Dziś stajemy nad wodami Jordanu i słyszymy głos z nieba: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”. Tymi słowami Bóg „autoryzował” i potwierdził dzieło, które wtedy się rozpoczynało. Dzieło zbawienia człowieka.
„Tyś jest mój Syn umiłowany” – te słowa odnoszą się też do nas, do każdego człowieka. Bóg zawsze pochyla się nad człowiekiem i jego nędzą. Dziś do mętnego, brudnego Jordanu naszego życia wchodzi Chrystus, by powiedzieć w jakiś szczególnie ciepły, intymny sposób: Tyś jest mój syn, moja córka umiłowana, w tobie mam upodobanie.
Chrystus wziął na siebie nasze, moje, twoje grzechy i wszedł z nimi w wody Jordanu, aby je zmyć, i weźmie je po raz drugi na drzewo krzyża, aby dokonać dzieła naszego odkupienia. Ale też solidarnie od nas, ode mnie, od ciebie oczekuje postawy zerwania z grzechem, dezaprobaty dla zła.
To prawda, grzesznikami zawsze będziemy, ale musimy dźwigać się z grzechu. Ktoś powiedział, że o naszej wielkości, o naszej świętości decyduje nie to jak często człowiek upada, grzeszy, ale jak szybko z upadku, z grzechu się podnosi. Bo dopóki człowiek podnosi się z grzechu i jak długo chce się podnieść, tak długo jest wielki. Autentycznie wielki. Małym staje się wtedy, gdy już nie chce się dźwigać, gdy stracił wiarę w sens podnoszenia się, dźwigania się z upadku.
Chrystus wstępujący dziś w wody Jordanu wskazuje nam drogę życia, sposób postępowania: konieczność ciągłego oczyszczania się.
Ciągłego oczyszczania się z grzechu, z naszych słabości.