Homilia na Wielką Sobotę – 16 kwietnia 2022

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!”
Liturgia Wielkiej Soboty jest bardzo bogata w znaki. Najpierw OGIEŃ, będący symbolem światła, ciepła i bezpieczeństwa.
W dawnych zabudowach centralnym miejscem było palenisko – to tam gromadzili się pierwotni ludzie, aby przy nim  spożywać posiłek, ogrzać się i przy jego świetle w spokoju odpoczywać. W Starym Testamencie Bóg w slupie ognia prowadził naród wybrane przez Morze Czerwone do Ziemi Obiecanej. Wnosząc dziś do świątyni zapalony Paschał – woskową kolumnę, symbolizującą Światło Zmartwychwstałego Pana jesteśmy prowadzeni jak naród wybrany z niewoli zła i grzechu do prawdziwej wolności, którą daje nam Jezus – Nowy Mojżesz. Drugim wymownym symbolem jest WODA.
Kiedy Bóg stwarzał świat oddzielił wody górne od wód dolnych – oddzielił niebo od ziemi. Woda to życiodajny symbol, bez wody nie wyobrażamy sobie życia na tej ziemi. Gdy jej zabraknie – zabraknie życia. Woda i ogień dwa przeciwstawne żywioły symbolizują nasze duchowe oczyszczenie. Ogień wypala w nas to co trwałe w naszym życiu płynącym z wiary, a woda obmywa nas z grzechu i oczyszcza w źródle zbawienia.
Dlatego z zapalonymi świecami po obrzędzie poświęcenia wody odnawiamy przyrzeczenia chrzcielne, aby podziękować Bogu za źródło chrześcijańskiego życia.
Te wigilijne znaki interpretuje dzisiejsze Słowo, ukazujące nam jak powstawał świat – dzieło Boga Stwórcy, jak naród wybrany został przez Boga Jahwe oswobodzony z niewoli egipskiej oraz zapowiedź prorocka Izajasza, jak Bóg pełen miłości pragnie zawrzeć Nowe Przymierze z ludem wybranym, a pełnia tej zapowiedzi – jak mówi Św. Paweł Apostoł – objawia się w Nowym Życiu, które przynosi nam Zmartwychwstały Jezus.

Kiedy czytamy dzisiejszą Ewangelię, to najpierw rozczarowuje nas postawa Apostołów, a następnie postawa kobiet. Spotykamy się tu z wielką ludzką niewiarą, którą obrazuje ciemna noc. Niewiarę w zmartwychwstanie, sceptyczny dystans do tej części nauczania Jezusa apostołowie manifestują, pozostając w domu, a kobiety – wpadając w przerażenie i bezradność na widok pustego grobu. Zmiana nastąpi dopiero wtedy, gdy usłyszą słowa Jezusa, zacytowane przez aniołów – „Syn Człowieczy musi być wydany w ręce grzeszników i ukrzyżowany, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie”to one są prawdziwym światłem. Tylko Słowo może nas oświecić. Nawet widok pustego grobu nie pomaga, gdy nie zostanie zinterpretowany przez słowo Chrystusa. Potrzebujemy Dobrej Nowiny, potrzebujemy, by święte Słowo przemieniło, wręcz przeorało nasze myślenie. Inaczej nie uwierzymy, choćbyśmy nawet zobaczyli jak najwyraźniejsze znaki i dowody. Prośmy gorąco o to, abyśmy przyjmując te znaki Wigilii Paschalnej właściwie przygotowali się do Świętowania Paschy na cześć Pana – Tajemnicy Jego Chwalebnego Zmartwychwstania.

Zmartwychwstały Zbawicielu, Ty widzisz, że nawet wobec pustego grobu pozostaję niewierzący, jeśli nie otrzymam Twojego słowa. Oświecaj moje myśli, moje sumienie i moją duszę. Który żyjesz
i królujesz na wieki wieków! Amen.

Homilia na Środę, 9  marca 2022 r.

„Począł więc Jonasz iść przez miasto jeden dzień drogi i wołał, i głosił: «Jeszcze czterdzieści dni, a Niniwa zostanie zburzona».
I uwierzyli mieszkańcy Niniwy Bogu, ogłosili post i przyoblekli się w wory od najstarszego do najmłodszego”.
Jonasz to prorok, który kiedy usłyszał wolę Bożą, zrobił wszystko, by jej uniknąć. Poszedł w stronę przeciwną, niż chciał Pan. Uciekał przed Panem, ale w końcu przejrzał na oczy i zrozumiał – że przed Bogiem uciec się nie da! Sprowadził zagrożenie na współuczestników podróży, wylądował na dnie swojego życia, zamknięty w brzuchu ryby niczym w trumnie. Jego historia to przejrzysty obraz upadku, ale także obraz wyzwolenia się z pęt grzechu i otchłani śmierci.
Do postaci Jonasza  nawiązuje w dzisiejszej Ewangelii Jezus Chrystus, kiedy mówi: „To plemię jest plemieniem przewrotnym. Żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza. Jak bowiem Jonasz stał się znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia”.
Jezus porównuje w dzisiejszym fragmencie znak proroka Jonasza do swego znaku – a jest nim śmierć i zmartwychwstanie.
Tak jak po trzech dniach w brzuchu ryby na dnie oceanu Jonasz zmartwychwstał, a jego widok zwrócił mieszkańców Niniwy ku Bogu, kiedy zobaczyli człowieka zmiażdżonego przez życie, ukrzyżowanego, ogołoconego; tak samo i Jezus ma stać się znakiem sprzeciwu dla Izraelskiego – zmiażdżony przez życie, ukrzyżowany, ogołocony, zabity, ale po trzech dniach powstaje z grobu i zmartwychwstaje do Nowego Życia!
„Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz». Jezus piętnuje przewrotność plemienia izraelskiego, wypomina im to że na własne oczy widzą znaki i cuda, jakie On czyni, słyszą naukę a jednak powątpiewają i nie potrafią – a właściwie nie chcą uwierzyć w Jego Mesjańskie posłannictwo, bo Jezus nie pasuje im do ich ram i norm jako Mesjasz i Zbawiciel.  jednocześnie zobaczyli zwycięstwo nad śmiercią. Większego znaku nie ma. Nie ma większej łaski. Prosimy o mało, gdy możemy otrzymać wszystko. Widzimy detale, ale dopiero cały obraz pełen jest nadziei.
Pochyleni nad Słowem Pańskim spróbujmy spojrzeć na to dzisiejsze rozważanie w kluczu: Jonasz – Chrystus – ja…
Jonasz uciekał przed Bogiem, ale zmiażdżony Jego laską wypełnił misję, Jezus posłuszny woli Ojca przychodzi, aby przez mękę, śmierć i zmartwychwstanie dokonać naszego usprawiedliwienia.
A ja? Czy potrafię rozpoznać w swoim sercu i otworzyć swój umysł na to, czego Bóg oczekuje – czego wręcz zażąda ode mnie? Czy umiem być posłuszny woli Ojca w moim życiu? Czy czasem jak Jonasz nie buntuję się i nie uciekam przed Jego wolą, Jego decyzją, Jego głosem? Czy potrafię jak Jezus w Ogrójcu powiedzieć:
„Ojcze nie moja, ale twoja wola niech się spełni”?
Prośmy gorąco, abyśmy idąc wielkopostną drogą odkryli na nowo w sobie postawę uległości i posłuszeństwa woli Ojca, abyśmy na wzór Jonasza i samego Jezusa uczyli się wypełniać Jego wolę i realizować wg jego zamysłu naszą misję, nasze zadania, które nam powierzył – do samego końca:

Panie Jezu, wołam do Ciebie z głębokości mojego życia, z dna mojego upadku, z otchłani śmierci. Udzielaj mi nieustannie łaski, bym dojrzał znak Jonasza, znak Twojego zmartwychwstania. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

Homilia na IV Niedzielę Wielkiego Postu – 27 marca 2022

 „Ojcze, daj mi część własności, która na mnie przypada… Podzielił więc majątek między nich”.
Historia starta jak świat – ojciec ma majątek, a syn domaga się tego, co mu się według prawa należy. Ojciec nie stawia żadnych warunków, nie protestuje, nie mówi: podział majątku dopiero po mojej śmierci, ale spełnia życzenie swego młodszego syna. Przypadek? Decyzja odejścia syna sprawia, że ojciec wewnętrznie cierpi i milczy, ale prawdziwa miłość nie pozwala mu nie uszanować prawa do spadku i wyboru życia na własną rękę.
Cała ta sytuacja pokazuje, że obaj postawili na totalną wolność.
„Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swoją własność, żyjąc rozrzutnie”.
W krótkim czasie nastąpiły cztery etapy degradacji młodego człowieka:
– utrata całego majątku roztrwonionego przez syna,
– cierpienie głodu z powodu utraty pożywienia,
– najęcie się do poniżającej pracy przy trzodzie chlewnej /świnie były uważane przez Żydów za zwierzęta nieczyste/;
– podkradanie świniom strąków i spożywanie nieczystego pożywienia.
„A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go”.
Przypowieść coraz częściej nazywamy przypowieścią o Miłosiernym Ojcu, ponieważ tak naprawdę w drugiej części tego fragmentu to Ojciec  staje się pierwszoplanową postacią i przyjmuje w całym tym zamieszaniu inicjatywę.
To Ojciec wybiega na spotkanie i cieszy się, że na nowo odzyskał swoje ukochane dziecko. Sekretarka znanego polityka, gen. Charlesa de Gaulle’aElżbieta de Mirabel, znana i przyjmowana przez wysokie osobistości ze świata finansjery, sztuki i dyplomacji, pewnego dnia postanowiła porzucić wszystko i wstąpić do zakonu karmelitańskiego. Na pytania zaskoczonych i zdziwionych dziennikarzy odpowiedzieć: „ Wreszcie muszę zacząć żyć po ludzku…”
„Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i wobec ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem”. Syn jest skruszony, z pokorą chyli głowę i przeprasza swego Ojca za to co uczynił. Nie spodziewa się pochwal zaszczytów, nagrody – wie że poważnie nabroił, że nadużył zaufania swego Ojca i najwyżej może zostać najemnikiem, który ma pod dostatkiem chleba i z głodu nie zginie. Tymczasem następuje kolejny zwrot akcji i kolejny raz zaskakuje nas postać Ojca, w pełni już przejmującego inicjatywę i kontrolę nad całym wydarzeniem.
Lecz ojciec powiedział do swoich sług: „Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i weselić się, ponieważ ten syn mój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”.
W tej niezwykłej przypowieści, którą tak wielu komentatorów nazywa Ewangelią w Ewangelii, uderza pośród tysięcy fascynujących wątków jeden rzadko podejmowany. Oto po powrocie marnotrawnego syna ojciec wręcza mu trzy znaczące dary: biała szatę – to symbol przywrócenia utraconej godności,  sandały – które są symbolem przywrócenia prawdziwej wolności oraz pierścień na rękę – który symbolizuje przywrócenie utraconego dziedzictwa. Miłosierny Ojciec z centralnej przypowieści Nowego Testamentu wie, że syn wielokrotnie jeszcze opuści rodzinne gniazdo. I daje mu totalną wolność. Stąd sandały wolności. Pozwala odchodzić, jeśli tylko to odchodzenie prowokować będzie do większej tęsknoty i do powrotu. Ten Ojciec wie, że kochać można naprawdę tylko w wielkiej wolności. Ile razy decydujemy w wolności i podejmujemy życiowe ryzyko na własną rękę, ile razy się pomylimy i pobłądzimy w życiowych decyzjach, tyle razy mamy możliwość powrotu w ramiona kochającego Ojca. Tę możliwość daje nam konfesjonał – sakrament pokuty, bo w czasie spowiedzi Bóg jak Ojciec Miłosierny obdarowuje nas każdorazowo białą szatą, sandałami i pierścieniem – czyli zwraca nam straconą godność, wolność i dziedzictwo. Polski poeta i dramaturg – Tadeusz Różewicz w swoim opowiadaniu pt.: „Moja córeczka” napisał: „Miłość do człowieka jest najcięższa, to jest katorga, ale kochać trzeba… Świat zginie nie od bomby atomowej czy wodorowej, ale od tego, ze człowiek kocha pieniądze, samochód, a nie kocha drugiego człowieka”
Przepołowiony czas Wielkiego Postu oraz dzisiejsza Ewangelia wysyła nam słabym i grzesznym ludziom jasny i przejrzysty komunikat: Bóg jest miłosierny! Czeka na Ciebie, aby Ci przebaczyć i okazać swoje miłosierdzie. Nie przegap tej okazji, skorzystaj z tego wielkiego Daru, jakim jest Jego Bezmiar Miłosierdzia! Daj Bogu szansę! Uwierz w jego Ojcowską, niezmienną, bezwarunkową i osobistą Miłość i pozwól Mu się kochać, a na pewno się nie zawiedziesz!
Panie Jezu, tak często odchodzę z domu Ojca, poszukując szczęścia i miłości tam, gdzie nie da się ich znaleźć. Ocal we mnie pragnienie powracania w ramiona Miłosiernego Boga i świadomość, że On na mnie nieustannie czeka i niezmiennie kocha, bo mu na mnie ciągle zależy. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

Homilia na środę, 23 marca 2022 roku.

„Mojżesz powiedział do ludu: A teraz, Izraelu, słuchaj praw i nakazów, które uczę was wypełniać, abyście żyli i doszli do posiadania ziemi, którą wam daje Pan, Bóg waszych ojców”.
Mojżesz wzywa naród wybrany do zachowania Bożego prawa i przestrzegania go, bo to jest podstawowy warunek  zachowania Przymierza z Panem – Bóg Jahwe będzie opiekował się narodem wybranym i prowadził do ziemi obiecanej pod warunkiem że naród ten będzie przestrzegał literalnie – czyli dokładnie jego praw i nakazów: „Tylko się strzeż bardzo i pilnuj siebie, byś nie zapomniał o tych rzeczach, które widziały twe oczy, by z twego serca nie uszły po wszystkie dni twego życia, ale ucz ich swych synów i wnuków”.
Jezus nawiązuje do zawarcia przymierza z Bogiem na Synaju i z góry uświadamia swoich słuchaczy, że On jako umiłowany Syn Ojca nie przychodzi, aby znieść Boże prawo czy całkowicie zmieniać nauczanie proroków ze Starego Testamentu. On pragnie je wyjaśnić i v\co najwyżej uzupełnić: „Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem, powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni”.
Najmniejszą hebrajską literą jest jota. Przypomina niewielki przecinek. Jest łatwa do przeoczenia, można ją też zlekceważyć. Lecz jednocześnie ta maleńka litera – chciałoby się powiedzieć: nic nieznacząca – stoi na początku świętego imienia Jezus /Jeszua/. To jest malutki znak – ale za nim jest wielka treść i znaczenie.
Jest więc literą świętą. Nadzwyczaj istotną. Jest literą, od której zaczyna się nowa epoka. Nowy świat. Nowy czas. Nowy Testament. Maleńka jota przypomina nam, że wypełnieniem Prawa jest Jezus, że to On jest prawem, sensem, wolą Ojca. Ten niepozorny znaczek mógłby nam umknąć, gdyby nie to, że wypełnienie tej jednej joty oznacza wypełnienie nie tylko całego Dekalogu, ale także prawa miłości Boga, bliźniego i siebie samego. Bo to, co małe, w oczach Boga jest największe.

Panie Jezu, Ty wiesz, jak bardzo pragnę wypełnić Twoje prawo i z jakim przychodzi mi to trudem. Nawracaj moje serce tym, co małe, a jednocześnie takie wielkie, i ucz mnie modlitwy Twoim świętym Imieniem.
Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

 

Homilia na III Niedzielę Wielkiego Postu – 20 marca 2022

„Czyż myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jeruzalem? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie”.
Kiedy dopada nas zło, to wtedy czujemy się bezsilni i zagubieni. Szukamy jakiejś racjonalizacji – czyli wyjaśnienia zła. Ale zło jest irracjonalne – nie jest czymś, co da się tak po prostu wyjaśnić czy usprawiedliwić. Dlaczego wieża w Siloam zawaliła się na sprawiedliwych? Czy oni rzeczywiście musieli zginąć?  Dlaczego zginęli ci właśnie, a nie inni, stojący tuż obok?
Za jakie grzechy?! Tak naprawdę, niczym nie różnimy się od tych mieszkańców Jerozolimy, przychodzących do Jezusa z pytaniem o sens morderstw Piłata i katastrofy budowlanej. Czy dzisiaj nie jest podobnie?! Czy dziś nie stawiamy pytań, dlaczego tyle okrucieństwa na świecie, dlaczego tylu ludzi umiera z powodu Covida – a wśród nich małe, niewinne i bezbronne dzieci. Dlaczego kolejna straszliwa, wręcz barbarzyńska wojna na Ukrainie – we Lwowie na rynku ustawiono 130 wózków – symbolizujących, że już tyle, od trwającej 25 dni wojny zginęło małych dzieci. Ciągle pojawia się to pytanie: czy Stwórca jest Bogiem zemsty czy miłosiernym Ojcem?
Jezus nie tłumaczy, skąd bierze się na świecie zło; natomiast cierpliwie i wytrwale, lecz nie bez silnych emocji, tłumaczy, że nie tak działa Bóg. Gdyby tak było, czy ostałby się ktokolwiek z nas? Czy świat, z całym swoim okrucieństwem, grzechem, pierworodnym rozłamem nie powinien zapaść się w jednej chwili w niebyt? Tymczasem trwa, bo On, Przedwieczny, wciąż wierzy w naszą przemianę. Chrystus wzywa nas zatem do nawrócenia: „powiadam wam: jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie”.
To właśnie chce nam powiedzieć dzisiaj Boski Nauczyciel z Nazaretu: że bardziej niż epidemii koronawirusa czy też zbrojnego zmasowanego ataku tyrana ze wschodu powinniśmy się bać grzechu i śmierci duchowej, która może doprowadzić nas ku zatraceniu na wieki!
Dwukrotne wezwanie do nawrócenia zostaje uzupełnione w dzisiejszym fragmencie Ewangelii, przypowieścią o nieurodzajnym drzewie figowym.

„Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć”. Bóg nie chce patrzeć na naszą klęskę,  nie chce wymierzać kary,  nie chce naszego cierpienia. Jego wielka cierpliwość i oczekiwanie jak na szachownicy na nasz ruch – oznacza przejaw Jego Wielkiego Miłosierdzia. Nie oznacza to, że człowiek może czuć się bezkarnie, może się panoszyć  i lekceważyć potęgę zła, ze może grzeszyć zuchwałością, bezczelnością i pychą wobec samego Boga.
Legenda z życia Św. Antoniego Padewskiego opowiada, że kiedyś przyszedł do niego do spowiedzi młody człowiek,  który popełnił wiele ciężkich grzechów. Jednak tak bardzo  był przejęty żalem za nie, że z powodu łez nie był w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa. Wówczas Antoni polecił mu spisać wszystkie grzechy na kartce. Przyszedł ponownie i odczytał zapisane grzechy, a Antoni udzielił mu rozgrzeszenia. I nagle grzechy w cudowny sposób zniknęły z kartki. Bóg w ten sposób pocieszył skruszonego i zapewnił go, że nawet najcięższe grzechy zostały mu odpuszczone.
Wielki bohater narodowy – Tadeusz Kościuszko uczył się jako kadet w szkole oficerskiej. Pewnego dnia do szkoły przybył na wizytację generał, który zapytał kadetów: „Jakie jest według was największe zwycięstwo?” Uczniowie wymieniali różne bitwy. Jedynie Kościuszko  dał poprawną odpowiedź: „Największe zwycięstwo jest odniesione nad samym sobą!” To już blisko połowa Wielkiego Postu. Pamiętajmy, że najważniejszym zadaniem w tym czasie jest nasze nawrócenie. Chodzi o nawrócenie we wszystkich wymiarach naszego życia osobistego, społecznego i rodzinnego. Potrzeba wiele pokory i silnej wiary w Tajemnicę Miłosierdzia, aby przyznać się z pokorą do własnych błędów, wyznać je przed Bogiem – czyli odnieść zwycięstwo nad grzechem i nad samym sobą.
Panie Jezu, tyle razy spadł na mnie gniew namiestników, zawaliły się nade mną wieże mojej pychy. Nie pozwól mi nigdy zwątpić w Bożą dobroć, abym mógł dostąpić Twojego przebaczenia i miłosierdzia. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

Homilia na Środę, 9  marca 2022 r.

„Począł więc Jonasz iść przez miasto jeden dzień drogi i wołał, i głosił: «Jeszcze czterdzieści dni, a Niniwa zostanie zburzona».
I uwierzyli mieszkańcy Niniwy Bogu, ogłosili post i przyoblekli się w wory od najstarszego do najmłodszego”.
Jonasz to prorok, który kiedy usłyszał wolę Bożą, zrobił wszystko, by jej uniknąć. Poszedł w stronę przeciwną, niż chciał Pan. Uciekał przed Panem, ale w końcu przejrzał na oczy i zrozumiał – że przed Bogiem uciec się nie da! Sprowadził zagrożenie na współuczestników podróży, wylądował na dnie swojego życia, zamknięty w brzuchu ryby niczym w trumnie. Jego historia to przejrzysty obraz upadku, ale także obraz wyzwolenia się z pęt grzechu i otchłani śmierci.
Do postaci Jonasza  nawiązuje w dzisiejszej Ewangelii Jezus Chrystus, kiedy mówi: „To plemię jest plemieniem przewrotnym. Żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza. Jak bowiem Jonasz stał się znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia”.
Jezus porównuje w dzisiejszym fragmencie znak proroka Jonasza do swego znaku – a jest nim śmierć i zmartwychwstanie.
Tak jak po trzech dniach w brzuchu ryby na dnie oceanu Jonasz zmartwychwstał, a jego widok zwrócił mieszkańców Niniwy ku Bogu, kiedy zobaczyli człowieka zmiażdżonego przez życie, ukrzyżowanego, ogołoconego; tak samo i Jezus ma stać się znakiem sprzeciwu dla Izraelskiego – zmiażdżony przez życie, ukrzyżowany, ogołocony, zabity, ale po trzech dniach powstaje z grobu
i zmartwychwstaje do Nowego Życia!
„Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz». Jezus piętnuje przewrotność plemienia izraelskiego, wypomina im to że na własne oczy widzą znaki i cuda, jakie On czyni, słyszą naukę a jednak powątpiewają i nie potrafią – a właściwie nie chcą uwierzyć w Jego Mesjańskie posłannictwo, bo Jezus nie pasuje im do ich ram i norm jako Mesjasz i Zbawiciel.  jednocześnie zobaczyli zwycięstwo nad śmiercią. Większego znaku nie ma. Nie ma większej łaski. Prosimy o mało, gdy możemy otrzymać wszystko. Widzimy detale, ale dopiero cały obraz pełen jest nadziei.
Pochyleni nad Słowem Pańskim spróbujmy spojrzeć na to dzisiejsze rozważanie w kluczu: Jonasz – Chrystus – ja…
Jonasz uciekał przed Bogiem, ale zmiażdżony Jego laską wypełnił misję, Jezus posłuszny woli Ojca przychodzi, aby przez mękę, śmierć i zmartwychwstanie dokonać naszego usprawiedliwienia.
A ja? Czy potrafię rozpoznać w swoim sercu i otworzyć swój umysł na to, czego Bóg oczekuje – czego wręcz zażąda ode mnie? Czy umiem być posłuszny woli Ojca w moim życiu? Czy czasem jak Jonasz nie buntuję się i nie uciekam przed Jego wolą, Jego decyzją, Jego głosem? Czy potrafię jak Jezus w Ogrójcu powiedzieć:
„Ojcze nie moja, ale twoja wola niech się spełni”?
Prośmy gorąco, abyśmy idąc wielkopostną drogą odkryli na nowo w sobie postawę uległości i posłuszeństwa woli Ojca, abyśmy na wzór Jonasza i samego Jezusa uczyli się wypełniać Jego wolę i realizować wg jego zamysłu naszą misję, nasze zadania, które nam powierzył – do samego końca:

Panie Jezu, wołam do Ciebie z głębokości mojego życia, z dna mojego upadku, z otchłani śmierci. Udzielaj mi nieustannie łaski, bym dojrzał znak Jonasza, znak Twojego zmartwychwstania. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

 Homilia na VII niedzielę zwykłą

„Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą”

Pobożni Żydzi dodali do Dekalogu 613 przepisów prawa i w swojej gorliwości starają się na co dzień je wypełniać. Wierni muzułmanie pięć razy dziennie – bez względu na miejsce i okoliczności – odrywają się od swoich zajęć i wezwani głosem muezzina rozpoczynają modlitwę z twarzą skierowaną ku Mekce. Buddyści wytrwale praktykują techniki medytacyjne, a wielu rodziców wysyła swoje dzieci do klasztorów na wielomiesięczne nauki życia.
Jesteśmy słabsi w wypełnianiu prawa, mniej gorliwi w modlitwie, niewielu troszczy się o medytację. Co więc odróżnia naśladowców Jezusa, od wyznawców innych religii? Wyróżnikiem chrześcijanina jest jedno najważniejsze przykazanie: przykazanie miłości Boga i bliźniego. Wiele na kartach Pisma Świętego zostało powiedziane na temat miłości Boga do człowieka. W dzisiejszej  fragmencie Ewangelii słyszymy bardzo trudny tekst, dotykający zagadnienia miłości nieprzyjaciół. Co kryje się za tym stwierdzeniem: miłość nieprzyjaciół? „Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to należy się wam wdzięczność? I jeśli dobrze czynicie tym tylko, którzy wam dobrze czynią, jaka za to należy się wam wdzięczność? I grzesznicy to samo czynią”.
Bardzo łatwo jest nam miłować osoby względem nas życzliwe, w których towarzystwie czujemy się bezpiecznie, z którymi dobrze się dogadujemy. O wiele trudniej nam miłować i wybaczyć tym, którzy nie są dla nas życzliwi, z którymi jesteśmy skłóceni, którzy – mówiąc językiem dzisiejszej Ewangelii – są naszymi nieprzyjaciółmi.
Pewnie niejednokrotnie sami tego doświadczamy, jak ludzie, którzy pracują ze sobą, spotykają się tylko dlatego, że muszą, a w głębi duszy oczy by sobie wydłubali. Natrafiając na programy informacyjne czy o tematyce politycznej, sami możemy dostrzec, jak jeden drugiego obraża, wyśmiewa, jak stara się uczynić drugiego mniej wartościowym człowiekiem. Nie potrzeba nam szukać aż tak daleko. Ile konfliktów i podziałów w naszych domach i rodzinach…
I tu możemy spotkać osoby, które ze sobą nie rozmawiają, nie mogą na siebie patrzeć, unikając siebie nawzajem czasem przez wiele lat, żyjąc pod jednym dachem. Nie mówiąc o sąsiedzkich kłótniach waśniach i animozjach.
I właśnie dla nas rozbitych wieloma trudnościami w miłowaniu drugiego człowieka jest dzisiejsza Ewangelia. Jezus Chrystus chce każdemu z nas powiedzieć, abyśmy czynili innym tak, jak byśmy sami chcieli, by i oni nam czynili. Dlatego kieruje do nas zachętę: „ Błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Módlcie się za tych, którzy was oczerniają”. Grzech języka to współczesny największy dramat katolików. Sami doświadczamy tego, jak łatwo drugiemu człowiekowi przyszyć łatkę, jak go można obmówić, oczernić, powtarzać niesprawdzone plotki, własne domysły i wymysły, jakże często wyssane palca.
Ilu ludzi przez takie pomówienia popadło w depresję i załamanie nerwowe, ilu młodych po oczernianiu w internecie targnęło się na swoje życie, ilu musiało wyjechać z danej miejscowości lub zmienić pracę, bo ludzie żyć nie dawali! A jak się okaże nieprawdą – to ciężko przyznać się do winy i powiedzieć choćby jedno małe  „sorry”, ale najlepszym usprawiedliwieniem jest stwierdzenie: „przecież ja żartowałem” Rozmawia ze sobą dwóch kolegów i jeden mówi do drugiego: „Mnie się wydaje, mam takie wrażenie, że ten człowiek obmawia mnie za moimi plecami i robi mi krecią robotę”. Drugi kolega przerywa mu i mówi: „Jak słusznie zauważyłeś – Tobie się wydaje i Ty masz takie wrażenie – nie masz żadnych dowodów, że ta osoba cię oczernia. A nawet w sądzie nie skazuje się człowieka, jeśli mu wcześniej nie udowodniono winy”. Ktoś może powiedzieć: łatwo się mówi, trudniej to wcielić w życie. Jak kogoś kochać i szanować, jak z kimś żyć, skoro on mi taką krzywdę wyrządził? Mamy tyle pięknych przykładów: jak przebaczenie Ali Agcy po zamachu przez Jana Pawła II, jak przebaczenie znanej piosenkarki Eleni chłopakowi swojej ukochanej córki, którą zabił, czy wreszcie przebaczenie z krzyża Jezusa wobec oprawców czy Dobremu Łotrowi. Wzruszamy się, jesteśmy pełni podziwu – ale jak trzeba pokazać swoim przykładem, dać świadectwo – następuje u nas blokada – w życiu, nie umiem, nie jestem tak wspaniałomyślny. Tymczasem nie zdajemy sobie sprawy, że prawdziwa miłość nieprzyjaciół połączona z przebaczeniem przynosi nam duchowe korzyści. To przede wszystkim daje nam prawdziwe wewnętrzne uzdrowienie i uwolnienie. Człowiek, który umie przebaczyć, wypełniając przykazanie miłości nieprzyjaciół, przede wszystkim sam się oczyszcza i widzi, jak go to zranienie potężnie bolało, blokowało i zniewalało, jak cierpiał i jak się z tym czuł źle. Tak ważna jest modlitwa uzdrowienia wspomnień. I tak jak wielokrotnie w naszym życiu przebacza nam Pan Bóg, nie gorsząc się naszymi odejściami, naszą obojętnością wobec Niego, tak samo i my powinniśmy – ze względu na miłość Pana Boga – przebaczać  i tym samym uczyć się miłować naszych nieprzyjaciół. Św. Augustyn w swoich Wyznaniach pisze: „Szczęśliwy jest człowiek, który kocha Ciebie, a przyjaciela w Tobie, nieprzyjaciela zaś ze względu na Ciebie. Tylko taki człowiek bowiem niczego, co jest mu drogie, nie traci, bo wszyscy są mu drodzy w Tym, którego utracić nie można”.
Niemiecki filozof Arthur Schopenhauer w dziele „O podstawie moralności”, człowieka przebaczającego nieprzyjaciołom nazywa wspaniałomyślnym: „Człowiek wspaniałomyślny, który przebacza nieprzyjaciołom i za złe dobrem płaci, człowiek taki zasługuje na największą pochwałę: poznał on bowiem swoją własną istotę nawet tam, gdzie ta istota stanowczo się go wyparła”.
Prośmy w tę dzisiejszą niedzielę, abyśmy umieli każdego dnia czynić choć jeden mały kroczek w miłowaniu każdego człowieka, a szczególnie w przebaczaniu i okazywaniu miłosierdzia wobec naszych nieprzyjaciół.

Panie Jezu, Ty uczysz mnie przekraczać moje możliwości. Wiesz, że nie umiem kochać tych, którzy mnie ranią, ani wybaczać tym, którzy mnie nie kochają, a jednak dajesz mi łaskę, by Twoje wezwanie stawało się we mnie ciałem. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

Homilia na II Niedzielę zwykłą – 16 stycznia 2022

„Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie”
Kościół od samego początku pojawienia się Zbawiciela widział jako epifanię, czyli objawianie się Mesjasza światu. Trzeba dostrzec, że Jezus pierwszego cudu nie dokonał ani w synagodze, ani w świątyni, lecz uczynił to w domu weselnym. Zauważmy, że w Kanie Galilejskiej uczestnicy wesela znaleźli się w zasięgu oddziaływania Chrystusa. Gdyby w Kanie Galilejskiej odbywało się wesele ludzi bogatych i zapobiegliwych, którym nigdy niczego nie zabrakło, Jezus nie mógłby uczynić pierwszego cudu. Tymczasem trafiło na ludzi młodych i ubogich. „A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa rzekła do Niego: «Nie mają wina»”. Gdyby zabrakło tej jednej osoby o sercu czystym jak serce dziecka i o mocnej wierze – czyli Maryi, gotowej poprosić o niemożliwe, to Jezus nie uczyniłby cudu. «Napełnijcie stągwie wodą».
I napełnili je aż po brzegi.: «Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu». Ci więc zanieśli
. Gdyby słudzy, zamiast natychmiastowego i całkowitego posłuszeństwa, odmówili napełnienia naczyń wodą albo wypełnili je tylko do połowy, Jezus miałby związane ręce. Ubóstwo pary młodej, czyste serce Matki Bożej i posłuszeństwo sług sprawiły, że cud w Kanie się wydarzył. Bóg miał szansę zadziałać. Taka jest Ewangelia…
Czy to było wyjątkowe wesele? Było wyjątkowe, bo Jezus, Syn Boży, był fizycznie na nim obecny i dokonał pierwszego cudu. Ale jednocześnie trzeba pamiętać, że jest On obecny na każdym ślubie i weselu, gdzie małżonkowie przez sakrament małżeństwa zapraszają Go do swojej wspólnoty.
Wydarzenie z Kany uczy nas, że nie ma takiej dziedziny życia, w której Chrystus nie byłby obecny… tak wygląda Kościół w Kanie Galilejskiej dziś…
Małżonkowie, którzy pielgrzymują do Ziemi Świętej, w Kanie Galilejskiej odnawiają swoją przysięgę małżeńską. W każdym małżeństwie powtarza się wydarzenie z Kany. Rozpoczyna się ono w radości i entuzjazmie /czego symbolem jest wino/, lecz początkowa euforia, podobnie jak wino w Kanie, wraz z upływem czasu zużywa się i zaczyna jej brakować. Coraz częściej więc robi się rzeczy już nie z miłości oraz z radością, ale z nawyku.
Jeśli tego zabraknie, to małżeństwo, rodzinę może ogarnąć zwyczajna szarość i nuda. A najgorsze jest wtedy, jeżeli do zaoferowania ma się jedynie zmęczenie, narzekania i zgorzknienie.
Zapytano pewnego doświadczonego profesora – psychologa rodziny – co buduje i co rozbija więź między ludźmi. Odpowiedział: „Zawsze buduje wzajemna troska, pomoc i gotowość do poświęcenia, ofiary. Najgorzej gdy w nasze życie wkrada się nadmierna chęć posiadania – czyli pieniądze często połączone z wygórowanymi ambicjami – bo wtedy tak łatwo w domu w rodzinie, w sąsiedztwie wejść na drogę konfliktu i nieporozumienia – a wtedy to już tylko dramat i nędza. I to jest największe zagrożenie współczesnego świata – nie wojny, nie konflikty zbrojne, zamachy terrorystyczne, pandemie, kataklizmy – ale chęć posiadania pieniędzy i wygórowane ambicje”.
Zawsze możemy na nowo zaprosić Jezusa na swoje gody! Jeżeli jest obecny, zawsze można Go poprosić, żeby powtórzył cud z Kany i przemienił wodę w wino. Wodę przyzwyczajenia, rutyny, oziębłości w wino miłości, ofiarności i radości wspanialszych niż początkowe, podobnie jak wino rozmnożone w Kanie.
Co tak naprawdę oznacza zaproszenie Jezusa na swoje wesele?
Oznacza ono otaczanie szacunkiem w swoim domu Ewangelii, wspólną modlitwę, przystępowanie do sakramentów, uczestniczenie w życiu Kościoła. Nie zawsze małżonkowie są na tym samym poziomie religijnym. Może warto się jednak pomodlić /temu też służy nasza Wizyta Duszpasterska w świątyni/, aby  Jezus stał się jak najszybciej przyjacielem także współmałżonka, a może naszych dzieci, które gdzieś w meandrach zachłysnęły się wolnością i pogubiły się na swoich drogach. Może warto na nowo Jezusa zaprosić jak na Wesele w Kanie Galilejskiej, ażeby pomógł nam uporządkować nasze życie i na nowo stał się przyjacielem naszego domu i naszej rodziny!
Panie Jezu, Ty na weselu w Kanie Galilejskiej pokazałeś, jak łatwo smutek może zamienić się w radość, a wstydliwy brak i głód – w sytość i obfitość. Bądź moim największym przyjacielem i przemieniaj w wodę życia moje codzienne problemy, bolączki i trudy. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

Homilia na Boże Narodzenie – Msza w dzień

„Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga”.

„Na początku było Słowo” – Św. Jan objawia nam wielką prawdę o tym, że Bóg jest u początku wszystkiego. Prawda, która dotyczy istnienia każdego z nas. „Odwieczne Słowo stało się małe – tak małe, że zmieściło się w żłobie. Stało się dzieckiem, aby Słowo było dla nas uchwytne. W ten sposób Bóg uczy nas kochać maluczkich. Tak uczy nas kochać słabych” (Benedykt XVI).
Na drogach naszego życia potrzebujemy Odwiecznego Słowa. Potrzebujemy Jego światła i miłości. Człowiek się gubi bez Bożego światła i prawdy. Bóg stał się dla nas darem. Ofiarował samego siebie, abyśmy nie byli sami. Ofiarował nam siebie, aby nas zbawić. „Znakiem prawdziwego Boga jest Dziecię Jezus. Odwieczne Słowo stało się małe – tak małe, że zmieściło się w żłobie. Stało się dzieckiem, aby Słowo było dla nas uchwytne. W ten sposób Bóg uczy nas kochać maluczkich. Tak uczy nas kochać słabych” (Benedykt XVI).
Tajemnica Wcielenia to Dobra Nowina dla całego świata.
My jednak przychodzimy do tej świątyni, aby obudzić się z tzw. duchowego letargu, z obojętności, i stanąć u stóp Bożego Dzieciątka. Czyż nie jest to najważniejsza i najpiękniejsza wiadomość naszego życia?! /przykład o pogodzeniu się dwóch sióstr/.
Moi drodzy to tylko opowiadanie, ale zachęca nas do tego, abyśmy do reszty nie dali się zwariować w tym oszalałym świecie, nie nakręcali spirali strachu lęku i złości, nie zamykali się przed sobą, ale abyśmy w tym trudnym okresie niepokojów i widma niszczącej życie ludzkie pandemii, odnaleźli pierwiastek rodzącego się Życia – Jezusa, który w trudnych warunkach przychodzi na świat w  zimnie i chłodzie, otoczony nie tylko parą woła i osiołka, ale przede wszystkim miłością kochających go: Maryi i Józefa. Święta Bożego Narodzenia to najprawdziwsze święta rodzinne, w pięknej zimowej szacie – otoczmy siebie płaszczem miłości, pokoju, wzajemnego szacunku i zrozumienia i bądźmy dla siebie darem, abyśmy w tej najważniejszej wspólnocie domowej i rodzinnej doświadczyli prawdziwego szczęścia z bycia razem. Bo to jest największy dar i największe szczęście otrzymane od Boga – dar wspólnoty rodzinnej.

Jezu, Odwieczne Słowo, stałeś się dla mnie małym dzieckiem. W ten sposób pokazujesz mi swoją miłość i uczysz kochać to, co małe. klękam dziś przed Tobą z pokorą i prostotą sera, klękam przed tobą z wielką nadzieją, klękam ze łzami radości i dziękuję Ci za Twoją Wielką Miłość, za to, że dla mnie stałeś się człowiekiem. Otwieram Ci moje serce, i zapraszam Cię do niego abyś w nim zamieszkał i został tu na zawsze. Amen.

Homilia na Boże Narodzenie – o świcie

„Gdy aniołowie odeszli od nich do nieba, pasterze mówili między sobą: «Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, co się tam zdarzyło i o czym nam Pan oznajmił».
Pasterze byli wtedy traktowani jak ludzie trzeciej kategorii, nieczyści i grzeszni. Ale to właśnie im – prostym ludziom Bóg objawił przez anioła najważniejszą prawdę, która dokonała się tej nocy. Dziś także Bóg ze wspaniałą wiadomością przychodzi także do Ciebie i do mnie – do Nas. Nasze zadanie na dziś: to odnaleźć Boga! Odnaleźć Boga. Odnaleźć Betlejem. To właściwa droga dla człowieka wiary. Wielkie tajemnice dokonują się w ciszy i pokorze.
„Udali się też z pośpiechem i znaleźli Maryję, Józefa oraz leżące w żłobie Niemowlę. Gdy Je ujrzeli, opowiedzieli, co im zostało objawione o tym Dziecięciu”.
Pasterze odnajdują Boga, bo są posłuszni nakazom anioła. My także w posłuszeństwie powinniśmy kroczyć drogami Bożymi. Jeśli potrafimy zaufać Bogu, to zawsze będziemy gotowi na nieoczekiwaną przyszłość. Czy wraz z pasterzami z Betlejem odnaleźliśmy już Maryję, Józefa i Niemowlę? Czy odnalazłem Boga w moim sercu?
„Znakiem Boga jest potrzebujące pomocy, ubogie Dziecko. Odwieczne Słowo stało się małe – tak małe, że zmieściło się w żłobie. Stało się dzieckiem, aby Słowo było dla nas uchwytne. W ten sposób Bóg uczy nas kochać maluczkich. Tak uczy nas kochać słabych” (Benedykt XVI). Znakiem prawdziwego Boga jest Dziecię Jezus.
Tajemnica Wcielenia to Dobra Nowina dla całego świata.  My jednak przychodzimy do tej świątyni, aby obudzić się z tzw. duchowego letargu, z obojętności, i stanąć u stóp Bożego Dzieciątka.
Czyż nie jest to najważniejsza wiadomość naszego życia?!
„Była Wigilia… Mały  chłopiec przyszedł na pasterkę do wiejskiego kościółka. Wszyscy wiedzieli, że spotkała go tragedia. W czasie wojny zginęli jego rodzice, a on jedynie ocalał, kiedy skrył się w lesie. Przyjęli go pod swój dach jego sąsiedzi – dobrzy ludzie, ale chłopiec był trochę nieufny i dziki, traktowany przez wieś jako sierota, przybłęda i często wystawiany przez innych na pośmiewisko.. Klęczał blisko szopki i wpatrywał się w żłóbek, gdzie leżało Boskie Dzieciątko. Kiedy skończyła się liturgia sprawowana w języku łacińskim i mało kto rozumiał z tych modlitw, które kapłan odmawiał przy ołtarzu; kiedy ludzie zaczęli wychodzić z kościoła i głośno rozmawiać, składać sobie życzenia, gdy kościelny dzwonił kluczami i dawał znak, że zaraz będzie zamykał; on cały czas klęczał i wpatrywał się w Jezuska. Nagle wstał, wybiegł przed kościół i zaczął wołać: Ludzie gdzie wy idziecie! Zapomnieliście po coście tu przyszli? Przecież Jezus się narodził i sam ma zostać w tej zimnej stajence? On was kocha, a wy co już do domu się śpieszycie? Nie zostawiajcie go samego!” Jedni zaczęli się śmiać, że głupi się wyrwał, inni popukali w czoło i szukali swoich sań, ale kilka osób wróciło i pomodliło się przy szopce – ku niezadowoleniu kościelnego…
Jednak coś, dotarło do ludzi…Bo w dzień Bożego Narodzenia i na Szczepana po zakończonym nabożeństwie wiele osób zostawało jeszcze na chwilę w kościele i podchodziło do żłóbka, aby Jezus nie był sam tego dnia…”
Moi drodzy to tylko opowiadanie, ale zachęca nas do tego, abyśmy do reszty nie dali się zwariować w tym oszalałym świecie, nie nakręcali spirali strachu lęku i złości, nie zamykali się przed sobą, ale abyśmy w tym trudnym okresie niepokojów i widma niszczącej życie ludzkie pandemii, odnaleźli pierwiastek rodzącego się Życia – Jezusa, który w trudnych warunkach przychodzi na świat w  zimnie i chłodzie, otoczony nie tylko parą woła i osiołka, ale przede wszystkim miłością kochających go: Maryi i Józefa. Święta Bożego Narodzenia to najprawdziwsze święta rodzinne, w pięknej zimowej szacie – otoczmy siebie płaszczem miłości, pokoju, wzajemnego szacunku i zrozumienia i bądźmy dla siebie darem, abyśmy w tej najważniejszej wspólnocie domowej i rodzinnej doświadczyli prawdziwego szczęścia z bycia razem. Bo to jest największy dar i największe szczęście otrzymane od Boga – dar wspólnoty rodzinnej.

Panie Jezu, Boskie Dzieciątko, które tej Nocy rodzisz się w ubogim Betlejem, klękam dziś przed Tobą z pokorą i prostotą sera, klękam przed tobą z wielką nadzieją, klękam ze łzami radości i dziękuję Ci za Twoją Wielką Miłość, za to, że dla mnie stałeś się człowiekiem.
Otwieram Ci moje serce, i zapraszam Cię do niego abyś w nim zamieszkał i został tu na zawsze. Amen.

Jezu, wraz z pasterzami pragnę Ci dziś oddać pokłon i zaprosić do swojego serca.