„Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu”. Nawet ludzie będący blisko Jezusa zapomnieli o Jego słowach, w których zapowiadał swoje zmartwychwstanie. Maria Magdalena przybyła do grobu z konkretnym zamiarem. Kiedy zobaczyła odsunięty kamień, wystraszyła się, że zabrano Pana. Przybyła do uczniów, aby im o tym powiedzieć.
Relacja Jana z wydarzeń po dniu szabatu jest jak matematyczne równanie z kilkoma niewiadomymi. Nie wiemy o tak wielu sprawach związanych z tym wydarzeniem. Nie wiemy jak właściwie wyglądało zmartwychwstanie Jezusa z Nazaretu. Nie wiemy, kto odsunął kamień od grobu. Nie wiemy, czy spotkanie z kimś, kogo się nie widzi, jest prawdziwe i możliwe? Pusty grób nie jest pełnym świadectwem Zmartwychwstałego. Faktycznie, ciało mogło zostać zabrane.
Jeśli nie pusty grób, to co? I tu dochodzimy do sedna całej sprawy.
Najwymowniejszym i najbardziej wiarygodnym dowodem jest spotkanie. Kiedy spotykasz kogoś, kto patrzy Ci w oczy, podaje dłoń i rozmawia z Tobą, wtedy wiesz, że on żyje. Nikt z nas nie widział człowieka uznanego powszechnie za umarłego, który nagle ożył. Tak było jedynie z Jezusem, bo tylko On jako Syn Boży dokonał niemożliwego sam się wskrzesił – powstał z martwych. Wiemy też na pewno, że trzeciego dnia po złożeniu ciała do grobu Maria Magdalena, Piotr i Jan, pozostali Apostołowie spotkali Go na swojej drodze – zobaczyli na własne oczy zmartwychwstałego Jezusa. Uczniowie rozpoznają Go po łamaniu chleba, spotykają Go, rozmawiają z Nim, z Nim przebywają. Jezus naprawdę żyje! Przeżyli coś fantastycznego, coś czego nikt inny nie doświadczył – spotkali Tego, który umarł, został złożony do grobu i trzeciego dnia zmartwychwstał!
I rzeczywiście po nocy przyszedł dzień, po burzy przyszedł spokój, po smutku i rozpaczy – radość i nadzieja.
„Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu”.
To tylko skrótowy opis wydarzeń. Opis, który domaga się domysłów. Ale Piotrowi – prostemu rybakowi z Galilei to wystarczyło. Ani przez moment nie spekulował, nie kalkulował, nie zastanawiał się, jak to jest możliwe. Miał pamięć niejako fotograficzną – zarejestrował, zakodował i zapamiętał. Po prostu przeżył niespotykane dotąd doświadczenie wiary. To nie przeszkodziło Piotrowi, aby Dobra Nowina o Zmartwychwstałym Synu Bożym stała się jego naczelnym posłaniem – misją Kościoła. W Dziejach Apostolskich słyszymy mowę Piotra, która jest pierwszym publicznym świadectwem o Tajemnicy Zmartwychwstania: „A my jesteśmy świadkami wszystkiego, co zdziałał w ziemi żydowskiej i w Jerozolimie. Jego to zabili, zawiesiwszy na drzewie. Bóg wskrzesił Go trzeciego dnia i pozwolił Mu ukazać się nie całemu ludowi, ale nam, wybranym uprzednio przez Boga na świadków, którzyśmy z Nim jedli i pili po Jego zmartwychwstaniu”.
Dlatego jego słowo wygłoszone z wielką mocą i pod natchnieniem Ducha Świętego, poparte świadectwem sprawiło, że tak wielu ludzi uwierzyło w zmartwychwstanie Jezusa.
„Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, które mówi, że On ma powstać z martwych”.
Wiara rodzi się z udziału, z uczestnictwa. Jan wraz Piotrem brał udział w licznych wydarzeniach zbawczych. Słyszał proroctwa i zapowiedzi dotyczące Mesjasza Pańskiego – dlatego wszedł, ujrzał i uwierzył. Świadectwo rodzi się z wiary. Prawdziwy świadek, to ten który potrafi przez głoszenie Dobrej Nowiny przekazać doświadczenia swojej wierności we własnym życiu. Dziś, kiedy uroczyście ogłaszamy Zmartwychwstałego Pana, nie spieramy się, która tradycja religijna czy filozoficzna ciekawiej tłumaczy tę prawdę. Bo prawdziwa historia Jezusa nie ma sobie podobnych. Dobra Nowina o Jezusie nie jest opowiadaniem o historycznym wydarzeniu z pierwszego wieku. Z wiarą i zaufaniem chrześcijanie wciąż na nowo doświadczają obecności Jezusa. Doświadczenie to, przez wiarę i świadectwo, dostępne jest każdemu człowiekowi. Dziś Kościół proklamuje radosne „Alleluja” i woła w radosnym uniesieniu: „Jezus Chrystus Zmartwychwstał!”.
TA DOBRA NOWINA O ZBAWIENIU JEST GŁOSZONA NA CALY ŚWIAT! CZY ŚWIAT SŁYSZY TĘ PRAWDĘ? CZY ŚWIAT JĄ USŁYSZY I ZAAKCEPTUJE? /bo słuchać a usłyszeć i przyjąć do wiadomości to zasadniczo dwie różne postawy/. Tego nie wiemy, ale wiemy bez wątpienia że od nas zależy, czy świat kolejny raz dowie się o zmartwychwstaniu Jezusa?! Czy chcemy być przez te kolejne Dni Wielkanocy świadkami Zmartwychwstałego Pana?
Święta przeżywane w czasie pandemii to trudne święta, ale Jezus w tym trudnym czasie nie zamyka się w grobie, nie mówi: w czasie pandemii nie ma zmartwychwstania – choć może niektórzy by tak chcieli, żeby Jezusa z cała tą religią i tradycją zamknąć w grobie, zapieczętować i nigdy nie otwierać!
Jezus zmartwychwstaje właśnie po to, żebyśmy Mu zaufali i uwierzyli, abyśmy w naszych domowych wspólnotach zechcieli celebrować tę prawdę, bo tylko tak można wzmocnić nasze korzenie, bo tylko tak umacnia się w nas wiara, pokora i miłość. Celebrujmy najważniejsze święto naszej wiary i cieszmy się tym, że możemy być darem dla siebie, tak jak Jezus i Jego Dar Zmartwychwstania jest darem dla każdego wierzącego człowieka:
Panie, naucz mnie patrzeć tak, abym widział to, co naprawdę jest ważne. Naucz mnie, abym potrafił bez żadnych wątpliwości zobaczyć i uwierzyć, jak Maria Magdalena, Piotr i Jan i abym swoją postawą dawał piękne świadectwo wiary w to że Ty Jedyny Pan i Zbawiciel żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.
Homilia na Wielki Piątek
Nie płynie potok rzewliwymi łzami, * Choć krew Jezusa płynie strumieniami; Wszystko święte Ciało, * Zsiniałe wisiało * Od okrutnego udręczenia. A przecie człowiek twardszy od kamienia, * Ludzkiego nawet nie godzien imienia, Podobny żelazu, * Nie westchnie ni razu, * Patrząc na mękę Stwórcy swego…
Autor pieśni z końca XIX wieku ukazuje postawę tych, którzy na widok udręczonego Jezusa patrząc na okrutne cierpienie, ani przez moment nie westchnęli, nie uronili łzy i stali się w swoim zatwardziałym sercu twardsi od kamienia. Pewnie i dziś takich postaw nie brakuje, ale ufam, że taka postawa diametralnie różni się od naszej, ponieważ celebrujemy z wielkim namaszczeniem i w należytym skupieniu wydarzenia Wielkiego Piątku. Dziś, kiedy chcemy zanurzyć się w Tajemnicy Męki Pańskiej, patrzymy na ogromne cierpienie Jezusa, który nie skarży się, nikomu nie złorzeczy, nie popada w rozpacz. Dźwiga samotnie krzyż naszych grzechów i patrzy na nas oczyma miłości. Gwoździe przebijają Mu dłonie i stopy, co sprawia ogromny ból, a On nam wybacza. Umiera, abym ja, ty, my – abyśmy wszyscy mogli żyć. Krzyż jest etapem na drodze do zmartwychwstania. Na Wzgórzu Golgoty zajaśniały trzy krzyże. One pokazują, że Jezus niejako dźwiga te krzyże w drodze do naszego zbawienia.
Pierwszym jest Krzyż Abrahama – Abraham w sędziwym wieku wyszedł z Ur Chaldejskiego i udał się do Kanaanu. Prawie 90 lat to nie jest wiek na przeprowadzki, ale jednak Abraham uwierzył Bogu i podjął trud wyprawy w nieznane, aby cieszyć się posiadaniem Ziemi Obiecanej. Był gotów złożyć ofiarę z jedynego syna Izaaka– Bóg nagrodził jego wiarę. Czasem trzeba dokonywać gruntownych zmian i pamiętać o tym, że to Bóg daje łaskę, a my mamy mu zawierzyć. Jezus który mówi: „Abraham ucieszył się na mój widok… Zanim Abraham powstał, ja jestem…”aby zaznaczyć, że jest gotów, jak Ojciec wiary zawierzyć Bogu bezgranicznie. Daje świadectwo tej postawy w Ogrodzie Getsemani, gdy się modli: „Nie moja lecz twoja wola niech się spełni”, czy na krzyżu, gdy w agonii w pełni ufa Ojcu, wołając: „Ojcze w twe ręce składam ducha mego”.
Krzyż Mojżesza – Mojżesz został powołany i wybrany przez Boga, aby wyprowadził naród z ziemi egipskiej. Przebywał w bliskości Boga – miał świadomość wielkiej tajemnicy – jego skóra po każdym spotkaniu z Bogiem jaśniała wielkim blaskiem. Zapłonął jednak gniewem i roztrzaskał kamienne tablice przykazań, kiedy schodząc góry Synaj zobaczył, że jego lud ulepił sobie cielca z brązu. Jednak to on wyprowadził naród z niewoli Egipskiej do Ziemi Obiecanej, przeprowadził suchą nogą przez Morze Czerwone. Chrystus który doświadcza bliskości Ojca, mówiąc: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy; kto mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca” staje się Nowym Mojżeszem i przeprowadza nas z niewoli grzechu do wolności dzieci Bożych Swój własny Krzyż – Jezus który umiłowawszy swoich na świecie do końca ich umiłował, miał świadomość zbliżającej się męki. Jednocześnie przygotowuje swoich uczniów do kontynuowania Jego misji na ziemi. Wybiera uczniów, wśród nich jest krewki i porywczy Piotr – który mimo zapewnień o swojej wierności trzykrotnie zaparł się Jezusa; jest także Judasz, który wykradał pieniądze, a w jednym momencie potrafił zdradzić Jezusa – sprzedając go arcykapłanom za 30 srebrników – najniższą ofiarę składaną za niewolnika. Jezus, który w samotności przeżywa zbliżającą się mękę, w momencie, kiedy przychodzą fałszywe pomówienia, osądy i oskarżenia i wreszcie skazanie przez Piłata na śmierć, zdobywa się na heroizm miłości i będąc ukrzyżowanym woła: „Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą co czynią!” Jak ten krzyż nieść w swoim życiu łącząc go z Chrystusowym cierpieniem pokazał nam Św. Jan Paweł II, który w 2005 roku przeżył ostatnią Drogę krzyżową, a 8 dni później – 2 kwietnia 2005 r. odszedł do Domu Ojca / dziś przypada 16 rocznica jego śmierci/. Papież mówił: „Człowieka nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej: człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa”.
Bł. Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej nawiązując do tej tajemnicy krzyża mówi: „Cierpienie płynące przez Jezusa jest drabiną, która nas wiedzie do nieba”.
Korzenie genealogiczne – dla wielu z nas to ważne, aby odkrywać, gdzie i kiedy żyli, gdzie mieszkali i co robili nasi przodkowie.
Czas na genealogię duchową – skąd nasz ród i skąd wiara nasza! Dlatego sięgajmy do źródeł, do korzeni naszej wiary „Podążaj w stronę źródła, ono tam musi być…” – pisał Karol Wojtyła – Jan Paweł II. Bo tylko tak nasza wiara przetrwa – jeśli będziemy szukać korzeni… Pięknym nawiązaniem do wypowiedzi Bł. Elżbiety są słowa starodawnej pieśni wielkopostnej tak prostej i surowej w swej wymowie, jak praca na roli, bez zbędnego akompaniamentu, do bólu przejmującej i prawdziwej, uniwersalnej w swej metaforze, nawiązującej do przepięknej muzyki naszych korzeni, pieśni tak innej od tego, czym karmimy nasze uszy każdego dnia, wykonaniem,
która może odrzucać przeciętnego słuchacza jak męka obdartego i poniżonego Chrystusa odrzucała wyrafinowane w swej estetyce gusta faryzeuszy i pogan. Kiedy będziemy podchodzić do krzyża w czasie Adoracji, niech nam towarzyszą słowa tej pieśni:
Jest drabina do nieba
każdemu nią iść trzeba.
Przy drabinie stoi krzyż
każdy z nas go musi nieść.
Sam Pan Jezus go nosił
jak po tym świecie chodził.
Miał koronę cierniową
na przenajświętszej głowie.
Żydzi mu ją wtłoczyli
tysiąc ran uczynili.
Krew się lała z ran Jego
dla człowieka grzesznego.
Matka Boska patrzała
I boleśnie płakała.
Ach mój Synu najmilszy
któż cię w smutku pocieszy
Pocieszy Cię Pan z nieba
za nas grzesznych tak trzeba..
Prośmy gorąco o wielkie duchowe przeżycie tajemnicy dnia o postawę uwielbienia i dziękczynienia za Dar Męki Pańskiej, za wszelkie dobro i łaski, który spływają z drzewa krzyża na nas:
Panie, moje serce jest za małe, aby przyjąć tę miłość i wyrazić swą wdzięczność. Chyba jeszcze nie dorosłem do krzyża. Ale już wiem, że dla Twojej miłości warto żyć. Niech Twój krzyż, Panie, znajdzie się w centrum naszego życia, niech każdego dnia przypomina nam o Twojej miłości. Niech będzie punktem odniesienia dla wielu moich spraw, drogowskazem, jak mam w życiu postępować. Panie, proszę Cię o otwarte serce, w którym będę mógł się z Tobą spotkać nie tylko
w smutku dzisiejszego dnia, ale i w pełnej radości zmartwychwstania. Amen.
Homilia na piątek, 5. 03. 2021 r.
„Ten właśnie kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła.
Pan to sprawił i jest cudem w naszych oczach”.
Przy bramie Cmentarza Obrońców Lwowa stoją dwa lwy, które na tarczach miały napis: Zawsze wierny i Tobie Polsko, nawiązując do ofiary życia, złożonej przez obrońców Lwowa. Kiedyś we Lwowie widniał napis: Leopolis semper fidelis – Lwów zawsze wierny Bogu i Ojczyźnie.
I choć dziś to miasto należy do innego kraju, to jednak postawa jego mieszkańców, determinacja i wierność zasługuje do dnia dzisiejszego za wspaniały przykład i uznanie.
Przypowieść o dzierżawcach winnicy, która jest dziś rozważana w Ewangelii, zachęca nas do postawy: bądź zawsze wierny! Zbuntowani rolnicy nie chcą oddać panu plonu jemu należnego, mimo że otrzymali winnicę w dzierżawę:
chwycili jego sługi i jednego obili, drugiego zabili, trzeciego zaś ukamienowali. I tak powtórzyło się jeszcze raz. Ale kiedy posyła do nich swojego syna to myśli: „Przecież się opamiętają i uszanują mojego syna”.
Lecz rolnicy, zobaczywszy syna, mówili do siebie: „To jest dziedzic; chodźcie, zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo”. Chwyciwszy go, wyrzucili z winnicy i zabili.
Jezus zapowiada to wydarzenie, które będzie miało skutki zbawcze – oto ludzie wyrzucą poza miasto, a następnie przybiją do krzyża i zabiją Syna Człowieczego, które przychodzi nie po to, aby znieść prawo i proroków, ale je wypełnić. Pragnie poruszyć ludzkie serca i sumienia, aby powróciły na drogę wierności Bogu. A w konsekwencji oddać życie za tych, którzy trwają w zaślepieniu i zatwardziałości, aby dzięki zbawczej śmierci Syna Bożego na nowo się nawrócili i powrócili na drogę wierności.
Rosa Alberoni, włoska dziennikarka, w książce pt. Wygnać Chrystusa postawiła pytania: Kiedy człowiek postanowił wyrzucić ze swego życia Chrystusa? Czy rzeczywiście sacrum nie jest nam potrzebne? Czy można wygnać Chrystusa z umysłów chrześcijan i ze sceny dziejów? Chrystus także w dzisiejszych czasach jest odrzucany, a Jego świadków się zabija. Ale ten sam świat nadal potrzebuje świadków bardziej niż nauczycieli. Jakie miejsce w moim życiu zajmuje Jezus? Jak przyjmuję Jego Ewangelię? Czy rozpoznaję świadków naszych czasów? Widzimy jak próbuje się nam wmówić, że wiara i sakramenty nie są nam potrzebne. Tylko Chrystus jest kamieniem węgielnym, jest fundamentem naszego życia. Nawet jeśli inni Go odrzucają, to ja powinienem być wierny. Gospodarz winnicy jest jeden. Trzeba się modlić, aby jej dzierżawcy byli uczciwi, nie czyhali jedynie na dziedzictwo, ale to dziedzictwo odpowiedzialnie dźwigali, winnicę naszego życia właściwe uprawiali tak, aby wydać plon we właściwym czasie i ofiarować jako dzierżawę naszemu Panu.
Panie, otwieram moje serce i umysł na dary Ducha Świętego, abym zawsze był Tobie wierny, abym był Twoim świadkiem.
Homilia na środę, 3. 03. 2021 r.
Słowo nad którym się dziś pochylamy, uświadamia nam, że w życiu każdego wierzącego istotne są dwa elementy, które się ze sobą przecinają: służba i krzyż. Wybrany przez Boga na proroka Jeremiasz trwa w swojej wiernej służbie, jednak jego proroctwa nie podobają się ludziom. Jest gnębiony, niszczony, prześladowany, w końcu uwięziony. Jednak nie ustaje w tym trudnym położeniu, o czym świadczy modlitwa prześladowanego Jeremiasza: „Usłysz mnie, Panie, i słuchaj głosu moich przeciwników! Czy złem za dobro się płaci? Wspomnij, jak stawałem przed Tobą, aby się wstawiać za nimi, aby odwrócić od nich Twój gniew”.
W tym samym kierunku prowadzi nas modlitwa psalmu: „Wybaw mnie, Panie, w swoim miłosierdziu”, bo tylko Bóg może nas wyzwolić z trudnego położenia i umocnić swoją łaską.
Jezus, który przychodzi na ziemię, aby wypełnić swoją misję zbawienia świata, ma pełną świadomość że krzyż wkomponowany jest w ducha służby. I stara się to przekazać swoim uczniom, kiedy mówi: „Oto idziemy do Jerozolimy: a tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą Go poganom, aby został wyszydzony, ubiczowany i ukrzyżowany; a trzeciego dnia zmartwychwstanie”. Oni jednak zupełnie inaczej postrzegają bycie blisko Mistrza z Nazaretu, myślą o zaszczytach i godnościach. W tej sprawie przychodzi matka synów Zebedeusza ze swoimi synami i prosi Go: „Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie”. Te słowa tylko wprowadziły atmosferę napięcia i wzburzenie wśród uczniów. Dlatego Jezus gasi ten spór i nieporozumienie, i przestrzega ich przed taką niezdrową rywalizacją i pogonią za zaszczytami: „Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszy między wami, niech będzie niewolnikiem waszym”. Krzyż Jezusa zawsze intryguje. Trzeba się przed nim zatrzymać i głębiej zastanowić, dlaczego Jezus oddał za nas życie. Trzeba Go lepiej poznać, a następnie przyjąć. Dopiero wtedy możemy pójść za Jezusem. Ale zapamiętajmy raz na zawsze – pójście za Chrystusem to nie jest troska o miejsce po Jego prawej lub lewej stronie; Jego droga to nie jest rywalizacja o zaszczyty, okazja do ustawienia się w życiu, do wybrania lepszej pozycji społecznej; jego droga to przede wszystkim akceptacja krzyża, służby aż do oddania życia, jako okup za wielu, tak jak uczynił to Syn Człowieczy, który „nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie jako okup za wielu”. Krzyż dla chrześcijanina jest punktem orientacyjnym w życiu. Uczy nas prawdziwej pokory, miłości, sensu bycia dla innych. Lekcja krzyża jest potrzebna kiedy przychodzą trudne chwile w naszym życiu. Wymaga osobistego zaangażowania i trudu, poświęcenia, czasem nawet ofiary.
Abp Fulton James Sheen napisał: „Człowiek może wybrać pomiędzy miłością ziemską wykluczającą miłość Bożą, w która wpisuje się zdrowa, ziemska miłość sakramentalna. Może on poddać duszę ciału lub sprawić, że ciało podporządkuje się duszy”. Prośmy gorąco, abyśmy w okresie Wielkiego Postu spróbowali podporządkować nasze ciało duchowi a przez to stawali się świadkami krzyża, wiernie wypełniającymi misję służby Bogu:
Panie, kocham Cię całym serce, umysłem i mocą. Panie Jezu, proszę Cię o ducha służby, abym umiał żyć ofiarnie dla innych i był gotów na wszelkie ofiary i poświęcenia, które Ty także przyjąłeś na siebie. Amen.
Homilia na sobotę – Dzień Chorego 2021
«Żal mi tego tłumu, bo już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść.
I jeśli ich puszczę zgłodniałych do domu, zasłabną w drodze; bo niektórzy z nich przyszli z daleka».
W dzisiejszej Ewangelii widzimy rzeszę ludzi głodnych i Jezusa, który ten wielki tłum karmi nie tylko swoim słowem, lecz także chlebem i rybami, bo dostrzega ich głód, ich biedę. Pan widzi nie tylko nasze potrzeby duchowe, ale i te dotyczące naszego ciała. Troszczy się, aby nikt nie zasłabł z powodu głodu. Eucharystia i miłosierdzie…
Słowa Jezusa „żal Mi tego ludu” przypominają nam, że nie tylko powinniśmy zabiegać, aby nie był pozbawiony Eucharystii, pokarmu dającego życie wieczne. ale także dzielić się z drugim człowiekiem naszymi dobrami i spieszyć
z pomocą, aby nie zabrakło mu codziennego chleba.
Kiedy pochylamy się nad ludzkimi trudnościami i biedą, kiedy zauważamy ludzi w potrzebie, upodabniamy się do Jezusa i to jest prawdziwa wyobraźnia miłosierdzia. Bo z Eucharystii mamy czerpać siły i moc, aby ten duchowy entuzjazm i radość przekazać tym i zanieść do domów tych osób, które z powodu doświadczeń, problemów, choroby i cierpienia je utraciły.
Święty Jan Paweł II, który sam doświadczył licznych chorób, który przeżył zamach na placu Św. Piotra, po którym nigdy już nie powrócił do pełni zdrowia; postanowił poświęcić wiele miejsca w swojej posłudze i nauczaniu sprawom ludzi chorych. Często spotykał się z chorymi i niepełnosprawnymi w Rzymie i w czasie podróży apostolskich. Chorych prosił już na samym początku pontyfikatu o wsparcie modlitewne.
Dlatego papież w dniu 13 maja 1992 r., w 11 rocznicę zamachu, ustanowił Światowy Dzień Chorego i wyznaczył od razu na obchody tego dnia na 11 lutego br. – we wspomnienie objawień Matki Bożej w Lourdes, Ustanowienie przez Jana Pawła II Światowego Dnia Chorego stało się wezwaniem do całego Kościoła powszechnego, aby poświęcić jeden dzień w roku modlitwie, refleksji i dostrzeżeniu miejsca tych, którzy cierpią na duszy i na ciele.
Jan Paweł II we wspominanym liście zaznaczył, że „ma on na celu uwrażliwienie ludu Bożego wielu katolickich instytucji działających na rzecz służby zdrowia oraz społeczności świeckiej na konieczność zapewnienia lepszej opieki chorym; pomagania chorym w dowartościowaniu cierpienia na płaszczyźnie ludzkiej, a przede wszystkim na płaszczyźnie nadprzyrodzonej; włączenie w duszpasterstwo służby zdrowia wspólnot chrześcijańskich, rodzin zakonnych, popieranie coraz cenniejszego zaangażowania wolontariatu”.
Dzisiaj, kiedy tak wielu ludzi umiera na świecie z powodu koronawirusa czy chorób współtowarzyszących, kiedy coraz mocniej do głosu dochodzą opinie, że cierpienie jest bezsensowne, że nie da się patrzeć na ludzi chorych i cierpiących i najlepiej skrócić ich cierpienie, dopuszczając eutanazję – czyli zabijanie osób starszych i schorowanych, potrzebujemy takiego trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość w oparciu o przykłady życia tych, którzy pomagali zrozumieć ludziom chorym sens cierpienia i doświadczenia.
Święta Matka Teresa z Kalkuty, posługująca osobom najbiedniejszym, chorym, opuszczonym i umierającym w Kalkucie, którą papież wyznaczył na ambasadora miłosierdzia w miejscach i krajach, gdzie on sam nie mógł przybyć, w czasie jednego ze spotkań z papieżem powiedziała do papieża: „Ojcze Święty jesteś otuchą dla świata. W tobie, Ojcze Święty, w twojej sile każdy cierpiący odnajduje cząstkę siebie. W tobie chorzy odnajdują nadzieję”.
Chcemy w naszej modlitwie za chorych i cierpiących z naszych rodzin i naszej wspólnoty parafialnej, prosić gorąco, aby potrafili odkrywać sens swego cierpienia i doświadczenia i umieli się z nim pogodzić na wzór papieża, wypowiadając TOTUS TUUS. Prośmy o to, abyśmy potrafili być dla tych, którzy załamali się w cierpieniu, którzy nie potrafią się z nim pogodzić, balsamem ukojenia w bólu i światłem nadziei tak jak czynili to Jan Paweł i Matka Teresa, aby choć na chwilę uspokoić ich skołatane serce i przynieść ulgę w cierpieniu:
Panie Jezu, umocnij wszystkich chorych i cierpiących, aby w chorobie i doświadczeniu odkryli sens swojego powołania i potrzebę służenia wspólnocie Kościoła. Proszę Cię za wszystkich opiekujących się chorymi, o taką wrażliwość, aby nigdy nie potraktowali obojętnie potrzebującego brata lub siostry. Daj im siły, aby sumiennie spełniali swe posłannictwo w imię Boga, który jest najwyższym lekarzem i uzdrowicielem. Amen.
Homilia na środę, 10 lutego 2021 r.
„Słuchajcie Mnie wszyscy i zrozumiejcie. Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym”.
Według tradycji żydowskiej rytualne obmywanie rąk, mis czy kubków miało być symbolem rytualnego oczyszczenia z duchowej nieczystości wobec Boga. Jezus krytykuje i poniekąd podważa to przestrzeganie tradycji – rozumianej jak prawo przez Żydów. Jezus jest jak operator światła w teatrze – przesuwa reflektor z jednego miejsca i rzuca światło na zupełnie coś innego. Uświadamia swoim uczniom, że prawdziwa nieczystość pochodzi z serca.
„Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym”. W świetle dzisiejszej Ewangelii powinniśmy przyjrzeć się naszemu sercu. Jakie wartości są dla nas ważne? Jak patrzymy na rzeczywistość, w której żyjemy? Jak odbieramy to, co nas spotyka? Jakie działania podejmujemy i dlaczego? Ale przede wszystkim czy jest w nim miejsce dla Boga? Dla Miłości, która wybacza nasze grzechy, która napełnia pokojem i prowadzi do przemiany serca.
Jezus nam dziś pragnie uświadomić, jak ważna jest w życiu każdego z nas osobista wolność i odpowiedzialność za swoje myśli słowa i czyny!
Pan Bóg dal człowiekowi ciało, życie i wolność. Każdy następny z darów pozwala skorzystać z poprzedniego.
Na nic jest ciało, jeśli nie ma w nim życia, a pełną radość można czerpać z życia jedynie będą w pełni wolnym. Jednak ten trzeci dar –wolność wiąże się z pełna odpowiedzialnością za podejmowane wybory.
To nie alkohol sprawia, że człowiek traci dorobek swego życia, ale przyczyną jest decyzja o wypiciu kolejnego kieliszka, kolejnej butelki i zażyciu kolejnej tabletki, zapaleniu kolejnego skręta.To nie plik banknotów sprawia, że człowiek staje się złodziejem, ale najpierw pokusa a potem konkretna decyzja, decyzja aby go zabrać czyli ukraść, kiedy nikt nie widzi. To nie strona internetowa jest przyczyną nieczystości czy nienawistnego hejtu, ale świadoma decyzja człowieka o wyszukaniu treści erotycznych i chęć zemsty na kimś, odegranie się poprzez złośliwy i obelżywy komentarz. Bo nam tak łatwo się usprawiedliwić, szukając przyczyn upadku, ale poza nami. Bóg dal w raju Adamowi – pierwszemu człowiekowi i Ewie – dającej życie, prawdziwą wolność, a to oni sami wybrali grzech i nieposłuszeństwo Bogu w imię tej wolności. Każdy z nas ulegając pokusom, zapomina, że prawdziwa wolność w pełni łączy się i wiąże z prawdziwą odpowiedzialnością za słowa i czyny!
Bóg patrzy na każdego z nas jako niepowtarzalnego człowieka, który jest odpowiedzialny za swoje myśli, słowa i czyny. Zło nie jest anonimowe.
Za nim stoi zawsze ktoś konkretny. Pierwszym krokiem w walce ze złem jest uznanie swojej sprawczości. Nie szukanie winy na zewnątrz: w słabościach innych ludzi, w niesprzyjających warunkach. Jeśli uznam, że konkretne zło wyszło z mojego serca, wówczas otworzę się na pomoc Kogoś, kto może je pokonać. Stanę wtedy w gotowości dialogu z Bogiem, który może oczyścić moje serce, ponieważ o to Go proszę – jak trędowaty, który zawołał do Jezusa: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”.. Wtedy też Bóg umocni mnie, abym szukał pokarmu, który wypełni serce i duszę dobrem. Abym karmił się Jego słowem.
Washington Irving – żyjący w drugiej połowie XVIII wieku, amerykański pisarz, historyk i dyplomata. napisał: „Dobry nastrój jest jak słoneczny dzień: zawsze promienieje wokoło.
Prośmy o to, aby czyste serce było jak słoneczny dzień – czyste serce to inaczej czyste sumienie, którego promienie wypełnia nasze wnętrze:
Oczyść, Panie, moje serce, oczyść, co jest motorem i źródłem mojego życia, a będę myślał, mówił i działał według Twojego Serca. Panie, Ty napełniasz mnie pokojem i miłością, wybaczasz grzechy. Oddaję Ci dziś swoje serce, zamieszkaj w nim. Amen.
Homilia na IV Niedzielę zwykłą – 31 stycznia 2021
„Zdumiewali się Jego nauką; uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie”.
Jezus który w szabat – dzień święty dla Izraelitów, wchodzi do synagogi w Kafarnaum i naucza, zachwyca i fascynuje wszystkich swoją bezkompromisową nauką i sposobem głoszenia – jak ten który sprawuje władzę, ponieważ jest Synem Bożym. Centralnym momentem dzisiejszej Ewangelii jest spotkanie Jezusa z człowiekiem opętanym przez złego ducha. Wielu ludzi uważa, że demony, opętania, egzorcyzmy to fantastyczne opowiastki z odległej przeszłości, całkowicie niepasujące do naszych czasów. A jednak opętania także w naszych czasach są faktem, ciągle powołuje się nowych egzorcystów do posługi wśród osób zniewolonych i opętanych.
Podstawowym celem Ewangelii – czyli Dobrej Nowiny o Zbawieniu, nie jest doprowadzenie nas do wiary w demony, lecz do wiary w Jezusa Chrystusa, Zbawiciela człowieka. Jeżeli jednak pojawiają się – jak w dzisiejszym fragmencie Ewangelii Św. Marka, opowiadania o wypędzaniu złych duchów przez Jezusa – to znaczy, że chcą one zwrócić na coś istotnego naszą uwagę.
„Był właśnie w ich synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: «Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boga». Spotkanie Jezusa z człowiekiem opętanym nie przypomina dialogu. Zły duch rozpoznaje bezbłędnie Jezusa – ujawnia, kim jest. Ale Jezus z nim nie negocjuje, nie dyskutuje – bo ze złem, z szatanem nie ma żadnej polemiki nie ma żadnego kompromisu:
Jezus rozkazał mu surowo: «Milcz i wyjdź z niego!». Wtedy duch nieczysty zaczął nim miotać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego”. Jezus jawnie zwalcza złego ducha i wyrzuca go z wielkim hukiem i w ten sposób uwalnia człowieka ze szponów demona śmierci. Co nam mówi ta dzisiejsza Ewangelia? Co to za demon, który potrafi opętać człowieka? Co to za złe moce, które do tego stopnia potrafią opanować człowieka, że zabierają mu radość życia, nie pozwalają mu być sobą, przymuszają do robienia czegoś, czego tak naprawdę nie chce czynić?
Opętanie – to inaczej stan umysłu, w którym poszczególny człowiek odczuwa, że znajduje się pod wpływem zewnętrznej, nie fizycznej, najczęściej osobowej siły, lub zachowuje się w sposób sugerujący taki stan osobom trzecim. Według naszej religii opętanie może być formą zawładnięcia ciałem przez duchy nieczyste lub demony.
Tymczasem Ewangelista Marek pokazuje nam, że Jezus zbawia – czyli wyzwala z więzów szatana, uwalnia od nieczystych duchów, od tego, co człowieka potrafi opętać i bierze w posiadanie. Ale to tylko część Jego posłannictwa. Pan Jezus pragnie, abyśmy nikomu i niczemu nie byli poddani, ale w pełni ufali i zawierzyli tylko Bogu. Bo miłość do Boga nas nie zniewala, ale daje nam pełną wolność i zbawienie. Kiedy w modlitwie „Ojcze nasz” wypowiadamy ostatnią próśb: „I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode Złego”, to łatwo się domyśleć, że zło jest realne, oznacza konkretnego sprawcę, za tym wszystkim stoi szatan- zbuntowany anioł, który sprzeciwił się Bogu i został strącony do otchłani. Szatan od samego początku jest zabójcą, kłamcą i ojcem wszelkiego zła i oddziałuje na nas w bardzo wyrafinowany sposób np. przez fascynację doprowadzającą do rozmaitych form uzależnienia:
– od alkoholu, nikotyny, od narkotyków, dopalaczy i substancji psychoaktywnych – uzależnienie od alkoholu i narkotyków, powoduje widoczne skutki psychiczne, skutki fizyczne. Wyniszczenie organizmu, doprowadza często do śmierci, jest charakterystyczne dla zaawansowanego stanu. Prawdziwa pomoc terapeutyczna dla ludzi uzależnionych zaczyna się od ich postawy – człowiek staje przed lustrem i przyznaje się sam przed sobą– to ja jestem człowiekiem uzależnionym i potrzebuje pomocy innych terapii / tej pomocy potrzebują nie tylko osoby uzależnione, ale też ich rodziny, które borykają się z tym problemem/.
– od mass mediów: telewizji, reklamy, internetu – w „Niedzieli” pojawił się przed laty artykuł biskupa Adama Lepy: „Media – IV władza czy V Kolumna”, podkreślający niebezpieczną rolę mediów, która ma niesamowity wpływ na człowieka i jego życie, przez reklamy, przez wiadomości internetowe – czasami nie potrafimy przerwać bezsensownego siedzenia przed ekranem i chłoniemy jak gąbka – wszystko, to co tam jest…
– od gier komputerowych, komputera, telefonu – uzależnienie od gier komputerowych to zaproszenie do świata wirtualnego, gdzie masz drugie i trzecie życie, a później przejście do świata w realu jest dramatem z braku przystosowania; Rodzice powinni uświadomić, że niekontrolowane kontakty z komputerem mogą grozić uzależnieniem /pod płaszczykiem nauki on-line/. W ilu domach zdarza się sytuacja, kiedy rodzina zasiada do posiłku i nie ma żadnej rozmowy, bo dorośli patrzą w ekran komputera, a dzieci w telefon? Potem wstają i wychodzą… Nie ma żadnej konwersacji, nie ma chemii między ludźmi, bo nie mają czasu dla siebie, zafascynowani małym szklanym ekranem?
– od przemocy fizycznej, werbalnych ataków w necie, od hejtu i cyberprzemocy – dziś wielu ludzi wychodzi na ulicę, aby wyładować agresję, którą wchłonęli z gier czy filmów sensacyjnych; ich ofiarami są ludzie słabsi i bezbronni, ale równie niebezpieczny jest hejt w Internecie, kiedy jedna osoba nie ma szansy obronić się przed wypowiedziami innych, którzy bezkarnie i prawie anonimowo pastwią się nad daną osobą, słowo zabija jak miecz / wykroczenie przeciw VIII przykazaniu – Nie mów fałszywego świadectwa, nie kłam –nie hejtuj!/.
– uzależnienie od pornografii – pornografia będąca materiałem do łatwego podniecenia seksualnego potrafi uzależnić człowieka i budzić w nim pragnienie coraz większej jej konsumpcji. Na początku, tak jak słaby narkotyk nie wygląda na bardzo groźny, ale otwiera drzwi do mocniejszych narkotyków”;
– uzależnienie od pracy – pracoholizm – ilu ludzi wyszukuje sobie zajęcia, zadań, bo nie potrafi się odnaleźć w domu; człowiek wpadający w uzależnienie od pracy, unieszczęśliwia innych, ponieważ nie ma czasu jest wyłączony z zadań i obowiązków związanych z rodziną. Jak sobie zatem radzić z tego typu uzależnieniami?
Ks. Guy Gilbert – znany francuski duszpasterz młodocianych przestępców i dzieci ulicy, odwiedzając Polskę powiedział: „Jezus wychodził zawsze do ludzi. Jezus był po stronie tych, którzy przegrywają. Kościół musi o tym pamiętać i być po stronie przegranych: Gdyby każdy katolik w Polsce po wyjściu z niedzielnej Mszy Św. poszedł spotkać Chrystusa obecnego w ubogich, wkrótce nie byłoby w Polsce . Żadnemu dziecku nie brakowałoby miłości. Żaden chory nie byłby samotny, żaden starszy nie umierałby sam w czterech ścianach. Gdyby więźniowie po odbyciu wyroku nie byliby potępiani, ale witani i otoczeni życzliwością nie trafialiby do więzienia po raz drugi. Nie możemy zamykać się w kościołach!”.
Na Chrzcie Św. wszyscy zostaliśmy uwolnieni od grzechu dziedzicznego, a dzięki łasce Chrystusa i modlitwie możemy skutecznie odpierać pokusy szatana. Ważne abyśmy kontrolowali nasze zachowania, potrafili kontrolować zachowania dzieci i młodzieży i w odpowiednim momencie właściwie reagować.
W telefonie mamy aplikację bezpieczeństwa: Czy wiesz, gdzie jest twoje dziecko? A może taką aplikację włączyć w naszym myśleniu: Czy wiesz co teraz robi twoje dziecko? Czym się aktualnie zajmuje? Czy mamy czas dla siebie – czy potrafimy być darem dla siebie i sobą się nie znudzić?! Słowo Jezusa jest ratunkiem w trudnych chwilach, uwalnia od zła. Daje wolność.
Panie, przeniknij mnie Twoim słowem. Niech ono stanie się dla mnie źródłem mocy w trudnych chwilach życia, niech obdarzy mnie wolnością. Amen.
Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan 18-24 stycznia 2021.
„Trwajcie w mojej miłości a przyniesiecie obfity owoc”
Drodzy Bracia i Siostry!
Na samym początku dzisiejszej Liturgii Słowa staje przed nami Samuel – jako młody chłopiec, powołany przez Pana do tego, by „nie pozwolił upaść żadnemu słowu Boga na ziemię”. Ewangelia wg św. Jana przekonuje, że apostołowie a zwłaszcza Szymon Piotr to fundament Nowego Ludu Bożego; natomiast List św. Paweł Apostoł nie pozostawia najmniejszych złudzeń i wątpliwości co do tego, że chrześcijanie tworzą w świecie świątynię Ducha Świętego będąc członkami Ciała Chrystusa, to jest Kościoła. Ci nie sami z siebie wybrani spełniają uświęcającą funkcję wobec świata, z wybrania i polecenia Boskiej Instancji. Współcześnie tę funkcję wobec świata pełni Chrystusowy Kościół. Sobór Watykański II uczy, że Kościół jest dzisiaj „znakiem i narzędziem zjednoczenia ludzi z Bogiem” (KDK 42). Winniśmy o tym nieustannie pamiętać, a szczególnie w tych dniach, które od jutra tworzą tegoroczny Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Ta pamięć wiary powinna skłaniać chrześcijan przynależących do różnych Kościołów i Wspólnot kościelnych do pełnego uświadomienia sobie grzesznej sytuacji, w jakiej się znajdują i podjąć starania w celu jej oczyszczenia.
- „Wytrwajcie w mojej miłości” (J 15,9)
Temat na tegoroczny Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan został zaproponowany przez Wspólnotę Monastyczną z Grandchamp (czyt.: grołszoł), o orientacji ekumeniczno-kalwińskiej, liczącą dziś 50 sióstr, przedstawicielek różnych generacji, tradycji kościelnych, różnych krajów i kontynentów, oddającą się na co dzień modlitwie, gościnności, pracy nad pojednaniem między ludźmi i nad jednością chrześcijan) brzmi: „Trwajcie w mojej miłości a przyniesiecie obfity owoc”. Są to słowa Jezusowe wyjęte z Ewangelii św. Jana. Wyrażają one pragnienie Pana, by Jego uczniowie, zarówno ci, bliscy Mu historycznie jak i ci, którzy żyją w czasach odległych od Jego wniebowstąpienia pozostawali z Nim w ścisłych relacjach tak, by tworzyli z Nim jedno Ciało zwane Kościołem. Miłość w rozumieniu Jezusa różni się od pojmowania jej przez starożytnych mędrców
i przez kulturę helleńską. Bóg nie mógł kochać ani ludzi, ani świata, bo niczego od nich nie może otrzymać, czego by nie miał sam w sobie. Jezus nam zaś objawia, że „Tak (…) Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16). Do takiej miłości, zwanej w Piśmie św. „agape”, miłości ofiarnej, miłości bardziej dającej siebie niż biorącej dla siebie, odwołuje się Chrystus, kiedy mówi uczniom, aby „trwali w Jego miłości”. Na niej też buduje Pan swoje Ciało-Kościół. Nic dziwnego więc, że uczynił z niej najważniejsze przykazanie dla swych uczniów. Wola Jezusa nie pozwala na żadną wątpliwość, jest jednoznaczna: Jest jedyna miłość – Ojca i Syna – jedyny jest też Jezusowy Kościół. Taka Jest Jezusowa wola. On chce jednego Kościoła! I taki zresztą założył. Nie założył kilku różnych Kościołów! A jaka jest rzeczywistość? Dobrze wiemy, że nie wszyscy chrześcijanie należą do tego jedynego organizmu. Wielu z nich przynależy do różnych, nie zawsze życzliwych wobec siebie wspólnot chrześcijańskich. Ta ziemska kondycja uczniów Chrystusa jest niewątpliwie sprzeczna z wolą ich Mistrza i Głowy. Konsekwencją tego stanu rzeczy jest zgorszenie dla świata i poważne trudności w jego ewangelizacji. Pocieszające jest jednak to, że wielu chrześcijan dostrzega ten niepokojący problem i stara się go zgodnie z wolą Bożą rozwiązać. Temu mają się przysłużyć, poza dialogami ekumenicznymi pomiędzy ekspertami poszczególnych Kościołów i praktyczne ich współdziałanie w sprawach życia codziennego także co roku wspólnie przeżywane Tygodnie modlitw do Boga o pomoc w znalezieniu dróg wiodących do zjednoczenia.
- „Przyniesiecie obfity owoc”
Wołanie Pana o „wytrwanie w Jego miłości” stanowi niewątpliwie najważniejszą przesłankę jedności chrześcijańskiej. Bez autentycznej miłości Jezusa nie ma mowy o prawdziwej miłości pomiędzy Jego uczniami. „Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania” .
Istnieje subtelna więź pomiędzy miłością Jezusową a Jego przykazaniami. Przykazania Boże to kroczenie drogą kochania tak, jak kocha Bóg, to droga dawania tak, jak ludziom oddaje się Bóg. Odgrywają one istotną funkcję ekumeniczną. Kościół Katolicki w nauczaniu soborowym używa takich słów: „Niech pamiętają wszyscy wyznawcy Chrystusa, że tym lepiej posuwają naprzód sprawę jedności chrześcijan, a nawet ją realizują, im bardziej nieskazitelne usiłują wieść życie w duchu Ewangelii. Im mocniejszą więzią będą zespoleni z Ojcem, Słowem i Duchem, tym głębiej i łatwiej potrafią pomnażać wzajemne braterstwo (DE 7). To nawrócenie serca i świętość życia łącznie z publicznymi i prywatnymi modlitwami o jedność chrześcijan należy uznać za dusze całego ruchu ekumenicznego” (DE 8).
Trwanie w miłości Jezusa jako fundamentalnej zasadzie jedności chrześcijańskiej, zakłada konieczność otwarcia się na Ducha Świętego, który nieustannie spoczywa na Jezusie. Soborowa Konstytucja o Kościele przypomina: że „zesłał Bóg Ducha Syna swego, Pana i Ożywiciela, który dla całego Kościoła i dla poszczególnych oraz wszystkich razem wierzących jest zasadą zespolenia i jedności w nauce apostolskiej oraz w obcowaniu wzajemnym, w łamaniu chleba i modlitwach” (KK 13). To w tym celu Jezus posyła po swoim odejściu do Ojca Ducha Pocieszyciela, który nas
o tym poucza (por. Ef 2,18). To Duch Święty wzywa wszystkich ludzi do przyjścia do Chrystusa
i budzi w sercach posłuszeństwo wierze. Kościół doświadczył w swej dwutysięcznej historii, że gdy usiłował przywracać często traconą jedność posługując się środkami tylko ludzkimi, to ponosił porażkę, ale gdy problemy rozwiązywał w oparciu o Przykazania Boże– to zawsze zwyciężał.
Drodzy Bracia i Siostry!
Tegoroczne Modlitwy o Jedność Chrześcijan mają uwrażliwić nasze Kościoły i Wspólnoty chrześcijańskie na niewyrażalną językiem ludzkim miłość Jezusową, urzeczywistnianą w świecie przez Ducha Świętego tak, aby świat poznał swego Boga i Zbawiciela i dzięki temu osiągnął swą pełnię. Prośmy, aby ten tydzień stał się kolejnym krokiem przybliżającym nas do chrześcijańskiego zjednoczenia.
Ks. prałat Stanisław Janusz
Odpowiedzialny za Duszpasterstwo Ekumeniczne Archidiecezji Przemyskiej
Homilia na Święto Chrztu Pańskiego – 10 stycznia 2021
„Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie”.
Scena ewangeliczna ukazuje Nauczyciela z Nazaretu, który staje w ogromnej kolejce oczekujących na chrzest pokuty, którego udzielał Jan Chrzciciel nad Jordanem. Jan rozumiał absurdalność tej całej sytuacji, dlatego początkowo ma opory i nie chce obrazić Jezusa – powtarzał z upartością, że to on potrzebuje chrztu od niego. Ale posłuszny woli Bożej przestał protestować i wykonał swoje zadanie. Po zanurzeniu Jezus w wodach Jordanu zstąpił na niego Duch Św. pod postacią gołębicy, a z nieba odezwał się głos Jego Ojca, który wyraził swoją miłość do Syna i utwierdził Go w Jego misji. Jezus przez przyjęcie chrztu potwierdził swoją solidarność z grzesznikami, których przyszedł zbawić. To wydarzenie bez precedensu pokazuje, że Jan, który miał zapowiedzieć misję i posłannictwo Mesjasza, tam nad jordanem ma szansę zapowiedzieć Go bezpośrednio. Sam chrzest w Jezusa w Jordanie jest dla nas znakiem nadziei, że Pan Jezus nie potępia najgorszego grzesznika i nie brzydzi się nawet najgorszego grzechu, ale chce nas wyrwać z jarzma niewoli i na nowo wyzwolić z sidła zła, abyśmy mieli szansę na życie wieczne.
uroczystość Chrztu Pańskiego przypomina nam własny chrzest i jest okazją do tego, aby za tę wielką łaskę Bogu podziękować. Do każdego z nas w chwili chrztu Stwórca wypowiada te same słowa: „Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie”.
Dlatego król Francji – Ludwik IX za najważniejsze miejsce w swoim życiu uważał kościół, w którym został ochrzczony – nie katedrę gdzie ukoronowano go na władcę Francji, ale chrzcielnicę w kościele, w rodzinnej miejscowości, gdzie otrzymał godność dziecka Bożego. Kiedy św. Jan Paweł II przybył z pierwszą pielgrzymką do Ojczyzny w 1979 roku, to cały świat obiegło zdjęcie z Bazyliki w Wadowicach, gdzie papież klęczał dłuższą chwilę i modlił się przy chrzcielnicy dziękując Bogu za dar chrztu. Pierwszą z ustanowionych przez papieża Polaka różańcowych tajemnic światła, poświęconych działalności publicznej Jezusa, jest tajemnica Chrztu Jezusa w Jordanie, po którym została potwierdzona tożsamość Jezusa – Syna Bożego i Zbawiciela świata.
Każdy z nas w jakiś sposób okazuje swoją tożsamość – to, kim jest naprawdę – kiedy się przedstawia, gdy okazujemy dowód osobisty, paszport czy prawo jazdy, gdy ksiądz pokazujemy celebret, mówiący o tym że jest kapłanem z danej diecezji, czy ktoś pokazuje legitymację służbową. Chrzest jest takim znakiem naszej tożsamości – mówi, że należymy do Chrystusa. Data przyjęcia sakramentu chrztu świętego jest jedną z najważniejszych dat naszego życia. Chrzest jest najpiękniejszym i najwspanialszym darem Boga; jest pierwszym z siedmiu sakramentów; bez niego nie możemy przyjąć pozostałych – jest fundamentem życia i bramą całego chrześcijańskiego życia – gładzi grzech pierworodny, daje łaskę uświęcającą – czyli życie nadprzyrodzone, czyni nas członkami Wspólnoty Kościoła; przez chrzest upodabniamy się do Zbawiciela – mamy udział w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa.
Szkoda, że tak wielu chrześcijan zapomina o obowiązkach wynikających z chrztu. Zapomina o tym, że przez chrzest zostali powołani do nowego życia w Chrystusie.
Pewien obcokrajowiec zadał księdzu pytanie: „Dlaczego proszę księdza tyle u was zła, kłótni politycznych i sporów, dlaczego tyle pogardy dla drugiego człowieka. Przecież jesteście narodem katolickim i szczycicie się Janem Pawłem II, którego zna cały świat. A to przecież papież rozmawiał z każdym człowiekiem, szanując jego odmienność, światopogląd, religię czy przekonania? Dlaczego w was Polakach tak mało zgody, miłości, akceptacji dla drugiego człowieka, pomimo tylu kazań wygłoszonych w waszych świątyniach, mimo tylu pielgrzymek, rekolekcji, spowiedzi, przyjętych Komunii Św.?”
Są to gorzkie i cierpkie słowa, ale niestety bardzo często prawdziwe. Ktoś porównał życie współczesnych chrześcijan do kamienia leżącego na dnie rzeki. Wydaje się cały mokry, ale gdy się go rozłupie na pół, to w środku okazuje się suchy! Do jego wnętrza nie dotarła nigdy kropla, choć w wodzie leżał dziesiątki a może setki lat…
Dziś tak wielu ludzi ochrzczonych wyrzeka się wiary, podpisuje akt apostazji – choć nie ma takiej gąbki, która z duszy wymaże tę pieczęć Ducha Św. – niezatarte znamię przynależności do Chrystusa. Wiara lub jej brak jest sprawą indywidualnej relacji z Bogiem. Odejście jest zawsze osobistą decyzją danego człowieka i on powinien wiedzieć, dlaczego odchodzi od Kościoła, od wiary, w której byli wierni wszyscy jego przodkowie.
Dlatego każdy odchodzący musi sobie sam odpowiedzieć na pytania: Dlaczego nie potrzebuję już spowiedzi? Dlaczego nie mam w sobie pragnienia Mszy św.? Dlaczego liturgia, wspólnota Kościoła nie są już dla mnie miejscem spotkania Boga? Dlaczego Ewangelia tak samo czytana w Kościołach od 2000 lat nie jest już moja wartością? Dlaczego Chrystus w Kościele nie jest już Kimś, z kim warto tworzyć relację Warto w święto Chrztu Pańskiego rodzi się wiele: Jak wygląda moja chrześcijańska tożsamość? Czy żyję jak chrześcijanin? Czy ja jestem w moim otoczeniu świadkiem wiary? Czy moja rodzina jest środowiskiem wiary, czyli miejscem, gdzie moja wiara się pogłębia? Jeśli rodzice dziecka żyją w związku niesakramentalnym albo w ogóle nie mają ślubu, to czy są gwarancją wychowania dziecka w duchu wiary?! Chrzest – a więc ceremonia w kościele, pamiątkowe zdjęcia, rodzinna impreza w postaci chrzcin – nie może być jednorazowym fajerwerkiem, który w końcu gaśnie. Bo sam rytuał bez wiary nie ma żadnego sensu. Chrzest ma być początkiem nowej drogi, nowej formy życia, dlatego dziecko potrzebuje towarzyszenia rodziców na drodze chrześcijańskiego życia i doprowadzenia go swoim przykładem do źródła wiary. Podziękujmy zatem dzisiaj Panu Bogu za dar chrztu świętego; odnówmy przyrzeczenia chrztu świętego, które w naszym imieniu złożyli rodzice i chrzestni. Odnówmy naszą przyjaźń i bliskość z Bogiem. Starajmy się być takimi synami i córkami w których Bóg – nasz Ojciec ma upodobanie:
Duchu Święty, umacniaj nas swoimi darami każdego dnia, abyśmy byli wierni przyrzeczeniom chrzcielnym.
Strzeż nas Panie, abyśmy nie byli:
tymi, którzy dużo mówią, a nie podejmują niczego,
tymi, którzy podejmują wszystko, a niczego nie kończą,
tymi, którzy zawsze obiecują, a nigdy nie dotrzymują słowa,
tymi, którzy nic nie robią, a wciąż krytykują,
tymi, którzy ubolewają nad okrucieństwem obecnych czasów i ludzkim egoizmem,
a nie podejmują niczego, by wspomagać innych,
tymi, którzy marzą, by otrzymywać, a nic nie dawać,
tymi, którzy umieją prosić, a nie chcą dziękować. Amen.
Homilia na IV Niedzielę Adwentu – 20 grudnia 2020
„Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus …”
Bóg szanuje prawdziwą wolność człowieka. Dlatego w zwiastowaniu ustami anioła Gabriela objawia Maryi swoją wolę, ale pyta jednocześnie, czy chce ją przyjąć. Bóg nie narzuca, lecz prosi.
Niespełna 17-letnia Maryja jako istota wolna mogła powiedzieć Bogu „nie”, podobnie jak w ogrodzie Eden postąpiła Ewa, ulegając zwodniczym pokusom węża; ale tego nie zrobiła. To, co Ewa zniszczyła przez swoją pychę, nieufność i nieposłuszeństwo, Maryja na nowo odzyskała i odbudowała przez swoją wolność, pokorę, ufność i posłuszeństwo Bogu.
„Oto ja Służebnica Pańska, niech mi się stanie według Twego słowa!”
Stając się Służebnicą Pana, Maryja stała się wolna wobec wszystkich innych autorytetów ludzkich. Jesteśmy wolni po to, aby współpracować z Bogiem. Zjednoczenie z Bogiem staje się prawdziwym źródłem wewn. wolności człowieka. Prawdziwa wolność jest zatem w nas. Rozumiał to świetnie Bł. Ks. Jerzy Popiełuszko, kiedy jego najbliżsi współpracownicy życzyli mu wolności, on zawsze powtarzał: „Ale ja jestem wolny!”. Pojawia się pytanie: czy potrafimy w imię pojętej wolności właściwie decydować i wybierać – jak to uczyniła młoda dziewczyna z Nazaretu?!
Z jednej strony patrzymy na Maryję, która stała się strażniczką ochrony poczętego życia.
A z drugiej strony, dla przeciwwagi inny obraz – młodociani ludzie na ulicach krzyczący, że mają prawo wyboru, że Aborcja to ich prywatna sprawa. Kiedy przygotowujemy się do przeżywania Świąt Bożego Narodzenia, kiedy za nami tragiczne rocznice: „czarny czwartek” grudnia 1970 roku i Wybuchu Stanu Wojennego 1981 roku, kiedy strzelano do bezbronnych ludzi, którzy walczyli o prawdziwą wolność i oddawali życie za największą wartość jaką jest godność ludzka; kiedy w dobie pandemii walczymy o zdrowie i życie każdego człowieka, postawmy pytanie: czy ci młodzi ludzie mają prawo domagać się tego – czy wolno profanować świątynie, przerywać nabożeństwa i na głos manifestować swoje poglądy, wypowiadać wulgarne słowa?! Czy mają prawo do naruszania sacrum w świątyniach? Zabrakło elementarnych zasad kultury i dobrego wychowania – tzw. bon tonu – zabrakło zasad poszanowania wolności religijnej w imię domagania się wolności – pogwałcono wolność innych. Są wartości i zasady, których się nigdy nie narusza – nawet osoby niewierzące były taką postawą zbulwersowane…
Kiedy Św. Jan Paweł II w 1991 roku przybył do naszej Ojczyzny, to analizował Dekalog – 10 Słów. Nie były to łatwe i proste słowa. Papież spotkał się z krytyką i odrzuceniem, przez rodaków, którzy nie tak dawno cieszyli się z wyboru na Stol. Apostolską syna polskiej ziemi. Wtedy w Radomiu, analizując V Przykazanie, mówił: „<<Nie zabijaj>> – to zakaz stanowczy i absolutny, który afirmuje prawo każdego człowieka do życia: od pierwszej chwili poczęcia aż do naturalnej śmierci. Przykazanie: <<Nie zabijaj>>… ale raczej chroń życie, chroń zdrowie i szanuj godność ludzką każdego człowieka…”
W czasie rozważań roratnich w sobotę patrzyliśmy na postać Św. Matki Teresy z Kalkuty, która swoją siłę do pracy z ubogimi w Kalkucie czerpała z osobistej modlitwy na Eucharystii i Adoracji Najśw. Sakramentu. Matka Teresa rok przed śmiercią opublikowała list do Polaków. Była świadkiem toczącej się wówczas debaty nad zmianami prawnymi o ochronie życia. Święta dotknęła czegoś bardzo ważnego. Napisała: „Życie jest najpiękniejszym darem Boga. On stworzył nas do wielkich rzeczy, aby kochać i być kochanym. Bóg daje nam czas na ziemi, abyśmy poznali Jego Miłość, abyśmy doświadczyli Jego Miłości do głębi naszego istnienia”.
Święta napisała również o wyzwaniu i zadaniu czekającym przed Polakami: – Moi kochani Polacy! Uczcie swoich młodych kochać Boga. Uczcie ich modlić się. A jeśli będziecie trzymać się razem, będziecie kochać się wzajemnie taką miłością, jaką Bóg kocha każdego z nas.
Przed nami trudny czas i wyzwanie – za cztery dni Wigilia – zupełnie inna od tych, które były dotychczas.
Kiedy weźmiemy do ręki biały chleb – opłatek, aby podzielić się nim z najbliższymi i złożyć sobie życzenia, cieszmy się z tego, że jesteśmy razem – że możemy być blisko siebie. Wspierajmy tych, którzy się boją, którzy są chorzy i załamani, którzy w lęku i samotności znajdują ucieczkę. Bądźmy darem dla siebie. W jedności naszych polskich rodzin jest wielka siła i potęga. Pielęgnujmy dar wspólnotowego świętowania, dar bycia ze sobą, nie ucieczki w komputer, smartfon czy telewizor – nie bójmy się być razem, nie zamykajmy się na siebie /wspólnotowa modlitwa i uczestnictwo we Mszy Św., wspólne rozmowy, opowieści o wigiliach, wspólne kolędowanie, gry, zabawy, integracja, – naprawdę to może być piękny i nie nudny czas – prośmy, abyśmy go wykorzystali/. Przetrwamy, przetrzymamy ten czas, jeśli będziemy nie zamknięci na siebie, ale otwarci i zjednoczeni, a pośrodku nas będzie Dzieciątko Jezu – pełnia Bożej Miłości i dar budzącego się życia – Niech to życie narodzi się w nas!
Panie Jezu, który przyjdziesz na świat, aby nas swym ubóstwem ubogacić, pragnę się coraz bardziej upodabniać do Twojej i Naszej Matki – Maryi w postawie zaufania, w pełnieniu woli Boga w moim życiu. Amen.