Homilia na XXXIII Niedzielę zwykłą – 15 listopada 2020

Dzisiejsza przypowieść ewangeliczna zaczyna się słowami: „Pewien człowiek, mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek”. Pierwszy element charakterystyki: nie król, nie władca, nie biznesmen, ale „pewien człowiek”. Nie znamy jego imienia, choć wiemy, że był bogaty i zostawił swoim sługom majątek. To drugi ciekawy element charakterystyki: mógł zostawić pieniądze bankierom, ale tego jednak nie zrobił! Dlaczego?! Ponieważ doskonale znał swoje sługi i z zaufaniem powierzył im swój kapitał.
A znał ich do tego stopnia, że nie podzielił pieniędzy „po równo” ale „każdemu dał według jego zdolności”; rozdzielił zadania i udał się w podróż. Wtedy nie podróżowało się szybko samolotem, koleją czy samochodem. Podróż musiała trwać. Więc oprócz kapitału słudzy otrzymali jeszcze jeden ważny element– mieli czas na pomnożenie kapitału.
TALENT
to była waga złota albo srebra równa 34,272 kg kruszcu. Gdyby przeliczyć obecną cenę złota w stosunku do polskiej waluty, to sługa obdarowany pięcioma talentami dysponowałby blisko 30 milionami PLN. Chociaż te liczby robią duże wrażenie, to jednak nie o liczby i pieniądze tutaj chodzi. Jezus w obrazowy sposób chce nas przekonać jak wielką obfitość różnorakich darów, talentów, zdolności, umiejętności otrzymaliśmy w momencie narodzin i przyjścia na świat od Stwórcy. Talent to nie tylko pieniądz; to symbol pomnażania i wzrostu  naszych zdolności i umiejętności. Talent to inaczej zdolność, predyspozycja – którą jako ludzie świadomi i odpowiedzialni powinniśmy pomnażać – czyli rozwijać, pracować nad nimi, stale ćwiczyć, trenować, kształcić się w danej dziedzinie – to jest nasza odpowiedzialność za dar otrzymany od Boga. Pomnażając talenty budujemy naszą przyszłość, nasze życie, nasz dom.
Ktoś powie – aktor, artysta muzyk, sportowiec – ci to mają życie. Mieszkają w luksusach, zarabiają krocie, mają nieziemskie życie. Ale już nie bardzo do nas dociera – żeby być najlepszym –trzeba ćwiczyć regularnie: trening od wczesnych godzin rannych, dieta, zdrowe odżywianie się, regularny tryb życia – wczesny odpoczynek; w wypadku muzyka artysty ćwiczenia próby, praca do późnych godzin, żeby przygotować koncert, spektakl.
Dwóch pomnożyło talenty, a jeden zakopał go w ziemi. Wszystko według naszych możliwości – możemy pomnożyć 5 talentów, pomnożyć 2 talenty; ale też możemy zawinąć w chusteczkę i zakopać w ziemi, a to już nie jest pomnażanie i współpraca z Bożymi darami, ale zachowawczość, asekuracja, lenistwo – lepiej się nie wychylać, żeby nic nie stracić – weź swoją należność.
Bóg nas doskonale zna. Wie w jakim domu się wychowaliśmy, co przeżywaliśmy w dzieciństwie, w młodości, zna nasze możliwości intelektualne, psychiczne i moralne. I daje nam dary. Takie dary, który przeznaczone są tylko dla mnie. I nie takie same, jakie otrzymali inni ludzie. I nie tylko jeden dar, ale całe ich mnóstwo, bogactwo. One powierzone mi zostały z zaufaniem, abyśmy je podjęli i rozwijali. Do tego, aby je pomnożyć – dostaliśmy także czas. Dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku.
Nikt z nas nie dostał za dużo, aby czuć się przytłoczony niemożliwością realizacji własnych darów. Nikt z nas nie dostał też za mało, aby zazdrościć innym i narzekać. Ważne jest, abyśmy te Boże dary przeżywali jako możliwość, a nie jako naszą własność. Wierność w rzeczach małych otwiera nas na realizację większych dzieł; natomiast niewiara w możliwość rozwijania Bożych darów zamyka nas w sobie i wewnętrznie unieszczęśliwia. Zapamiętaj raz na zawsze! – Jeśli Bóg ci coś dał, to znaczy, że jesteś w stanie to przyjąć, unieść i zrealizować, a On wierzy w Ciebie, że ty to udźwigniesz i temu podołasz. Wystarczy uwierzyć w siebie!
Największym talentem, który otrzymaliśmy od Boga jest dar życia.
Co tak naprawdę powinniśmy z nim zrobić? To jest inaczej postawione pytanie: Jak naprawdę powinniśmy żyć?
Życie każdego z nas jest bezcennym darem otrzymanym od Boga. Mamy po co żyć i mamy dla kogo żyć. Dziś w czasie pandemii okazuje się, jak bezcenny jest dar zdrowia i życia – jak ważne jest, aby to życie i zdrowie ochronić, jak o nie zadbać, jak je właściwie pielęgnować. To na tym polega mądrość naszego życia – umiemy właściwie o siebie zadbać i zadbać o dobro duchowe moich najbliższych. Szczególnie w tym trudnym czasie epidemii nie zamykajmy się na Boga, nie popadajmy w apatię, marazm i rozpacz, nie obrażajmy się na Niego i nie traćmy wiary – pamiętajmy, że Bóg nawet z najtrudniejszej sytuacji, z największego zła, doświadczenia prędzej czy później może wyprowadzić nawet największe dobro.
Panie Jezu, dziękuję Ci, że obdarzając mnie, uczysz mnie także wierności, odpowiedzialności i radości. Spraw, abym potrafił rozwijać dary i talenty, które otrzymałem od Ciebie. Pomóż mi zadbać o największy talent, jakim jest moje życie, abym go nie zmarnował, ale troszcząc się i rozwijając je kiedyś otrzymał najważniejszą nagrodę i medal, jakim jest życie wieczne. Amen.

Homilia na XXIV Niedzielę zwykłą – 13 września 2020

<<Panie, ile razy mam przebaczać, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?”. Jezus mu odrzekł: <<Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy>>.

Piotr ma problem z wybaczaniem. Przychodzi do Jezusa i pyta: „Panie ile razy mam przebaczać?” I rzuca symboliczną liczbą: siedem. Na czym polega ten „fenomen siódemki”? Liczba siedem, to liczba uważana za mistyczną, wyróżniającą się bogatą symboliką. W mitologiach i religiach świata jest symbolem całości, a w Nowym Testamencie oznacza pełnię i doskonałość. Piotr myśli, że przebaczenie siedem razy jest zatem szczytem miłosierdzia…. Ale Jezus wyprowadza go z błędu: „Nie mówię ci, że aż siedem… lecz aż siedemdziesiąt siedem razy… Jezus podwaja siódemkę by pokazać Piotrowi, że ma przebaczać w nieskończoność, czyli zawsze… A dlaczego? Bo i Bóg przebacza nam… w nieskończoność, czyli zawsze… I nigdy nie ustaje w przebaczaniu. Na dowód tej prawdy o Przebaczającym Bogu, Jezus opowiada przypowieść – podkreśla dramat  i niesprawiedliwość człowieka, któremu został darowany bardzo wielki dług, ale on nie potrafił darować małego długu – 1/1000 z tego, co był winien swemu panu.
Każdy wie, jak trudno jest nam przebaczyć, temu kto wyrządził krzywdę, zranił; jak trudno jest podarować coś, co nam się należało; kiedy jesteśmy przekonani, że ktoś nas jawnie oszukał, nabrał i wykorzystał. Czy my – jako wspólnota…jako Kościół…- jesteśmy gotowi przebaczyć naszym winowajcom? Pamiętajmy o słowach Chrystusa, które są puentą tej przypowieści. „Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu”. Przebaczenie prowadzi do zmiany myślenia z egoistycznego „ja”, do myślenia w kategoriach wspólnotowego „my”.
Ilekroć skruszeni prosimy o miłosierdzie, Jezus przebacza nam i daje szansę. Bo na tym polega miłosierdzie prawdziwie rozumiane – wybaczam temu, który widzi swój błąd, z pokorą potrafi przyznać się do swojej winy, potrafi przeprosić, pragnie zadośćuczynić – czyli wynagrodzić za zło popełnione i rozpoczyna proces nawrócenia, czyli całkowitej przemiany swego życia! Taka osoba ma prawo liczyć na miłosierdzie. Ale nie mylmy pojęć! Miłosierdzie to nie łatwowierność, naiwność czy całkowita amnezja – zaćmienie umysłu, zapomnienie. W duchu miłosierdzia trzeba zobaczyć, czy człowiek pragnie prawdziwej poprawy i zmiany życia. Bardzo ważny jest inny element – czyli tzw. upomnienie braterskie, o którym mówi ten sam Pan Jezus w tej samej Ewangelii, ale kilka rozdziałów wcześniej:Gdy brat twój zgrzeszy , idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi!
A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik”
Czy to ma sens?! Raz Jezus mówi o upomnieniu, a raz o miłosierdziu! Jedno z drugim idzie w parze. Celem napomnienia braterskiego jest „pozyskiwanie brata”, przywrócenie jedności, którą rozerwał grzech i wina.
Porządek napomnienia jest bardzo ważny, bo on wyraża szacunek dla drugiego, nie odbiera mu „prawa do dobrego imienia” przy wezwaniu do odrzucenia grzechu.
A dopiero kiedy winny, mimo tego wszystkiego, nie uznaje swojej winy, nie chce poprawić swojego postępowania, prawda ma zostać ujawniona i w konsekwencji prowadzi do oddalenia. To nie jest dodatkowa kara, ale potwierdzenie tego, co grzech wprowadza: zerwanie jedności – „niech ci będzie jak poganin i celnik”.
Taki człowiek nie może liczyć na miłosierdzie, bo nie przyznał się do winy! Tylko prawda o sobie samym leczy i jest w stanie wprowadzić zmiany w nasze życie. Natomiast my najczęściej kończymy na gorszeniu się, wylewaniu swojej złości w słowach, co ani nie leczy samego grzechu, ani nie pomaga temu, który zgrzeszył, ani nie prowadzi do żadnych pozytywnych wniosków. Tylko narasta poczucie frustracji, pogłębia się atmosfera nieufności, patrzenia złym okiem na drugiego.
A z tego tylko cieszy się szatan, że jesteśmy skłóceni i podzieleni!
Gdyby Boski Zbawiciel się nami gorszył, to by nas nie zbawił! A nawet Jezus miał wśród swoich 12 uczniów Judasza, który był blisko niego i go zdradził i Piotra, który się go trzykrotnie zaparł. Gdyby jednak Judasz przyznał się do winy, powrócił jak Piotr skruszony i błagał o miłosierdzie wyznając trzykrotnie miłość Jezusowi, to otrzymałby łaskę, a tak dramatycznie zakończył swoje życie.
Św. Jan Bosko napisał: „Pomoc bliźnim jest dziełem miłości, a dzieła miłości są zawsze godne pochwały” Wszyscy potrzebujemy pomocy, potrzebujemy duchowej terapii. Musimy się nawzajem leczyć, modlić za siebie, rozmawiać ze sobą, wzajemnie wspierać i budować jedność przez upominanie braterskie, ale i przez autentyczne przebaczenie i miłosierdzie, bo tylko wtedy dochodzimy do prawdy, która nas oczyści.
Dziś rozpoczęliśmy X Tydzień Wychowania pod hasłem: „Budujmy więzi”. Potrzeba relacji to najważniejsza z potrzeb człowieka. Przeżywanie wiary polega na rozwijaniu relacji z Bogiem, na osobistym kontakcie z nim. Relacje między małżonkami, między rodzicami a dziećmi, relacje uczniów z nauczycielami, wychowawcami i katechetami mają fundamentalne znaczenie. Dziś ludzie mają portale internetowe na Facebooku, chwalą się że mają setki znajomych i przyjaciół w świecie wirtualnym, a w świecie rzeczywistym, realnym nie mają dla siebie czasu, nie potrafią oderwać się od telefonu czy komputera, nie umieją ze sobą rozmawiać, nie potrafią budować więzi.
W tym roku przypada 100 rocznica urodzin Św. Jana Pawła II, którego można nazwać „papieżem relacji”. Sam Ojciec Święty godziny spędzał na modlitwie, umacniając relacje z Bogiem był mistrzem w nawiązywaniu relacji i kontaktów z innymi ludźmi. Dlatego tak powszechnie był szanowany i poważany przez polityków, artystów sportowców, ludzi świata kultury, sztuki, bo nie przeszkadzało mu to, jaki mają światopogląd, czy są wierzący, czy ateiści; dla wielu ludzi na świecie do dziś jest największym autorytetem. Prośmy o to, abyśmy potrafili budować właściwe relacje miedzy nami, abyśmy umacniali więzi rodzinne, abyśmy nie bali się upominać z serca i wzywać innych do poprawy życia, abyśmy potrafili także przebaczać i okazywać miłosierdzie tym, którzy szczerze żałują, chcą przemiany życia i naprawdę na nie zasługują:

Panie Jezu, który pragniesz, abyśmy potrafili wybaczyć nie  7, ale aż 77 razy; naucz nas postawy przyznawania się do win i błędów, naucz nas postawy braterskiego upominania z miłością  tych, którzy błądzą i grzeszą, a i wlej w nasze serca gorącą miłość, dzięki której będziemy potrafili z całego serca przebaczyć i okazać miłosierdzie tym, którzy na nie w pełni zasługują. Amen.

Homilia na XV Niedzielę zwykłą – 12 lipca 2020

„Oto siewca wyszedł siać…” Ten obraz siewcy znany jest nam od lat z naszych pól i ogrodów. Ciągle ktoś sieje coś, aby ziarno wydało plon.
Każdy owoc, każda zasiana roślina, kiedy tylko wydaje plon cieszy oczy i napawa nas dumą – mamy wewnętrzną satysfakcję, że nasza praca związana z uprawianiem ogródka, pola nie poszła na marne – martwimy się kiedy nasze plony są mizerne, albo na skutek suszy lub obfitych opadów marnieją czy gniją.  Przypowieść Jezusa o siewcy nawiązuje do tego obrazu jednak jego kontekst, znaczenie jest symboliczne i odnosi się do zupełnie innej treści.
Dzisiejsza Ewangelia bardzo obrazowo – plastycznie opisuje cztery historie posianego ziarna:
Ziarno posiane na drodze – to ludzie, którzy chcą przyjąć słowo, ale skoro je usłyszą, zaraz przychodzi szatan i porywa to słowo zasiane w nich. I nic nie zostaje z tego ziarna…
– Ziarno posiane na skale – to ci ludzie, którzy gdy usłyszą słowo, natychmiast przyjmują je z radością; lecz nie mają w sobie korzenia i są niestali w wierze. Gdy nadchodzi ucisk lub prześladowanie z powodu wiary, szybko się załamują.
– Ziarno zasiane między ciernie – symbolizują ci, którzy słuchają wprawdzie słowa, lecz troski tego świata, ułuda bogactwa i inne żądze wciskają się i zagłuszają w nich Boże słowo, tak że zostaje bezowocne.
– Ziarno na ziemi żyznej – symbolizują ci ludzie, którzy słuchają słowa Bożego, przyjmują je i wydają owoc.
Otóż ziarnem jest Słowo Boże, Skoro ziarnem jest Słowo Boże, to każdy kto słucha Bożego Słowa i przyjmuje je w swoim sercu – ten wydaje owoc.
Prawdziwym pragnieniem każdego szczerego serca jest bycie żyzną ziemią przynoszącą piękne i obfite owoce. Łatwo obliczyć z dzisiejszej przypowieści – co czwarte ziarno może przynieść plon …
Siewcą jest sam Chrystus i ci którzy to słowo głoszą w Jego imieniu na co dzień: papież, biskupi, kapłani, siostry zakonne, rodzice, dziadkowie animatorzy, liderzy wspólnot prowadzący spotkania modlitewne czy rekolekcje – osoby świeckie odpowiedzialne za przekaz wiary w domu.
Jezus jest bardzo obfitym i hojnym Siewcą. Tylko w przyjaźni z Nim mogę spełnić pragnienie serca. Najpierw uczę się słuchać Jego słowa, wydobywając je z codziennego szumu, zgiełku i jazgotu gadających. Za tym idzie zgoda serca i rozumu, aby Jego słowo uczynić swoim. Wreszcie moja wola, która skłania mnie do działania. I wtedy przychodzi owoc. Obfitszy niż wskazują na to moje możliwości. Za każdy owoc Bogu niech będą dzięki! Czego Pan Jezus oczekuje w świetle tego dzisiejszego słowa od nas?
On pragnie, abyśmy nauczyli się żyć słowem Boga w codzienności. Potrzeba wiele troski i uważności, aby Słowo wypowiedziane przez Boga mogło wydać owoce w naszym życiu. Aby żyć Słowem w codzienności, potrzebujemy go medytować i kontemplować je – czyli go uważnie słuchać, rozważać i zastanawiać się nad nim – co On chce mi powiedzieć, co przekazać, jak ja to rozumiem; jednym słowem modlić się nim. Każdy z tych etapów modlitwy Słowem Bożym ma swoje przeszkody. Podczas słuchania szatan na podobieństwo tych ptaków wydziobujących ziarno będzie wyrywał z naszego serca Słowo, które Chrystus w nas zasiewa. W czasie medytacji będzie nas odstraszał pustynią, zniechęceniem i oschłością, aby przypalić w ogniu zawiści kiełkujące w nas Słowo. Gdy zechcemy modlić się Słowem, będzie nas odrywał i zagłuszał nasze serce zmartwieniami, rozproszeniami i tysiącem spraw do zrobienia. Jeśli jednak nie ulegniemy żadnej z tych trzech pokus, to doświadczymy Bożej obecności, która łagodnie otuli nas w czasie rozważania Jego Słowa. I jeśli je przyjmiemy i odpowiemy na nie – czyli postaramy się np. przez najbliższy tydzień żyć według tego, co uczy nas Jezus, to jest wielka nadzieja, że to słowo w nas zasiane wyda błogosławione owoce dobra, wyda prawdziwy plon: 30. 60 a może nawet 100–krotny…

Panie Jezu, pragnę żyć Twoim Słowem. Dziękuję Ci, Panie, że jesteś tak hojnym Siewcą słowa życia na glebie mojego serca. Spraw abym wiernie słuchał Twego słowa, medytował je i rozważał, modlił się nim na co dzień i próbował je wprowadzać w swoje życie. Naucz mnie Panie, abym umiał przyjąć Twoje Słowo i wydał właściwy owoc: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny. Amen.

 

Homilia na środę 8 lipca 2020

„Tych to Dwunastu wysłał Jezus, dając im następujące wskazania: „Nie idźcie do pogan i nie wstępujcie do żadnego miasta samarytańskiego. Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela. Idźcie i głoście: «Bliskie już jest królestwo niebieskie»”
Jezus przywołuje do siebie swoich uczniów, aby byli z Nim. Bliskość z Jezusem jest fundamentem przekazanej apostołom władzy głoszenia Słowa, uzdrawiania i uwalniania od zła. Najpierw posyła apostołów do najbliższych, czyli do tych, którzy zagubili drogę do Boga w narodzie wybranym.  Dopiero po swojej męce, śmierci i zmartwychwstaniu, po udzieleniu apostołom daru Ducha Świętego, roześle ich na cały świat z Dobrą Nowiną.
My także jesteśmy zaproszeni przez Jezusa do dzielenia się świadectwem wiary. Powinniśmy zaczynać od najbliższych: domowników, rodziny, sąsiadów – co nie jest zbyt łatwym zadaniem – ponieważ żaden prorok nie jest mile widziany we własnej ojczyźnie – przekonał się o tym sam Jezus. Dopiero w drugiej kolejności mamy iść do tych bardziej oddalonych, zagubionych, poszukujących. Czy potrafimy realizować misję głoszenia dobrej nowiny wśród swoich Przykładem takiej postawy i posłuszeństwa głosowi powołania jest dzisiejszy patron- patron naszej Archidiecezji – Św. Jan z Dukli. Warto przypomnieć przynajmniej niektóre wydarzenia z jego życiorysu.
Jan urodzony ok. 1414 roku w Dukli, pochodził z rodziny mieszczańskiej. Nic konkretnego nie wiemy o młodości Jana. Zapewne uczęszczał do miejscowej szkoły, potem udał się na studia do Krakowa. Według tradycji Jan miał od młodości prowadzić życie pustelnicze w pobliskich lasach u stóp góry zwanej Cergową. Do dziś w odległości kilku kilometrów od Dukli znajduje się pustelnia i kościółek z kamienia, wystawiony pod wezwaniem św. Jana z Dukli
w miejscu, gdzie miał on samotnie prowadzić bogobojne życie.
Nie znamy przyczyn, dla których Jan opuścił pustelnię i wstąpił do franciszkanów konwentualnych, zapewne w pobliskim Krośnie, w latach: 1434-1440. Po nowicjacie i złożeniu profesji zakonnej odbył studia kanoniczne i został wyświęcony na kapłana. Jan musiał być wyjątkowo uzdolniony i wewnętrznie uformowany, skoro od razu został powołany na urząd kaznodziei. Przez szereg lat piastował także obowiązki gwardiana, czyli przełożonego klasztoru: w Krośnie i we Lwowie.
Po złożeniu tego urzędu ponownie zlecono mu urząd kaznodziei we Lwowie.
Jan z Dukli obserwował życie bernardynów i umacniał się ich gorliwością. Postanowił do nich wstąpić. Ojciec Jan musiał więc być dobrze znany, skoro przyjęto go bez wahania w 1463 roku.
Choć Jan był już starszy, przeżył u bernardynów jeszcze 21 lat. Krótki czas przebywał w Poznaniu, by następnie powrócić do ukochanego Lwowa i tam spędzić resztę życia. Rozmiłowany w modlitwie, poświęcał na nią długie godziny. Tu na nowo powierzono mu funkcję kaznodziei i spowiednika.
Jako dorobek wielu lat pracy kaznodziejskiej zostawił zbiór kazań, które jednak zaginęły. Pod koniec życia miał stracić wzrok, wkrótce do ślepoty dołączyła choroba bezwładu nóg. Jan oddał Bogu ducha w konwencie lwowskim 29 września 1484 roku. Jego relikwie znajdują się obecnie w Dukli.
Liczne łaski, otrzymywane za jego wstawiennictwem, ściągały do jego grobu katolików, prawosławnych i Ormian. Kiedy w 1648 roku Lwów został oblężony przez wojska kozackie atamana Bohdana Chmielnickiego cudowne wyzwolenie przypisywano wstawiennictwu Jana z Dukli, gdyż gorąco modlono się do niego o łaskę ocalenia miasta. To wydarzenie opisał wybitny historyk Ludwik Kubala w wydanej w 1896 roku monografii „Oblężenie Lwowa w roku 1648”:
„Kozacy rozpoczęli odwrót. Ten niespodziewany odwrót nieprzyjaciela, a z nim ocalenie miasta, przypisywano cudowi. Opowiadano, że Chmielnicki i chan tatarski Tuhaj-Bej ujrzeli w chmurach wieczornych nad klasztorem bernardynów postać zakonnika, klęczącego z wzniesionymi rękami i widokiem tym przestraszeni, dali znak do odwrotu. OO. Bernardyni uznali, że to był bł. Jan z Dukli; to też po opuszczeniu Lwowa przez Kozaków, całe miasto udało się do grobu jego z procesją, złożyło tamże koronę, a w następnym roku wystawiło przed kościołem bernardynów kolumnę, która do dziś istnieje”. W 1733 roku papież Klemens XII ogłosił Jana błogosławionym, Wkrótce rozpoczęto starania o kanonizację, które na skutek zaborów i niewoli zostały przerwane. Dopiero w 1957 roku Episkopat Polski wystąpił do Stolicy Świętej z ponowną prośbą. Kanonizacji dokonał papież św. Jan Paweł II, podczas swojej wizyty w dniu 10 czerwca 1997 roku, w Dukli i w Krośnie. Papież zwrócił uwagę na wiarę, jaka wyróżniała św. Jana, która zaprowadziła go na Puszczę, jak i do klasztoru franciszkanów i bernardynów, na wiarę którą prowadziła go do innych ludzi: „Bardzo chciałem tu przybyć, aby w ciszy dukielskiego klasztoru wsłuchać się w głos jego serca [Jana z Dukli] i wspólnie z wami wgłębić się w tajemnicę jego życia i świętości. dlatego chętnie nawiedzajmy ten grób, bo jest „wielkim skarbem tej ziemi”.

Panie Jezu, najtrudniej jest być Twoim autentycznym świadkiem wśród najbliższych. Udziel mi łaski prostoty wiary i odwagi świadectwa, na wzór Św. Jana z Dukli, abym potrafił być wierny Tobie i do końca wypełniał misję bycia dobrym uczniem i świadkiem wiary, a przez to zdobywał serca innych dla Twojego Królestwa. Amen.

Homilia na środę 1 lipca 2020

„Gdy Jezus przybył na drugi brzeg do kraju Gadareńczyków, wybiegli Mu naprzeciw dwaj opętani, którzy wyszli z grobów, bardzo dzicy, tak że nikt nie mógł przejść tą drogą.
Spotkanie Jezusa z owymi opętanymi było po ludzku dość ryzykowne. Idzie na drogę, po której nikt nie ma odwagi chodzić ze względu na dwóch opętanych.
„Czego chcesz od nas, Jezusie, Synu Boży? Przyszedłeś tu przed czasem dręczyć nas?”
Demony wiedzą doskonale kim jest Jezus, dlatego jęczą, krzyczą i wołają, bo wiedzą co się za chwilę stanie – zostaną wyrzucone z wnętrza tych ludzi.
Jezus idzie szukać człowieka tam, gdzie inni już go opuścili, spisali na straty. Jezus nie spisuje człowieka na straty, bo uważa, że każdy powinien dostać drugą szansę, dlatego, że dla Jezusa każdy człowiek ma nieskończoną wartość.
Złe duchy prosiły Go: „Jeżeli nas wyrzucasz, to poślij nas w tę trzodę świń”. Rzekł do nich: „Idźcie”. Wyszły więc i weszły w świnie. I naraz cała trzoda ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora i zginęła w falach.
Jezus ani przez moment nie waha się więc poświęcić dóbr materialnych, czyli całej trzody świń, aby uwolnić ich od złych duchów. Wcale nie musiał tego czynić, mógł po prostu rozkazać złym duchom, aby opuściły tych ludzi. Jeśli jednak czyni ten gest, to jest on znakiem, ważnym przesłaniem dla Gadareńczyków, że oto dokonało się cos istotnego – dwaj ludzie opętani zostali wyzwoleni z mocy złego ducha. Dla Jezusa było to jasne i oczywiste – Taka jest „cena wolności” za ludzkie życie /nawiązanie tytułem do kończącego się serialu w TVP1/.
Wtedy całe miasto wyszło na spotkanie Jezusa; a gdy Go ujrzeli, prosili, żeby odszedł z ich granic”.
Niestety mieszkańcy krainy Gadareńczyków nie odczytują intencji Jezusa, żałują poniesionej straty i wręcz Go wypraszają – Odejdź stąd! Nie chcemy Cię tu widzieć. To nic, że uzdrowiłeś nam dwóch ludzi opętanych, to nic że uwolniłeś ich od niewoli ducha nieczystego – potopiłeś nam świnie, odejdź stąd! Nie zrozumieli, że zbawienie i życie duchowe człowieka jest o wiele bardziej ważne niż sprawy materialne. A niedługo potem Jezus uczynił coś bardziej wielkiego – oddał samego siebie i własną krwią zapłacił na drzewie krzyża za nasze zbawienie aby uwolnić nas od szatana, grzechu i śmierci.
I dziś wielu ludzi tak samo wyrzuca Jezusa ze swego życia – jeśli muszę zapłacić aż taką cenę za duchową wolność, to nie chcę. Wolę żyć w ciemności zła i grzechu, ale przyjemnie i komfortowo, niż odrzucić wszystko radykalnie i wybrać światło prawdziwej wolności. Do tego niestety prowadzi działanie szatana, że może wprowadzić człowieka w ogólny stan zaciemnienia i braku świadomości, co jest dobre a co złe, co jest wolnym wyborem a co pochwałą zła i grzechu. Przed nami trudne i ważne czasy, ważne decyzje, ważne wybory życiowe, przed nami ważne postawy. Pytanie, czy jesteśmy gotowi postawić na Jezusa i Jego wartości i zrobić wszystko, aby tych wartości bronić, aby je promować, umacniać i pogłębiać?!

Panie Jezu, który oddałeś za nas swoje życie na drzewie krzyża, naucz nas postawy prawdziwej ofiarności, uwalniaj moje serce od wszelkiej chciwości, abym nigdy nie miał wątpliwości, wybierając między dobrem osób a dobrami materialnymi. Amen.

Homilia na Uroczystość św. Piotra i Pawła – 29 czerwca 2020

Dziś Kościół stawia nam na szali dwóch wybitnych, wielkich Apostołów Kościoła – Piotra i Pawła.  Chociaż byli tak różni w sposobie zachowania i postępowania, to jednak Kościół czci ich w Jednej Uroczystości.
DLACZEGO?  Dlatego, że obaj stali się PRAWDZIWYMI FILARAMI KOŚCIOŁA CHRYSTUSOWEGO! Choć niewiele mieli wspólnego ze sobą za życia, to jednak stali się kluczowymi świadkami wiary, umacniającymi Kościół.
Szymon, prosty rybak z Galilei, zmienny w nastrojach – bardzo emocjonalny, zadufany w sobie. Jednak to Szymon poszedł za Jezusem na pierwsze Jego wezwanie. Porzucił wszystko, by stać się rybakiem ludzi. Jezus nadał mu nowe imię: nazwał go Piotrem, czyli skałą, fundamentem. Warto zauważyć, że w Biblii zmiana imienia oznacza zwykle nowe posłannictwo. Nowe imię Szymona określało więc jego szczególne zadanie w Chrystusowym Kościele. Gdy pod Cezareą Filipową Chrystus zapytał: „Za kogo Mnie uważacie?”, Piotr bez wahania odpowiedział: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”. Nie mądrość ludzka podyktowała mu to wyznanie, lecz sam Bóg., ale w nagrodę nikt inny, tylko on usłyszał prorocze słowa Jezusa: „Ty jesteś Piotr Opoka, i na tej opoce zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego…”
Otrzymał wtedy od Jezusa zapewnienie, że na nim – jak na żywej skale – zbuduje Jezus swój Kościół. Jemu też da klucze królestwa niebieskiego, czyli władzę zwierzchnią w myśl zasady: kto ma klucze do domu, ten ma władzę nad domem.
I choć miał chwilę zwątpienia, kiedy w kluczowym momencie zbawienia zaparł się mistrza z Nazaretu w to jednak naprawił to swoim wyznaniem: „Panie ty wszystko wiesz! Ty wiesz, że Cię kocham!”

Szaweł, to faryzeusz rodem z Tarsu, uczony w Prawie, inteligentny, uparty, pyszny i prześladujący chrześcijan. Był przy śmierci pierwszego męczennika – diakona Szczepana. Jechał do Damaszku jako egzekutor, aby wyłapać chrześcijan – wyznawców wrogiej religii – jak sam uważał – niebezpiecznej dla judaizmu. Tymczasem u jego bram doświadczył światła nawrócenia. Dlatego zapisał potem w liście: „ZOSTAŁEM ZDOBYTY PRZEZ CHRYSTUSA!” – czyli używając terminologii sportowej zostałem pokonany w walce. Na pytanie, które postawił: „Kim jesteś, Panie?”, usłyszał w odpowiedzi: „Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz”.
Po nawróceniu i przyjęciu chrztu rozpoczyna nową drogę, dlatego tez przyjmuje nowe imię – Paweł. Po wielu latach trudu apostolskiego i głoszenia Ewangelii poganom został w końcu pojmany i skazany na śmierć przez ścięcie mieczem.
I właśnie wtedy Św. Paweł czekając w samotności na wyrok, w więzieniu mamertyńskim pięknie i wymownie puentuje swoje misyjne posłannictwo w liście do Tymoteusza: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem.  Wiarę ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, Sprawiedliwy Sędzia”.
Prócz wspólnej daty śmierci oraz posługi misyjnej łączą obu Apostołów inne więzi. Łączy ich przede wszystkim heroiczne wyznanie wiary w Chrystusa zmartwychwstałego za cenę śmierci męczeńskiej.
Śmierć męczeńska jest bowiem szczytem męstwa, miłości i nadprzyrodzonej wiary. Od wieków uznawano, że męczeństwo jest wielkim darem dla Kościoła darem dla innych, a krew męczenników jest posiewem chrześcijan.

Tylko Bóg mógł ich powołać, tylko Bóg mógł w nich w nich zobaczyć dobry materiał na świętych, tylko Bóg w nich dostrzec wielki potencjał jako ewangelizatorów, ponieważ tylko Boża miłość ma moc przemienić każdego z nich dogłębnie, wydobywając to, co w nich najlepsze. Świadectwo ich życia jest nadzieją dla nas, że w każdym z nas jest dobry materiał na ucznia Chrystusa i na przyszłego świętego.
Dziś także pragniemy naszą modlitwą i ofiarą wspierać papieża Franciszka i Stolicę Apostolską – to jest ważny i trudny czas dla kościoła, a papież jako następca Św. Piotra musi zmierzyć się z wieloma trudnościami i problemami, które niesie współczesny świat. Jezus Chrystus, który stał się człowiekiem, dał się ludziom poznać przez miłość. Chrześcijaństwo jest przed wszystkim życiem w Chrystusie, a więc patrzeniem Jego oczami, kochaniem Jego sercem, myśleniem Jego umysłem. Znakomicie wyraził to Święty Paweł mówiąc:
„Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus”. Aby żyć w Chrystusie, nie trzeba wcale być człowiekiem idealnym i bezgrzesznym. Takich ludzi nie ma. Przykład Apostołów poucza nas, co Chrystus potrafi zrobić z człowiekiem – choćby to był grzesznik, zaprzaniec lub ciemięzca – jeśli ten pozwoli Mu sobą zawładnąć.

Zaprośmy dziś Pana Jezusa do łodzi naszego życia. Przekażmy Mu nasze lęki, aby On je pokonał. Zaufajmy mu bezgranicznie, jak uczynili to dzisiejsi patronowie i umocnijmy naszą miłość i stawajmy się prawdziwymi świadkami wiary na drodze do zbawienia:
Panie Jezu, Ty powołujesz ludzi do naśladowania Ciebie. Umocnij nas do mężnego wyznawania wiary, aby wśród lęków i niepokojów zagrażających naszemu duchowemu życiu, potrafili jak Piotr i Paweł wytrwać na straży zachowania depozytu wiary, mężnie ją wyznawać, bronić jej z odwagą i według jej zasad postępować Panie ufam Twojemu wezwaniu! Amen.

Homilia na Zakończenie Roku dla kl. VIII

„Nie każdy, który Mi mówi: «Panie, Panie», wejdzie do Królestwa Niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie”.

Są ludzie, których nie można prześcignąć w obietnicach i deklaracjach.
Widzimy to teraz, dość często na wiecach i spotkaniach przed wyborami prezydenckimi – co mi szkodzi obiecać, skoro to nie kosztuje. Można pięknie mówić, ale słowa, jeśli są bez pokrycia – to nic nie znaczą. Szkoda, że za nimi nie idą czyny. O takich osobach mówi Jezus w dzisiejszej Ewangelii. Można prorokować, wyrzucać złe duchy, dokonywać niezwykłych czynów, a mimo to pozostać nieznanym dla Jezusa, a wszystkie te rzeczy czynić dla własnej, a nie Bożej chwały. Wierność w pełnieniu woli Bożej i posłuszeństwo są miernikami autentyczności każdego świadka wiary. Próby wcześniej czy później przyjdą na każdego. Próby z zewnątrz, ale też próby od najbliższych. Ostoi się tylko ten, kto ma głęboką więź przyjaźni z Jezusem, zbudowanej na fundamencie posłuszeństwa.
„Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony”.
Skała to fundament – ona jest trwała i nie da się jej złamać. Jeżeli nasze życie budujemy na takiej skale czyli na trwałych wartościach, zasadach, wzorcach, to nie da się nas złamać. Przyjdą burze, nawałnice – czyli trudności, przeciwności, kryzysy, ale jeśli będę pamiętać, kim jestem – że jestem chrześcijaninem, człowiekiem wierzącym, to nie ulegnę dyktatom mody w sprawach wiary.
Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki”.
Jeśli wyfruniemy z gniazda, wyjdziemy z domu rodzinnego i nagle zapominamy o przykazaniach, o niedzielnej Mszy Św., o spowiedzi i Komunii Św., o modlitwie, jeśli zaczniemy wstydzić się wiary. Gdy ktoś wyjeżdża za granicę, kiedy urządza jakieś mieszkanie, w którym będzie przebywał przez ten czas pracy, to bardzo często umieszcza gdzieś na komodzie, na ścianie zdjęcia swoich najbliższych: żony, dzieci, przyjaciół, za którymi tęskni, i których mu braku – przez to będzie ciągle sobie przypominał w chwilach trudnych to, co naprawdę było dla niego ważne i umacniało jego duchowe więzi.
Michel Quoist napisał: „Czerp z innych, ale nie kopiuj ich. Bądź sobą!”
Nie da się całe życie postępować na zasadzie funkcji komputerowej: kopiuj – wklej. Można korzystać z innych inspiracji i pomysłów, ale zawsze trzeba mieć swój pomysł na życie, na działanie na pracę, na postepowanie – dlatego tak ważne są zainteresowania, hobby, który w czasie lat edukacji szkolnej rozpoznajemy i rozwijamy, aby nas inspirowały i motywowały do twórczego – kreatywnego działania. Pamiętaj! Masz tylko jedno życie!  Świat to nie komputerowa gra, gdzie jest mamy dwa lub trzy życia – świat jest zawsze rzeczywisty – czyli realny, a nie wirtualny. Nie potrafimy zrozumieć, że to nie jest zabawa, tylko moment, w którym trzeba nauczyć podejmować się konkretne zadania, wypełniać obowiązki /w okresie pandemii mieliśmy tego sprawdzian – kto był zdyscyplinowany i pracował, wykonywał polecenia i zadania nauczycieli, a kogo trzeba było czasami na siłę mobilizować i zapraszać do pisania zadań i wypracowań/. Taka postawa wymaga od siebie samodyscypliny, Amerykanie nazywają to self-control – samokontrolą.
Puentą naszego rozważania niech będą słowa: „Wymagajcie od siebie nawet gdyby inni od Was nie wymagali”
Te słowa wypowiedział Św. Jan Paweł II, papież w czasie pielgrzymki do Ojczyzny w 1983 roku, który inspirował wiele osób młodych do działania i przekraczania strefy własnego komfortu. Naszym zadaniem jest, aby te słowa i nauka były wciąż aktualne w naszym środowisku, w szkole, do której pójdziemy, w rodzinie, w sporcie, a przede wszystkim w naszych zainteresowaniach. Trzeba próbować, zdobywać doświadczenie i poszerzać swoją wiedzę oraz zainteresowania, bo to jest prawdziwy klucz do sukcesu! Każdy może przecież zostać mistrzem w swojej dziedzinie!
Panie Jezu, nie chcę tylko pięknie mówić o Tobie, pragnę żyć Tobą i dla Ciebie. Naucz mnie budować na skale wartości i przykazań, które będą moją drogą do celu. Naucz mnie mądrze wybierać i stale wymagać od siebie, nawet gdyby inni tego nie czynili. Bądź moją siła i wsparciem w przeciwnościach i wspieraj mnie w podejmowaniu mądrych i właściwych decyzji życiowych. Amen.

Homilia na Zakończenie Roku Szkolnego – 26 czerwca br.

Ewangelia wg Św. Marka
„Po swojej pracy apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. A On rzekł do nich: <<Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco>>. Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu. Odpłynęli więc łodzią na miejsce pustynne, osobno. Lecz widziano ich odpływających. Wielu zauważyło to i zbiegli się tam pieszo ze wszystkich miast, a nawet ich uprzedzili. Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce niemające pasterza. I zaczął ich nauczać”.

Kochane dzieci, drodzy bracia w kapłaństwie, drodzy nauczyciele, wychowawcy, drodzy rodzice!

Dziś w Ewangelii naszą uwagę przykuwa zalecenie Jezusa: Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco. Ale popatrzmy na cały fragment…
Oto po swojej pracy apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali.
Apostołowie wracają ze swojej misji…i opowiadają o wszystkim, co zdziałali… To jest normalne, że chcą się dzielić tym, co przeżyli… jakie sukcesy misyjne osiągnęli. Jak ktoś wraca z dalekiej podróży, to przywozi prezenty upominki dla najbliższych pokazuje zdjęcia, dużo opowiada i dzieli się z najbliższymi swoimi przygodami wrażeniami z podróży. Koniec roku jest także takim podsumowaniem – tego, co osiągnęliśmy, co zdobyliśmy, tego, czego się nauczyliśmy, co się stało naszym bogactwem. Nie zawsze potrafimy zrozumieć, że nauka, szkoła to nie jest zabawa, tylko moment, w którym trzeba się wielu rzeczy nauczyć, trzeba przezwyciężać ducha lenistwa i systematycznie pracować, trzeba podejmować konkretne zadania, wypełniać konkretne obowiązki W okresie pandemii mieliśmy tego sprawdzian – kto był zdyscyplinowany i pracował, wykonywał polecenia i zadania nauczycieli, a kogo trzeba było czasami na siłę mobilizować i zapraszać do pisania zadań i wypracowań/. Taka postawa wymaga od siebie samodyscypliny, samokontroli – i choć trochę usprawiedliwiali rodzice, to od razu widać, kto zdał ten pierwszy egzamin z sumienności i odpowiedzialności, a kto nie do końca zdał. Jezus poleca im odpocząć: „<<Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco>>.
To zdanie jest dla nas dzisiaj kluczem do rozważania …Pan Jezus rozumie, że ludzki organizm ma swoje granice i każdy potrzebuje relaksu…Dlatego zaleca swoim apostołom: odpocznijcie nieco.
Widzimy, jak świat zwariował… rzeczywistość zmusza wielu do długiej, ciężkiej pracy by utrzymać swoje rodziny. Często rodzice pracują do późnych godzin, często wyjeżdża za granicę, żeby utrzymać dom i rodzinę. Także w naszym posługiwaniu w Kościele może się zdarzyć, że wpadniemy w przysłowiowy kierat /I Komunia, Boże Ciało, Bierzmowanie, Rocznica, koniec roku szkolnego itp./ Owszem…. to wszystko jest ważne…
Ale musimy znaleźć też czas na chwilę odpoczynku, dlatego weźmy sobie te słowa Pana Jezusa do serca.
Ten dzisiejszy dzień to umowna granica – kończymy rok szkolny i zaczynamy wakacje! Wakacje są każdemu z nas bardzo potrzebne – po to, aby odpocząć po całym roku nauki i po dwóch miesiącach powrócić z nowymi pomysłami, z odświeżonymi umysłami i z sercem otwartym na działanie Ducha Świętego, który nam udziela ze swych darów. Jak dobrze jest zacząć czas odpoczynku!  Pamiętaj! Mea West napisała kiedyś: „Masz tylko jedno życie! Ale jeśli je właściwie przeżyjesz, to jedno życie wystarcza!” Masz tylko jedno życie!  Świat to nie komputerowa gra, gdzie mamy dwa lub trzy życia – świat jest zawsze rzeczywisty- czyli realny, a nie wirtualny. Trzeba tak żyć, żeby się nie wstydzić za swoje postępowanie.

Michel Quoist napisał: „Czerp z innych, ale nie kopiuj ich. Bądź sobą!”
Nie da się całe życie postępować na zasadzie funkcji z komputera: kopiuj – wklej. Można korzystać z inspiracji
i pomysłów innych osób, ale zawsze trzeba mieć swój pomysł na życie, na działanie na pracę, na postępowanie –ważne są zainteresowania, hobby, który w szkole rozpoznajemy i rozwijamy, aby nas motywowały do działania.
Puentą naszego rozważania niech będą słowa: „Wymagajcie od siebie nawet gdyby inni od Was nie wymagali”
Te słowa wypowiedział Św. Jan Paweł II, papież w czasie pielgrzymki do Ojczyzny w 1983 roku, który inspirował dzieci i młodzież do czynnego działania. Trzeba próbować, zdobywać doświadczenie i poszerzać swoją wiedzę oraz zainteresowania, bo to jest prawdziwy klucz do sukcesu! Każdy może przecież zostać mistrzem w swojej dziedzinie! Choć w okresie epidemii koronawirusa nie ma oficjalnego zakończenia roku, to jednak dziś warto wypowiedzieć Trzy Magiczne Słowa, których uczymy się od lat, a które świadczą o naszej kulturze osobistej i właściwym zachowaniu: PROSZĘ, DZIĘKUJĘ PRZEPRASZAM!
Choć to będą nieco inne wakacje, to pamiętajmy, że nie ma wakacji bez Boga- miejmy czas na spotkanie z nim na modlitwie, na Mszy Św., w spowiedzi i Komunii Św. z racji I piątków miesiąca /dzieci komunijne i rocznicowe/. Pamiętajmy, że wszędzie tam gdzie będziemy tak naprawdę : „Poznając piękno świata, odkrywamy na nowo piękno Boga.

Homilia na Uroczystość Św. Jana Chrzciciela – 24 czerwca 2020 r.

„<<Kimże będzie to dziecię?>> Bo istotnie ręka Pańska była z nim”.
Już od samego początku, zanim się narodził Jan Chrzciciel, towarzyszą mu cudowne i niepowtarzalne znaki. Najpierw to, że Elżbieta w wieku starszym poczęła dziecko – ta która przez tyle lat była niepłodna. Potem to, że jego ojciec Zachariasz miał w świątyni widzenie anioła, po którym stał się niemy aż do momentu wybrania imienia dla dziecka, kiedy z upartością zapisał na tabliczce:
„Jan mu będzie na imię!” To wszystko wskazywało narodziny kogoś wyjątkowego – wielkiego i ważnego człowieka.
Sam Jezus pewnego dnia powiedział: „Nie ma większego człowieka od Jana”. To wszystko dlatego, że Jego poprzednik i zarazem Jego krewny jest do Niego podobny we wszystkim. Jego narodziny podobnie jak narodziny Jezusa zwiastuje anioł. Świadectwem swego życia i głoszoną nauką podobnie jak Jezus pociąga wielu do nawrócenia. Umiera śmiercią męczeńską w obronie prawdy i Bożych przykazań przez ścięcie, podobnie jak Mistrz z Nazaretu, który umiera na krzyżu za to, że powiedział prawdę, że jest Zbawicielem i uznany został za bluźniercę.
„Chłopiec zaś rósł i wzmacniał się duchem; a żył na pustkowiu aż do dnia ukazania się przed Izraelem”.
Jest to kolejne podobieństwo, ponieważ Jezus przez 40 dni przebywał na pustyni, gdzie modlił się i pościł. W liturgii jest jedynym świętym wspominanym dwa razy: świętujemy jego narodziny – 24 czerwca i męczeńską śmierć 29 sierpnia, podobnie jak świętujemy narodziny i śmierć Chrystusa wraz z Jego zmartwychwstaniem. Jan jest człowiekiem posłanym przez Boga. Od samego początku, od chwili jego poczęcia wszystko pokazuje, że „ręka Pana była z nim”.
Panie Jezu, spraw, aby moje życie- jak życie Jana Chrzciciela – stawało się dopełnieniem Twojego daru dla świata. Bądź Panie ze mną i błogosław mi na co dzień każdego dnia. Amen.

Homilia na XII Niedzielę zwykłą – 21 czerwca 2020

Dzisiejszej niedzieli trzykrotnie słyszymy ewangeliczne wezwanie Jezusa: „Nie bójcie się!” Nie bójcie się ludzi…My tak często boimy się opinii publicznej i od niej uzależniamy bardzo wiele. Ciągle gdzieś podświadomie, w tyle głowy wiruje alarmowe pytanie: a co ludzie o mnie powiedzą?! Wolimy lepiej wypaść w oczach ludzi niż w oczach samego Boga – Bóg nam wybaczy, a ludzie nie zawsze… Pytanie: czy możemy żyć z wyrzutami sumienia, że jesteśmy nieuczciwi wobec Boga, ze zaprzedaliśmy ideały i źle postępujemy w myśl zasady: „Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek?!”
Jezus mówi dalej: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może za tracić w piekle”.
Boimy w dobie pandemii koronawirusa, tego, aby się nie zarazić, boimy się chorób towarzyszących, boimy się utraty pracy, boimy się, że ktoś może na nas napaść, wyrządzić nam krzywdę. Te obawy są uzasadnione, naturalne i ludzkie. Ale Jezus zwraca uwagę, że trzeba się bardziej bać zła, grzechu i szatana, aby nie zatracić swej duchowości. Czy tak samo odczuwamy lęk przed utratą wieczności i zbawienia, jak boimy się tych nieszczęść, które mogą nas dotknąć na ziemi?! I dlatego Jezus bardzo mocno to uzasadnia: „Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dla tego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli” Zaskakuje nas dzisiaj Pan Jezus, kiedy mówi o wróblach, czyli małych, szarych ptakach, fruwających stadami, są bardzo popularnych i często spotykanych, które na zimę pozostają na miejscu.  Dorosły wróbel waży średnio 24 – 40 gramów – to rzeczywiście niewiele. Dwa wróble miały wartość asa. To była bardzo mała wartość – grosze. Nikt nie ceni wróbli –jest ich dużo, a jednak bez woli Ojca nie spadają na ziemię. Pan Jezus mówi, że nasze włosy na głowie są policzone. W encyklopedii czytamy, że zwykle człowiek mam ok. 100 tys. włosów. Nawet długi włos waży niewiele i jest mały w porównaniu z innymi częściami ciała. Dlaczego Jezus mówi nam o policzonych włosach i wróblach, które są tanie?! Bo skoro wróble są ważne dla Ojca niebieskiego, a u nas włosy są policzone, to znaczy, że jako ludzie jesteśmy o wiele bardziej warci dla Ojca bardzo i ważni dla Boga – przecież jesteśmy Koroną wszystkich stworzeń. Jest taka piękna modlitwa – znają ją Siostry Dominikanki; może ktoś także ją zna: „Boska Opatrzności – czuwaj nad nami”. Warto o tym pamiętać i wracać w chwilach i trudnych i radosnych, w każdej sytuacji naszego życia, pamiętając że Bóg i Jego Opatrzność opiekuje się cały czas i czuwa nad nami. Pamiętajmy, że Ojciec nas kocha i pragnie naszego szczęścia – czyli zbawienia wiecznego! Jedyny lęk w naszym sercu, to bojaźń Boża – lęk przed grzechem, przed śmiercią duchową, przed oddzieleniem od Boga, przed największą stratą, której możemy doznać w życiu: odrzuceniem Jego miłości. Wobec tej straty wszystko inne jest naprawdę małe i nieważne.
„Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie” moim Ojcem, który jest w niebie”.
Przed laty w jednym z dużych miast kraju, podczas rekolekcji dla młodzieży w jednej ze szkół średnich, miała miejsce sytuacja: do rozdawania komunii stanęło trzech księży, a z grupy 300 osób obecnych w kościele podeszło do Komunii, tylko kilkanaście. W tych, którzy wychodzili z ławek i szli w stronę ołtarza, niektórzy rzucali pudełkami zapałek, czy wyciągniętą z ust gumą do żucia. Ktoś złośliwie krzyknął półgłosem: mamusia ci kazała?! To wydarzenie obiegło szerokim echem kraj – wyciągnięto konsekwencje. Ale czy nie niepokoi nas, że Kościół jest coraz mocniej prześladowany i podobne sytuacje mogą powrócić?! Co zatem z naszą wiarą i naszym świadectwem życia chrześcijańskiego?
Kilka lat temu odbywała się piękna Akcja Ewangelizacyjna promująca breloczek z napisem: Nie wstydzę się Jezusa! Wzięło w niej udział wielu ludzi ze świata kultury, muzyki i sportu, m.in.: piłkarze: Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski, bokser Tomasz Adamek, snowbordzista Mateusz Ligocki, aktor Radosław Pazura, państwo Baksińscy z „Kabaretu Mumio”, muzycy: Magda Anioł, Robert Litza Friedrich – założyciel zespołów: Arka Noego, 2Tm 2,3 i i Luxtorpeda, dziennikarze: Krzysztof Ziemiec, Przemysław Babiarz i wielu, wielu innych. Potrafili oni w krótkich słowach promować wiarę w Jezusa, i to, że się do Niego przyznają oraz pokazują, jak w/g Jego zasad żyć! Czy my potrafimy przyznawać się do Jezusa – czy robimy to wtedy, kiedy jest to dla nas wygodne, gdy taka jest koniunktura – czy robimy to z prawdziwej postawy wierności i z potrzeby serca?! Czy dziś podpisałbym się pod takimi oto słowami młodego człowieka, dającego świadectwo swojej wiary:
„Jestem wierzącym i praktykującym katolikiem! Uczestniczę w każdą niedzielę we Mszy Św. w kościele, przystępuję raz w miesiącu do spowiedzi, przynajmniej raz/dwa razy w tygodniu jestem na Eucharystii, staram się codziennie czytać mały fragmencik Pisma Św. i rozważam, co Jezus chce w tej chwili powiedzieć do mnie! Nie wyobrażam sobie – jak mógłbym żyć i postępować inaczej. Tak zostałem wychowany, tego mnie uczyli babcia i dziadek, tego mnie uczyli moi rodzice – żyj według tego co czytasz w Ewangelii, miej zasady oparte na Dekalogu, czyli 10 słowach wypowiedzianych przez Boga. Jestem do tego w pełni przekonany, w to wierzę i tak pragnę postępować! To jest moje życie! Nie rozumiem tych, którzy nagle ulegają współczesnej modzie bycia agnostykiem – czyli człowiekiem niewierzącym! Dlaczego miałbym nagle to zmieniać pod wpływem kolegów i koleżanek, dlaczego miałbym iść z postępem czasu i odrzucać przykazania i zasady mojej wiary. Dlaczego miałbym zmieniać to co jest moją największą wartością i fundamentem. Nie wstydzę się Jezusa, nie boję się przyznawać, że jestem osobą wierzącą i mocno ufam w to, że kiedyś sam Jezus przyzna się do mnie i zaprosi mnie do wiecznego mieszania tam w niebie. Chwała Panu!”
Prośmy gorąco, abyśmy nie bali się przyznawać do Ojca, do Jezusa, do Ewangelii, a wtedy On będzie się przyznawał do nas jak do swoich umiłowanych dzieci:
Panie Jezu, dziękuję Ci, że się za to, że nieustannie się o mnie troszczysz, że jestem dla Ciebie ważny, że obchodzi Cię mój los, moje życie i każdy jego szczegół! Panie umocnij moją wiarę, aby ciągle ci ufał i pielęgnował te wartości które mi pozostawiłeś jako drogowskaz mego życia. Amen.