Przed Piłatem, namiestnikiem rzymskim, stanął Jezus z cierniową koroną na głowie, skatowany na całym ciele, z twarzą pokryta potem i krwią, a namiestnik Rzymu rzucił sarkastyczne pytanie: Czy to jest człowiek? Czy ten strzęp ludzkiej istoty podobny jest jeszcze do człowieka? I to ma być król? Zdaje się Piłat mówić: Chyba moi żołnierze wybili ci już z głowy te mrzonki o królestwie?
I tę chwilę, po ludzku rzecz biorąc, jak najbardziej nieodpowiednią, wybrał Jezus na proklamowanie swojego królestwa, swej królewskiej godności: Jestem królem, ale zaraz wyjaśnia, żeby nie było żadnych wątpliwości, lecz królestwo moje nie jest z tego świata. I uzasadnia: Gdyby z tego świata było królestwo moje, słudzy moi biliby się niechybnie, żebym nie był wydany w ręce Żydów. Mógłbym przecież prosić Ojca, a zesłałby mi więcej niż dwanaście hufców anielskich na pomoc. I może chwilami mamy pretensje do Pana Jezusa, dlaczego nie poprosił o tę pomoc z nieba, dlaczego nie starł na proch swoich prześladowców, dlaczego nie dał im takiej nauczki, żeby im podobni do dziś ją pamiętali!
Dał nam Jezus naukę o wiele głębszą zawartą w słowach: Królestwo moje nie jest z tego świata. Królestwo moje nie jest stąd.
Królestwo Boże, którego Jezus jest władcą, to dusza ludzka wolna od grzechu ciężkiego. W takiej duszy rządzi Jezus realizując w niej, jak głosi dzisiejsza prefacja, królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju. A jeśli tak, to czy moja dusza jest królestwem Jezusa?
Odpowiedź będzie właściwym przeżyciem dzisiejszego święta.