Poniedziałek – 9 listopada 2015, święto rocznicy poświecenia Bazyliki laterańskiej

Ewangelia wg św. Jana 2,13-22.
Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie, oraz siedzących za stołami bankierów. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: «Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska». Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: «Gorliwość o dom Twój pożera Mnie». W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: «Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?» Jezus dał im taką odpowiedź: «Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo». Powiedzieli do Niego Żydzi: «Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?» On zaś mówił o świątyni swego Ciała. Gdy więc zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus.

Jezus oczyścił teren świątyni z tych, którzy uczynili z niej targowisko.
Święty Paweł mówi o tym, że nasze ciało jest świątynia Ducha Świętego.
Tym, co zanieczyszcza tę świątynię, są nasze grzechy.
Syn Boży został posłany na świat, aby wykupić ludzkość z niewoli grzechu.
On oczyszcza każdego z nas.
Ilekroć przychodzimy do sakramentu pokuty i pojednania, dokonuje się obrzęd podobny do opisanego dziś wydarzenia w świątyni.
Jezus oczyszcza nas z tego, co czyni świątynię naszego ciała targowiskiem grzechu.

32 Niedziela zwykła – 8 listopada 2015

Piękna stara legenda opowiada o pewnym władcy, który postanowił własnym kosztem wybudować wspaniałą świątynię.
Po skończeniu budowy kazał umieścić w przedsionku tej świątyni marmurową tablicę z napisem:
„Ta świątynia zawdzięcza swoje powstanie królowi Edwardowi”.
Zdziwił się jednak, gdy następnego dnia doniesiono mu, że zamiast jego imienia widnieje na tablicy imię jakiejś biednej wdowy.
Wezwał ją przed swoje oblicze i zapytał, co ona takiego zrobiła, że zamiast jego imienia na tablicy jest jej imię.
Przerażona kobieta przyznała się, że kiedyś widząc zmęczone woły ciągnące w górę głazy na budowę świątyni, rzuciła im wiązkę siana.
To wszystko.
Zawstydził się władca.
Zrozumiał, że dobry czyn spełniony przez tę biedną wdowę był o wiele cenniejszy w oczach Bożych niż wszystkie jego nakłady na budowę świątyni.
Coś podobnego wydarzyło się w dzisiejszej Ewangelii.
Oto Pan Jezus usiadł naprzeciw świątynnej skarbony i przypatrywał się składającym ofiary.
Posłuchajmy tej relacji raz jeszcze:
Lud wrzucał drobne pieniądze do skarbony.
Ale wielu bogatych wrzucało wiele.
Przyszła też jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz.
Chrystus przywołał swoich uczniów i rzekł do nich:
Zaprawdę powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy składali do skarbony.
Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie.
Na pewno nikt oprócz Jezusa nie patrzył z podziwem na tę ubogą wdowę.
A jednak ze wszystkich wrzucających do skarbony, Jezus tylko ją pochwalił.
Dlaczego?
Jeszcze raz zwróćmy uwagę na zapis Ewangelisty:
Ona wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie.
Inni może i dużo dawali, ale o wiele więcej im jeszcze zostawało w kieszeni, a ona wrzuciła wszystko.
Ona sobie nic nie zostawiła.
My skrytykowalibyśmy ją za taką nieroztropność.
My znaleźlibyśmy tysiące uzasadnień, żeby nic nie dać.
Niech inni dają!
Oni mają więcej.
Ja jestem biedną, samotną wdową.
Jestem emerytką, rencistką.
My, jeśli coś komuś dajemy, to skrupulatnie wyliczamy ile możemy dać, aby nie brakło nam na nasze bieżące potrzeby.
Najpierw moje potrzeby, a potem ewentualnie jakaś jałmużna.
Ewangeliczna wdowa niczego nie wylicza, nie kalkuluje.
Ona oddaje wszystko.
I dlatego spotyka ją pochwała Chrystusa.
Nasze ludzkie patrzenie na otaczający nas świat, ludzi i samych siebie różni się bardzo od tego, jak na to wszystko patrzy Bóg.
My najczęściej zwracamy uwagę na zewnętrzne pozory.
Imponują nam wielkie czyny, monumentalne dzieła, wspaniałe dary.
A Bóg patrzy na serce.
Poprzez przykład tej ubogiej wdowy Chrystus poucza nas, że najmniejszy czyn spełniony z myślą o Bogu, jest o wiele cenniejszy w Jego oczach, niż wielkie czyny spełniane z myślą o samym sobie, o naszej chwale.
Władca, który własnym kosztem wybudował świątynię, zawstydził się w chwili, kiedy zrozumiał, że budował tę świątynię nie na chwałę Bożą, tylko na swoją własną chwałę.
Abyśmy nie musieli się kiedyś wstydzić przed Bogiem tego, jak żyliśmy i dla kogo żyliśmy, już dziś skorygujmy nasze postępowanie.
Przede wszystkim zapytajmy samych siebie, czy w ogóle potrafimy Bogu i ludziom coś z siebie dawać?
Czy – broń Boże – nie jesteśmy takimi ludźmi, którzy nauczyli się tylko brać?
Smutne to, ale prawdziwe, że współcześnie na świecie żyje wielu takich ludzi, którzy stale wyciągają ręce i śpiewają popularną kiedyś piosenkę:
Daj, daj, daj, nie odmawiaj…
Taka dajpostawa.
Wróćmy jednak do naszego tematu.
Przysłowiowy wdowi grosz.
U Boga najmniejsze często jest największym.
Jego nikt nie potrafi przekupić.
On patrzy w twoje serce, a nie do twojej kieszeni i nie na twój, może wypchany portfel.
Jego waga reaguje nie na ciężar daru, ale na twoją miłość i na twoje serce. To Boska waga miłości.
Waga ważąca naszą miłość.
Szczególna waga.
Zauważmy dalej:
Cały wszechświat zbudowany jest z drobnych cząsteczek.
Ogromne oceany tworzą małe kropelki wody.
Materia nieożywiona zbudowana z atomów, ożywiona z komórek.
Małe atomy, małe komórki.
A czas naszego życia to suma szybko mijających sekund.
Podobnie naszą chrześcijańską świętość budują drobne, codzienne czyny.
Takie małe kropelki, takie małe atomy, takie małe komórki, takie szybko mijające sekundy – to one składają się na świętość.
To one tworzą świętość.
Święty Augustyn napisał:
Jeżeli chcesz być wielkim – zacznij od najmniejszego.
Spełniajmy dobre czyny z miłości, a będziemy wielcy wobec Boga.
Bo wszystko, co czynimy z miłością jest wielkie.
W miłości nie ma małych czynów ani drobnych darów.
Może być tylko, i bywa, niestety, małe serce i mała miłość.
A każdy czyn spełniony z miłości jest wielki.
Nie dawno w zakrystii przeglądając „Małego Gościa” dla dzieci natknąłem się na taki humor:
Stacja benzynowa.
Prosę pana, ile kosztuje kropla benzyny – pyta malec.
Nic – pada odpowiedź.
Na to mały mądrala:
To prosę 10 litrów kropli.
Nic nie znacząca jedna kropla w połączeniu z wielu kroplami, stanowi wartość.
Stąd Jezus mówi, że nawet kubek wody podany potrzebującemu ma wartość w oczach Boga i nie pozostanie bez nagrody.
Zauważmy:
U Boga można dużo zarobić, chociaż nie wykonuje wielkich dzieł.
U Boga za jeden nasz grosz można bardzo dużo kupić.
Dziwna jest ta Boża ekonomia.
Cudowna ekonomia.
Ekonomia nastawiona na zbawienie człowieka.
Zapamiętajmy:
U Boga nie jest ważne ile daliśmy lub ile wykonaliśmy, ale jaka miłość towarzyszyła tym naszym poczynaniom.
U Boga liczą się tylko czyny naznaczone miłością.
Wszystko, co nie ma na sobie stempla naszej miłości, w Jego oczach jest bezwartościowe.
Jest niczym.
Stempel, pieczęć twojej miłości nadaje wartość twoim czynom.
Zapamiętaj to.
To ty, to twoja miłość decyduje o tym, co u Boga jest ważne i co się liczy.
Bóg daje każdemu możliwość nabycia za grosik ogromnego skarbu.
Skarbu, trwającego całą wieczność.
Bylibyśmy delikatnie mówiąc nieroztropni, gdybyśmy z takiej okazji nie skorzystali!

Sobota – 7 listopada, dzień powszedni

Ewangelia wg św. Łukasza 16,9-15.
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy wszystko się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków. Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie. Jeśli więc w zarządzie niegodziwą mamoną nie okazaliście się wierni, prawdziwe dobro kto wam powierzy? Jeśli w zarządzie cudzym dobrem nie okazaliście się wierni, kto wam da wasze? Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i mamonie». Słuchali tego wszystkiego chciwi na grosz faryzeusze i podrwiwali sobie z Niego. Powiedział więc do nich: «To wy właśnie wobec ludzi udajecie sprawiedliwych, ale Bóg zna wasze serca. To bowiem, co za wielkie uchodzi między ludźmi, obrzydliwością jest w oczach Bożych».

Gdy nasze sumienie nie jest czyste, to najczęściej reakcją na słowo prawdy jest albo drwina, czyli obronny atak, albo odwrócenie się na pięcie i po prosu niesłuchanie tego, co ktoś do nas mówi.
Tak też jest ze słowem Bożym.
Jest wielu ludzi, którzy je ignorują i go nie słuchają.
Nie chcą zmienić swojego życia.
To, co czynił Jezus, poruszyło serca wielu ludzi.
Dokonywał On na ich oczach cuda i głosił Dobrą Nowinę z taką mocą, której dotychczas nikt nie posiadał.
Ale faryzeusze i tak pozostali niewrażliwi i zamknięci w swoim świecie.
Warto zapytać się samego siebie:
Czy ja jestem otwarty na to, co proponuje mi Jezus?
Czy chcę rzeczywiście zmienić swoje życie?

Piątek – 6 listopada, dzień powszedni

Ewangelia wg św. Łukasza 16,1-8.
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Pewien bogaty człowiek miał rządcę, którego oskarżono przed nim, że trwoni jego majątek. Przywołał go do siebie i rzekł mu: „Cóż to słyszę o tobie? Zdaj sprawę z twego zarządu, bo już nie będziesz mógł być rządcą”. Na to rządca rzekł sam do siebie: „Co ja pocznę, skoro mój pan pozbawia mię zarządu? Kopać nie mogę, żebrać się wstydzę. Wiem, co uczynię, żeby mię ludzie przyjęli do swoich domów, gdy będę usunięty z zarządu”. Przywołał więc do siebie każdego z dłużników swego pana i zapytał pierwszego: „Ile jesteś winien mojemu panu?” Ten odpowiedział: „Sto beczek oliwy”. On mu rzekł: „Weź swoje zobowiązanie, siadaj prędko i napisz: pięćdziesiąt”. Następnie pytał drugiego: „A ty ile jesteś winien?” Ten odrzekł: „Sto korcy pszenicy”. Mówi mu: „Weź swoje zobowiązanie i napisz: osiemdziesiąt”. Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości».

Miał rację Jezus, mówiąc, że synowie tego świata w sprawach światowych są bardziej rozsądni niż synowie światłości.
Rozsądek oparty na zasadach ekonomii i marketingu nie zawsze idzie w parze z tym, co jest dobre w wymiarze duchowym.
Ani śmierć Jezusa, ani też postawy, jakich nauczał, jak na przykład zaparcie się siebie, dźwiganie krzyża czy dobrowolne ubóstwo, nie są z perspektywy tego świata opłacalne i godne kontynuacji.
Logika Ewangelii jest jednak inna.
Jezus zachęca nas do spojrzenia w górę, powyżej linii ziemskiego horyzontu.
Na mocy chrztu jesteśmy przywróceni niebu.
Ale możemy to zaprzepaścić, jeśli życie poświęcimy jedynie sprawom przyziemnym.

Czwartek – 5 listopada, dzień powszedni

Ewangelia wg św. Łukasza 15,1-10.
W owym czasie zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: «Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi».
Opowiedział im wtedy następującą przypowieść:
«Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła”. Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia.
Albo jeśli jakaś kobieta, mając dziesięć drachm, zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata domu i nie szuka starannie, aż ją znajdzie? A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam”. Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca».

Dobry Pasterz podchodzi do każdej z owiec indywidualnie.
Ma ich sto, ale gdy zagubi się jedna, nie rezygnuje z niej, ale idzie, aby ją odnaleźć.
Nie jest to zgodne z ekonomią, a czasem nawet ze zdrowym rozsądkiem.
Bo po co ryzykować swoje życie dla jednej owcy, gdy w zagrodzie pozostaje jeszcze dziewięćdziesiąt dziewięć.
Bóg posłał swojego Syna, aby oddał życie za owce.
Był to akt największej miłości, bo cóż może być większego od oddania życia dla drugiego człowieka.
Każdy z nas w jakimś wymiarze jest pasterzem.
Kapłan wobec wiernych, rodzice wobec dzieci, małżonkowie wobec siebie nawzajem.
Uczmy się od Dobrego Pasterza kochać nasze owieczki niczym nieograniczoną miłością.

Środa – 4 listopada 2015, wspomnienie św. Karola Boromeusza

Ewangelia wg św. Łukasza 14,25-33.
Wielkie tłumy szły z Jezusem. On odwrócił się i rzekł do nich:
«Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem. Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: „Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć”. Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestoma tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju. Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem».

Jezusowi zależało, aby Jego uczniowie byli gotowi do największych wyrzeczeń: rezygnacji z więzów rodzinnych i majątku.
Syn Boży zdawał sobie sprawę, że takie wyrzeczenie jest bardzo trudne.
Człowiek w sposób naturalny dąży do bliskości emocjonalnej z drugą osobą.
Potrzebuje też stabilizacji ekonomicznej.
Bycie uczniem Jezusa opiera się na zaufaniu Bogu.
Będąc w związku emocjonalnym z drugą osobą, w jakiejś mierze uzależniamy się od niej.
Potrzebujemy ją widzieć, rozmawiać z nią.
Podobnie jest, gdy chodzi o stosunek do dóbr materialnych.
Przyzwyczajamy się do określonego sposobu życia.
Ci, którzy idą za Jezusem, otrzymują nagrodę życia wiecznego i w tej perspektywie przeżywają swoje ziemskie życie.

Wtorek – 3 listopada 2015, dzień powszedni

Ewangelia wg św. Łukasza 14,15-24.
Gdy Jezus siedział przy stole, jeden ze współbiesiadników rzekł do Niego: «Szczęśliwy jest ten, kto będzie ucztował w królestwie Bożym». Jezus mu odpowiedział: «Pewien człowiek wyprawił wielką ucztę i zaprosił wielu. Kiedy nadszedł czas uczty, posłał swego sługę, aby powiedział zaproszonym: „Przyjdźcie, bo już wszystko jest gotowe”. Wtedy zaczęli się wszyscy jednomyślnie wymawiać. Pierwszy kazał mu powiedzieć: „Kupiłem pole, muszę wyjść, aby je obejrzeć; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego”. Drugi rzekł: „Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego”. Jeszcze inny rzekł: „Poślubiłem żonę i dlatego nie mogę przyjść”. Sługa powrócił i oznajmił to swemu panu. Wtedy rozgniewany gospodarz nakazał słudze: „Wyjdź co prędzej na ulice i zaułki miasta i wprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych”. Sługa oznajmił: „Panie, stało się, jak rozkazałeś, a jeszcze jest miejsce”. Na to pan rzekł do sługi: „Wyjdź na drogi i między opłotki i zmuszaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony. Albowiem powiadam wam: Żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty”».

Reakcja bohaterów tej przypowieści, którzy nie przybyli na ucztę, wydaje się zaskakująca.
Dziwi tym bardziej, że ich wymówki były dość prozaiczne.
Nie bądźmy sędziami tych ludzi.
Przypatrzmy się sobie.
Czy nie wymawiamy się tak, jak oni, gdy Bóg zaprasza nas do siebie?
Ile razy czas modlitwy zajmują rzeczy banalne i nieistotne?
Jak często trudno jest nam zmobilizować się, aby pójść częściej do kościoła?
Bóg wciąż nas zaprasza, ale gdy my będziemy ciągle to zaproszenie ignorować, może na to miejsce innych zaprosić.
Miejmy to na uwadze.

Poniedziałek – 2 listopada 2015, wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych

Ewangelia wg św. Jana 14,1-6.
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę». Odezwał się do Niego Tomasz: «Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?» Odpowiedział mu Jezus: «Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie».

Wczoraj, w uroczystość Wszystkich Świętych, Kościół jakby uchylał bram nieba, by ukazać nam szczęście i triumf zbawionych, dziś, w Dzień Zaduszny, ukazuje nam czyściec, sytuację dusz, które jeszcze nie mogą oglądać Boga.
Czym jest czyściec?
Spróbuje odpowiedzieć posługując się obrazami, które przez dużą część życia były mi najbliższymi.
Czyściec to… szpital.
Tak, szpital.
Nagle po hałasie ulicy cisza, powaga.
Inny świat.
We wszystkich salach szpitalnych, czasem nawet na korytarzu, ludzie; ludzie, którzy cierpią.
Do szpitala przychodzi się z nadzieją uleczenia, wyzdrowienia.
Pobyt w szpitalu jest czasowy.
Jedni leżą tu dłużej, inni krócej.
Zależy to od tego, z jaką chorobą i w jakim stanie jej zaawansowania chory tutaj się znalazł.
Szpital jest po to, aby choremu przywrócić zdrowie.
Leżący na szpitalnym łóżku niewiele może sobie pomóc.
Zdany jest całkowicie na opiekę, na pomoc i serce drugich.
Ktoś musi podać basen, kaczkę, przewrócić na drugi bok, poprawić posłanie.
Chory czeka, że ktoś zatrzyma się przy jego łóżku, pochyli się nad nim, zapyta jak się czuje, czego mu potrzeba.
Może pocieszy, może natchnie otuchą, a może zwyczajnie potrzyma za rękę, gdy pomóc już nie można.
Bardzo wymowne są te spojrzenia chorych czekające i przyzywające do swego łóżka.
Mam je w moich oczach i w mojej świadomości.
Pamiętam taki mocny uścisk dłoni umierającego dyrektora szpitala, gdy milcząc trzymałem go za rękę.
Dla mnie czyściec, to taki wielki szpital, gdzie miliony, miliony ludzi czeka na pomoc.
Na naszą pomoc.
Na moją, na twoją pomoc!
Czyściec to taki specyficzny szpital, który każdego uleczy.
Stąd jest tylko jedno wyjście:
Wyjście do domu Ojca!
Dziś we Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych Kościół organizuje jakby „dni otwarte” czyśćca, by uzmysłowić nam, że mamy obowiązki wobec naszych zmarłych.
Wprowadza nas w bramy czyśćca, tego szpitala leczącego ludzkie choroby i słabości, byśmy tam zobaczyli może naszych rodziców, rodzeństwo, krewnych, znajomych, sąsiadów i przyszli im z pomocą.
A pomóc możemy naszą osobistą modlitwą, „wypominkami”, zyskanymi odpustami czy wreszcie ofiarą Mszy świętej.
Jest okazja do tego, by spłacić nasze długi wobec tych, którym jesteśmy coś winni.
Którzy mają prawo do naszej pamięci, do naszej miłości sięgającej poza grób.
W szpitalu, w nowszych oddziałach, przy każdym łóżku chorego jest przycisk alarmu wzywającego w razie potrzeby lekarza czy pielęgniarkę.
W dyżurce pielęgniarek odzywa się wtedy dzwonek, a nad drzwiami, skąd wzywana jest pomoc, zapala się czerwone światło.
Znak, że tam ktoś pilnie potrzebuje pomocy.
Wydaje mi się, że Dzień Zaduszny, że cały listopad, to taki alarm włączony przez Kościół, alarm wzywający nas do pomocy zmarłym.
Czy pozostaniemy obojętni?
Pomyślmy:
A może za rok to my będziemy potrzebowali takiej pomocy?

Uroczystość Wszystkich Świętych – 1 listopada 2015

Często mówi się i pisze o „ludziach sukcesu”. Człowiek sukcesu to ktoś, komu się w życiu powiodło, osiągnął to, o czym marzył. Myśli się wówczas zwyczajnie o takich dziedzinach życia jak ekonomia, polityka, nauka, sztuka, sport…
I nieraz pewnie tym szczęśliwcom zazdrościmy, bo myśmy takiego sukcesu nie odnieśli, bo myśmy nie zrobili kariery w potocznym, obiegowym znaczeniu.
I nam, może zawiedzionym, może nawet sfrustrowanym, stawia Kościół dziś przed oczyma i pod rozwagę możliwość i szansę „zrobienia kariery” w innym, głębszym, wartościowszym wymiarze.
Oto dziś uroczystość Wszystkich Świętych – „ludzi sukcesu”. To oni właśnie osiągnęli pełny sukces, wygrali główną nagrodę, zrealizowali cel swojego życia.
I kiedy Kościół dzisiaj ich wspomina, to właśnie dlatego, by nam pokazać i cel, i drogę do jego osiągnięcia. Ten pełny, religijny sukces w żadnym przypadku nie stoi w opozycji do tych drobnych, cząstkowych sukcesów. Można być świętym będąc równocześnie i bogatym, i politykiem, i naukowcem, i artystą czy sportowcem…
Ale jak to osiągnąć? Czy ja mogę być świętym? To prawda, może nie będziemy świętymi wyniesionymi na ołtarze i może o naszej świętości nikt wiedział nie będzie. Ale to nie jest ważne.
Istotą świętości jest zjednoczenie z Bogiem przez miłość. A nie może być tego zjednoczenia tam, gdzie jest grzech. Walka więc z grzechem, życie na co dzień w łasce uświęcającej – oto sekret, oto tajemnica świętości. Niczego więcej poza tym Bóg od nas nie żąda. Kto walczy z grzechem, kto żyje w łasce – jest świętym. Świętym prawdziwym. Autentycznym. I takich świętych jest wielu. Takim świętym można być w domu, w biurze, w szkole, w zakładzie pracy. Wszędzie.
Dzień dzisiejszy to dzień refleksji. Podejmij decyzję: Chcę być świętym. Chcę żyć bez grzechu.
Zrób „karierę” w życiu!

Sobota – 31 października 2015, dzień powszedni

Ewangelia wg św. Łukasza 14,1.7-11.
Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili. Potem opowiedział zaproszonym przypowieść, gdy zauważył, jak sobie pierwsze miejsca wybierali. Tak mówił do nich:
«Jeśli cię kto zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca, by czasem ktoś znakomitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. Wówczas przyjdzie ten, kto was obu zaprosił, i powie ci: „Ustąp temu miejsca!”; i musiałbyś ze wstydem zająć ostatnie miejsce. Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź na ostatnim miejscu. Wtedy przyjdzie gospodarz i powie ci: „Przyjacielu, przesiądź się wyżej!”; i spotka cię zaszczyt wobec wszystkich współbiesiadników. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony».

Jezus był doskonałym obserwatorem postaw, jakie panowały w ówczesnym społeczeństwie.
Jedną z nich była chęć dominacji jednych nad drugimi i zajmowanie pierwszych miejsc.
Upłynęło już dwa tysiące lat od tamtych wydarzeń, a podobne postawy wciąż są obecne wśród ludzi.
Tak często rodzi się wśród nas chęć dominacji czy podkreślania swojej ważności.
Jezus w nauczaniu podkreślał rolę pokory.
Już samo wcielenie Syna Bożego w ludzką naturę było znakiem tej pokory.
Oto Bóg przybiera ludzkie ciało, zamieszkuje wśród ubogich i daje się ukrzyżować.
Uczniowie powinni jak najbardziej upodabniać się do swojego Mistrza – także przez pokorę i skromność.