Homilia na XIX Niedzielę zwykłą

„Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie”.

Dziś ludzie prześcigają się w różnego rodzaju przepisach; a to przepis na dobre ciasto, a to przepis na dobrą sałatkę, przepis na dietę odchudzającą. A dzisiejsza Ewangelia daje nam tzw. przepis na duchowe szczęście. W dietach ważne są składniki. Najważniejszym składnikiem boskiego przepisu na szczęście w tej przypowieści jest postawa gotowości na przyjście Pana. Jezus mówi wyraźnie: Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie.
A wy podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci; aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie”.

Dziwna może się wydawać ta Jezusowa recepta na szczęście. Czuwanie kojarzy się przecież z życiem w napięciu, w ciągłym niepokoju. Czuwanie jest żmudnym wysiłkiem, ale my potrafimy i umiemy czuwać, kiedy matka czuwa przy łóżku chorego dziecka, kiedy czekamy na gości, kiedy rodzice oczekują przyjazdu dzieci zza granicy i nawet w nocy wstają, aby im, zdrożonym i zmęczonym po długiej podróży otworzyć i przywitać w domu. Może wielu z nas uczestniczyło nie raz w całonocnych czuwaniach modlitewnych – jak Godzina Miłosierdzia czy Wieczór Uwielbienia czy też w czuwaniach całonocnych. Ale ta recepta nie jest ludzkim wymysłem, ponieważ pochodzi od Jezusa. To w pewien sposób egzamin z wiary, która nieustannie jest poddawana próbom, aby stawała się coraz mocniejszym fundamentem dla życia chrześcijańskiego. Wiara w obietnice Jezusa oczyszcza nas z postawy niepewności czuwania i pokazuje, że właśnie przez tę postawę warto być świadkiem Chrystusowego Królestwa tu ziemi. Uczy właściwych kryteriów oceny rzeczywistości i działania. Szczęście osiągniemy wtedy, kiedy Bóg jak Pan z przypowieści przyjdzie i zastanie nas czuwających, czyli gotowych na spotkanie.
Czy my jako naród, społeczeństwo, wspólnota, parafia, chrześcijanie umiemy czuwać i chcemy czuwać.
Czy jesteśmy cierpliwi w postawie wierności Bogu? Co pokazuje rzeczywistość?!
Ano to , że nie do końca potrafimy, umiemy  i nie do końca chcemy czuwać.
Ciągłe zniecierpliwienie, niezadowolenie i frustracje. Ciągłe podziały w rodzinach, sąsiedztwie, społeczeństwie w kraju – wzdłuż i wszerz. Uważamy się za chrześcijan i ludzi wierzących, a potrafimy w ciągu jednej chwili wylać niczym wiadro pomyj tyle żółci, jadu złości, agresji i nienawiści, że tak naprawdę nie ma tam miejsca na prawdziwą braterską miłość. Ciągle słyszymy słowne ataki, hejtowanie w Internecie i w realu, mniejszości chcą rządzić i narzucać swoje prawa większościom. Ciągle słyszymy pomówienia, oskarżania, formy donosicielstwa, brak szukania wspólnego języka do porozumienia i zgody. Czy tak ma już być w naszym życiu do końca świata?!
W poszukiwaniu odpowiedzi natrafiłem na opowiadanie Stanisława Adama Majaka: „Stary gwizdek”.
W  małym miasteczku w domu jednorodzinnym, gdzieś na peryferiach mieszkał dziadek. Był człowiekiem życzliwym i radosnym, otwartym na innych. Cieszył się szacunkiem i uznaniem wśród sąsiadów i domowników. Ale pewnego sobotniego ranka przelała się w nim szala goryczy. Kiedy wyszedł z pokoju, aby zaparzyć sobie w kuchni kawę, zobaczył jak na korytarzu jego córka kłóci się z najstarszą wnuczką o to, kto będzie sprzątał dom i dlaczego znowu ona – przecież to nie fair. Próbował przemknąć się dalej, ale obok łazienki zobaczył dwóch wnuków, którzy okładali się pięściami i krzyczeli, jak bardzo się nienawidzą za to, ze jeden drugiemu zajął łazienkę. Kiedy próbował iść dalej, usłyszał z pokoju krzyk zięcia, który straszliwie przeklinał pracownika za to, że na czas nie wywiązał się z kontraktu wobec klienta. Wycofał się zmieszany i wrócił do pokoju. Próbował ogarnąć myśli, otworzył okno, a tam dwaj sąsiedzi obrzucali się słownie inwektywami, za to, że jeden wypuścił psa a drugi kota
i na efekty długo nie trzeba było czekać. Pospiesznie zamknął okno, aby zanurzyć się choć na chwilę w ciszy. Włączył telewizor, a tam rozpoczynała się debata, w której politycy mocno ubliżali sobie w słowach wyrażając wzajemną niechęć i pogardę. Wyłączył tzw. zjadacza czasu i pomyślał: jak ja mam tu żyć w takich warunkach? Wybudowałem ten dom w trudnych czasach, oszczędzaliśmy pieniądze razem z nieżyjącą żoną, wszystko z myślą o dzieciach i wnukach, a tu nawet przez chwilę nie można zaznać świętego spokoju. Błyskawicznie wyjął z szafy podręczną torbę podróżną, zapakował najważniejsze rzeczy i postanowił się ulotnić – wyjechać do swojego przyjaciela na wieś, z którym przed laty pracował w jednym zakładzie. Kiedy wyszedł na zewnątrz, nagle na schodach poczuł lekkie szarpnięcie za rękę. Zdziwiony zobaczył przed sobą najmłodszego wnuka, który bawiąc się na podwórku podbiegł do niego i zapytał: Dziadziu dokąd idziesz? Dziadek odpowiedział: Muszę stąd wyjechać na chwilę, bo nie ma tu dla mnie miejsca! Nie mogę wytrzymać! Dziadziu, a kto mi będzie opowiadał bajki i piękne historie na dobranoc? Zostań! Dziadziu ja cię  bardzo kocham! Malec przytulił się do wzruszonego dziadka. Nagle ożywił  się i powiedział: Pomogę ci, żeby był znowu spokój w naszym domu! Wbiegł na schody i zniknął za drzwiami. Po chwili uśmiechnięty od ucha do ucha wrócił, trzymając w ręku stary gwizdek, który dostał na pamiątkę od dziadka  –  kiedyś dziadek mu opowiadał, jak to sędziował mecze  piłkarskie na boisku. Ciągnąc dziadka za rękę wszedł do domu i ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich nagle rozległ się głośny gwizd – wszyscy kłócący się oniemieli, panie zatykały sobie uszy, a zdziwiony zięć wyglądał z pokoju. Wnuczek krzyknął na całe gardło: Cisza! Teraz dziadek ma głos! Stanęli jak wryci! A dziadek spojrzał na wnuczka, mrugnął okiem i powiedział: Dziękuję ci wnusiu za pomoc. Skoro już wykłóciliście się za wszystkie czasy, nawściekaliście się i wzajemnie sobie poubliżali, to może pójdziemy wszyscy do kuchni, bo z tego wszystkiego zapomniałem, że chciałem napić się kawy!
Domownicy spuścili głowę i jeden po drugim pokornie weszli do kuchni.
I nastała cisza …
To opowiadanie można śmiało przenieść na grunt domowy, sąsiedzki, parafialny, gminny, narodowy. Może warto aby w naszych uszach zabrzmiał  przynajmniej w naszej wyobraźni taki przeraźliwy gwizdek – STOP ZASTANÓW SIĘ KIM JESTEŚ, CO ROBISZ I PO CO TAK NAPRAWDĘ ŻYJESZ?!
Po to by nieustannie się kłócić i walczyć, czy po to, aby czuwać i przygotowywać się na przyjście Pana?! Życie jest zbyt piękne i zbyt krótkie, aby tracić je na ciągłe awantury, plotki, waśnie spory. Dlatego Jezus mówi do nas:„Czuwajcie i módlcie się bo w chwili, której się nie spodziewacie, Syn Człowieczy przyjdzie?!” Prośmy gorąco, abyśmy nie przespali końca świata i nie zapomnieli do czego tak naprawdę tu na ziemi wszyscy się przygotowujemy: Boże Ojcze, który nie wahałeś się oddać swojego Syna za nas. Pomóż mi zachować czujność serca, abym zawsze był wdzięczny za udzielone mi dary i gotowy na spotkanie z tobą w wieczności. Amen.