„Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą”
Pobożni Żydzi dodali do Dekalogu 613 przepisów prawa i w swojej gorliwości starają się na co dzień je wypełniać. Wierni muzułmanie pięć razy dziennie – bez względu na miejsce i okoliczności – odrywają się od swoich zajęć i wezwani głosem muezzina rozpoczynają modlitwę z twarzą skierowaną ku Mekce. Buddyści wytrwale praktykują techniki medytacyjne, a wielu rodziców wysyła swoje dzieci do klasztorów na wielomiesięczne nauki życia.
Jesteśmy słabsi w wypełnianiu prawa, mniej gorliwi w modlitwie, niewielu troszczy się o medytację. Co więc odróżnia naśladowców Jezusa, od wyznawców innych religii? Wyróżnikiem chrześcijanina jest jedno najważniejsze przykazanie: przykazanie miłości Boga i bliźniego. Wiele na kartach Pisma Świętego zostało powiedziane na temat miłości Boga do człowieka. W dzisiejszej fragmencie Ewangelii słyszymy bardzo trudny tekst, dotykający zagadnienia miłości nieprzyjaciół. Co kryje się za tym stwierdzeniem: miłość nieprzyjaciół? „Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to należy się wam wdzięczność? I jeśli dobrze czynicie tym tylko, którzy wam dobrze czynią, jaka za to należy się wam wdzięczność? I grzesznicy to samo czynią”.
Bardzo łatwo jest nam miłować osoby względem nas życzliwe, w których towarzystwie czujemy się bezpiecznie, z którymi dobrze się dogadujemy. O wiele trudniej nam miłować i wybaczyć tym, którzy nie są dla nas życzliwi, z którymi jesteśmy skłóceni, którzy – mówiąc językiem dzisiejszej Ewangelii – są naszymi nieprzyjaciółmi.
Pewnie niejednokrotnie sami tego doświadczamy, jak ludzie, którzy pracują ze sobą, spotykają się tylko dlatego, że muszą, a w głębi duszy oczy by sobie wydłubali. Natrafiając na programy informacyjne czy o tematyce politycznej, sami możemy dostrzec, jak jeden drugiego obraża, wyśmiewa, jak stara się uczynić drugiego mniej wartościowym człowiekiem. Nie potrzeba nam szukać aż tak daleko. Ile konfliktów i podziałów w naszych domach i rodzinach…
I tu możemy spotkać osoby, które ze sobą nie rozmawiają, nie mogą na siebie patrzeć, unikając siebie nawzajem czasem przez wiele lat, żyjąc pod jednym dachem. Nie mówiąc o sąsiedzkich kłótniach waśniach i animozjach.
I właśnie dla nas rozbitych wieloma trudnościami w miłowaniu drugiego człowieka jest dzisiejsza Ewangelia. Jezus Chrystus chce każdemu z nas powiedzieć, abyśmy czynili innym tak, jak byśmy sami chcieli, by i oni nam czynili. Dlatego kieruje do nas zachętę: „ Błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Módlcie się za tych, którzy was oczerniają”. Grzech języka to współczesny największy dramat katolików. Sami doświadczamy tego, jak łatwo drugiemu człowiekowi przyszyć łatkę, jak go można obmówić, oczernić, powtarzać niesprawdzone plotki, własne domysły i wymysły, jakże często wyssane palca.
Ilu ludzi przez takie pomówienia popadło w depresję i załamanie nerwowe, ilu młodych po oczernianiu w internecie targnęło się na swoje życie, ilu musiało wyjechać z danej miejscowości lub zmienić pracę, bo ludzie żyć nie dawali! A jak się okaże nieprawdą – to ciężko przyznać się do winy i powiedzieć choćby jedno małe „sorry”, ale najlepszym usprawiedliwieniem jest stwierdzenie: „przecież ja żartowałem” Rozmawia ze sobą dwóch kolegów i jeden mówi do drugiego: „Mnie się wydaje, mam takie wrażenie, że ten człowiek obmawia mnie za moimi plecami i robi mi krecią robotę”. Drugi kolega przerywa mu i mówi: „Jak słusznie zauważyłeś – Tobie się wydaje i Ty masz takie wrażenie – nie masz żadnych dowodów, że ta osoba cię oczernia. A nawet w sądzie nie skazuje się człowieka, jeśli mu wcześniej nie udowodniono winy”. Ktoś może powiedzieć: łatwo się mówi, trudniej to wcielić w życie. Jak kogoś kochać i szanować, jak z kimś żyć, skoro on mi taką krzywdę wyrządził? Mamy tyle pięknych przykładów: jak przebaczenie Ali Agcy po zamachu przez Jana Pawła II, jak przebaczenie znanej piosenkarki Eleni chłopakowi swojej ukochanej córki, którą zabił, czy wreszcie przebaczenie z krzyża Jezusa wobec oprawców czy Dobremu Łotrowi. Wzruszamy się, jesteśmy pełni podziwu – ale jak trzeba pokazać swoim przykładem, dać świadectwo – następuje u nas blokada – w życiu, nie umiem, nie jestem tak wspaniałomyślny. Tymczasem nie zdajemy sobie sprawy, że prawdziwa miłość nieprzyjaciół połączona z przebaczeniem przynosi nam duchowe korzyści. To przede wszystkim daje nam prawdziwe wewnętrzne uzdrowienie i uwolnienie. Człowiek, który umie przebaczyć, wypełniając przykazanie miłości nieprzyjaciół, przede wszystkim sam się oczyszcza i widzi, jak go to zranienie potężnie bolało, blokowało i zniewalało, jak cierpiał i jak się z tym czuł źle. Tak ważna jest modlitwa uzdrowienia wspomnień. I tak jak wielokrotnie w naszym życiu przebacza nam Pan Bóg, nie gorsząc się naszymi odejściami, naszą obojętnością wobec Niego, tak samo i my powinniśmy – ze względu na miłość Pana Boga – przebaczać i tym samym uczyć się miłować naszych nieprzyjaciół. Św. Augustyn w swoich „Wyznaniach” pisze: „Szczęśliwy jest człowiek, który kocha Ciebie, a przyjaciela w Tobie, nieprzyjaciela zaś ze względu na Ciebie. Tylko taki człowiek bowiem niczego, co jest mu drogie, nie traci, bo wszyscy są mu drodzy w Tym, którego utracić nie można”.
Niemiecki filozof Arthur Schopenhauer w dziele „O podstawie moralności”, człowieka przebaczającego nieprzyjaciołom nazywa wspaniałomyślnym: „Człowiek wspaniałomyślny, który przebacza nieprzyjaciołom i za złe dobrem płaci, człowiek taki zasługuje na największą pochwałę: poznał on bowiem swoją własną istotę nawet tam, gdzie ta istota stanowczo się go wyparła”.
Prośmy w tę dzisiejszą niedzielę, abyśmy umieli każdego dnia czynić choć jeden mały kroczek w miłowaniu każdego człowieka, a szczególnie w przebaczaniu i okazywaniu miłosierdzia wobec naszych nieprzyjaciół.
Panie Jezu, Ty uczysz mnie przekraczać moje możliwości. Wiesz, że nie umiem kochać tych, którzy mnie ranią, ani wybaczać tym, którzy mnie nie kochają, a jednak dajesz mi łaskę, by Twoje wezwanie stawało się we mnie ciałem. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.