„Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie!”
Często mówi się i pisze o „ludziach sukcesu”. Człowiek sukcesu to ktoś, komu się w życiu powiodło, osiągnął to, o czym marzył. Mówi się o nich: ulubieniec losu, dziecko szczęścia…
Myśli się wówczas zwyczajnie o takich dziedzinach życia jak ekonomia, polityka, nauka, sztuka, film, muzyka, sport… I nieraz pewnie tym szczęśliwcom zazdrościmy, bo myślimy, że my w życiu takiego sukcesu nie odnieśliśmy. Bo o nas nie jest głośno w prasie, radio i telewizji. Bo myśmy nie zrobili kariery w potocznym, obiegowym znaczeniu. I nam, czasem zawiedzionym, może nawet sfrustrowanym, stawia Kościół dziś przed oczyma i pod rozwagę możliwość i szansę „zrobienia kariery” w innym o wiele głębszym, wartościowszym wymiarze wskazując na Wszystkich Świętych – „Ludzi sukcesu” w wymiarze duchowym.
To prawda, bo Wszyscy Święci to ludzie sukcesu! To oni osiągnęli pełny sukces, wygrali główną nagrodę, zrealizowali cel swojego życia. I ta „kariera”, ten pełny, religijny sukces w żadnym przypadku nie stoi w opozycji do ziemskich sukcesów. Można więc być świętym będąc równocześnie i bogatym, i politykiem, i naukowcem, i artystą plastykiem, muzykiem czy sportowcem… czy zupełnie szarym zwyczajnym człowiekiem
W Uroczystość Wszystkich Świętych Kościół ukazuje nam niebo, a w nim świętych, którzy byli na ziemi przed nami, przeżywali te same kłopoty, trudności, jakich my doświadczamy, a teraz cieszą się szczęściem bez końca.
Ludwik Jerzy Kern, napisał w 1976 roku w gazecie „Przekrój” wiersz pt.: „Wszystkich Świętych”:
Świętych niby jest dużo,
na każdy dzień i od święta,
ale biorąc pod uwagę tę liczbę ludzi, którzy dotychczas żyli,
to jest ich zaledwie jakaś tam jedna miliardowa procenta.
Różne wydały ich czasy
i bardzo rozmaite kraje –
zresztą w mym przekonaniu, świętych jest o wiele więcej,
niż się to oficjalnie podaje.
Nie noszą aureoli ani w antyfon
nie pławią się w złotku,
jeżdżą podobnie jak my, tramwajami.
A jednak są święci.
Tam, wewnątrz, w środku.
Z pracy wracają do domu,
sprzątają, robią kolację –
do głowy nigdy nie przyjdzie nikomu
wystąpić o ich kanonizację.
Dlatego dobrze chyba,
że jest taki dzień przeznaczony
specjalnie dla wszystkich tych świętych
z imienia nie ujawnionych.
Nie mają „pomników” w kalendarzu liturgicznym, nie wzywamy ich w litanii do Wszystkich Świętych, nie znamy ich imion, ale wiemy, że życia nie zmarnowali i osiągnęli największy sukces:
Zdobyli niebo! Są z Bogiem na zawsze!
To ci, którzy chodzili tymi samymi ulicami, co my; mieszkali w tych samych domach, co my; może jeszcze nie tak dawno się modlili w naszej świątyni, a dziś cieszą się niebem.
To nasi rodzice. To nasi współmałżonkowie. To nasi bracia i siostry. Nasi sąsiedzi, przyjaciele, znajomi. Ludzie, którzy byli jak my: słabi, grzeszni. Upadali, popełniali życiowe błędy, ale podnosili się z upadku, z grzechu. Kochali Boga. Kochali bliźnich. Zmarli w stanie łaski uświęcającej. Ludzie największego sukcesu! Skoro oni mogli ten sukces osiągnąć – to i my także możemy! Bo w każdy sukces – także ten duchowy, trzeba mocno wierzyć!
Jak zatem ten cel naszej wiary – czyli niebo możemy osiągnąć?!
Mówi nam o tym Jezus Chrystus w Kazaniu na Górze, podając program 8 Błogosławieństw:
Błogosławieni ubodzy w duchu, błogosławieni, którzy się smucą,
błogosławieni cisi, błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, błogosławieni miłosierni, błogosławieni czystego serca, błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości…
Według Jezusa Błogosławionymi – czyli tłumacząc z j. greckiego – szczęśliwymi są ci, którzy osiągnęli pełnię szczęścia /paradoks/ w nieszczęściu – czyli w cierpieniach, bólach i doświadczeniach życiowych. „Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie!”
Na ziemi doznali cierpienia i ucisku, aby pełną nagrodę odebrać w wieczności. I Kościół właśnie dzisiaj czci tych, anonimowych dla nas, zwyczajnych, „szeregowych” świętych.
„To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku, i opłukali swe szaty, i wybielili je we krwi Baranka”. Święty Jan Apostoł w dzisiejszym pierwszym czytaniu mówi, że świętych jest nieprzeliczona liczba: „I usłyszałem liczbę opieczętowanych: sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych ze wszystkich pokoleń synów Izraela”. Św. Jan charakteryzuje ową symboliczną rzeszę błogosławionych czyli szczęśliwych w niebie, która jest tą grupą wybrańców i szczęśliwców, wyróżnionych przez samego Boga. A kluczem do ich sukcesu jest postawa pełnej otwartości na Boga, wypełnienia jego planu w swoim życiu i pełnego zaufania w Bożą moc.
Dziś odwiedzimy groby naszych najbliższych. Postawimy kwiaty, zapalimy znicze, zmówimy za nich modlitwę. „I tak jak światło długo się pali, dopóki nie wypali się oliwa lub wosk, tak każdy człowiek żyje długo, jak długo trwa pamięć o nim…”
Często mówi się, że ten dzisiejszy dzień to dzień refleksji i zadumy nad przemijalnością naszego życia. Ale to nie jest właściwe spojrzenie! Nie mamy zadumać się nad przemijalnością, ale nad jego kontynuowaniem w wieczności. Przychodząc na cmentarz, przyjdźmy z wewnętrzną radością, tak jak przychodzimy na uroczystości i spotkania rodzinne. Bo przecież Uroczystość Wszystkich Świętych – to radosny dzień narodzin dla nieba, tych, którzy przeszli przez ciasną bramę śmierci. To ich przygarnął Chrystus. To są ich urodziny! Wierzymy w to mocno, że życie człowieka nie kończy się na cmentarzu! Grób nie jest ostateczną i końcową stacją naszego życia!
Grób to tylko chwilowy odpoczynek, krótki przystanek na drodze do wieczności!
Nasza stacja końcowa i punkt docelowy to niebo! Port wiecznej szczęśliwości z Bogiem.
To spotkanie z kochającym Bogiem Ojcem i z naszymi bliskimi!
Panie, dziękuję Ci za Twoje słowa wypowiedziane na Górze Błogosławieństw, proszę Cię o to, abyś dał mi wytrwałość, która pozwoli mi wprowadzić je w czyn i żyć nimi, aby kiedyś dołączyć do grona tych, których wspominamy w tej Uroczystości. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.