Homilia na XXIII Niedzielę zwykłą

„Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem”.
Pochyleni dziś nad Słowem Pana, zawartym w Ewangelii, słyszymy z ust Jezusa podstawowe warunki bycia Jego uczniem. Mieć w nienawiści rodziców? I własne życie, Dźwigać swój własny krzyż? Brzmi to zdecydowanie odstraszająco! Ewangelista Łukasz relacjonuje, że Jezus wypowiedział te słowa do idących z Nim wielkich tłumów. Zauważmy, że ludzie ci nie szli za Nim, ale z Nim – czyli towarzyszyli mu w drodze, trochę z ciekawości, chcąc zobaczyć, co nowego uczyni – jakiś znak, jakiś cud?! Jezus doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że motywacje pójścia za Nim, a właściwie z Nim są bardzo różne, dlatego w odpowiednim momencie skierował do nich te trudne słowa: „Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści, swego ojca, matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem”.Kto nie dźwiga swego krzyża a idzie za mną, nie może być moim uczniem!” Jezus zatrzymał się i przemówił do nich, ponieważ chciał nimi trochę wstrząsnąć i pomóc im przezwyciężyć przeszkody, które ich powstrzymywały przed pójściem za Nim. Chciał, żeby zrozumieli, że przyjęcie Jego nauki, to poważna decyzja, której nikt za nich nie podejmie. Każdy musi sam zdecydować w swoim sercu, czy chce pójść za Jezusem, czy tylko iść z Nim oraz z tymi którzy za Nim idą… I tak wielu dzisiaj postępuje. Idę do kościoła, bo tam spotkam ludzi, z kimś pogadam po drodze, poplotkuję, może dowiem się czegoś, Ale już nie dbam o to, jak i gdzie uczestniczę w liturgii Mszy Św., czy słyszę czy nie słyszę, czy widzę, czy nie widzę żywego Boga – i dziś tak wielu młodych ludzi uczestniczy we Mszy Św. Idę, bo mam towarzystwo i może być ciekawie i fajnie. Wielu boi się zaangażować w sprawy kościoła – choć mogłoby zapisać się do ministrantów, do scholi, przyjść na spotkanie grupy młodzieżowej, wejść do Żywego Różańca, Domowego Kościoła, bo mogę być przez innych wyśmiany lub odrzucony. Jeszcze inni zaczynają z entuzjazmem, jest power, jest moc, jest siła – ale przychodzą zwątpienia w wierze, brak modlitwy zakorzenienia w Chrystusie i czar jak mydlana bańka pryska – nie mają siły wytrwać w przeciwnościach.
Każdy, kto nie potrafi wyrzec się wszystkiego, tak naprawdę nie może być Jezusowym uczniem. Prawdziwe stawanie się uczniem Jezusa Chrystusa to sztuka rezygnacji oraz dokonywanie właściwego wyboru. Boski Mistrz z Nazaretu kieruje do każdego z nas osobiste zaproszenie – pójdź za mną!
Każdy, kto chce być Jego uczniem, nie może Jezusowi stawiać warunków.
To tak samo, jakby uczeń stawiał nauczycielowi, katechecie warunki, co będzie robił, a czego nie będzie robił, co można go pytać i wymagać od niego, a czego nie można. Powiedzielibyśmy – to jakiś absurd! Skoro Jezus zaprasza do grona swoich uczniów, to tylko On może postawić konkretne warunki bycia Jego uczniem. Pan Jezus nie zabiera człowiekowi wolności, a wręcz przeciwnie.
On wyzwala w nas pragnienie, żeby Bóg stawał się w naszym życiu najważniejszy – „Jeśli Bóg na pierwszym miejscu, to wszystko jest na właściwym miejscu!”. Jeśli całe serce jest dla Niego, to jest w nim również miejsce dla innych. Wtedy miłość jest zdrowa i rozwijająca. Jeśli ktoś lub coś stanie się ważniejsze od Niego, człowiek bardzo często marnuje swoje życie. Tylko Bóg może dać życiu pełnię. Jest nią On sam tu, na ziemi, a przede wszystkim w wieczności. Jezus Chrystus przygotowuje także nas i zachęca, abyśmy nasze wysiłki skoncentrowali na  duchowym przygotowaniu do spotkania z Bogiem w wieczności.
Bł. Karol de Foucauld napisał kiedyś: „Odkąd poznałem Boga, wiedziałem, że nie mogę żyć jak tylko dla Niego”. Dokonywanie życiowych wyborów jest wielką i trudną sztuką. Można „pójść za ciosem”: emocji, zdarzeń, ambicji, mody, pogoni za sukcesem, pragnienia władzy i pieniędzy oraz cielesnych przyjemności. Tak wielu współczesnych czyni. I dlatego tak wiele na świecie jest smutku, cierpienia i narzekania w ludzkim życiu. I dlatego niektórzy ludzie nie widzą sensu swego życia, a duchową rozpacz ukrywają pod maską kpin, używek, uzależnień i przymusowego udawania dobrego samopoczucia. Bóg szanuje naszą wolność i nasze wybory. Jednak bycie wolnym nie oznacza życia bez żadnych zobowiązań, ale oznacza postawę człowieka podejmującego decyzje i działania zgodnie z sumieniem i jasno określonym systemem wartości.
Słuchając dzisiejszych czytań zastanów się drogi bracie i siostro, co porusza cię w sposób szczególny w tym słowie?! Może Jezus zaprasza Cię do większej bliskości z nim? A może pokazuje Ci to, co Cię od niego oddala?! Jeśli tak, to weź sobie to słowo Jezusowe do serca. A może warto bardziej zaangażować się we wspólnotę kościoła

Papież Franciszek powiedział, że: „Maryja jest misjonarką zbliżającą się do nas, by nam towarzyszyć w życiu, otwierając serca na wiarę swoim macierzyńskim uczuciem.” Najświętsza Maria Panna przy objawieniu się w Fatimie wyraziła życzenie, byśmy się poświęcili Jej Niepokalanemu Sercu. Poświęcenie się Bogurodzicy jest aktem religijnym i zawiera w sobie głęboki sens, pociągając za sobą pewne zobowiązania. Poświęcić się Niepokalanemu Sercu Maryi to związać się wewnętrznie z Jej życzeniami, które należy wypełniać. Na tym właśnie polega nasz duchowy związek z Nią, który nie jest niczym innym, jak służbą dla niej.
Panie, otwórz mnie na działanie Twojej łaski, abym tak jak Maryja mógł Ci służyć, pomimo lęku i niepewności. Niech przesłanie Twojej Ewangelii stale ujawnia się w moim życiu. Amen.

Homilia na Uroczystość Wniebowzięcia NMP

„Wielki Znak ukazał się na niebie: Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu”.
Wizja Apokaliptyczna Św. Jana nie pozostawia żadnych złudzeń i wątpliwości. Tą Tajemniczą Niewiastą obleczoną w słońce, czyli w Boga jest Najświętsza Maryja Panna – Matka Jezusa Chrystusa! Maryja, która w pełni jest otoczona Jego światłem. Na głowie ma wieniec z dwunastu gwiazd, czyli dwunastu pokoleń Izraela – symbol wspólnoty świętych i błogosławionych w niebie. U Jej stóp leży księżyc – dający blade odbite światło słoneczne, który symbolizuje śmierć i przemijalność ludzkiego życia. Ta wizja ukazuje nam tajemnicę uwielbionego człowieczeństwa. Można śmiało do tego faktu odnieść staropolskie stwierdzenie: „Jakie Życie, taka Śmierć”. Maryja – Niewiasta obleczona w słońce jest wspaniałym SIGNUM – czyli znakiem zwycięstwa miłości nad przemocą i nienawiścią, znakiem zwycięstwa dobra nad złem, grzechem i szatanem. Wielkim znakiem zawierzenia, znakiem pocieszenia i znakiem jedności.  Malo kto wie, że ta wizja Apokaliptyczna stała się mottem dla wybitnego francuskiego polityka – Roberta Schumana do utworzenia Zjednoczonej Europy stąd dwanaście gwiazd na fladze unijnej. Ten mąż stanu, uważany za ojca założyciela Unii Europejskiej, starał się każdego dnia uczestniczyć we Mszy Św., który był stanowczy i nieugięty w swoich poglądach, ale szanował każdego człowieka, z którym się spotykał i rozmawiał, dziś jest kandydatem na ołtarze – jego proces beatyfikacyjny trwa w Watykanie. Wielu polityków mówiło, że tym, co uderzało w kontaktach z nim, było promieniowanie jego życia wewnętrznego; stało się wobec człowieka wiary, bez pragnień i ambicji osobistych, wobec człowieka totalnej szczerości i totalnej skromności intelektualnej, człowieka ożywionego pragnieniem służby, tam, gdzie zostanie do niej powołany. Siła, która go ożywiała była siłą wiary. To on przed śmiercią napisał pamiętne słowa: „Demokracja [w Europie] będzie chrześcijańska albo nie będzie jej wcale. Demokracja antychrześcijańska byłaby karykaturą zmierzającą do pogrążenia się w tyranii lub w anarchii. Stanowisko demokraty może być określone w ten sposób: nie może on zaakceptować tego, że państwo systematycznie ignoruje rzeczywistość religijną, że przeciwstawia jej stronniczość graniczącą z wrogością lub pogardą. Państwo nie może nie uznawać, bez krzywdy i szkody wyrządzonej sobie, niezwykłej skuteczności natchnienia religijnego w praktykowaniu cnót obywatelskich, w tak koniecznej obronie przeciw siłom rozkładu społecznego, które wszędzie działają”. Czy one nie są aktualne na nasze trudne czasy?
Czy dziś na nowo nie powinniśmy szukać mocnego zakorzenienia w wartościach chrześcijańskich, w naszej wierności Bogu, bo to jest siła, która może nas wszystkich zespolić i zjednoczyć – siła naszej wiary?! Dziś kiedy profanują wizerunek Czarnej Madonny, my pokażmy przez wspólnotowe świętowanie tej uroczystości, że Maryja jest dla nas ważna, że jesteśmy z nią razem, że kochamy ją jako naszą Matkę – jak dzieci które świętują urodziny i imieniny swoich m rodziców – dziś są Narodziny dla Nieba naszej Matki. Wynagrodźmy jej naszą postawą wdzięczności i miłości te zniewagi i upokorzenia, których doznała w ostatnim czasie. Dziś także gorąco módlmy się o ducha jedności w naszym kraju, bo bez niej nie można budować prawdziwej wolności i pokoju.
Francuski pisarz, autor „Małego Księcia” – Antoine de Saint Exupéry napisał kiedyś: „Ten jest przyjacielem, kto w chwili pokusy pozostaje wierny”. Maryja przez całe życie była zjednoczona z Bogiem w wielkiej przyjaźni, była mu wierna w chwilach pokus i prześladowań i w nagrodę za wierność otrzymała wielki dar i przywilej Wniebowzięcia.
Pieśń uwielbienia, którą wyśpiewała Maryja w czasie spotkania z Elżbietą to wyraz postawy, jaka cechowała Jej całe życie, które stało się wypełnieniem obietnic danych przez Boga. Maryja ma świadomość, że jest to wyróżnienie za Jej zgodę, poświęcenie i świętość życia. Tym bardziej w hymnie wysławia go za wszelkie dary i łaski, których doznała: „Wielbi dusza moja Pana, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny”. Słowa wypowiedziane w domu Elżbiety mogą stać się codzienną modlitwą każdego i każdej z nas. Mogą stać się hymnem uwielbienia Boga za wszystko, czego dokonał w naszym życiu, w życiu naszych rodzin, w naszej parafii, w życiu całego Kościoła, w historii naszego kraju.
A przecież mamy Bogu za co dziękować! Pokutuje w nas swoistego rodzaju „AMNEZJA” – czyli szybkie zapominanie o tym, w jak trudnych czasach przyszło nam żyć i z jakich sytuacji i opresji wyprowadził nas Bóg! Przez to wiele osób nie potrafi być Bogu wdzięcznymi. Tak łatwo zapominamy, jakie koleje losu przechodziła nasza Ojczyzna. Ciągle trzeba nam to przypominać i wzywać do krótkim stwierdzeniu: PAMIĘTAMY!  dziś 99 rocznica słynnego Cudu nad Wisłą w1920 roku – PAMIĘTAMY!  Trwa rocznica Wybuchu Powstania Warszawskiego w 1944 roku – PAMIĘTAMY! za chwilę rocznica wydarzeń sierpniowych w1980 roku i początku przemian w naszym kraju- PAMIĘTAMY! Potrafiliśmy walczyć o naszą wolność, potrafiliśmy wyjść z ruin i zgliszcz, potrafiliśmy odbudować naszą Ojczyznę, Ale ta siła i determinacja naszego narodu wypływała z korzeni chrześcijańskich, była świadectwem naszej wiary i zaufania Bogu. Kiedy byliśmy zjednoczeni wokół Kościoła i kiedy dochowywaliśmy wierności Bogu, byliśmy silni i prawdziwie solidarni.
Dzisiejszą uroczystość trzeba przeżywać razem z Chrystusem, ponieważ tylko w świetle Jego tajemnicy możemy zrozumieć tajemnicę wzięcia Maryi z ciałem i duszą do nieba. W Maryi wyniesionej do nieba podziwiamy pełne zwycięstwo Chrystusowego zmartwychwstania. W Niej możemy zobaczyć, gdzie jest kres wędrówki tych, którzy swoje życie zjednoczyli z Chrystusem. Błogosławić Maryję to przede wszystkim zrozumieć, że i mnie Jezus chce dać miejsce w swojej chwale, z duszą i ciałem. Najpierw jednak to ja muszę dać Jezusowi absolutne pierwszeństwo w życiu. Tak jak to uczyniła Maryja. Dlatego dziś przepełnieni wdzięcznością do Boga, naszego Ojca za dar Maryi Wniebowziętej, Dziewicy zasłuchanej w Słowo Pana wołajmy w naszej modlitwie:
 „Panie Jezu, jednoczę się z Maryją, którą z ciałem i duszą wyniosłeś do Twojej boskiej chwały. Chcę razem z Wniebowziętą wyśpiewać chwałę Bogu, za wielkie rzeczy, które czyni dla człowieka. Maryjo – Królowo Nieba i Ziemi, Niewiasto Mądra i Roztropna, naucz nas postawy pięknej miłości, która umie Bogu dziękować za wszystko i nieustannie uwielbiać Jego Majestat”. Amen.

Homilia na środę, 14 sierpnia 2019

„Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich”.
Jezus Chrystus pokazuje jak ważna jest wspólnota ludzi, wspólna modlitwa, wspólny posiłek, wspólne przebywanie. Z którą On Syn Boży sam się utożsamia i jest pośród tych dwóch-trzech zebranych w Jego imię.
Dlatego zaprasza nas, zwołuje do wspólnoty Kościoła, abyśmy wspomagając się wzajemnie, pielgrzymowali do Niego. Nie można egoistycznie twierdzić, że nie obchodzą mnie inni, ważne, aby samemu być w porządku wobec Boga i drugiego człowieka. Takie myślenie jest obce Jezusowi. Dla Niego nikt nie jest obojętny. Dlatego trzeba ratować każdego, kto oddala się od jedności z Jezusem. Jezus pokazał, jak to czynić: przez przebaczenie. To niezbędny warunek, aby mógł się dokonać nowy początek. Realizując to polecenie Jezusa, można z bliska doświadczać, że Kościół to Chrystus i każdy wierzący. Głowa i ciało. Jedna rodzina, którą Chrystus gromadzi przy jednym stole. Odpowiedzialność za nią to znak żywej przynależności do Chrystusa.
Wiedział o tym dzisiejszy patron – Św. Maksymilian Maria Kolbe, który poświęcił swoje życie w służbie Bogu, Matce Najśw. i ludziom. 29 lipca 1941 roku, kiedy w obozie koncentracyjnym Auschwitz – Birkenau jeden z więźniów zbiegł, to jako represję za to, na wieczornym apelu nastąpiło dziesiątkowanie więźniów jego bloku. Kierownik obozu Karl Fritzsch wybrał na śmierć głodową wśród nich Franciszka Gajowniczka. I nagle spośród więźniów wyszedł o. Maksymilian w więziennym pasiaku, z miską u boku, w drewniakach. Nie szedł jak żebrak czy bohater, szedł jak człowiek świadomy wielkiej misji. Stanął spokojnie przed oficerami pokazując ręką na Gajowniczka i powiedział płynnie po niemiecku: – Chcę umrzeć za niego. Na pytanie zdziwionego gestapowca:
– Kim jesteś? odpowiedział spokojnie: – Jestem polskim księdzem katolickim.
O. Maksymilian wiedział, jak Niemcy traktują polskich księży, mimo to nie bał się przyznać do swojego kapłaństwa. Po chwili nieznośnej ciszy, ku zdziwieniu wszystkich kierownik obozu zapytał go w formie grzecznościowej:
– Dlaczego pan chce umrzeć za niego? Kolbe odpowiedział: – On ma żonę i dzieci.  Wtedy zdziwiony i zaskoczony esesman się zgodził.
Po apelu dziesięciu skazanych /w tym o. Maksymiliana/ zaprowadzono do bloku 11 – bloku śmierci, kazano się rozebrać do naga i zamknięto w piwnicy. Świadkiem ich umierania był więzień Bruno Borgowiec, który ocalał z obozu i w 1946 złożył zeznanie przed notariuszem w Chorzowie: „Początkowo więźniowie krzyczeli z rozpaczy, bluźniąc przeciw Bogu. Później pod wpływem ojca Kolbego zaczęli się modlić i śpiewać pieśni do Matki Najświętszej. Zakonnik dodawał im otuchy, spowiadał i przygotowywał na śmierć.
Stojąc lub klęcząc, wpatrywał się pogodnym wzrokiem w dokonujących inspekcji esesmanów”
. Ojciec Kolbe zmarł 14 sierpnia 1941 roku dobity zastrzykiem fenolu przez funkcjonariusza obozowego, kierownika izby chorych Hansa Bocka o godz. 12:50. Jego ciało zostało spalone w obozowym krematorium. Natomiast 25 października 1944 roku Franciszek Gajowniczek został przeniesiony do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen, gdzie doczekał się wyzwolenia przez wojsko amerykańskie.

Pan Jezus nam dzisiaj uzmysławia, że ważne jest mówienie prawdy, trwanie prawdy, szczególnie wtedy, jeśli ktoś czyni zło i trwa w grzechu. Chce nam także powiedzieć, że naszą osobistą troską powinno być tzw. braterskie upomnienie, które jest wyrazem troski odpowiedzialności za Kościół. Prawda i jawne upomnienie braterskie jest wyrazem zatroskania o tę konkretną osobę: „Gdy twój brat zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź ze sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków opierała się cała prawda. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik”. Nawet najboleśniejsza prawda, jeśli jest wypowiedziana szczerze przez drugiego człowieka pokazuje, że komuś na mnie zależy, ktoś mnie szanuje albo kocha, ponieważ mówi mi to, nie po to aby mi dokuczyć czy zdołować, ale po to, żeby mnie przestrzec, żebym się zastanowił. A robi to dlatego, że mu na mnie zależy. Błąd polega na tym, że wolimy się nie mieszać, po co mam usłyszeć: dlaczego się wtrącasz, co cię to obchodzi, to nie twoja sprawa! Sumienie nie powinno nam pozwolić, aby wobec jakiegoś problemu przejść obojętnie. To nasze zadanie, misja i życiowe powołanie.
Daj mi, Panie, miłość, która będzie troską o zbawienie innych. Niech jej realizacja przez upominanie grzeszących nie przysłoni mi prawdy o tym, że sam żyję dzięki Twojemu przebaczeniu. Amen.

Homilia na XIX Niedzielę zwykłą

„Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie”.

Dziś ludzie prześcigają się w różnego rodzaju przepisach; a to przepis na dobre ciasto, a to przepis na dobrą sałatkę, przepis na dietę odchudzającą. A dzisiejsza Ewangelia daje nam tzw. przepis na duchowe szczęście. W dietach ważne są składniki. Najważniejszym składnikiem boskiego przepisu na szczęście w tej przypowieści jest postawa gotowości na przyjście Pana. Jezus mówi wyraźnie: Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie.
A wy podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci; aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie”.

Dziwna może się wydawać ta Jezusowa recepta na szczęście. Czuwanie kojarzy się przecież z życiem w napięciu, w ciągłym niepokoju. Czuwanie jest żmudnym wysiłkiem, ale my potrafimy i umiemy czuwać, kiedy matka czuwa przy łóżku chorego dziecka, kiedy czekamy na gości, kiedy rodzice oczekują przyjazdu dzieci zza granicy i nawet w nocy wstają, aby im, zdrożonym i zmęczonym po długiej podróży otworzyć i przywitać w domu. Może wielu z nas uczestniczyło nie raz w całonocnych czuwaniach modlitewnych – jak Godzina Miłosierdzia czy Wieczór Uwielbienia czy też w czuwaniach całonocnych. Ale ta recepta nie jest ludzkim wymysłem, ponieważ pochodzi od Jezusa. To w pewien sposób egzamin z wiary, która nieustannie jest poddawana próbom, aby stawała się coraz mocniejszym fundamentem dla życia chrześcijańskiego. Wiara w obietnice Jezusa oczyszcza nas z postawy niepewności czuwania i pokazuje, że właśnie przez tę postawę warto być świadkiem Chrystusowego Królestwa tu ziemi. Uczy właściwych kryteriów oceny rzeczywistości i działania. Szczęście osiągniemy wtedy, kiedy Bóg jak Pan z przypowieści przyjdzie i zastanie nas czuwających, czyli gotowych na spotkanie.
Czy my jako naród, społeczeństwo, wspólnota, parafia, chrześcijanie umiemy czuwać i chcemy czuwać.
Czy jesteśmy cierpliwi w postawie wierności Bogu? Co pokazuje rzeczywistość?!
Ano to , że nie do końca potrafimy, umiemy  i nie do końca chcemy czuwać.
Ciągłe zniecierpliwienie, niezadowolenie i frustracje. Ciągłe podziały w rodzinach, sąsiedztwie, społeczeństwie w kraju – wzdłuż i wszerz. Uważamy się za chrześcijan i ludzi wierzących, a potrafimy w ciągu jednej chwili wylać niczym wiadro pomyj tyle żółci, jadu złości, agresji i nienawiści, że tak naprawdę nie ma tam miejsca na prawdziwą braterską miłość. Ciągle słyszymy słowne ataki, hejtowanie w Internecie i w realu, mniejszości chcą rządzić i narzucać swoje prawa większościom. Ciągle słyszymy pomówienia, oskarżania, formy donosicielstwa, brak szukania wspólnego języka do porozumienia i zgody. Czy tak ma już być w naszym życiu do końca świata?!
W poszukiwaniu odpowiedzi natrafiłem na opowiadanie Stanisława Adama Majaka: „Stary gwizdek”.
W  małym miasteczku w domu jednorodzinnym, gdzieś na peryferiach mieszkał dziadek. Był człowiekiem życzliwym i radosnym, otwartym na innych. Cieszył się szacunkiem i uznaniem wśród sąsiadów i domowników. Ale pewnego sobotniego ranka przelała się w nim szala goryczy. Kiedy wyszedł z pokoju, aby zaparzyć sobie w kuchni kawę, zobaczył jak na korytarzu jego córka kłóci się z najstarszą wnuczką o to, kto będzie sprzątał dom i dlaczego znowu ona – przecież to nie fair. Próbował przemknąć się dalej, ale obok łazienki zobaczył dwóch wnuków, którzy okładali się pięściami i krzyczeli, jak bardzo się nienawidzą za to, ze jeden drugiemu zajął łazienkę. Kiedy próbował iść dalej, usłyszał z pokoju krzyk zięcia, który straszliwie przeklinał pracownika za to, że na czas nie wywiązał się z kontraktu wobec klienta. Wycofał się zmieszany i wrócił do pokoju. Próbował ogarnąć myśli, otworzył okno, a tam dwaj sąsiedzi obrzucali się słownie inwektywami, za to, że jeden wypuścił psa a drugi kota
i na efekty długo nie trzeba było czekać. Pospiesznie zamknął okno, aby zanurzyć się choć na chwilę w ciszy. Włączył telewizor, a tam rozpoczynała się debata, w której politycy mocno ubliżali sobie w słowach wyrażając wzajemną niechęć i pogardę. Wyłączył tzw. zjadacza czasu i pomyślał: jak ja mam tu żyć w takich warunkach? Wybudowałem ten dom w trudnych czasach, oszczędzaliśmy pieniądze razem z nieżyjącą żoną, wszystko z myślą o dzieciach i wnukach, a tu nawet przez chwilę nie można zaznać świętego spokoju. Błyskawicznie wyjął z szafy podręczną torbę podróżną, zapakował najważniejsze rzeczy i postanowił się ulotnić – wyjechać do swojego przyjaciela na wieś, z którym przed laty pracował w jednym zakładzie. Kiedy wyszedł na zewnątrz, nagle na schodach poczuł lekkie szarpnięcie za rękę. Zdziwiony zobaczył przed sobą najmłodszego wnuka, który bawiąc się na podwórku podbiegł do niego i zapytał: Dziadziu dokąd idziesz? Dziadek odpowiedział: Muszę stąd wyjechać na chwilę, bo nie ma tu dla mnie miejsca! Nie mogę wytrzymać! Dziadziu, a kto mi będzie opowiadał bajki i piękne historie na dobranoc? Zostań! Dziadziu ja cię  bardzo kocham! Malec przytulił się do wzruszonego dziadka. Nagle ożywił  się i powiedział: Pomogę ci, żeby był znowu spokój w naszym domu! Wbiegł na schody i zniknął za drzwiami. Po chwili uśmiechnięty od ucha do ucha wrócił, trzymając w ręku stary gwizdek, który dostał na pamiątkę od dziadka  –  kiedyś dziadek mu opowiadał, jak to sędziował mecze  piłkarskie na boisku. Ciągnąc dziadka za rękę wszedł do domu i ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich nagle rozległ się głośny gwizd – wszyscy kłócący się oniemieli, panie zatykały sobie uszy, a zdziwiony zięć wyglądał z pokoju. Wnuczek krzyknął na całe gardło: Cisza! Teraz dziadek ma głos! Stanęli jak wryci! A dziadek spojrzał na wnuczka, mrugnął okiem i powiedział: Dziękuję ci wnusiu za pomoc. Skoro już wykłóciliście się za wszystkie czasy, nawściekaliście się i wzajemnie sobie poubliżali, to może pójdziemy wszyscy do kuchni, bo z tego wszystkiego zapomniałem, że chciałem napić się kawy!
Domownicy spuścili głowę i jeden po drugim pokornie weszli do kuchni.
I nastała cisza …
To opowiadanie można śmiało przenieść na grunt domowy, sąsiedzki, parafialny, gminny, narodowy. Może warto aby w naszych uszach zabrzmiał  przynajmniej w naszej wyobraźni taki przeraźliwy gwizdek – STOP ZASTANÓW SIĘ KIM JESTEŚ, CO ROBISZ I PO CO TAK NAPRAWDĘ ŻYJESZ?!
Po to by nieustannie się kłócić i walczyć, czy po to, aby czuwać i przygotowywać się na przyjście Pana?! Życie jest zbyt piękne i zbyt krótkie, aby tracić je na ciągłe awantury, plotki, waśnie spory. Dlatego Jezus mówi do nas:„Czuwajcie i módlcie się bo w chwili, której się nie spodziewacie, Syn Człowieczy przyjdzie?!” Prośmy gorąco, abyśmy nie przespali końca świata i nie zapomnieli do czego tak naprawdę tu na ziemi wszyscy się przygotowujemy: Boże Ojcze, który nie wahałeś się oddać swojego Syna za nas. Pomóż mi zachować czujność serca, abym zawsze był wdzięczny za udzielone mi dary i gotowy na spotkanie z tobą w wieczności. Amen.

Homilia na środę, 7 sierpnia 2019

„Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko dręczona przez złego ducha”. Ten dzisiejszy fragment Ewangelii zwraca uwagę na postawę kobiety kananejskiej – matki , która prosi o łaskę uwolnienia od złego ducha dla swojej córki, w momencie, kiedy rozpoznała w Jezusie – Syna Dawida – zapowiadanego Mesjasza.  Często podziwiamy tzw. upór wiary u ludzi mocnych i zdecydowanych, którzy wyrzuceni drzwiami, próbują wchodzić oknem. Wiara nie jest dobrem tylko dla wybranych ani tych, którzy uważają się za dobrych lub takimi byli przez tytuł społeczny lub kościelny. Działanie Boga przekłada się na działanie Kościoła i Duch Święty działa w osobach, których nie podejrzewalibyśmy nigdy o to, że przyniosą nam od Boga nowinę, wołanie tych najbardziej potrzebujących, którzy potrafią zaufać do końca Panu.
Do takich osób należała kobieta kananejska, która wyszła na spotkanie Jezusa. Nie należała do narodu wybranego, była politycznie niepoprawna. A uczniowie wręcz nalegali na Jezusa, aby ją odprawił, bo krzyczała za nimi. Dlatego Jezus wystawiając ją na próbę, dość oschle odpowiada: „Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela”.
Ona jednak nie zważała na to, jak ją oceniają inni. Jej miłość do córki była na tyle ogromna, że niosła gotowość uczynienia wszystkiego, aby tylko została ona uwolniona od złego ducha. Dlatego przyszła, upadła do stóp Jezusowi i prosiła: „Panie, dopomóż mi!”.
I oto kolejne wystawienie na próbę przez Jezusa, który mówi: „Niedobrze jest brać chleb dzieciom i rzucać psom”. Pewnie niejeden z nas by się obraził, odwrócił plecami – nie to nie, bez łaski, obejdzie się! A ona ma w sobie tyle pokory i determinacji zarazem, że nie zważa na te słowa i z wiarą odpowiada: „Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołu ich panów”. Ta kobieta kananejska walczyła do końca, nie podważając słów Jezusa, lecz uzasadniając miłość do córki. Walczyła siłą wiary, która w Chrystusie ujrzała nie Żyda, ale Mesjasza, który mocą Bożą może wszystko. Poganka zrobiła to, czego nie uczynili faryzeusze. Dlatego Jezus to zauważył i pochwalił ją, mówiąc: „O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz”.
Nie tylko osiągnęła cel swoich pragnień, lecz także jej wiara została otwarcie pochwalona przez samego Nauczyciela i przedstawiona jako wzór do naśladowania. Kiedy się przyglądam postawie tej kobiety, to zawstydza moją wiarę – a tak naprawdę jej brak, zarumienia moją ufność, a w zasadzie jej brak, a tym samym pokazuje jak słabo kocham tego który mnie kocha bezgranicznie.
Wiara nie może być dla mnie tylko przyzwyczajeniem. Trzeba walczyć do końca tak, jak walczy się o środki finansowe na ważną operację dla kogoś bliskiego, tak jak walczy się o własne zdrowie, nawet gdy diagnozy lekarskie nie były pomyślne. Wiara połączona z zaufaniem Bogu jest najważniejszym elementem naszej postawy – my nie, my nie my nigdy nie poddamy się!
Czy ja zbyt szybko się nie zniechęcam i nie zrażam, kiedy Jezus próbuje moją wiarę? Ilu ludzi przegrywa już na starcie, kiedy się z powodu nieszczęścia własnego lub bliskich załamuje, traci wiarę i nie widzi sensu działania, życia – dlaczego taki młody człowiek musiał usłyszeć diagnozę, że gdy operacja się nie uda, to możesz nie widzieć, nie mówić, lub mieć paraliż – czyli nie chodzić.
Św. Rafał Kalinowski pięknie napisał: „Boże, jakim skarbem obdarzasz tych, którzy w Tobie ufność pokładają!” Czy ja mam do końca żywą nadzieję, że Pan mnie nie pozostawi w trudnym położeniu i przyjdzie mi z pomocą?! Że wysłucha moich natarczywych próśb i modlitw, jak wysłuchał nie ustającej w błaganiu kobiety kananejskiej. Dajemy temu świadectwo, że przychodzimy na Nowennę, że uczestniczymy we Mszy Św. Oczywiście zawsze można powiedzieć – w każdą środę to samo – ta sama Nowenna, te same modlitwy, prośby, ta sama Msza Św., ten sam śpiew, ale to jest właśnie wytrwałość i niezłomność na modlitwie – potrafimy wytrwać do końca, ufając Bogu i stając się przez przyczynę MB Nieustającej Pomocy świadkami zawierzenia.
Panie, jak kobieta kananejska nie chcę przegapić Twojego przejścia przesz moje życie. Pragnę w spotkaniu z Tobą umocnić swoją wiarę, żyć nadzieją, że zawsze będziesz o Mnie pamiętał i mnie wspierał i jeszcze bardziej zdecydowanie iść za Tobą. Amen.

Homilia na Uroczystość Najśw. Ciała i Krwi Pańskiej

„Jezus wziął pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo i odmówiwszy nad nimi błogosławieństwo, połamał i dawał uczniom, by podawali ludowi.”

Cud rozmnożenia chleba i ryb pokazuje każdemu z nas, kim naprawdę jest Jezus Chrystus. Umiłowany Syn Ojca – Ten który na pustkowiu ulitował się nad zgłodniałym tłumem, daje do zrozumienia, że jest bardzo wrażliwy na naszą nędzę i cierpienie. Dlatego pozostał jako prawdziwy i dający życie Pokarm, zaspokajający głód prawdy i miłości.
Królestwo Jezusa od dwóch tysięcy lat jest pośród nas, dostępne dla każdego. Jego słowa wskazują drogę do królestwa, a Jego rzeczywiste przebywanie w Komunii św. jest obecnością dającą moc na wędrowanie i zaspokajającą wszelki prawdziwy głód człowieka. Stąd trzeba, abym na każdą Mszę św. szedł prawdziwie głodny i spragniony Bożego Słowa i Eucharystii. Jesteśmy zależni od spożywania pokarmu. Im więcej pracujemy, tracimy energii tym więcej potrzebujemy kalorii. Każdy człowiek, który przestaje jeść – umiera.
Często słyszymy dziś o zdrowym odżywianiu się, o rezygnacji z jedzenia tzw.  fast foodów. Dla nas ochrzczonych i wierzących tylko Eucharystia jest zdrowym pokarmem prawdziwej, sycącej Miłości. Miłości, której wystarczy
dla wszystkich, którą można karmić innych. Zwłaszcza tych cierpiących, którzy nie odkryli prawdziwego głodu człowieka. Abram, który odbił swego krewnego Lota który dostał się do niewoli i uratował jego dobytek, wracał
po bitwie – był bardzo zmęczony i głodny. Na spotkanie Abrama wyszedł Melchizedek, kapłan Boga Najwyższego, który ofiarował mu chleb i wino – błogosławiąc przy tym Boga (por. Rdz 14,18-20). Abram nie tylko mógł spożyć posiłek, ale również przekonać się, ze Bóg błogosławi jego drogę wierności i posłuszeństwa. Umocniony pokarmem i błogosławieństwem Abram – ojciec narodów mógł zrobić kolejny krok za Panem, którego głosu słuchał z uwagą. Sposób w jaki Ewangelia opisuje rozmnożenie chleba, którego dokonał Jezus: Wziął… odmówił błogosławieństwo… połamał… dawał. Są to słowa, które opisują również rozdanie świętego pokarmu podczas Ostatniej Wieczerzy, słowa ustanowienia Eucharystii. Św. Paweł przekazuje te słowa z Wieczernika: Pan Jezus tej nocy, kiedy został wydany, wziął chleb i dzięki uczyniwszy połamał i rzekł: To jest Ciało moje za was [wydane]. Czyńcie to na moją pamiątkę!
Św. Augustyn – biskup Hippony –
nawrócony dzięki łzom i modlitwie matki – Św. Moniki, zostawił nam wiele swoich wyznań, zapisanych rozmów z cudownych widzeń z Jezusem po nawróceniu. Chrystus powiedział Świętemu na modlitwie i takie zdanie:Jam jest pokarm dla dorosłych; wzrastaj, a będziesz mnie spożywał – i nie ja w Tobie ulęgnę przemianie jak pokarm ciała twego, lecz ty przemienisz się we mnie” Praktycznie oznaczało to jego nawrócenie, życie bez grzechu śmiertelnego i poznawanie Jezusa, aby się stawać jak On. My także – Moi Kochani potrzebujemy Jezusa jego Żywego Słowa i Eucharystii – pokarmu na życie wieczne. Trzeba nam wreszcie dorosnąć, dojrzeć do tego, że sami sobie nie poradzimy. Tylko Bóg nam może pomóc i uzdrowić nasze skołatane ludzkie serca. Jezus jest prawdziwym balsamem na wszelkie rany, jest lekiem na każde zło, jest nagrodą, dla tych którzy niczego nie otrzymali i niczego nie oczekują.
Obecność Jezusa Chrystusa w sakramencie Eucharystii jest obecnością rzeczywistą!

Amerykański pastor Martin Luter King – walczący w USA o równouprawnienie dla osób czarnoskórych, powiedział kiedyś takie niezwykle mądre słowa:

„Jeśli nie możesz być wielką rzeką, bądź strumykiem, ale bądź!
Jeśli nie możesz być szeroką drogą, bądź ścieżką, ale bądź!
Jeśli nie możesz być słońcem, bądź iskierką, ale bądź!”    

Jeśli moje życie wydaje się szare, puste i bez znaczenia. To i tak jesteśmy potrzebni Bogu, nawet w tych drobnych niepozornych działaniach na jakie nas jeszcze stać. Bo Jezus chce być naszą siłą, chce stawać się dla nas motywacją i inspiracją do czynienia dobra i do życia według jego zasad.

 Znana piosenkarka Magda Anioł śpiewa takie słowa piosenki: „Kiedyś wino i chleb, teraz Ciało i Krew. Możesz wierzyć lub nie, to naprawdę dzieje się. Ciągle czekasz na cud, niespokojny twój duch, a ja przypomnę, że w ciszy i przy blasku świec cud największy dzieje się…”
Wypatrujemy co dnia, czekamy na jakiś znak, a tymczasem w ciszy i przy blasku świec, cud największy dzieje się. Każdego dnia, na każdym ołtarzu świata.

Nie możemy zapominać, że Jezus jest obecny w Eucharystii nie jako rzecz czy przedmiot ale jako Osoba.
Cudowny znak został dany czeskiemu kapłanowi Piotrowi, pielgrzymującemu do Rzymu w 1263 roku .Pragnął on przy grobie swego patrona Św. Piotra Apostoła, umocnić swoją osłabioną wiarę, zwłaszcza w obecność Chrystusa w Eucharystii, która w owym czasie przez wielu była kwestionowana. Gdy odprawiał Mszę św. w krypcie gdzie był grób męczennicy św. Krystyny, podczas Komunii oniemiał. Z trzymanej w palcach Hostii, przeistoczonej już postaci Ciała Chrystusa, zaczęła skapywać krew pozostawiając na korporale widoczne ślady. Cudzoziemiec zadrżał, krzyknął, i padł zemdlony. Wyniesiono go do zakrystii i co śmieszne zapomniano o nim, wszyscy bowiem pobiegli podziwiać pozostawiony na ołtarzu korporał z kroplami Krwi. W tym czasie niedaleko w Orvieto przebywał papież Urban IV. Wysłał swoich ekspertów, aby zbadali całą sprawę. Po stwierdzeniu prawdziwości, eksperci zabrali ze sobą relikwie i wyruszyli w drogę powrotną do Orvieto. Na ich spotkanie wyszedł papież, na moście zwanym mostem Słońca nastąpiło przekazanie korporału papieżowi, który podniósł go i ukazał wszystkim wiernym. To właśnie wydarzenie dało początek procesjom ku czci Ciała i Krwi Pańskiej. Święto Bożego Ciała dotarło do Polski w 1320 roku, czyli za panowania króla Władysława Łokietka. W naszej polskiej tradycji to święto miało związek z odwróceniem nieszczęść oraz uproszeniem pogody i błogosławieństwa plonów.
Niektórzy ludzie twierdzą, że w dzisiejszych czasach Procesja Bożego Ciała jest absurdalna, nie ma sensu, bo jest tylko niewiele znaczącą tradycją. Procesja Bożego Ciała Dzisiejsza procesja jest wezwaniem do dawania świadectwa, przypomina nam wszystkim i tym, którzy korzystają z tzw. weekendu Bożego Ciała – ale tylko odpoczywają, wyjeżdżają na spływy, wycieczki rowerowe, urządzają masowe biegi; przypomina wszystkim, jak ważna jest wiara w żywą obecność Jezusa; jak wielką wartością jest Jezus obecny pod postaciami chleba i wina. Wielki czciciel Najśw. Sakramentu – Św. Jan Paweł II zachęcał nas do prawdziwej gorliwości w duchowym przeżywaniu Uroczystości Najśw. Ciała i Krwi Pańskiej, kiedy mówił w homilii:
„Starajmy się tak uczestniczyć w kulcie publicznym Bożego Ciała, aby tajemnica Chrystusa jeszcze głębiej przeniknęła całe nasze życie”.
Dziś kiedy wyruszymy w procesji, aby oddać Jezusowi naszą cześć i uwielbienie, pokażmy tym wszystkim, którzy uważają je za bezsensowne, którzy prowokują obrażając uczucia religijne wierzących i naśmiewając się z niej  jak np. zorganizowany w Gdańsku performance, kpiący z procesji Bożego Ciała. Złóżmy publicznie najpiękniejsze świadectwo wiary, uczestnicząc w procesji, godnie się zachowując i trwając w modlitewnej atmosferze, zapraszajmy Jezusa utajonego w kruszynie białego chleba na ulice i między nasze domostwa, w/g słów, które tak dobrze znamy: „Zróbcie Mu miejsce, Pan idzie z nieba, Pod przymiotami ukryty chleba. Zagrody nasze widzieć przychodzi jak się dzieciom Jego powodzi”.
Pamiętajmy: PROCESJA EUCHARYSTYCZNA to świadectwo naszej wiary!
Dziś z naszych serc i naszych ust niech płynie jedno wielkie dziękczynienie za to, że Jezus jest stale z nami w tajemniczej przemianie chleba i wina w Ciało i Krew Swoją: Niechaj będzie pochwalony żywy Bóg w Przenajświętszym Sakramencie! Niech będzie uwielbiony, który dał samego siebie w cudownie przemieniającym Pokarmie. Uwielbiamy Cię panie za twoją żywą obecność wśród nas. Niechaj będzie pochwalony Przenajświętszy Sakrament teraz zawsze i na wieki wieków. Amen.

Homilia na Uroczystość Św. Józefa Robotnika – ks. J. Marszałek, 1 maja 2019, odpust w Ulanicy

Dziś 1 maja br.  w Waszej Wspólnocie Parafialnej obchodzimy Uroczystość Św. Józefa Robotnika. Tym samym czcimy wielkiego Patrona, który jest opiekunem i wzorem dla wszystkich ludzi pracy ludzi, którzy własny trud i poświęcenie zdobywają środki do życia.
Św. Józef, który pochodził z rodu króla Dawida, nazywany jest przez ewangelistów „mężem sprawiedliwym”, to znaczy człowiekiem prawdomównym, uczciwym, pracowitym i mądrym.
Imię Józef znaczy „Bóg przydał”.  Był cieślą. W tamtych czasach określenie to oznaczało również rzemieślnika wytwarzającego sprzęt domowy.
Choć mieszkał przez większość swego życia w Nazarecie w Galilei i tam też poznał i poślubił Maryję, to jednak miastem jego pochodzenia było Betlejem – pochodził z królewskiego rodu Dawida. Dlatego udał się z Maryją na spis ludności i w czasie tej wyprawy na świat w ubogiej stajence przyszło Dziecię Jezus.  Choć nie był ojcem naturalnym Jezusa, według prawa żydowskiego jako mąż Maryi, był Jego ojcem i zarazem opiekunem Świętej Rodziny. Dlatego kiedy Jezus przyszedł do Nazaretu i nauczał w synagodze, ludzie pełni zdumienia pytali: „Skąd u Niego ta mądrość i cuda? Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Miriam. Skądże więc ma to wszystko?!”
Tradycja mówi, że to Józef, nauczył ciesielskiego rzemiosła Jezusa.
Najczęściej spotykanym określeniem postaci Św. Józefa są trzy słowa: pobożny, milczący i pracowity święty. Pobożność jest oznaką posłuszeństwa Bogu. Do zwykłej ludzkiej dobroci Józef dołącza postawę pełnego zawierzenia Bogu. Musiał dokonać aktu zaufania Bogu wbrew zdrowej logice, wbrew własnemu rozumowaniu – wtedy, gdy na świat miało przyjść Dziecię Jezus, którego on nie był ojcem.  Czyni to i ta właśnie postawa jest znakiem prawdziwej pobożności.
Drugi element jego osobowości to milczenie. W Ewangelii nie ma ani jednego zdania, które wypowiedziałby dzisiejszy Patron. Św. Józef pokazuje wspaniałą drogę – prawdziwa postawa pobożności – czyli zaufania Bogu nie wymaga żadnego słowa – milczenie wyraża zgodę – jest najlepszym komentarzem postawy Józefa. Dziś słyszymy słowa gorzkie Jezusa, który niewiele zdziałał cudów w Nazarecie, powodu niedowiarstwa swoich rodaków: Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony”.
To zachowanie mieszkańców Nazaretu wynikało z tego, że zabrakło w nich postawy, którą miał Józef – prawdziwego zaufania Bogu. Pamiętajmy: prawdziwa wiara rodzi się z pobożnej modlitwy i z zaufania!
Św. Józef jako patron Kościoła, jest wzorem pełnego ojcostwa: był kochający, troskliwy, czuły, mądry, ciągle obecny, zapewniał bezpieczeństwo i służył swojej rodzinie, sam usuwając się w cień. W ten sposób stał się wyraźnym i czytelnym obrazem ojcowskiej miłości Boga. Trzeci element to pracowitość. Św. Józef pracę zawodową łączył z troską o Świętą Rodzinę, którą Bóg powierzył jego opiece. 1 maja 1955 roku papież Pius XII, zwracając się do Katolickiego Stowarzyszenia Robotników Włoskich, proklamował ten dzień świętem Józefa Robotnika, nadając w ten sposób religijne znaczenie świeckiemu świętu pracy, obchodzonemu 1 maja na całym świecie od 1892 r. Kościół w ten sposób akcentuje szczególną godność i znaczenie ludzkiej pracy.
Papieże trzech ostatnich wieków bardzo mocno ukazywali godność i znaczenie Św. Józefa w Kościele: papież Leon XIII poświęcił św. Józefowi encyklikę, Św. Pius X zatwierdził litanię do św. Józefa, a Św. Jan XXIII wprowadził jego imię do kanonu rzymskiego. Św. Jan Paweł II wydał list pasterski „Redemptoris custos”, w którym ukazuje św. Józefa jako wzór mężczyzny na nasze czasy. Jego wstawiennictwo jest pomocą dla tych, którzy nie założyli jeszcze rodziny.
Całe swoje życie św. Józef spędził jako rękodzielnik i wyrobnik w ciężkiej zarobkowej pracy. Ewangelie określają go mianem tektōn czyli wyrobnika – rzemieślnika od naprawy narzędzi rolniczych, przedmiotów drewnianych itp. Były to więc prace związane z budownictwem, z robotą w drewnie i w żelazie. Józef wykonywał je na zamówienie i w ten sposób utrzymywał Najświętszą Rodzinę. Ta właśnie praca stała się równocześnie dla niego źródłem uświęcenia.
Teologowie piszą, że Św. Józef był na swój sposób mistykiem nie przez kontemplację, przez uczynki pokutne czy przez dzieła miłosierdzia, ale właśnie przez rzetelną, codziennie wykonywaną pracę, która go uświęciła, gdy wykonywał ją sumiennie i pokornie, jako zleconą sobie od Boga misję na ziemi. Spełniał ją zapatrzony w Jezusa i Maryję, dla których żył, trudził się i dla nich był gotów do największych poświęceń. Taki powinien być styl pracy każdego chrześcijańskiego pracownika. Praca powinna nas uświęcać, ma być źródłem gromadzenia zasług dla nieba, podobnie jak to było w życiu św. Józefa. Zapewne niektóre cechy osobowości św. Józefa są odbiciem w słowach i nauczaniu samego Jezusa. W pracy nie powinno być miejsca na agresję, złość, zazdrość czy nienawiść.
Praca powinna wyzwalać z człowieka to co najlepsze: najpełniej jego uzdolnienia, energię, inicjatywę, kreatywność. Powinna być szkołą wielu cnót osobistych i społecznych, takich jak: wytrzymałość, sumienność, uczciwość, cierpliwość, męstwo, ład i porządek, współpraca
i prawdziwe współzawodnictwo. Praca powinna bogacić, jednoczyć i łączyć ludzi. Jeśli człowiek traktuje pracę jako swoje posłannictwo, jako misję zleconą sobie od Boga, staje się ona wówczas dla niego środkiem uświęcenia i gromadzenia zasług dla nieba. Kościół wyniósł na ołtarze nie tylko władców, biskupów, papieży i zakonników, ale także robotników, rzemieślników, żołnierzy, rolników dzielnych i pracowitych ojców, zapobiegliwe i pracowite matki.
Warto, abyśmy w tak uroczystym dniu, jak dzisiejszy, postawili sobie pytanie: Czy Św. Józef jest właściwym patronem na nasze czasy i czego tak naprawdę możemy się od niego nauczyć? Kiedy patrzymy  na postać św. Józefa, to widzimy jaka powinna być postawa człowieka wierzącego w Boga, jaka powinna być postawa mężczyzny, ojca, matki, męża, żony i dziadków wśród codziennych życiowych zadań, prac i obowiązków.  On nam podpowiada, jak dbać o wiarę, która jest warunkiem tego, żeby korzystać z Bożej łaski, Bożej prawdy. Podpowiada, jak wiarę pielęgnować, jak ją rozwijać, jak Jezusa Chrystusa stawiać w centrum – na środku– na pierwszym miejscu naszego życia, jak naprawdę dbać o rozwój całego Kościoła jako wspólnoty serc.  Rozumieli tę prawdę nasi ojcowie, kiedy mówili: „Z Bogiem, z Bogiem każda sprawa, tak mawiali starzy, gdy pomocy Boskiej wezwiesz, wszystko ci się zdarzy!”
Dziś, jednym z największych zagrożeń na drodze chrześcijańskiego życia jest uśpienie ludzkiego serca. Dawniej nasi rodacy za granicą wołali o wolny dzień, o weekend, o czas odpoczynku, aby uszanować Dzień Pański, ale dziś wielu ulegając pokusie szybkiego wzbogacenia się, potrafi pracować w niedzielę. Praca postawiona na pierwszym miejscu burzy właściwy porządek Boskiego prawa, a kiedy człowiek jest zmęczony, to ma czas wolny na relaks, na zresetowanie się – tzw. odreagowanie – niestety w wielu przypadkach nie ma miejsca na spotkanie z Bogiem – na osobisty kontakt z Nim. Uśpienie sprawia, że żyjemy jakby obok Boga, tracimy przeświadczenie o Jego wpływie na naszą codzienność.
Jest to swoisty świat iluzji. Gubimy wrażliwość w odczytywaniu znaków Jego miłości, których nie brakuje wokół nas. W wyborach kierujemy się roszczeniami o wyższości prawa stanowionego przez ludzi nad Prawem Bożym lub naturalnym. Stan uśpienia chrześcijan to podatny grunt dla tych, którzy lansują filozofię życia bez wymagań, bez zobowiązań, bez przykazań, bez konsekwencji, bez odpowiedzialności i najlepiej bez poświęcenia, bez ofiary, a szczególnie bez cierpienia. Świat współczesny odrzuca zatem potrzebną każdemu człowiekowi hierarchię wartości. Wołanie o legalizację złych obyczajowo i moralnie postaw we współczesnym świecie, pokazuje, że grzechy i słabości ludzkie są kartą przetargową. Ile razy słyszałem takie słowa: „Ciężko pracuję, to mam prawo się odstresować. To jest dozwolone, mam prawo cieszyć się wolnością. Żyć i postępować tak, jak chcę! Nikt nie ma prawa mnie krytykować i osądzać, nikt nie ma prawa mi tego narzucić!
Ale ta osoba, w poczuciu tej wolności, często zapomina, że nie ma miejsca na wnętrze człowieka, to że bardzo szybko staje się jest zagubiony i osamotniony, że prędzej czy później zaczynają targać nim wyrzuty sumienia, że popada w lęki, depresje i załamania nerwowe. Takie rozumowanie nie uwzględnia podstawowej prawdy. Bóg nie toleruje zła, ale akceptuje człowieka i całe dobro, które w nim jest; obraz Boży, który człowiek w sobie zachwaścił. Bóg pochyla się nad nim, aby leczyć jego rany, aby dodawać mu otuchy, pozwalać na rozpoczęcie od nowa. Nasz najlepszy nauczyciel Jezus Chrystus ukazuje nam w Ewangelii, że takiej miłości trzeba się ciągle uczyć. Miłości opartej na tajemnicy przebaczenia.
Papież Franciszek w homilii w czasie Mszy Św. sprawowanej po swoim wyborze powiedział: „Kiedy wędrujemy bez krzyża, kiedy budujemy nasz świat bez krzyża i kiedy wyznajemy Chrystusa bez krzyża, to nie jesteśmy uczniami Pana. Jesteśmy ludźmi tego świata, ale nie jesteśmy uczniami Pana. Kiedy nie wyznajemy Jezusa Chrystusa, wyznajemy „światowość” diabła, światowość demona. Chciałbym, abyśmy wszyscy mieli odwagę budowania Kościoła na Krwi Chrystusa wylanej na krzyżu i wyznawania jedynej chwały, Chrystusa Ukrzyżowanego.
I w ten sposób Chrystusowy Kościół będzie się rozwijał”.
Wpatrzeni w przykład Św. Józefa nie bójmy się w naszym życiu całkowicie zaufać Bogu, nie bójmy się powiedzieć mu: „TAK”. Jak wiosna powoli, ale zdecydowanie budzi się do życia, tak i my przeżywajmy duchowy czas przebudzenia i prawdziwe odnowienie w Chrystusowym Kościele. Spróbujmy wziąć z postawy Św. Józefa Robotnika przykład: i przez naszą modlitwę, naszą sumienność i pracowitość, nasze duchowe i materialne zaangażowanie w pomoc najbardziej potrzebującym których nie brakuje wokół nas – trwamy w Tygodniu Miłosierdzia dawajmy prawdziwe świadectwo chrześcijańskiego życia. Jeśli tak będziemy postępować, to rzeczywiście będziemy wierni Bogu jak Józef, a naszą postawą będziemy przemieniać i umacniać Chrystusowy Kościół:
Święty Józefie, mężu pobożny pracowity i sprawiedliwy, wybrany przez Boga do wielkich rzeczy, ucz mnie zawierzać moje pomysły na życie Bożej Opatrzności i wspomagaj w posłuszeństwie Bożym planom. Amen.

Homilia na Zmartwychwstanie Pańskie – 21 kwietnia 2019

Na Pomniku Trzech Krzyży, odsłoniętym 16 grudnia 1980 roku przed Stocznią Gdańską, widnieje napis: „Oddali życie, abyś ty mógł żyć godnie”.
W ten sposób robotnicy zwycięskiego Sierpnia 1980 roku oddali hołd swoim kolegom – stoczniowcom poległym w grudniu 1970 roku. Krzyże cierpienia i zawieszone na nich kotwice nadziei symbol najnowszych dziejów Polski – przypominają wszystkim, że tylko „Pan da siłę swojemu ludowi”.
Krzyż Chrystusa chociaż spowodował śmierć Syna Bożego i jego złożenie do grobu, to przestał oznaczać jedynie śmierć, pustkę, przegraną, klęskę i osamotnienie. Zakwitł nowym życiem, nadzieją, stał się bramą do zwycięstwa, którego Znakiem jest Zmartwychwstanie Pańskie– największy cud Jezusa na ziemi i najważniejsza Prawda Wiary wszystkich chrześcijan.
 „Ujrzał i uwierzył. Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, które mówi, że On ma powstać z martwych!”
Uczennica Pana Maria Magdalena wybiera się tam, gdzie pozostawiono ciało jej Pana. Ale zobaczyła że kamień jest odsunięty i grób jest pusty. W tę ciemność wiary wpada promień światła. Choć na razie tłumaczenie faktu jest bardzo ludzkie: „Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go złożono” (J 20, 2). Tymi słowami wyrywa pozostałych uczniów z letargu smutku i lęku. Dwaj spośród nich: Piotr i Jan biegną, aby sprawdzić, czy rzeczywiście grób jest pusty. Opis tego wydarzenia jest przedstawiony przez autentycznego świadka, a jest nim Św. Jan Apostoł – umiłowany uczeń Pana.
Ujrzał i uwierzył – tak bardzo lakonicznie i enigmatycznie – czyli krótko i tajemniczo św. Jan Ewangelista określił cała prawdę wielkanocnych wydarzeń.
Ujrzał – to znaczy stal się naocznym świadkiem wydarzenia – przybył do grobu przed świtaniem, zobaczył odsunięty kamień, pusty grób i leżące płótna, stwierdził fakt – ciała Jezusa nie było w grobie;
Uwierzył –przypomniał sobie to co zostało zapisane o tym wydarzeniu: uwierzył Pismom, zapowiedziom samego Jezusa, świadectwu niewiast temu, co wraz z Piotrem zobaczyli  na własne oczy – wierzą, choć nie pojmują. Jan przyjął tę prawdę, że Jezus miał powstać z martwych zgodnie z Pismem, przypomniał sobie Jego słowa mówiące o odbudowaniu w trzy dni świątyni, zrozumiał, że Mesjasz musiał cierpieć, że taka jest Jego droga do zwycięstwa nad złem…Apostołowie tę wiarę przekazali również każdemu z nas. Wiara Kościoła w fakt zmartwychwstania wyrywa i mnie z marazmu i wnosi światło w różne ospałe przestrzenie mojego życia. Ja też mogę uwolnić się od lęku i zwątpienia, bo Chrystus prawdziwie zmartwychwstał.
Bardzo ciekawy jest bieg pięknej i potężnej rzeki Rodan w południowej Francji. Przepływa ona jako linia graniczna między Francją i Sawonią. Wyrastają na jej brzegu coraz większe skały, które z biegiem rzeki zbliżają się do siebie aż w pewnym momencie stykają się ze sobą tworząc ponad wodą olbrzymi baldachim zamykający rzekę w swoim wnętrzu. Dlatego miejscowa ludność nazywa ją „rzeką, która nagle znikła”. Niedługo potem ukazuje swoją siłę, przewierca niewidzialnie skały i zwycięsko łamie ich opór z wielką siła wychodzi na zewnątrz i rozlewa się szeroko, w pewnym momencie spotykając się z rzeką Arve. Obserwując bieg Rodanu w tym zjawisku widzą symbol Zmartwychwstania Jezusa. Napotyka na przeszkody i opór – wrogie siły jak skały coraz bardziej go otaczają. Schodzi do grobu, jednak po trzech dniach powraca on na powierzchnię z wielką mocą i siłą, rozlewa swoje łaski i ogłasza swój triumf.
„Ja jestem Zmartwychwstanie i Życie kto wierzy we mnie nie umrze na wieki!”
Wrogowie Jezusa nie przewidzieli, że po okrutnej śmierci krzyżowej powróci on jak rzeka, ze zdwojoną siłą, aby odnieść zwycięstwo nad skałą, ciemnością i śmiercią. Kilka dni temu usłyszeliśmy dramatyczną wiadomość. Jedną z najważniejszych ikon chrześcijaństwa, paryską katedrę Notre Dame dotknął straszliwy pożar. Strażacy zdołali uratować Koronę Cierniową Chrystusa oraz inne relikwie Męki Pańskiej: ogień nie dotarł bowiem do katedralnego skarbca, w którym relikwie te są przechowywane. Katedra Notre Dame to arcydzieło sztuki gotyckiej, wpisana została przez UNESCO na listę światowego dziedzictwa ludzkości. Ten pożar to swoistego rodzaju symbol pożaru chrześcijaństwa we Francji, ale i w wielu krajach Europy i świata. Pozostały zgliszcza chrześcijaństwa – łamie się jawnie Dekalog – Boże Prawo, jawnie walczy się z zasadami wiary chrześcijańskiej prześladuje się chrześcijan, którzy cierpią i umierają za Chrystusa. Ludzie wierzący zapomnieli o korzeniach swojej wiary. Drażniło kiedyś Francuzów, kiedy Jan Paweł II w czasie pielgrzymi do tego kraju mówił: „Witam Francję – prastarą córę Kościoła” kuriozum był fakt, że w katedrze Notre Dame misje głosił czarnoskóry kapłan z Kamerunu, ochrzczony w swoim kraju przez francuskich misjonarzy. Dziś rozumieją swój błąd. Dziś uświadamiamy sobie prawdę, że tylko Jezus Zmartwychwstały Pan jest naszą jedyną nadzieją.Thomas Blauberton napisał kiedyś: „Gdyby się siedziało na zgliszczach swego domu, trzeba mieć nadzieję nawet wbrew nadziei!”
Przeżywając te święta w rodzinnej atmosferze pełnej miłości i pokoju, przy pięknym akompaniamencie przyrody, która budzi się do życia zapamiętajmy, że Chrystus wychodzi z grobu po to, aby wyzwolić nas z lęku i śmierci, aby dać nam nowe życie, aby przywrócić w każdym z nas  miłość, radość i pokój. Kochani! My nie możemy zapominać, że wszyscy chrześcijanie – wierzący w tajemnicę Zmartwychwstania Jezusa mają się stawać prawdziwą nadzieją i wiosną Chrystusowego Kościoła.

Jezu Chryste, Zmartwychwstały Panie spraw, aby pełne zdumienia szczęście przeniknęło moje myśli, spojrzenia, słowa i działania. Niech moje serce zanurzy się w źródle tej niewypowiedzianej radości! Bo ty żyjesz i królujesz na wieki, a w raz z Tobą i my budzimy się do prawdziwej wieczności. Panie uczyń nas prawdziwymi świadkami Cudu Zmartwychwstania w naszych domach i rodzinach, abyśmy   z wielką radością świętowali  i celebrowali  Nadzieję Nowego Życia. Amen.

Homilia na Wielki Piątek – 19 kwietnia 2019

„Krzyżu Święty, co świat obejmujesz, który rozdartą ziemię ramionami dwoma, jak matka dziecko słabe przed ciemnością bronisz. Zmiłuj się nad nami!”
W połowie XIX wieku na Kaukazie ludem górskim rządził książę Szamyl.
Był sprawiedliwy i wydal surowe prawo, aby każdy kto dopuścił się przekupstwa i korupcja została mu udowodniona, miał otrzymać publicznie karę 50 batów. Pierwsza skarga wpłynęła na jego matkę. Szamyl przez trzy dni zamknął się w namiocie. Toczył ze sobą straszliwą walkę. Po jednej stronie stało prawo, a po drugiej matka, która bardzo kochał. Czwartego dnia wyszedł z namiotu i udał się na plac, gdzie zwykle wykonywano wyroki. Kazał przyprowadzić matkę i związać jej ręce w tył. Dwóch mężczyzn miało jej wymierzyć karę. Wówczas stało się coś nieoczekiwanego. Książę odsunął swoją matkę, a sam nadstawił swoje plecy i kazał wymierzyć sobie należną karę. Po ostatnim uderzeniu z trudem wyprostował się i powiedział: „Prawu stało się zadość! Krew waszego pana popłynęła na odpokutowanie winy!”
Dziś przeżywając Wielki Piątek uświadamiamy sobie, co wydarzyło się na Golgocie. „Krew Naszego Pana popłynęła na odpokutowanie za nasze winy!”
Jezus przyjął za nas i dla naszego zbawienia cierpienie, opuszczenie, ofiarę krzyża i haniebną śmierć, aby odpokutować za nasze winy. To była godzina, od której zależało nasze życie. To była ciemność i rozpacz, z której zostaliśmy zaproszeni do życia w świetle nadziei na życie wieczne.
W tej godzinie dokonała się cudowna przemiana: z obciążonych winą, z oczekujących na karę, staliśmy się na nowo wolnymi dziećmi Boga. Wartość, którą otrzymaliśmy, wskazuje, jak wielka i cenna była każda chwila tej męki, którą za każdego z nas podjął Boski Książę – Jezus Chrystus. To dlatego cierpienie Krzyża mówi nam o Boskości Jezusa.
W Wielki Piątek
podnoszenie Hostii i Kielicha, które dokonuje się codziennie w czasie Mszy Św., zostaje zastąpione przez Podwyższenie i Adorację Krzyża. Liturgia chce nam wszystkim uzmysłowić, że Jezus Chrystus stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy go słuchają. Uczynił to przez śmierć na krzyżu, przyjmując go na swoje ramiona i czyniąc z niego miejsce Śmierci i Życia.
Bł. Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej
zapisała w swoich rozważaniach: „Cierpienie Jezusa jest drabiną, która nas wiedzie do nieba”. Wszyscy przez krzyż mogą zmierzać ku niebu. Św. Jan Maria Vianney, który także nazywał krzyż niebiańską drabiną, uczył w swoim rozważaniu: „Kto nie miłuje Krzyża, może być zbawiony, lecz z trudnością; będzie jedynie małą gwiazdką w niebiosach. Kto zaś cierpiał i walczył dla Boga, świecić będzie jak promienne słońce”.
Kiedy za chwilę podejdziemy, aby w Adoracji Krzyża ucałować obolałe i umęczone ciało zbawiciela, wyrazimy naszą wdzięczność i miłość do Zbawiciela za to, co uczynił dla nas. Bądźmy dziś z Jezusem przy krzyżu, przyjmijmy go do serca w komunii Św. i pozostańmy z Nim, aby Adorować Grób naszego Pana.
W nowosądeckim klasztorze jezuitów, w połowie XIX wieku mieszkał niezwykły kapłan. Karol Antoniewicz, to postać nietuzinkowa. Duchowny miał niezwykły życiorys. Urodził się w 1807 r. w Skwarzawie koło Złoczowa, w rodzinie Ormian. Tutaj zastało go powstanie listopadowe. We Lwowie ukończył prawo. Potem wyjechał do Jass, gdzie współpracował z greckim ruchem oporu. Wrócił do kraju i zaciągnął się do armii, gdzie W czasie powstania listopadowego walczył w korpusie gen. Dwernickiego. Po upadku powstania postanowił się ustatkować. Wyjechał do Galicji. Tutaj znalazł wybrankę swojego serca, w 1833 r. ożenił się z Zofią Nikorowiczówną. Wyprowadzili się ze Lwowa i powrócili do majątku rodzinnego. Antoniewicz był nie tylko dobrym gospodarzem, ale i humanistą – w wolnych chwilach pisał wiersze. Doskonale zdawał sobie sprawę ze znaczenia edukacji. Ufundował szkółkę ludową i szpital wiejski. Jak na ówczesne czasy był to fenomen! Jednak jego małżeństwo i życie rodzinne było naznaczone wielkim cierpieniem. Karolowi i Zofii urodziło się pięcioro dzieci. Wszystkie umarły w wieku niemowlęcym… Dla Karola największą tragedią była śmierć żony, w 1839 r. Młody wdowiec zaczął się zastanawiać nad sensem cierpień, jakimi został dotknięty. Pociechy zaczął szukać w religii, w kontemplacji Krzyża Chrystusa i w osobie Matki Najśw.. Czując powołanie do pracy duszpasterskiej, wstąpił do zakonu jezuitów. Nowicjat odbył w Starej Wsi. Z racji, że w Nowym Sączu była możliwość studiowania, tutaj podjął studia teologiczne.
W 1844 r. przyjął święcenia kapłańskie. Był ludowym kaznodzieją i poetą, napisał piękne teksty – kto z nas nie zna pieśni „Chwalcie łąki umajone, góry, doliny zielone”? Autorem tej i wielu innych pieśni jest właśnie ksiądz Antoniewicz. Zrozumiał, że tak jak Chrystus złożył ofiarę na drzewie krzyża, tak każdy z nas powinien umieć składać ofiary z naszych codziennych doświadczeń, z naszych cierpień, problemów, chorób i tego co nas przygniata. Bo tylko w Chrystusie i Jego krzyżu, w pełni się z nim utożsamiając, znajdziemy sens naszego cierpienia i naszego życia. Niech dziś w głębi serca towarzyszą i prowadzą nas słowa pieśni, do której tekst napisał ks. Karol Antoniewicz:
„Panie, Ty widzisz, krzyża się nie lękam. Panie, Ty widzisz, krzyża się nie wstydzę. Krzyż twój całuję, pod krzyżem uklękam, bo na tym krzyżu Boga mego widzę”. Amen.

Homilia na IV Niedzielę Wielkiego Postu – 31 marca 2019

Ewangelia kolejny raz zaprasza nas do rozważania pięknej przypowieści o Synu Marnotrawnym która stała się inspiracją dla wielu artystów, w tym dla słynnego holenderskiego malarza Rembrandta, do namalowania pięknego arcydzieła pt.: „Powrót Syna Marnotrawnego”. Obraz jest wymowny, bo ukazuje postawę ufności i skruchy syna wtulonego w pierś ojca i Ojca, który przytula go ramionami. Łatwo zauważyć, że obie dłonie są różne – jedna ma długie szczupłe palce – jak dłoń kobiety, a druga palce grube – jak dłoń mężczyzny. To również przenośnia artysty, bo Ojciec kocha syna miłością ojca i matki – tak wielkie jest jego przebaczenie i miłosierdzie.
„<<Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada>>. Podzielił więc majątek między nich”. Choć Ojciec z bólem serca rozstał się ze swoim synem, to jednak postawił na totalną – pełną wolność. „Niedługo potem, młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony”. Zabrał to co mu się słusznie należało i wyjechał. Każdy wie, że nawet największy worek z pieniędzmi, kiedy się ich nie pomnaża, kiedy się nie pracuje, tylko rozdaje i wydaje, prędzej czy później się skończy – pojawia się dno. Tak było z synem, który, póki miał pieniądze miał tzw. „przyjaciół” – każdy lubi żyć na cudzy koszt – jak stawiają i zapraszają. Ale w ten sposób żyjąc rozrzutnie roztrwonił cały swój majątek i automatycznie wszyscy się od niego odwrócili – został sam…W miejscu gdzie przebywał, nastał ciężki głód i niedostatek. Syn szukał sposobu i znalazł: „Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, które jadały świnie, lecz nikt mu ich nie dawał”.
Nastąpiły tzw. cztery etapy degradacji młodego człowieka:
– Utrata całego majątku;

– Cierpienie głodu;
– Poniżająca praca – wypasanie trzody świń /uważanych za nieczyste/;
– Podkradanie świniom strąków /spożywanie nieczystego pożywienia/.
Nastąpił moment zwrotny w jego degradacji – odbił się od dna i postanowił to wszystko zmienić i naprawić „Pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników”.
Nie jest łatwo przyznać się do błędu i powiedzieć to moja wina to mój błąd, przepraszam, zawaliłem na całej linii! Miał jednak w sobie dużo determinacji i chęci poprawy swego życia, skoro postanowił powrócić do domu ojca.
„A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go”. Tak naprawdę przypowieść o Synu Marnotrawnym staje się w tym momencie przypowieścią o Miłosiernym Ojcu – bo to On przejmuje pełna kontrolę i inicjatywę, bardzo szybko zapomina o krzywdzie i złu które wyrządził mu syn, o roztrwonionym majątku – cieszy się ze odzyskał go zdrowego, ze jego dziecko znowu jest pod dachem rodzinnego domu. Dlatego woła: „Przynieście szybko najlepszą suknię i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”.  Przyjrzyjmy się przez moment trzem darom, które ofiaruje synowi Ojciec. Trzy Dary to trzy Symbole – które każdy z nas otrzymuje w momencie, kiedy powraca na drogę nawrócenia i pokuty. To przy kratkach konfesjonału, kiedy mówimy: ojcze zgrzeszyłem, otrzymujemy od Boga Ojca pełnego miłosierdzia te trzy dary. A są nimi:
BIAŁA SZATA – symbol przywrócenia utraconej godności;
SANDAŁY – symbol przywrócenia utraconej wolności;
PIERŚCIEŃ – symbol przywrócenia utraconego dziedzictwa.
Dziś niestety żyjemy w świecie znaków i symboli niechrześcijańskich, które często negatywnie oddziaływują na człowieka, który z powodu ignorancji lub lekceważenia nie jest świadomy zagrożenia, które te znaki i symbole niosą! To co mnie zawsze boli i zarazem zadziwia, to dlaczego chrześcijanie sięgają po znaki i symbole, które służą złu i tak często oddają cześć szatanowi. Musisz komuś służyć – Może to być diabeł może być Bóg- zawsze komuś musisz służyć! Na drodze pojednania z Bogiem bardzo istotny jest także czwarty element: ZERWANIE Z PRZESZŁOŚCIĄ – zejście z drogi zła, postanowienie przemiany i powrót na drogę dobra. Natomiast relacja z synem jest relacją nadziei, opartą na niezmiennej miłości Ojca.
Papież Franciszek mówi o tajemnicy przebaczenia i Bożego Miłosierdzia: „Nie ma grzechu, którego Bóg nie mógłby przebaczyć. Wystarczy żebyśmy prosili Go o przebaczenie!” Nie ma takiego grzechu, z którego Bóg nie mógłby mnie podnieść. Ojciec nigdy się mnie nie wyrzeka, choć rani Go mój grzech. Wystarczy tylko powrócić, nawet bez słów. On i tak wybiegnie mi naprzeciw. Bo Bóg, gdy przebacza, czyni to jako miłujący Ojciec, a nie chłodno działający urzędnik. Nie tylko przygarnia i podnosi grzesznika, ale przebacza od wewnątrz, bo wchodzi w serce człowieka. I umacnia go najlepszym pokarmem – Słowem i Eucharystią! Kochani! Przed nami piękny i ważny czas – Mocne Duchowe Rekolekcje i wielkopostna spowiedź! Bóg Ojciec zaprasza się do skorzystania z daru rekolekcji i oczyszczającego sakramentu pokuty. Bóg jest Miłosierny! Czeka na Ciebie, aby Ci przebaczyć! Daj mu szansę!
Boże, mój Ojcze, umocnij w moim sercu prawdę o Twojej miłosiernej miłości. Spraw, aby przeżył ten czas duchowej odnowy i nawrócenia. Wspomagaj mnie swoją łaską, abym zawsze znajdował drogę do Twojego domu wprost w twoje kochające i przygarniające mnie ramiona. Amen.