„Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie”. Uczniowie czuli, że są szczęściarzami. Dlatego, że byli blisko Jezusa. Wszyscy widzieli, że są dla Niego ważni. Cieszyli się wyjątkową pozycją. Zapewne byli z tego powodu bardzo dumni. Ciekawe, że Jezus o szczęściu zaczyna mówić wtedy, gdy przybliżyli się do niego właśnie ci wybrani. I nagle jak grom z jasnego nieba słyszą z ust Jezusa słowa, których w życiu by się nie spodziewali: Błogosławieni ubodzy w duchu… Błogosławieni, którzy się smucą… Błogosławieni cisi… Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości… Błogosławieni miłosierni… Błogosławieni czystego serca… Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój…Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości…
Czy przypadkiem nie zrzedły im miny, gdy usłyszeli: „Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie?”
Na pewno byli zdumieni, tym co Jezus mówi. Bo co to za perspektywa i wizja szczęścia: Cieszcie się, gdy jesteście cierpiący i udręczeni, łagodni, sprawiedliwi, miłosierni, czyści, pełni pokoju, prześladowani, znieważani, oczerniani? Czy o takim szczęściu marzyli apostołowie? A my? Jakiego szczęścia pragniemy?
Świat oddziałuje przez ukazanie wizji szczęścia i fascynację:
– mass mediami: telewizją, reklamą, smartfonem, Internetem, pornografią, kolorową prasą, plotkami z życia gwiazd;
– luksusową willą z basenem, ogrodem i samochodem;
– wypoczynkiem, rekreacją, tzw. zresetowaniem po tygodniu zajęć, integracją;
– intensywną pracą, kreatywnością i przebojowością, rozwojem kariery zawodowej, zdobywaniem kolejnych szczebli awansów;
– życiem bez żadnych zobowiązań – na luzie.
Problem pojawia się wówczas, gdy człowiek w pogoni za tą pseudo-wizją szczęścia, nagle uświadamia sobie, że zaniedbał swoje życie rodzinne – małżonkowie, rodzice, dzieci oddalili się od siebie; zaniedbał swoje życie duchowe, jest z dala od Boga i od wartości, w których został wychowany, stoi na krawędzi rozpaczy, bo został sam, a to co robił stało się – jak fatamorgana na pustyni – wizją, która nagle zniknęła. I nagle ludzie zgłaszają się do poradni, szukają specjalistów, terapeutów, psychologa, bo coś im uciekło, umknęło, bo czują się na pozycji przegranej.
Nie tak miało być – a miało być tak pięknie!
Znany duszpasterz osób wykluczonych i uzależnionych – ks. Guy Gilbert mówił: „Jezus wychodził zawsze do ludzi. Jezus był zawsze po stronie tych, którzy przegrywają. A Kościół musi o tym stale pamiętać i być po stronie przegranych…”
Nadzieją dla osób przegranych w życiu jest to co proponuje nam dziś Jezus – zupełnie inna wizja szczęścia i radości – tylko Bóg ją może nam dać i nie tu na ziemi, ale w wieczności.
Bł. Stefan Wyszyński napisał: „Ewangeliczne Osiem Błogosławieństw Jezusa to uniwersalny program dla wszystkich wierzących na XXI wiek”. Czy to jest rzeczywiście nasz program?
Czy to jest nasza droga, którą chcemy podążać za Chrystusem? Czy nasze marzenie, aby być blisko Jezusa, mające swój konkretny wyraz w gorliwej pobożności, jaką się odznaczamy, jest gotowe zaakceptować „szczęście jest w niebie gdy cierpisz na ziemi?”
Czy nadal je odczuwamy, gdy nikt nas nie widzi i nie może nas pochwalić? Gdy nie brylujemy wśród innych ludzi? Zastanówmy się nad jednym zdaniem: Kluczem do szczęścia jest pokora w przyjęciu nauki samego Boga, bo tylko Jezus doskonale wie, co oznacza prawdziwe szczęście: Panie Jezu, ty wiesz, że prawdziwa wizja szczęścia jest w niebie; dlatego, z pokorą wołam: Jezu cichy i pokornego serca, uczyń serce moje według Serca Twego. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.