II Niedziela po Bożym Narodzeniu – 3 stycznia 2016

Słowo przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli – tak opisuje Boże Narodzenie św. Jan. Sytuacja ta odnosi się i do wydarzeń sprzed dwóch tysięcy lat, kiedy to mieszkańcy Betlejem nie przyjęli Jezusa, jak i do nas żyjących na progu trzeciego tysiąclecia.
Swoi Go nie przyjęli. To tragedia człowieka nie przyjąć przychodzącego do niego Boga! Kiedyś w Betlejem przyjąć ciężarną kobietę, która lada chwila będzie rodzić, to kłopot. Wielki kłopot. Trzeba zapewnić jakiś kąt w domu, najlepiej pokój i nie wiadomo na jak długo. Sąsiedzi mają większe mieszkanie, niech oni przyjmą kłopotliwych gości. W konsekwencji nikt ich nie przyjął.
Tak było kiedyś w Betlejem – tak jest i dziś.
Przyjęcie Jezusa, przyjęcie Jego nauki zmusza do zmiany życia, postępowania, zachowania, zmiany całej postawy życiowej. Bo jeśli przyjmę Jezusa, Jego Ewangelię – to muszę dostosować do niej moje życie, a to kosztuje. Wygodniej więc nie przyjąć Jezusa, nie uznać w Nim Boga, bo wtedy życie wydaje się być łatwiejsze.
Przyjąć Jezusa – to przyjąć jego wolę, Jego prawo. To dostosować do niego swoje życie. I tu leży problem wiary i niewiary. Trafnie ujmuje to okupacyjna kolęda:
Nie było miejsca dla Ciebie w Betlejem w żadnej gospodzie
i narodziłeś się, Jezu, w stajni, ubóstwie i chłodzie.
A dzisiaj czemu wśród ludzi tyle łez, jęków, katuszy,
Bo nie ma miejsca dla Ciebie w niejednej człowieczej duszy.
I dlatego Boże Narodzenie jest wołaniem o miejsce dla Boga w naszej Ojczyźnie i w każdej ludzkiej duszy.
W mojej też.