I Niedziela Wielkiego Postu – 14 lutego 2016

Na początku Wielkiego Postu patrzymy na Jezusa, który przeżywa swoiste „rekolekcje na pustyni” – czas modlitwy, postu i walki duchowej. Ewangelia opisuje kulminacyjny moment, kiedy Jezus przebywający na pustyni, jest kuszony przez szatana.

Chrystus jednak nieugięcie odpiera pokusy szatana.

„Powiedz temu kamieniowi, żeby stał się chlebem”. To pokusa, która wykorzystuje głód ciała. Nie da się i nie wolno ignorować tego głodu, ale nie może on zdominować naszej hierarchii wartości.

„Nie samym chlebem żyje człowiek”. Wielki Post jest przypomnieniem prawdy o prymacie ducha nad ciałem. Pierwszorzędnym zadaniem Kościoła nie jest walka o postęp, dobrobyt czy ekologię, ale dawanie ludziom Boga, który jest miłością.

„Jeśli oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje”. Szatan, który jest chory na władzę i jej posiadanie, usiłuje tę nieposkromioną skłonność wmówić ludziom: chęć panowania i dominacji nad innymi to jest to, brak pokory i posłuszeństwa, buta, arogancja, przebojowość, po trupach do celu, chęć dyktowania innym swoich warunków. Ile razy jesteśmy świadkami tzw. małych wojenek w naszym otoczeniu: w domach, firmach, a nawet w parafiach?

Lekarstwo jest jedno: „Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz”. Wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Boga i Jemu mamy służyć w duchu miłości i posłuszeństwa.

„Aniołom swoim rozkaże… na rękach nosić Cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień”

„Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego”

Wszystkie cytaty, którymi Jezus pokonuje pokusy szatana, pochodzą z Księgi Powtórzonego Prawa. To pokazuje, że Jezus był poddany tym samym próbom i pokusom, które były udziałem ludu wybranego podczas wędrówki przez pustynię. Brak chleba, żądza władzy i wystawianie Boga na próbę były przyczynami ich kolejnych buntów. Izraelici ulegali tym pokusom.

Jezus potrafi je przezwyciężyć. Nie jest dla niego straszny ten przeciwnik, dlatego w rezultacie to szatan, a nie Jezus – ponosi klęskę, ponieważ Jezus nie ugiął się pod naporem jego ataków.

Rosyjski powieściopisarz, Mikołaj Gogol napisał: „W człowieku ciągle toczy się walka tego, co godne pochwały, z tym, co zasługuje na naganę”.

Codziennie doświadczamy pokus w różnym stopniu. Czy my tak naprawdę potrafimy się nim przeciwstawić? Czy umiemy i chcemy z nimi walczyć?

Papież Franciszek, który wczoraj po raz pierwszy jako Głowa Kościoła Katolickiego spotkał się z Patriarchą Moskwy – Cyrylem, gdzieś niejako na rozdrożach tego świata, napisał w rozważaniach na temat Wielkiego Postu: „To jest właśnie odpowiedni moment na zmianę życia! To jest czas, aby pozwolić poruszyć swe serce…” Spróbujmy wejść w pełni w okres Wielkiego Postu, aby siebie, a nie innych wokół nas próbować modelować i zmieniać.

Panie Jezu, chcę stale karmić się Twoim słowem! Proszę Cię spraw, aby nie zwiódł mnie podszept złego ducha. Pragnę jak Ty wytrwać w wierności Ojcu. Bądź ze mną, zwłaszcza gdy odczuję samotność pustyni. Amen.

Święto Ofiarowania Pańskiego – 2 lutego 2016

„Gdy upłynęły dni oczyszczenia Maryi według Prawa Mojżeszowego,
rodzice przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby Go przedstawić Panu”.

Maryja i Józef wypełniają nakaz Prawa, idąc razem do świątyni. W ten sposób ofiarują małego Jezusa Bogu w świątyni. W domu Bożym usłyszeli razem tę radosną wieść, którą wcześniej anioł objawił im osobno w domowym zaciszu. Dowiadują się, że przyniesione przez nich Dziecię jest światłem na oświecenie pogan i zbawieniem, przygotowanym dla wszystkich narodów. Na spotkanie do świątyni przybywa starzec Symeon – mędrzec prowadzony natchnieniem Ducha Świętego, który doznaje już tu, na ziemi, radości przebywania z Bogiem, którego dostrzega w małym Dziecięciu. Dlatego bierze je w objęcia i z wielką radością wychwala Boga słowami, które każdego dnia odmawia się w modlitwie brewiarzowej – nazywane Kantykiem Symeona – czyli pieśnią pochwalną na cześć Pana:
„Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu
w pokoju, według Twojego słowa.
Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie,
któreś przygotował wobec wszystkich narodów:
światło na oświecenie pogan
i chwałę ludu Twego, Izraela”.

Starzec Symeon uczy nas, że tylko pełnienie woli Bożej jest źródłem radości w życiu. Tylko całkowite posłuszeństwo wobec Bożej woli daje prawdziwe szczęście i pozwala doczekać się spełnienia nadziei. Tej pełnej radości doświadcza w świątyni każdy człowiek, który przychodzi, aby starać się swoim życiem wypełnić wolę Bożą. Tej radości doświadczają dziś osoby konsekrowane: bracia i siostry zakonne, osoby bezhabitowe – czyli ci, którzy ofiarowali swoje życie na wyłączną służbę Bogu. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus napisała kiedyś: „Ja Bogu ofiarowywałam jedynie miłość, więc i On obdarza mnie samą miłością”

Dziś błogosławimy świece – gromnice, które towarzyszą każdemu chrześcijaninowi od chwili chrztu, przez sakrament I Komunii Św. aż do momentu śmierci. oraz ofiary, którą składa wraz ze spalaniem się. Mamy stawać się jak te poświęcone dziś świece, abyśmy dokonywali właściwego wyboru w naszym życiu; abyśmy dawali prawdziwe świadectwo naszej wiary i byli gotowi do składania naszych osobistych ofiar i wyrzeczeń na wzór miłości Jezusa Chrystusa – ofiarnej i bezinteresownej. Jako chrześcijanie nie możemy być zamknięci w sobie, ale zawsze otwarci na innych i dla innych. Prośmy zatem gorąco na zakończenie tego rozważania:

Panie, który jesteś światłością każdego człowieka, wpatruję się w Ciebie, aby nauczyć się, jak wypełniać wolę Ojca. Niech Duch Święty kieruje moimi krokami, abym doszedł do pełni radości, jaką osiągnął Symeon, spotykając Ciebie na ziemi. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

III Niedziela zwykła – 24 stycznia 2016

„Wielu już starało się ułożyć opowiadanie o zdarzeniach, które się dokonały pośród nas…
Postanowiłem więc i ja zbadać dokładnie wszystko i opisać ci po kolei, dostojny Teofilu,
abyś się mógł przekonać o całkowitej pewności nauk, których ci udzielono…”

Łukasz Ewangelista jest prawdziwym historykiem-badaczem, który dotarł do naocznych świadków, wszystko starannie zbadał i opisał, aby jego dostojny adresat przekonał się o prawdziwości otrzymanego pouczenia. Jego Ewangelia jest skierowana do Teofila. To greckie imię w wolnym tłumaczeniu oznacza „przyjaciel Boga”. Może być ono wspomnieniem historycznej postaci – chrześcijanina, który pragnął wiedzieć więcej o Jezusie. Jednak można to imię rozumieć w szerszym kontekście. Teofilem – czyli przyjacielem Boga jest każdy człowiek, który nawraca się, dokonuje przemiany w sercu i wierzy w Niego. Doświadcza on wówczas Bożego miłosierdzia, które objawia się jako rok łaski od Pana. Jeśli czytamy Ewangelię w duchu Teofila, to i dla nas wypełniło się Boże Słowo.
„Dziś wypełniły się te słowa Pisma, któreście przed chwilą słyszeli”.
Słowa Jezusa są klamrą łączącą wstęp Ewangelii z opisem przybycia Jezusa do Nazaretu.
Jezus powraca do miasta swoich korzeni, które wykołysało Jego dzieciństwo, do miasta, w którym spędził młodość i z którego nie więcej jak przed rokiem wyszedł, by głosić po całej Galilei Dobrą Nowinę. Opromienia go już sława nauczyciela i cudotwórcy. Całe więc liczące się Nazaret ściągnęło do synagogi, by zobaczyć i posłuchać rodaka. A On wraca, tam, skąd wyszedł, ten sam i nie ten sam. Wraca, by wszystkim powiedzieć, kim naprawdę jest. Wchodzi do synagogi. Zajmuje honorowe miejsce, które rodacy odstępują Mu chętnie i bez zazdrości.
Bierze zwój świętej księgi, rozwija go i zaczyna czytać: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnych, abym obwoływał rok łaski od Pana”.
Tekst, który wybrał, pochodzi z Izajasza. Wszyscy w synagodze wiedzą, że jest to tekst o czasach mesjańskich. Jezus zwija rulon pergaminu i siada. Oczy wszystkich są w Nim utkwione.
I wtedy w jednym, jedynym zdaniu mówi im wszystko: „Dziś wypełniły się te słowa Pisma, któreście przed chwilą słyszeli”. Wszyscy patrzą po sobie zdumieni. Gdzie i kiedy się wypełniły? – W KIM? W Nim? Czyż to nie jest syn Józefa – cieśli? Fama niesie, że ślepi odzyskali wzrok, a chromi odrzucili kule i pewnie stanęli na nogach. A wszystko zdziałał to ten Jezus, który teraz siedzi przed nimi. Ale chyba nie chce im przez to powiedzieć, że to On właśnie jest tym Posłanym Mesjaszem, o którym mówi prorok. Przecież to niemożliwe!
Jakże trudno uwierzyć w obecność Boga nie gdzieś tam i kiedyś, ale tu i teraz. Szukamy Go daleko, wypatrujemy Jego śladów w historii. Zawsze daleko. Zawsze z dystansem. A On jest pośród nas lub przechodzi obok nas, a my możemy go nie zauważyć!
Przecież nie można wierzyć w Boga, a nie wierzyć i ufać Bogu!
Ile pojawia się teorii, usprawiedliwiających naszą postawę niewiary:
jestem wierzący, ale niepraktykujący – to tak, jak bym był żyjący, a nie oddychający;
wierzę w Boga, ale nie wierzę w Kościół – dlatego nie chodzę do kościoła;
wierzę w Boga, ale nie chodzę do kościoła, bo on jest wszędzie, więc po co mi Kościół?!
wierzę w Boga ale nie po drodze mi z księżmi, nie potrzebuję pośredników, którzy grzeszą;
poszukuję Transcendencji, ale nie w kościele, bo poziom kazań jest żenujący i dyskwalifikujący!
nie taki Kościół zaplanował sobie Jezus, a ludzie go wypaczyli!
Tymczasem Jezus chociaż krytykuje faryzeuszów za postawę obłudy, nie odrzuca świątyni.
Sam jest osobą religijną, pochodzi z religijnej rodziny, jego rodzice składają ofiarę w świątyni przepisaną prawu, co piątek chodzi do synagogi, a co roku chodzi na pielgrzymkę do Jerozolimy. Jezus jest przekonany do tego, że w świątyni mieszka Jego Ojciec – Bóg.
Do rodziców szukających go w Jerozolimie mówi wyraźnie: „Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w domu Ojca?!” Wypędza przekupniów ze świątyni i woła: „Weźcie to stąd i nie róbcie z domu mego Ojca targowiska!” Jezus nie przekreśla świątyni, wręcz przeciwnie dba o nią; natomiast chce pokazać, że prawdziwa wiara rodzi się w sercu człowieka, które powinno być czyste i bez obłudy! Praktyki religijne są istotne i ważne, ale wtedy, gdy sprawuje je człowiek w pełni wierzący o czystym sercu! Wtedy tak ofiara składana przez człowieka podoba się Bogu
Papież Franciszek zapisał na Twitterze piękne myśli, dotyczące tajemnicy ludzkiej wiary: „Na drodze wiary nie jesteśmy sami otrzymaliśmy bowiem Eucharystię i pozostałe sakramenty, które napełniają nas nadprzyrodzoną mocą i pozwalają nam zasmakować nieskończonego miłosierdzia Boga… Na drodze, na której Pan nas postawił, nie ma żadnego świętego bez przeszłości, ale także nie ma żadnego grzesznika bez przyszłości…”
Prośmy gorąco o to, abyśmy potrafili uwierzyć w Jezusa, w Jego Mesjańską Moc oraz w Jego żywą obecność pośród nas, abyśmy byli autentyczni w naszej wierze:
Panie Jezu, Twoja Ewangelia pozwala mi wzrastać w świętości i przyjaźni z Bogiem. Dziękuję Ci za tych, którzy ją przekazali i wciąż przekazują. Dzięki nim uzyskuję przejrzenie i wyzwolenie. Naucz mnie rozumieć słowa Pisma, które wciąż wypełniają się, kiedy Ty żywy i prawdziwy stajesz pośród nas na Eucharystii. Amen.

2 Niedziela zwykła – 17 stycznia 2016

„Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej”.
Początek znaków, czyli swój pierwszy cud Jezus uczynił na weselu, na którym gospodarzom zabrakło wina. Ta scena ma nie tylko wymiar realny, ale i symboliczny. Wesele to miłość, radość, wspólne świętowanie i celebrowanie wydarzenia, jakim jest zawarcie małżeństwa. Wesele w Kanie ukazuje miłość Boga i zapowiada to, co dokona się w Wieczerniku i na Golgocie; kiedy śmierć na krzyżu ma nam zapewnić wieczną radość i szczęście, nieporównywalną do tego jakie towarzyszy parze młodej i gościom weselnym.
„I była tam Matka Jezusa…” Obecność Maryi na weselu w Kanie ma znaczenie symboliczne. Ukazuje rolę Maryi w naszym życiu. Ona dostrzega także nasze braki, troski, zmartwienia, potrzeby i jak każda kochająca matka – czyni naszą niedolę przedmiotem swojej troski
„Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja?”
Nie dopatrujmy się w tym zdaniu nietaktu Jezusa wobec Maryi, opryskliwości w słowach i dystansu Syna do Matki. Jezus uświadamia, że przyjdzie taki moment, że objawi swoją chwałę, gdy nadejdzie Jego godzina. Prawdziwy cud odkupienia dokonuje się na krzyżu, kiedy Jezus przelewa za nas swoją zbawczą Krew. Maryja jednak nie zraża się słowami Jezusa i w pełni Mu ufa, dlatego mówi: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. Cud jest zawsze możliwy tam, gdzie człowiek potrafi uwierzyć i gdzie pozwala Bogu działać, otwiera się na jego łaskę, ufając Jego Miłosierdziu.
„Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych, przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń”.
I znowu symbol – liczba sześć, która oznacza niedoskonałość. Kamień kojarzy się z czymś zimnym i martwym. Żydowskie oczyszczenia nie mogły tak naprawdę oczyścić człowieka. Samo Prawo nie zbawia. Konieczny jest Zbawiciel – owa siódma stągiew – Boskie Serce Jezusa, przebite włócznią przez żołnierza, z którego wypłynie woda i krew.
„Objawił swoją chwałę i uwierzyli w niego Jego uczniowie”
Kiedy człowiek uwierzy i doświadczy działania Boga – posmakuje tego Bożego źródła łaski, to wtedy zrozumie, że Bóg jest najważniejszy w życiu każdego człowieka.
Dziś cuda dokonują się także na naszych oczach, pytanie czy potrafimy jak goście na weselu – uwierzyć, że Jezus ma moc czynić takie znaki?! Niejednokrotnie słyszymy o cudownych znakach, uzdrowieniach za pomocą łaski Bożej, przez wstawiennictwo świętych, ale do końca jakoś nie jesteśmy przekonani – gdzieś to niedowiarstwo w nas jest.
Podstawą jest nasza wiara i nasza ufna wytrwała modlitwa. Św. Edyta Stein napisała, że: „Modlitwa jest drabiną Jakubową, po której duch człowieka wstępuje do Boga, a łaska Boża zstępuje do człowieka.”

Prośmy gorąco, aby nasz udział i uczestnictwo w Eucharystii, która jest cudownym znakiem przemiany chleba i wina w Ciało i Krew Jezusa, pomogło nam uwierzyć, że Jezus jest naszym jedynym Panem i Zbawicielem i bez niego nie może się dokonać nasze prawdziwe odkupienie:

Panie Jezu, dzięki Tobie każdy wierzący może pić z ożywczego zdroju – Źródła, którym jest Twoje Serce. Podczas Eucharystii – jako wino i krew – wypływa miłość Boga, a więc pełnia życia. Umacniaj nas Panie swoją łaską, abyśmy doświadczyli – jak goście w Kanie Galilejskiej – prawdziwego cudu przemiany naszych serc. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

Uroczystość Bożej Rodzicielki Maryi – 1 stycznia 2016

Rozpoczęliśmy Nowy Rok 2016! Kolejny raz Nowy Początek! Kolejny raz dany nam rok łaski w naszym życiu. Wszystko jeszcze przed nami i to wszystko należy otoczyć troską, odpowiedzialnością, miłością, dobrocią. Wiele pytań ciśnie się nam do głów:
Jaki on będzie?
Pomyślny?
Niepomyślny?
Co mi nowego przyniesie?
Czy będzie to czas radości, czy smutku?
Czy będzie to czas pokoju, czy wojny?
Czy jest to kolejny, czy może ostatni rok w moim życiu?
Jak mądrze go przeżyć?
Czy wszystkie 366 dni będą moje?
I dlatego dziś, w Pierwszy Dzień Nowego 2016 Roku, słyszymy słowa błogosławieństwa,
które Aaron – brat Mojżesza i jego synowie wypowiadali nad ludem izraelskim:
„Niech Cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad Tobą, niech cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku Tobie swoje oblicze i niech Cię obdarzy pokojem. Tak będą wzywać imienia mojego nad synami Izraela, a Ja im będę błogosławił”.
Bo z tym Bożym błogosławieństwem w duchu nadziei chcemy zaczynać Nowy Rok.
Jesteśmy w kościele, w domu kochającego nas Ojca, gdzie chcemy złożyć
nasze losy w Jego ręce. Bo tylko z Bogiem możemy czuć się bezpiecznie. Bo tylko Bogu możemy całkowicie zaufać. Tej postawy zaufania możemy nauczyć się od patronki Dnia – Świętej Bożej Rodzicielki Maryi.
„Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu”.
Św. Łukasz zwraca dziś naszą uwagę na postawę Maryi. Wszyscy „dziwili się”, a Maryja „zachowywała i rozważała”. Dzięki zachowywaniu i rozważaniu tego, co Bóg czyni w historii naszego życia, Maryja nawiązuje więź z Bogiem, która daje Jej siłę do trwania pod krzyżem, przyjęcie tajemnicy Zmartwychwstania oraz wytrwałość w oczekiwaniu razem z Apostołami na dary Ducha Świętego. nasza wiara staje się na wzór Matki Zbawiciela. Dlatego Bóg wybrał Maryję na Świętą Bożą Rodzicielkę, bo to właśnie ona jawi się najbardziej wiarygodną osobą, która może piastować dar macierzyństwa Syna Bożego.
To wydarzenie obrazowo opisuje Św. Paweł w liście do mieszkańców Galacji:
„Gdy nadeszła pełnia czasu, Bóg zesłał swojego Syna, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo”.
Przysłowie niemieckie mówi: „Zacząć jest łatwo, wytrwać jest sztuką.
Rozpoczynając ten Nowy 2016 Rok stańmy jak Maryja, z pełnią zaufania wobec Boga i z radością powierzmy nasze losy w jego Boskie ręce abyśmy mogli wytrwać do końca:
Jezu, Ty z bezgraniczną ufnością złożyłeś samego siebie w życiu i dłoniach Maryi.
Ja także składam w Jej matczynych dłoniach samego siebie i ten rozpoczynający się rok,
każdy jego dzień i każdą chwilę mojego życia. Trzymaj mnie mocno i nie pozwól mi nigdy odłączyć się od Ciebie, bo wtedy grozi mi nieszczęście. Tylko w Twoich ramionach czuję się bezpieczny jak dziecko w ramionach matki. Oby tak było przez cały 2016 rok! Amen.

Uroczystość Narodzenia Pańskiego – 25 grudnia 2015

„Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką;
nad mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło”.
Narodziny Syna Bożego są dla ludzkości jak jasna gwiazda, która rozbłysła na ciemnym firmamencie nieba. Dla człowieka staje się ona punktem odniesienia, wskazując właściwy kierunek drogi. Szkoda, że tak wielu ludzi nie dostrzegało wtedy i dziś także nie dostrzega tej gwiazdy.
Są i tacy, którzy zauważają ją tylko przez chwilę. Zachwycają się nią w dzień Bożego Narodzenia, aby po kilku dniach przestała mieć dla nich znaczenie. Nie żyjmy Bogiem jedynie od czasu do czasu. Wtedy, gdy jest nam potrzebny. Albo wówczas, gdy stanowi piękną dekorację rodzinnych świąt. Jezus chce stać się więcej niż tylko świątecznym gościem. On chce być kimś stale obecnym w naszym życiu i w naszych rodzinach.
„Ukazała się łaska Boga, która niesie zbawienie wszystkim ludziom”.
Bóg obdarza nas różnymi łaskami. Czasem są one naprawdę wyjątkowe. Czujemy się nimi zaskoczeni albo onieśmieleni. Ważne jest, aby tych różnorakich darów i łask nie odrzucać.
Dziś tym najważniejszym darem jest Dzieciątko Jezus, który niesie zbawienie wszystkim ludziom bez wyjątku: małym i wielkim, dzieciom, młodzieży, dorosłym i starszym, wierzącym i niewierzącym, mocnym i wątpiącym w wierze! Dlatego chcemy podziękować Panu za wszystkie łaski, jakie wciąż od Niego otrzymujemy. Tej nocy szczególnie dziękujmy za cudowny dar Jego Narodzin.
„Oto zwiastuję wam radość wielką. Dziś narodził się wam Zbawiciel !”
Dziś, w dzień Bożego Narodzenia, w naszych uszach rozbrzmiewa najradośniejsze orędzie, jakie kiedykolwiek usłyszała ludzkość. Orędzie, które dwa tysiące lat temu posłaniec z nieba głosił pasterzom: „Dziś narodził się wam Zbawiciel !” Zbawiciel – czyli ten, który usprawiedliwia, który podnosi, który ratuje, który ocala od śmierci, dokonuje odkupienia naszych win. Sam ubogi, bezdomny i zziębnięty, w cudzej stajni, w bydlęcym żłobie, przybył, by biednych przeprowadzić przez pustynię ubóstwa i wprowadzić do krainy mlekiem i miodem płynącej – krainy wiecznej szczęśliwości – do nieba.
„A to będzie znakiem dla was: Znajdziecie Niemowlę, owinięte w pieluszki i leżące w żłobie”. Pasterze powstali w środku nocy /tradycja podaje, że było to między 3 a 4 rano/ i z miejscowości Bet Sahur pod Betlejem wyruszyli na spotkanie Pana. Dziś na tym miejscu stoi wspaniały kościół, upamiętniający tamto wydarzenie. Dziś w grocie Narodzenia Pańskiego mnisi prawosławni zapalają w kadzielnicach ogień, którego woń okadza 14-ramienną Gwiazdę Dawida –wskazującą dokładne miejsce narodzin Jezusa. Ponad dwa tysiące lat od tamtej nocy Boża Dziecina na nowo stoi i puka, prosi o przyjęcie. Czy mu otworzymy? Czy znajdzie się miejsce dla Niego w naszym domu?!
On się nie przerazi pustką Waszej samotności. On ją zapełni sobą, tak jak małe dziecko wypełnia swoim krzykiem, śmiechem i radosną obecnością cały dom. Z Nim nigdy nie będziecie samotni. Otwórzcie Mu! Przyjmijcie Go!
Warto na nowo przywołać przestrogę Adama Mickiewicza – naszego wieszcza narodowego, z wiersza Boże Narodzenie, który napisał: „Wierzysz, że Bóg narodził się w betlejemskim żłobie, lecz biada Ci, jeżeli nie zrodził się w Tobie!”
Bo dziś tak naprawdę Boski Zbawiciel pragnie narodzić się w każdym i każdej z Was.
A rodził się w nas w adwentowej drodze Rorat, w adwentowej spowiedzi i Komunii świętej.
Jezus rodzi się wszędzie tam, gdzie jest miłość, bo Bóg jest Miłością. Czy wśród nas jest miłość wzajemna i dobroć? Czasami zastanawiamy się: po co na tę parę chwil, paręnaście godzin robić całe to świąteczne zamieszanie.
Odpowiedź prostą i zwyczajną w swoim wierszu daje kapłan–poeta, ks. Jan Twardowski:
Dlaczego jest święto Bożego Narodzenia?
Dlaczego wpatrujemy się w gwiazdę na niebie?
Dlaczego śpiewamy kolędy?
Dlatego, żeby się uczyć miłości do Pana Jezusa.
Dlatego, żeby podawać sobie ręce.
Dlatego, żeby się uśmiechać do siebie.
Dlatego, żeby sobie przebaczać…
Kiedy w dniu wigilijnym przełamiemy opłatek – biały chleb /uczynimy to symbolicznie po Mszy Św. składając sobie życzenia/, to chcemy przełamania wśród nas wszelkich barier, wszelkich podziałów i antagonizmów – chcemy na nowo stać się jedną Wielką Rodziną Chrześcijańską. „Nieważne co nas dzieli, ważne co nas łączy” a łączy nas miłość do Jezusa, który 1050 lat temu narodził się na polskiej ziemi.
Dlatego z wiarą i pokorą prośmy na zakończenie tego rozważania w naszej modlitwie:
Boże, Ty dałeś nam swojego Syna, aby zamieszkał pośród nas i stał się naszym bratem. Otwórz nasze serca, aby Jezus mieszkał w nich przez cały rok, a nie tylko podczas świąt.
Niech nasze domy i rodziny staną się jak Stajenka Betlejemska żywym świadectwem wiary
w przyjście na świat Boskiego Zbawiciela. Niech Tajemnica Bożego Narodzenia napełnia nas żywą radością że Słowo Wcielone zamieszkało wśród nas. Amen.

4 Niedziela Adwentu – 20 grudnia 2015

„Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana”.

Powoli dobiega końca tegoroczny Adwent, który jest czasem oczekiwania i przygotowania na przyjście Pana. Jak każde oczekiwanie, powinno zakończyć się spotkaniem z tym, na kogo czekamy. Mamy spotkać się z Bogiem. Jeśli nie miałoby dojść do spotkania, to całe to oczekiwanie byłoby bez sensu.
Kiedyś Bóg przyszedł na świat i czekał. Wiemy, ilu wtedy do Niego przyszło…Niewielu. Pan jest blisko! Do nas też przyjdzie już za kilka dni. A ilu z nas tak naprawdę na Niego czeka!?
Ilu z nas do Niego przyjdzie?!
W IV Niedzielę Adwentu liturgia wskazuje nam Maryję jako wzór naszego przygotowania się na spotkanie z Jezusem. Do Betlejem idzie się zawsze – jak kiedyś szła Maryja – przez Ain Karim, przez dom Elżbiety i Zachariasza, przez dom spotkania z drugim człowiekiem.
„Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona”.
Zdawać by się mogło, że po zwiastowaniu Maryja zamknie się w sobie, by kontemplować tajemnicę, która nagle wtargnęła w Jej życie; że odgrodzi się od świata, że zatopi się w modlitwie i w świętym odosobnieniu. Byłoby to rzeczą naturalną i zrozumiałą.
Tak pewnie zrobilibyśmy na Jej miejscu. Ale nie Ona!
Ona z tą radosną wiadomością idzie, biegnie do drugich, do drugiego człowieka.
Św. Jan Paweł II napisał: „Góry odsłaniają swoje sekrety tylko przed tym, kto ma odwagę rzucić im wyzwanie”. Góry to symbol tajemniczości oraz szczególnego trudu i ryzyka.
Maryja nie boi się podjąć trudu i ryzyka, nadal pozostała tą prostą, spontaniczną dziewczyną z Nazaretu, gotową nieść pomoc Elżbiecie.
Św. Łukasz zapisał w dzisiejszej Ewangelii, że Maryja poszła z pośpiechem w góry, do krewnej swej Elżbiety, by podzielić się z nią radosną wiadomością, że Bóg jest z Nią, a przez Nią Bóg jest z nami i z całym światem; że zakończyły się przeczucia, zapowiedzi i oczekiwania.
Ten, który miał przyjść, jest już wśród nas!
Jej przybycie wywołuje okrzyk radości i zdziwienia u Elżbiety: „A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?” Maryja niesie Dobrą Nowinę o tym wydarzeniu w pierwszej kolejności do Elżbiety i wie, że to jest jej obowiązek: ma tę prawdę objawioną przez Boga przekazać innym ludziom. Ona nam wskazuje, że my także powinniśmy iść do innych ludzi i przynosić im Jezusa. Naszą wiarą, naszym życiem, naszymi dobrymi uczynkami, darem zgody, przebaczenia i pojednania, cierpliwością i poszanowaniem drugiego człowieka.
To jest nasze zadanie i życiowe powołanie! Bo tak naprawdę Jezus ma narodzić się w nas, a Noc Bożego Narodzenia ma stać się cudem przemiany naszych serc! Łamany w dniu wigilijnym chleb jest symbolem przełamania wśród nas wszelkich barier, wszelkich podziałów, antypatii, wszelkiej agresji i lęków! Opłatek ma w sobie tę wielką moc
to inaczej – „Power of Love” – Siła miłości!
Dziś na pierwsze miejsce wysuwa się pokora Maryi jako Służebnicy Pańskiej. Maryja doświadczyła szczególnego wybrania ze strony Boga. Bycie Matką Syna Bożego to największy przywilej, jaki mógł otrzymać ktokolwiek na ziemi. Łaska ta nie wbiła Maryi w pychę.
Wpatrując się w przykład Maryi, warto zadać sobie pytanie, czy łaski i przywileje, jakie otrzymuję od Boga – doceniam, zauważam i za nie dziękuję?! Czy czasem nie wbijają mnie w pychę, pewność siebie i zarozumiałość?! Czy jakakolwiek funkcja nie jest dla mnie powodem do wynoszenia się nad innych?!
Jakże trafnie o tej tajemnicy napisał papież Franciszek na Twitterze: „Jeśli nie jesteś w stanie przyznać się przed samym sobą, że jesteś grzesznikiem i że inni są lepsi od ciebie, nie jesteś pokorny. Pierwszym krokiem Kościoła Pokornego jest poczucie własnej grzeszności. To jest pierwszy krok dla nas wszystkich. Jeśli ktoś ma zwyczaj przypatrywania się słabościom innych i plotkowania o nich, to nie jest pokorny, ale uważa się za sędziego innych”.

Niech dar Bożego Miłosierdzia, z którego korzystamy w tych ostatnich dniach przed świętami pomoże nam duchowo przygotować się na święta narodzenia Pańskiego. Prośmy o to w naszej modlitwie:
„Maryjo, to dzięki Tobie przyjdzie na ziemię Zbawiciel Świata. Ty uczysz mnie postawy pokory i nie wynoszenia się nad innych. Proszę, prowadź mnie do Twojego Syna taką właśnie drogą. Niech cud Narodzin Twojego Syna stanie się pięknym światłem, które rozjaśnia ciemności grzechu. Niech Dzieciątko Jezus narodzi się w nas i zapali w naszych sercach prawdziwy ogień miłości. Matko Zbawiciela wstawiaj się za nami!” Amen.

Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata – 22 listopada 2015

„Czy Ty jesteś Królem Żydowskim?”

W dzisiejszej Ewangelii jesteśmy świadkami dziwnego dialogu Jezusa z Piłatem. Dialog ten dotyczy władzy. Piłat nie jest Królem, ale reprezentuje władzę rzymskiego cesarza. Daje do zrozumienia Jezusowi, że w każdej chwili może zrobić z Nim, co chce, skazać na śmierć lub puścić wolno. Wydawałoby się, że dialog prowadzi sędzia ze skazańcem. Tymczasem my intuicyjnie wyczuwamy, kto w tym dialogu jest prawdziwie silny i wolny, a kto jest słaby i się boi. I natrafiamy kolejny raz w Ewangelii na paradoks – w pełni silnym i wolnym jest skazany na śmierć Jezus, a słabym i bojaźliwym jest Piłat, który ma władzę skazać Jezusa na śmierć! W jakim sensie ten przedziwny więzień – Jezus Chrystus jest Królem? Na czym polega jego prawdziwa wolność i czym jest Jego królestwo?!
Jezus zanim odpowie, stawia pytanie: „Czy to mówisz od siebie, czy też inni powiedzieli ci o Mnie?!”
W ten sposób chce pomóc uratować Poncjusza Piłata przed samym sobą. Próbuje mu zedrzeć maskę i przebić się do jego serca. Kim jesteś naprawdę Piłacie? Co mówisz od siebie? Czy jesteś człowiekiem wolnym i człowiekiem sumienia, czy wystraszonym urzędnikiem, który boi się samodzielnie myśleć, aby nikomu się nie narazić? Piłat to swoistego rodzaju karierowicz, człowiek zagubiony w machinie władzy, szukający docenienia; nie chce stracić swojej pozycji. Często ludzie ukrywają się za fasadą swoich funkcji, urzędów, zadań – bojąc się okazać odrobinę swojego serca, swojego człowieczeństwa.
Dziś portale społecznościowe w Internecie pokazują, jaki może być współczesny człowiek: boimy się konfrontacji stawania w prawdzie – łatwiej i lepiej jest wyśmiewać i oskarżać innych, nawet Boga; byleby tylko nie ujawnić swoich słabości. Byleby tylko nie sprowadzić rozmowy z Bogiem lub spotkania z drugim człowiekiem na inną płaszczyznę – na poziom ludzkiego serca i sumienia.
„Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby Królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany…”
Dziwny to król. Król, który swoje królestwo upatruje nie w podbitych ziemiach, nie w zdobytych skarbach, ale w drugim człowieku: „Królestwo Boże w was jest…” Chrystus to Król, który nie ma uzbrojonej armii – nie jest Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych jak prezydent. Nie posługuje się militarną siłą wojska, nie używa tzw. logiki przemocy. Jego królestwo jest bezbronne i bezsilne. Na czym się zatem opiera? Tylko i wyłącznie na prawdzie.
Dlatego Jezus mówi: „Jestem Królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie” I w tym zdaniu znajduje się rozwiązanie. To zdanie to prawdziwy klucz – zagadka.
To właśnie prawda jest motorem napędowym, siłą Jezusa i Jego Królestwa. Tą prawdą jest zawsze Bóg i jego panowanie nad światem. Słowa Jezusa są świadectwem prawdy o samym Bogu, o tym, że On jest miarą wszystkiego – jest światłem, które pozwala nam zobaczyć rzeczy takimi jakimi są. Jest głosem naszego sumienia. Kiedy w 1988 roku znany francuski publicysta, Andre Frossard zapytał Jana Pawła II w książce pt.: „Nie lękajcie siꔄKtóre zdanie w Piśmie św. Ojciec Święty uważa za najważniejsze?” Papież mu odpowiedział: „Poznacie Prawdę, a Prawda was wyzwoli”. I całe swoje życie poświęcił służbie prawdzie. Bardzo często zapominamy, że naszym zadaniem jest żyć w prawdzie i służyć prawdzie! Nie mówmy – tak jest wszędzie, w innych miejscowościach, w innych środowiskach, w rodzinach, szkołach, zakładach pracy. Wszędzie to nie znaczy, że musi być u nas. Bo wszędzie – to nie jest miernik i wyznacznik bylejakości. Tak może jest gdzie indziej, ale u nas jest inaczej! Jako człowiek wierzący, jako chrześcijanin, ja nie mogę lekceważyć prawa miłości: najpierw wymagam od siebie a potem od innych. Prawy rodzic, wychowawca, katecheta nigdy nie boi się podnieść poprzeczki wymagań swoim dzieciom i wychowankom – właśnie dlatego, że ich kocha, szanuje i zależy mu na ich dobrym wychowaniu.
„Każdy kto jest z prawdy, słucha mojego głosu!”
Bł. Ks. Jerzy Popiełuszko – męczennik za wiarę, który całą swoją kapłańską posługę poświęcił głoszeniu prawdy; w swoim ostatnim kazaniu w Bydgoszczy powiedział: „Prawda kosztuje bardzo dużo, lecz tylko ona wyzwala”. I te słowa stały się mottem jego całego życia. Dziś widzimy na naszych oczach, jak zepsute społeczeństwa potrzebują fałszywych proroków, fałszywych nauczycieli, którzy będą usprawiedliwiali zło i przedstawiali je jako dobro /nie powiedzą on kłamie; tylko mija się z prawdą, zataił; nie powiedzą on ukradł, tylko przywłaszczył sobie cudzą własność, zdefraudował/. To jest tzw. wybielanie zła – po co demonizować rzeczywistość? Dwulicowość i hipokryzja to są cechy charakterystyczne dla synów ciemności. Osoby obłudne czerpią od tego, kogo Jezus nazywa ojcem kłamstwa – czyli od szatana. Pamiętajmy: Nie da się zabić Prawdy. Ona ostatecznie zawsze zwycięża!
Prośmy gorąco, abyśmy wystrzegali się w naszym życiu postawy obłudy, i starali się służyć prawdzie, zachowując postawę wierności Bogu:
Panie Jezu, Ty wciąż cierpliwie mnie uczysz, że nie muszę być doskonały. Ty jedynie pragniesz, abym był autentyczny i prawdziwy. Jezu, proszę Cię o to, abym umiał pielęgnować i rozwijać szczerą postawę wobec Ciebie. Bądź moim Królem i przemieniaj moje serce, abym budował na ziemi Twoje Królestwo: prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju. Amen.

Uroczystość Wszystkich Świętych – 1 listopada 2015

„Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie!”
Często mówi się i pisze o „ludziach sukcesu”. Człowiek sukcesu to ktoś, komu się w życiu powiodło, osiągnął to, o czym marzył. Mówi się o nich: ulubieniec losu, dziecko szczęścia
Myśli się wówczas zwyczajnie o takich dziedzinach życia jak ekonomia, polityka, nauka, sztuka, film, muzyka, sport… I nieraz pewnie tym szczęśliwcom zazdrościmy, bo myślimy, że my w życiu takiego sukcesu nie odnieśliśmy. Bo o nas nie jest głośno w prasie, radio i telewizji. Bo myśmy nie zrobili kariery w potocznym, obiegowym znaczeniu. I nam, czasem zawiedzionym, może nawet sfrustrowanym, stawia Kościół dziś przed oczyma i pod rozwagę możliwość i szansę „zrobienia kariery” w innym o wiele głębszym, wartościowszym wymiarze wskazując na Wszystkich Świętych – „Ludzi sukcesu” w wymiarze duchowym.
To prawda, bo Wszyscy Święci to ludzie sukcesu! To oni osiągnęli pełny sukces, wygrali główną nagrodę, zrealizowali cel swojego życia. I ta „kariera”, ten pełny, religijny sukces w żadnym przypadku nie stoi w opozycji do ziemskich sukcesów. Można więc być świętym będąc równocześnie i bogatym, i politykiem, i naukowcem, i artystą plastykiem, muzykiem czy sportowcem… czy zupełnie szarym zwyczajnym człowiekiem
W Uroczystość Wszystkich Świętych Kościół ukazuje nam niebo, a w nim świętych, którzy byli na ziemi przed nami, przeżywali te same kłopoty, trudności, jakich my doświadczamy, a teraz cieszą się szczęściem bez końca.
Ludwik Jerzy Kern, napisał w 1976 roku w gazecie „Przekrój” wiersz pt.: „Wszystkich Świętych”:

Świętych niby jest dużo,
na każdy dzień i od święta,
ale biorąc pod uwagę tę liczbę ludzi, którzy dotychczas żyli,
to jest ich zaledwie jakaś tam jedna miliardowa procenta.

Różne wydały ich czasy
i bardzo rozmaite kraje –
zresztą w mym przekonaniu, świętych jest o wiele więcej,
niż się to oficjalnie podaje.

Nie noszą aureoli ani w antyfon
nie pławią się w złotku,
jeżdżą podobnie jak my, tramwajami.
A jednak są święci.
Tam, wewnątrz, w środku.

Z pracy wracają do domu,
sprzątają, robią kolację –
do głowy nigdy nie przyjdzie nikomu
wystąpić o ich kanonizację.

Dlatego dobrze chyba,
że jest taki dzień przeznaczony
specjalnie dla wszystkich tych świętych
z imienia nie ujawnionych.

Nie mają „pomników” w kalendarzu liturgicznym, nie wzywamy ich w litanii do Wszystkich Świętych, nie znamy ich imion, ale wiemy, że życia nie zmarnowali i osiągnęli największy sukces:
Zdobyli niebo! Są z Bogiem na zawsze!
To ci, którzy chodzili tymi samymi ulicami, co my; mieszkali w tych samych domach, co my; może jeszcze nie tak dawno się modlili w naszej świątyni, a dziś cieszą się niebem.
To nasi rodzice. To nasi współmałżonkowie. To nasi bracia i siostry. Nasi sąsiedzi, przyjaciele, znajomi. Ludzie, którzy byli jak my: słabi, grzeszni. Upadali, popełniali życiowe błędy, ale podnosili się z upadku, z grzechu. Kochali Boga. Kochali bliźnich. Zmarli w stanie łaski uświęcającej. Ludzie największego sukcesu! Skoro oni mogli ten sukces osiągnąć – to i my także możemy! Bo w każdy sukces – także ten duchowy, trzeba mocno wierzyć!
Jak zatem ten cel naszej wiary – czyli niebo możemy osiągnąć?!
Mówi nam o tym Jezus Chrystus w Kazaniu na Górze, podając program 8 Błogosławieństw:
Błogosławieni ubodzy w duchu, błogosławieni, którzy się smucą,
błogosławieni cisi, błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, błogosławieni miłosierni, błogosławieni czystego serca, błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości…
Według Jezusa Błogosławionymi – czyli tłumacząc z j. greckiego – szczęśliwymi są ci, którzy osiągnęli pełnię szczęścia /paradoks/ w nieszczęściu – czyli w cierpieniach, bólach i doświadczeniach życiowych. „Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie!”
Na ziemi doznali cierpienia i ucisku, aby pełną nagrodę odebrać w wieczności. I Kościół właśnie dzisiaj czci tych, anonimowych dla nas, zwyczajnych, „szeregowych” świętych.
„To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku, i opłukali swe szaty, i wybielili je we krwi Baranka”. Święty Jan Apostoł w dzisiejszym pierwszym czytaniu mówi, że świętych jest nieprzeliczona liczba: „I usłyszałem liczbę opieczętowanych: sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych ze wszystkich pokoleń synów Izraela”. Św. Jan charakteryzuje ową symboliczną rzeszę błogosławionych czyli szczęśliwych w niebie, która jest tą grupą wybrańców i szczęśliwców, wyróżnionych przez samego Boga. A kluczem do ich sukcesu jest postawa pełnej otwartości na Boga, wypełnienia jego planu w swoim życiu i pełnego zaufania w Bożą moc.
Dziś odwiedzimy groby naszych najbliższych. Postawimy kwiaty, zapalimy znicze, zmówimy za nich modlitwę. „I tak jak światło długo się pali, dopóki nie wypali się oliwa lub wosk, tak każdy człowiek żyje długo, jak długo trwa pamięć o nim…”
Często mówi się, że ten dzisiejszy dzień to dzień refleksji i zadumy nad przemijalnością naszego życia. Ale to nie jest właściwe spojrzenie! Nie mamy zadumać się nad przemijalnością, ale nad jego kontynuowaniem w wieczności. Przychodząc na cmentarz, przyjdźmy z wewnętrzną radością, tak jak przychodzimy na uroczystości i spotkania rodzinne. Bo przecież Uroczystość Wszystkich Świętych – to radosny dzień narodzin dla nieba, tych, którzy przeszli przez ciasną bramę śmierci. To ich przygarnął Chrystus. To są ich urodziny! Wierzymy w to mocno, że życie człowieka nie kończy się na cmentarzu! Grób nie jest ostateczną i końcową stacją naszego życia!
Grób to tylko chwilowy odpoczynek, krótki przystanek na drodze do wieczności!
Nasza stacja końcowa i punkt docelowy to niebo! Port wiecznej szczęśliwości z Bogiem.
To spotkanie z kochającym Bogiem Ojcem i z naszymi bliskimi!
Panie, dziękuję Ci za Twoje słowa wypowiedziane na Górze Błogosławieństw, proszę Cię o to, abyś dał mi wytrwałość, która pozwoli mi wprowadzić je w czyn i żyć nimi, aby kiedyś dołączyć do grona tych, których wspominamy w tej Uroczystości. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

29 Niedziela zwykła – 18 października 2015

„Nauczycielu, chcemy, żebyś nam uczynił to, o co Cię poprosimy”.
Ten wstęp Jakuba i Jana brzmi bardzo naturalnie. To normalne, że kogoś bliskiego, przyjaciela mamy śmiałość poprosić o pomoc. W tym sposobie mówienia nie ma nic złego i niestosownego. Ale kiedy słyszymy treść prośby, to już inaczej patrzymy na obu Uczniów Pańskich.
„Co chcecie, żebym wam uczynił?” Rzekli Mu: „Użycz nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twej stronie”.
Janowi i Jakubowi ewidentnie uderzyła woda sodowa do głowy. Marzą o wielkości, o sławie i o chwale. Nie są obiektywni – nie patrzą na to, czy ktoś inny jest godniejszy, tylko z góry oceniają: My się nadajemy! Nam to pasuje! My chcemy zasiadać po twojej prawej i lewej stronie Panie! Jezus zna pragnienia ich serca, wie że są to pragnienia egoistyczne, pełne pychy
i próżności. Dlatego Jezus mówi do uczniów: „Nie wiecie, o co prosicie…”. Dokładnie tak!
Żyjemy w ciągłej gonitwie, w stresie, z tysiącami problemów i spraw na głowie, przygniatają nas problemy rodzinne, zawodowe, zdrowotne. Często bywa tak, że nie rozumiemy samych siebie, bo jesteśmy mieszanką wybuchową słusznych pragnień, ale i pychy, kompleksów, zdrowych i niezdrowych ambicji. „Nie wiecie, o co prosicie…” – czyli: „Nie znacie samych siebie, nie rozumiecie, czego tak naprawdę chcecie!” Trzeba razem z Jezusem zajrzeć w głąb serca, zobaczyć swój nieład i próbować go razem z Nim uporządkować.
„Lecz kto by między wami chciał się stać wielki, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich”.
Pożądanie władzy materialnej czy duchowej sprzeciwia się nauce Ewangelii. W sprawowaniu władzy nie chodzi o to, aby panować nad innymi, ale o to, aby być dyspozycyjnym dla innych. Przykład takiej służby pokazał swoim życiem Jezus.
Kluczem do zrozumienia, czym jest chrześcijaństwo, są słowa Jezusa wypowiedziane do uczniów: „Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu”. On pochylał się nad ubogimi, niósł pociechę strapionym, uzdrawiał chorych i przywracał nadzieję tym, którzy ją utracili. Dziś wielu nie rozumie, na czym polega prawdziwa władza. Przełożeństwo, kierownictwo jest zawsze służbą. Prawdziwa władza to służba, a służba to miłość – miłość gotowa do poświęcenia, do ofiary, do wyrzeczenia; miłość umywa nogi, służy z pokorą, schodzi do potrzebujących, aby pomóc tym, którzy cierpią. Zasady te, jeśli są zachowywane w małżeństwie i w rodzinie, to czynią małżonków szczęśliwymi i spełnionymi w ich życiowym zadaniu. na fundamencie miłości, nierozerwalności ,wierności, i uczciwości małżeńskiej. Przypomniał o tym obradujący Synod Biskupów o Rodzinie.
A dopełnieniem tych zasad jest w dniu dzisiejszym uroczysta kanonizacja małżonków – Bł. Zeli Marii i Ludwika Józefa Martin – prywatnie rodziców Św. Teresy od Dzieciątka Jezus z Lisieux, którzy obok starannego wychowania religijnego swoich dzieci, spieszyli z pomocą wszystkim potrzebującym w ich miasteczku. Tej postawy uczył nas na swoim przykładzie Św. Jan Paweł II jak winniśmy postępować,
aby swoją władzą służyć i być wrażliwym na potrzeby innych. Dlatego papież tak chętnie spotykał się
z rozmaitymi ludźmi, wędrował na krańce świata, wszędzie tam, gdzie byli ludzie potrzebujący, stawał się ich głosem, bronił ich. Skąd miał tyle mocy i energii niespożytej w sobie? Tę siłę czerpał z tego, że oddał swoje serce Jezusowi. Mało kto wiedział, że papież nosił w małym relikwiarzyku Św. Teresy od Dzieciątka Jezus, napisany odręcznie i poskładany w kwadracik akt osobistego oddania Najśw. Sercu Pana Jezusa.
Jak się potem okazało, nosił go przez cale życie przy sobie, aby mu przypominał moment oddania Boskiemu Sercu. Nie rozstawał się z nim aż do dnia 2 kwietnia 2005 roku, do dnia swojej śmierci.
Kardynał Franciszek Macharski, w Święto Bożego Miłosierdzia, w dniu 3 kwietnia 2005 roku – dzień po śmierci Jana Pawła II powiedział w homilii znamienne słowa: „Dziś płaczemy po naszym Janie Pawle, ale był taki czas, kiedy to On płakał z naszego powodu (…) Czas, kiedy cierpiał przez nas, bo nie chcieliśmy słuchać, co chciał nam powiedzieć(…), bo źle wybieraliśmy w naszym życiu jako naród! To było w 1991 roku, gdy przybył po raz pierwszy do wolnej Polski i gdy mówił nam fundamentalne homilie o Dekalogu, a my Polacy nie chcieliśmy go słuchać!”

Panie Jezu Chryste, mój Królu i Zbawicielu, Ty cierpiałeś za nasze grzechy i zostałeś skazany na śmierć. Naucz mnie przyjmować każde cierpienie w łączności z Twoim krzyżem, naucz mnie służyć z miłością braciom w duchu twojej Ewangelii. Amen.