«Zaprawdę, powiadam ci: Dziś będziesz ze Mną w raju».
Bardzo często ci, którzy głęboko cierpią i przeżywają najstraszniejsze chwile swojego życia w godzinie śmierci, w rozpaczy i w lęku, gotowi są wobec Boga wykrzyczeć największe przekleństwa i nawet Mu urągać. Tak czynił jeden z dwóch złoczyńców, których urągał Jezusowi: «Czyż Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas». Zostaje jednak skarcony przez drugiego łotra, który mimo okrutnego cierpienia zdobywa się na autorefleksję: «Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież – sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił».
Tradycja przypisuje mu imię Dyzma, a my często nazywamy go Dobrym Łotrem, który w godzinie śmierci nawraca się i woła do Zbawiciela: «Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa». Dobry Łotr otrzymuje od Jezusa usprawiedliwienie
i przebaczenie grzechów oraz zapewnienie, że jeszcze tej godziny osiągnie zbawienie: «Zaprawdę, powiadam ci: Dziś będziesz ze Mną w raju». Bóg – widząc ból i gorycz człowieka cierpiącego – rozumie, że w jego wnętrzu, pod jego powierzchnią kryje się prawdziwa rozpacz i szalona potrzeba, by się objawił i uratował. Jeśli komukolwiek z nas zdarzyło się tak krzyczeć do Boga, czy w rozpaczy nawet Mu urągać, wygrażać Mu pięścią, to często był to krzyk rozpaczy: bo tak naprawdę szalenie pragnął, aby On przyszedł i uratował z tego krzyża. Bóg przebacza i uczy tego przebaczenia nas: „Panie ile razy mam przebaczyć z serca memu bratu – czy aż 7 razy? Nie mówię ci siedem razy, ale aż 77 razy!” To jest zaproszenie do zrozumienia sensu logiki Bożej miłości płynącej wraz z krwią z Chrystusowego Krzyża. Bóg który odpuszcza i przebacza nasze winy – pragnie abyśmy potrafili z serca wybaczyć naszym braciom i siostrom – a nie żyć w ciągłym sporze, złości i nienawiści. Paulo Coelho napisał kiedyś: „Przebaczenie jest dwukierunkową drogą, bo ilekroć przebaczamy komuś, przebaczamy również samemu sobie!”
To jest kolejny paradoks – Jezus Chrystus nie schodzi z tego krzyża, ale przez śmierć na drzewie hańby składa ofiarę przebłagalną za nasze winy, przez swoją wyniszczającą śmierć usprawiedliwia nas i daje przepustkę do wieczności. Chrystus, który króluje z krzyża pokazuje, że Jego Królestwo jest zupełnie inne, niż chcielibyśmy. Pokazuje, że cierpienie, ból i śmierć mają sens, jeśli prowadzą nas ku Królestwu Niebieskiemu. I jest sens cierpienia, doświadczenia i ofiary tu na ziemi, żeby tam w niebie trwać w wiecznym happy endzie – czyli w radości i szczęśliwości bez końca. Znana jest nam postać Alberta Chmielowskiego – wybitnego malarza, który postanowił poświęcić swoje życie ubogim jako Brat Albert. Jego szczerość jako artysty widać najbardziej w ostatnim, niedokończonym obrazie zatytułowanym „Ecce homo”. Chmielowski zaczął malować go we Lwowie w 1879 roku. Porzucił jednak prace w momencie wstąpienia do nowicjatu jezuitów w Starej Wsi na Podkarpaciu. Tam doznał załamania nerwowego i opuścił nowicjat. Po latach powrócił do zaczętego przed laty obrazu. W 1904 roku /25 lat od rozpoczęcia pracy nad Ecce homo/ niedokończony obraz przekazał arcybiskupowi lwowskiemu. Chmielowski świadomie nie skończył obrazu.
Wiedział, że to, co nosi w sercu, nie jest możliwe do pokazania na obrazie. Obraz na płótnie przedstawia umęczonego Chrystusa; widać w nim głębię i nastrój. Chmielowski w mistrzowski sposób wydobył cierpienie i smutek z udręczonej biczowaniem postaci Chrystusa okrytego szkarłatną szatą, z cierniową koroną na głowie, trzciną w ręce i splątanym sznurem na szyi. Największe wrażenie robi twarz Chrystusa, która – pomimo umęczenia i bólu – pozostaje pełna godności i wewnętrznego ciepła – miłości. Namalowany w półpostaci Chrystus został ukazany na tle antycznej architektury, z której pulsuje tajemnicze światło. Wydobywa się ono zza filara i sprawia wrażenie aureoli, która tworzy się wokół głowy Chrystusa. Całość obrazu utrzymana jest w zgaszonej kolorystyce.
Uroczystość Chrystusa Króla, przypadająca dziś, w ostatnią niedzielę roku liturgicznego, mówi nam, że motywem tego święta jest zrozumienie królewskiej misji Jezusa, która wyraża się w służbie oraz w ofierze za innych. Ten ewangeliczny przekaz ukazuje, że w najgłębszym chrześcijańskim sensie panować to znaczy służyć,a nawet oddać życie za innych. Święto Chrystusa Króla wprowadził papież Pius XI na zakończenie Roku Świętego, 11 grudnia 1925 roku. Celem było uznanie panowania i władzy Chrystusa zarówno w życiu osobistym chrześcijan, jak i całych społeczności. Miało ono służyć odnowie wiary, także w przestrzeni publicznej, która szczególnie narażona jest na wypieranie zeń wartości i zasad chrześcijańskich. Pius XI traktował ustanowienie święta także jako „lekarstwo na zagrożenia niesione przez coraz powszechniejsze prądy laicyzacyjne, zaprzeczające panowaniu Chrystusa nad ludami”. W związku z tym zachęcał do odnowy wszystkiego w Chrystusie. W 1969 r. papież Św. Paweł VI podniósł święto do rangi uroczystości, postulując czcić Chrystusa jako Króla Wszechświata.
Po reformie liturgicznej uroczystość została przeniesiona na ostatnią niedzielę roku liturgicznego. Święto Chrystusa Króla od samego początku było obchodzone w Polsce.
Kiedy za chwilę w wyznaniu wiary, w czasie niedzielnej Eucharystii, wypowiadamy słowa: „wstąpił do nieba; siedzi po prawicy Ojca. Stamtąd przyjdzie sądzić żywych i umarłych, a Królestwu Jego nie będzie końca”. Zaś w Modlitwie Pańskiej powtarzamy: „Przyjdź Królestwo Twoje”, to módlmy się gorąco o to, aby na nowo rozpaliła się naszą gorliwością wiara w to, że prawdziwa odnowa świata może dokonać się jedynie w Chrystusie zarówno w Kościele, ale i także w przestrzeni publicznej.
Panie Jezu Chryste, Ty znasz krzyk ludzkiej rozpaczy. Pozwól mi usłyszeć krzyk Twojej miłości. Spraw, aby na nowo odkrył Twoje Królowanie w moim sercu i zapragnął Tobie służyć na wieki.
Króluj nam Chryste zawsze i wszędzie. Amen.