
Przywróć zdrowie!
Ratuj syna, męża pijaka!
Spraw, by moje dziecko znalazło pracę!
Zachowaj rozpadające się małżeństwo mojego dziecka!
Uchroń od narkotyków kochanego wnuczka, wnuczkę.
I inne.
Jak długo trzeba krzyczeć, żeby Bóg usłyszał?
Dlaczego w ogóle trzeba do Niego krzyczeć?
Pomyśl:
A może On chce, byśmy w tym krzyku wypowiedzieli nie tylko całą naszą bezsilność, ale i całą naszą w Nim pokładaną nadzieję?
Całego siebie?
Byśmy uświadomili sobie, że nie pozostało nam nic innego, jak tylko prosić?
I nie wstydźmy się tego wołania o ratunek.
Jezus każe wezwać Bartymeusza.
Zapamiętaj:
On zawsze słyszy wołającego o pomoc człowieka i zaprosi go do siebie.
Kto pragnie cudu, musi zrobić krok ku cudotwórcy.
Kto chce być uleczony, musi podejść do lekarza.
Bartymeusz podchodzi.
Co chcesz, abym ci uczynił?
Czyżby nie wiedział?
Czyżby sądził, że żebrak przyszedł po jałmużnę?
Bóg wie, po co przed Nim stajemy.
Jeżeli jednak chce, byśmy szczegółowo formułowali nasze prośby w modlitwie, to po to, aby człowiek z wielu potrzeb, które go gnębią, by z wielu rzeczy, które są mu potrzebne, wybrał jedną, tę dla siebie najistotniejszą i jedynie ważną.
Jak Bartymeusz:
Rabbuni, żebym przejrzał!
Idź, twoja wiara cię uzdrowiła.
Od ślepca uczmy się ufnej modlitwy.