„Wielu Samarytan z owego miasta zaczęło w Niego wierzyć dzięki słowu kobiety”.
Kim była kobieta z dzisiejszej Ewangelii? Nie wiemy o niej zbyt wiele, ale fakt, że miała wielu mężów, może świadczyć o tym, że albo prowadziła życie bardzo rozwiązłe, albo po prostu szukała szczęścia i nie mogła go znaleźć. Była osobą samotną, której życie było poplątane. Samarytanka przeżyła sporo i „zaliczyła” kilka rozczarowujących „miłosnych przygód”. Wtrąciły ją one w opłakany stan. Doszło do tego, że nawet po zwykłą wodę chodziła do studni wtedy, gdy nie było tam innych kobiet z miasteczka. Bała się ich spojrzeń i osądów. I oto dla kogoś takiego jak ona zaczął się nowy rozdział życia. Sprawił to Jezus, który ma prozaiczny powód – chce ugasić pragnienie, dlatego woła: „Daj Mi pić!”
Kobieta delikatnie stawia opór, nawiązując do relacji jakie panowały między Żydami a Samarytanami: „Jakżeż Ty, będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić?” Te słowa to swoistego rodzaju zaczepka – ona zachowuje dystans, bo nie zna Jezusa, ale podświadomie jest ciekawa Jego odpowiedzi.
Czuła się przybita i zagubiona; a Jezus pojawił się w punkt – w odpowiednim momencie jej życia i subtelnie nawiązując do jej źle ustawionego pragnienia miłości, otwarł ją na miłość prawdziwą; miłość, której źródłem jest sam Bóg.
Św. Ojciec Pio mówił często: „Wszystko jest grą miłości. Tak, z punktu widzenia Boga i Jego świętych, wszystko jest grą miłości. Bogu zawsze chodzi o miłość; by ją zaofiarować i pobudzić do wzajemności”.
Dziś otrzymujemy jasny komunikat od Zbawiciela: Jezus mnie kocha i z miłości oddaje za mnie swoje życie, abyśmy nie umarli z pragnienia. Chrystus daje konkretną wskazówkę, jak dojść do źródła wody żywej: „Miłosierdzia pragnę, nie krwawej ofiary, poznania Boga bardziej niż całopaleń” Mamy najwspanialszy dar pozostawiony przez Jezusa – sakrament pojednania, gdzie jest żywe źródło bezmiaru Bożego Miłosierdzia, który otwiera serca na nasze pragnienia. O tym pisze właśnie Św. Paweł: „Chrystus bowiem umarł za nas, jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdy jeszcze byliśmy bezsilni. Bóg zaś okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdy byliśmy jeszcze grzesznikami”.
Zastanówmy się: czy patrząc na postać Samarytanki, nie dostrzegamy w niej podobieństwa do siebie? Przecież wszyscy – jak tu jesteśmy –pragniemy miłości drugiej osoby, a często znajdujemy rozczarowanie i samotność. Pragniemy dobra i szczęścia dla samych siebie i dla naszych bliskich, a czynimy zło, które przynosi chaos i niepewność, ranimy innych zadając im, a także sobie ból i cierpienie. Pragniemy zaspokoić nasze pragnienie wodą tego świata. Kuszą nas: duże pieniądze, luksusowe warunki życia, przelotne romanse, pornografia, ciągłe imprezowanie pod pozorem tzw. integracji, szukanie rozwiązania problemów w alkoholu, narkotykach, czy innych używkach, szukanie przyjaźni czy przelotnych znajomości w mediach społecznościowych, błyszczenie wyglądem, sukcesem i stylem życia. Czy to takie złe, że przez chwilę chcemy poczuć się jak gwiazdy kina, show biznesu, celebryci – którzy np. za kilka godzin pojawią się na słynnym dywanie Gali Rozdania Oscarów. A przecież wiemy, że to jest jaskinia próżności, tak wielu z nich umiera w samotności i niezrozumieniu, nie wytrzymuje nerwowo, popełnia samobójstwa, nie potrafiąc zrozumieć, że ich czas się skończył, bo nie wiedzieli kiedy zejść ze sceny niepokonanym?!
To jest woda świata, która nie ugasi pragnienia naszego serca. Czy czujemy to? Czy wierzymy Jezusowi, który mówi do Samarytanki: „O, gdybyś znała dar Boży i wiedziała, kim jest Ten, kto ci mówi: Daj Mi się napić!, to prosiłabyś Go, a dałby ci wody żywej”.
Katechizm KK nawiązując do wydarzenia przy studni Jakuba, mówi o dokonującym się cudzie modlitwy, czyli o czymś, co jest w tym życiu najgłębsze i najwznioślejsze: „«O, gdybyś znała dar Boży!» (J 4,10). Cud modlitwy objawia się właśnie tam, przy studni, do której przychodzimy – jak Samarytanka – szukać naszej wody: tam Chrystus wychodzi na spotkanie każdej ludzkiej istoty; On pierwszy nas szuka i to On prosi, by dać Mu pić. Jezus odczuwa pragnienie, Jego prośba pochodzi z głębokości Boga, który nas pragnie. Modlitwa – czy zdajemy sobie z tego sprawę czy nie – jest spotkaniem Bożego i naszego pragnienia. Bo Bóg pragnie, abyśmy Go pragnęli”.
To zdjęcie obiegło cały świat w internecie – autentyczna postawa chłopca na modlitwie, sprawiła, że jego wierny pies chciał naśladować swego pana.
Modlitwa ma wypływać z mojego wnętrza: postawę prawdziwej autentycznej modlitwy mamy wtedy, kiedy jesteśmy skupieni, wyciszeni, skoncentrowani i nastawieni na prawdziwą rozmowę z Bogiem, kiedy mamy czas dla Niego – kiedy potrafimy się oderwać od zajęć, od telefonu, od komputera, od wciągających seriali – i poświęcić czas dla niego. Ile czasu spędzamy każdego dnia dla modlitwie – i dlaczego tak mało? Czy w tej otaczającej nas rzeczywistości, kiedy mamy widmo zła grzechu, przemocy, rozwiązłości, wojny, nienawiści, niszczenia i deptania ideałów i autorytetów jest jakieś rozwiązanie? Jest nią żywa woda – moja osobista modlitwa – żywa woda, która zaspokaja moje pragnienie miłości i pokoju. I znowu wracamy do Św. Ojca Pio, który podkreślał, że tylko świadomość bliskości Boga na modlitwie pomoże nam przetrwać najtrudniejsze czasy: „Choćby cały świat wywrócił się do góry nogami, choćby ciemności ogarnęły wszystko; nic nie powinno napawać twej duszy niepokojem, gdyż Bóg jest z tobą”.
Prośmy o to, abyśmy stale o tym pamiętali:
Boże, Ty pragniesz czcicieli, którzy będą Cię wielbili w Duchu i prawdzie. Niech Duch Święty pouczy mnie, jak stanąć w prawdzie o samym sobie, bym nie udawał lepszego ani gorszego niż w rzeczywistości jestem. Ale przez modlitwę – rozmowę z tobą potrafił zaspokoić moje duchowe pragnienie. Amen.