„Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie”.
Jezus wie, kim jest i skąd pochodzi oraz dlaczego został posłany. Określa siebie prorokiem. Dlatego powraca do swoich rodzinnych stron, nie odcina się od swoich korzeni, wie doskonale skąd pochodzi i jak wyglądało jego dzieciństwo, lata dorastania. Kiedy w dniu szabatu wszedł do synagogi, aby nauczać to wielu jego rodaków, miało duże wątpliwości co do jego prorockiej misji i mesjańskiego powołania:
„Skąd to u Niego? I co to za mądrość, która Mu jest dana? Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?. I powątpiewali o Nim”.
Pan Jezus nie został rozpoznany, a wręcz został zlekceważony w swoim rodzinnym Nazarecie. I nie mógł dokonać żadnego cudu, jak to czynił w innych miejscach; jedynie – jak pisze ewangelista – na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich.
Jezus jest zdziwiony ich postawą niedowiarstwa.
Również przez nas ma się objawiać godność prorocka Jezusa, w którą zostaliśmy włączeni w dniu chrztu. Czy nie boimy się tej misji?
Czy w ogóle zdajemy sobie z niej sprawę? Czy nie obawiamy się odrzucenia, gdy mamy bronić prawdy? Kiedy prawda jest kwestionowana, zakazuje się jej głoszenia, zmusza do poprawności
w mowie, stajemy przed wyborem: milczenie i wygoda czy obrona i trudności?. Często, niestety, wybieramy milczenie, bo tak jest łatwiej, ale wtedy nie jesteśmy już prorokami. Tę godność wolimy oddać
za chwilę spokoju. Jaka jest nasza miłość do prawdy, ile ona w rzeczywistości dla nas znaczy, możemy dowiedzieć się, gdy stajemy oko w oko z kimś, kto kwestionuje prawdę, kiedy zostajemy sprowokowani, by opowiedzieć się za nią bądź się jej wyprzeć.
„Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony”.
Często na naszych oczach prawda bywa tak lekceważona, bo jest bardzo trudno być prorokiem we własnej ojczyźnie – czyli w swoim domu, sąsiedztwie, otoczeniu, środowisku pracy, w swojej szkole – bo inni nie potrafią zrozumieć, albo po prostu nie chcą przyjąć do wiadomości, że ktoś z ich podwórka, z otoczenia; ktoś, kogo dobrze znają nagle zaczyna mówić im prawdę, upominać, stawiać do pionu, krytykować ich postawę – przecież Ty lepszy od nas nie jesteś, jesteś taki sam jak my, to dlaczego masz czelność nas upominać? Kto ci dał takie prawo? Nie przyszło im do głowy, że to może właśnie sam Bóg stawia na ich drodze kogoś, kogo dobrze znają, aby po ludzku przemówił im do rozsądku – powiedział prawdę, która jest bolesna, ale w bólu rodzą się dobre rzeczy i jest to jedyna okazja do przemiany i nawrócenia.
Abp Fulton J. Sheen w książce: „365 refleksji na każdy dzień roku” pod dzisiejszą datą, napisał: „Zycie to niezwykły spektakl, podczas którego mamy okazję powiedzieć wieczności: „TAK” lub „NIE”> Wpuszczając światło do oka, muzykę do ucha, i pokarm do żołądka, udoskonalamy każdy z naszych organów, na podobnej zasadzie, napełniając umysł Prawdą a wolę – Mocą, stajemy się czymś więcej niż stworzeniem; stajemy siłę uczestnikiem Boskiej Natury”.
Prośmy gorąco, abyśmy wpatrując się w Jezusa, który nie został dobrze przyjęty w Nazarecie, nie zrażali się trudnościami w głoszeniu prawdy, ale jak On – szedł dalej, obchodził okoliczne wsie i nauczał – potrafili wypełniać swoje zadania związana z misją głoszenia Jego nauki:
Panie Jezu, całe życie dojrzewam do misji bycia prorokiem. Prorocy Starego Testamentu zawsze bronili prawdy, znosząc prześladowania, oddając za nią życie. Zabierz mój lęk przed byciem prorokiem, obrońcą prawdy Ewangelii. Panie chcę mówić absolutnie „TAK” wszystkiemu, co dla mnie przewidziałeś. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.